Słowo o Łukaszu
Powoli podeszłam do okna. Miałam wrażenie, że zewsząd rozchodził się głośny dźwięk wiertarki... ale ponieważ odgłos ten wlatywał i wylatywał mi tym samym uchem, nie przeszkadzało mi to.
- Hej! Nadia!
Automatycznie spojrzałam w dół, gdzie zobaczyłam swojego chłopaka, Łukasza, który z szerokim uśmiechem, energicznie do mnie machał. Uśmiechnęłam się blado, po czym delikatnie podniosłam rękę, aby minimalnie nią poruszyć. Nie mogłam pozbyć się uczucia, że to dobrze, że nie do końca.. jest sobą. Tak jest łatwiej udawać, że wszystko jest w porządku.
Zasłoniłam rolety i chwiejnym krokiem podeszłam do fotela, na którym usiadłam. Wbiłam wzrok w podłogę, zastanawiając się, dlaczego ludzie przeważnie zmieniają się... na gorsze? Dlaczego... nie mogą pozostać tacy, jakimi byli dawniej... już na zawsze..? Chciałabym, żeby powróciły czasy ,,normalnego" Łukasza... Czasy, w których myślał o czymś więcej niż o marihuanie. To żałosne, patetyczne marzenie niezmiennie gości w moich myślach. Bezsensowne, nierealne pragnienie, żeby było tak jak kiedyś, niestety nie ma szansy się spełnić. Kiedyś.. wszczynał dyskusje z każdym - na najróżniejsze tematy - lubił mówić o swojej niegdyś wielkiej, prawdziwej wierze, poezji, której był zapalonym miłośnikiem, muzyce, ale też o moralności i godności ludzkiej, o wartości życia. Był wspaniałym, światłym, inteligentnym, wrażliwym człowiekiem. Tak, jak mówiłam... był. Dopóki tego nie zaczął... dopóki nie zaczął brać tego... świństwa, przez które traci po kolei wszystko, co miało dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania