Słupsk - Paryż Pomorza

Wstęp

Ciepły maj. Wpadłem z UK do Trójmiasta zaledwie na dwa dni. Miałem się tam spotkać ze znajomą. Nic jednak z tego nie wyszło. Postanowiłem więc w nieco inny sposób spędzić ten krótki czas na Pomorzu. Gdańsk już odwiedzałem kilka razy. Zjechałem też Gdynię, Sopot, Wejherowo a nawet Sztutowo (gdzie w miejscowym barze mlecznym jadłem jeden z najlepszych i najtańszych obiadów w całym regionie). Tak więc pierwszy dzień poświęciłem na ‘sesje poprawkową’. Eksplorowałem tereny przemysłowo-kolejowo-marynarsko wojenne na Oksywiu.

 

Drugiego dnia nie mogłem zmarnować bezproduktywnym łażeniem i postanowiłem się wybrać do miasta, w którym nigdy jeszcze nie byłem. To miejsce to taki mini-Paryż. Z pięknymi bulwarami, artystycznymi muralami, z tramwajem obok historycznej bramy miejskiej. Zapraszam do przeczytania mojej relacji ze Słupska.

 

Wyjazd z Gdańska i co nieco o “Gryfie Pomorskim”

Do Wejherowa udało mi się jeszcze dojechać na dobowym z wczoraj. W kaszubskiej stolicy musiałem wysiąść z SKMki i kupić bilet na dalszą podróż.

 

Będąc przez chwilę w Wejrowie zwróciłem uwagę na tablicę upamiętniającą udany zamach na gestapowca, ‘kata Pomorza’ Kurta Hagemanna. Chyba wszyscy w Polsce wiedzą o Armii Krajowej. Mniej ludzi wie o takich organizacjach konspiracyjnych jak na przykład “Gryf Pomorski”. W Generalnym Gubernatorstwie pomimo wszechobecnego terroru Niemców łatwiej było działać i ukryć się. Niemcy mordowali praktycznie wszystkich Polaków, kara śmierci była prawie za wszystko, więc mieli cały naród przeciwko sobie. Nawet przysłowiowa babcia handlująca pietruszką na Kercelaku była bojowniczką ruchu oporu. Nie musiała rzucać granatami, ale mogła gotować obiady dla bojowców, czy zmylać wroga na różne sposoby.

 

Natomiast Pomorze było wcielone bezpośrednio do Starej Rzeszy i intensywnie germanizowane. Polacy musieli się tu o wiele bardziej pilnować, o ile w ogóle mogli tu mieszkać. Mimo tego “Gryf Pomorski” siedział tu w lasach aż do końca wojny i intensywnie działał na tych terenach. Podjął nawet próbę zamachu na pociąg Hitlera “Amerika”.

 

Cieszę się, że udało mi się oszczędzić trochę na dojeździe do Słupska. Gdybym jechał z Gdańska Głównego to zapłaciłbym z 10 złotych drożej. Za takie pieniądze to można się przyzwoicie najeść gdzieś na mieście. Jadę pociągiem ‘Polregio’. Eleganckie wnętrza, nie powiem, ale podróż nim jest koszmarnie długa. Deszcz pada co nieco, usypia mnie. Dwie dziewczyny niedaleko rozmawiają o problemach zdrowotnych.

 

Wojna słupsko-gdańska

W końcu docieram na miejsce. Dworzec PKP funkcjonuje jak trzeba. Nie jest to jakiś zabytkowy, zachwycający budynek, ale wszystko działa jak trzeba. Nie odbudowano starego dworca, z czasów niemieckich.

 

Miejscowa korporacja taksówkowa reklamuje się liczbą 666 czyli numerem bestii. Jednym słowem, piekielnym serwisem dojedziesz najtaniej. Oby tylko nad morze a nie do jakiegoś równoległego świata, gdzie mieszka Lucyfer, taki tam romantyk marzący o sprawiedliwym świecie, monstrum z trzema paszczami.

 

Naprzeciwko dworca mieści się agencja pośrednictwa, która nęci Ukraińców ofertami pracy. Proszę jaki dobrobyt w tej Polsce. Wszyscy Polacy mają już dobrze płatną pracę, więc zapraszamy przybyszów zza wschodniej granicy. I potem się dziwią, że Polacy nie chcą tu wracać z zagranicy.

 

Zachodzę na dworzec PKS, żeby się zorientować w opcji wieczornego powrotu do Gdańska. Może będzie nieco taniej niż koleją. Niestety do Gdańska ze Słupska nie jeżdżą żadne autobusy. Obrazili się na siebie czy jak? Autobusem można stąd dojechać nawet do Warszawy, Krakowa czy Jeleniej Góry, więc czemu nie do Trójmiasta, które przecież jest o wiele bliżej?

 

W okolicznym kiosku mają księgi Tytusa, Romka i A’Tomka. Właśnie zbliża się Dzień Dziecka i z tej okazji można przeczytać naiwny wierszyk zachęcający do zakupów.

 

Mały Paryż

Słonce wyszło. To bardzo dobrze. Lepsze światło do zdjęć. Słupsk zachwyca bardzo ładnym bulwarem, ulicą Wojska Polskiego. Miejscówka bardzo fotogeniczna.

 

Zanim jednak zacznę zwiedzanie muszę iść coś zjeść. Idę do pierwszego napotkanego lokalu. Zamawiam tam kubełek kebab za 12 zł. Cena standardowa, ale jedzenia nie za wiele i nie za smaczne. Nie ma porównania z kubełkiem w Chełmnie czy koło dworca w Gdyni. Tak to jest gdy właściciel przesadnie inwestuje w wystrój wnętrza i próbuje zrobić z baru szybkiej obsługi – restauracje. A przecież tapet i lampionów się nie je. Lodówka z napisem ‘Pepsi’ w stylu retro, specjalne siedzenie dla niemowlaka, żeby nie uciekał przy karmieniu, i co z tego jak jedzenia mało. Po drugiej stronie jest bar mleczny. Może bym się najadł taniej i bardziej niż tutaj. Dwudaniowe ‘danie dnia’ kosztuje tu zaledwie 11.39 zł.

 

Planty słupskie i malunki

Idąc ulicą a właściwie bulwarem Wojska Polskiego docieram do plantów z napisem ‘I love Słupsk’. Miłe to, choć napisy tego rodzaju są już właściwie na całym świecie, nawet w Workucie. Jednak w Workucie na pewno nie ma tak kolorowego budynku jaki dumnie prezentuje się tutaj.

 

Tak w ogóle Słupsk słynie z murali. Można je znaleźć w wielu rożnych miejscach, ale ten na plantach na ulicy Starzyńskiego 11 jest najokazalszy. Ilustruje on historię miasta od czasów niemieckich, nawiązania do okresu gdy Słupsk został zdobyty w 1807 roku przez Polaków walczących u boku Napoleona czy do słynnych słupszczan jak Jerzy Waldorff.

 

Zastanawiałem się czy ten duży mural przypadkiem nie ukrywa jakiejś mrocznej tajemnicy z przeszłości. Na przykład fakt, że było tu jakieś więzienie czy coś innego w tym rodzaju. Za budynkiem zauważyłem jakieś zabudowania przypominające trochę areszt śledczy. Jednak jak się dowiedziałem w Informacji turystycznej nic takiego tu nie miało miejsca. Po prostu, szara ściana została przemalowana w 2016 roku.

 

Informacja Turystyczna

Zawsze będąc w nowym miejscu, szczególnie takim mniej popularnym jak Gdańsk czy Warszawa staram się zajść do miejscowej informacji turystycznej i trochę ich przetestować z wiedzy w temacie. Muszę przyznać, że dziewczyny, które pracują w słupskim oddziale IT naprawdę mają zapał do swojej pracy. Odpowiadały na moje najbardziej nietypowe pytania, jak na przykład o historii Słupska w czasach III Rzeszy, czy zapytaniach o dawną siedzibę UB/SB.

 

Jedynym minusem są pamiątkowe kubki z napisem ‘Stolp’. Nie ma takiego miasta. Stolp przestał istnieć w 1945 roku. Powiedziałem im, że pisze bloga i prześle im artykuł gdy go wreszcie skończę.

 

Rynek, czyli ratusz Biedronia

Zaraz obok Informacji Turystycznej, przy głównym placu miasta znajduje się przepiękny ratusz miejski, w którym urzęduje znany nie tylko w Słupsku Robert Biedroń. Nie moja opcja polityczna. A co do jego prezydentury to nie będąc mieszkańcem miasta nie jestem w stanie się wypowiedzieć czy jest on dobrym czy złym wyborem. Z tego co przeczytałem: oszczędne gospodarowanie budżetem, oddłużenie miasta i parę sensownych inwestycji są dobrymi posunięciami. Zaraz obok ratusza stoją angielskie budki telefoniczne. Nie wiem po co. Pewno dlatego, że czerwone. Podobno pan Biedroń lubi ten kolor.

 

Słupskie ‘szubienice’

Tak jak w każdym rosyjskim mieście jest pomnik Lenina, tak w Polsce spuścizną po okresie PRLu są ‘pomniki wdzięczności dla Armii Radzieckiej’. Na warszawskiej Pradze mówiono na to coś ‘Czterech Śpiących’. W Olsztynie, w mieście, które zostało podpalone przez Sowietów już po odbiciu z rąk niemieckich, tego rodzaju pomnik określany jest pogardliwie mianem ‘szubienic’.

 

Podczas gdy w Olsztynie władze nie za bardzo wiedzą co zrobić z tą instalacją, to w Słupsku rozwiązano problem ‘niechcianego prezentu’ w całkiem rozsądny i łatwy sposób. Zamiast wysadzać w powietrze (media rosyjskie by miały z tego wyśmienitego ‘newsa’) czy zostawiać na żer wandalom wywalono jedynie komunistyczną tablicę pamiątkową. Zastąpiono ją nową, z hołdem dla żołnierza polskiego, inwalidów i osób wywiezionych do pracy przymusowej.

 

Brama miejska i tramwajowy pomnik obklejony gazetami

Aha, Sowieci nie tylko podpalili Olsztyn, ale również i Słupsk. Brama miejska była jednym z niewielu elementów, której udało się przetrwać to barbarzyństwo. Tak w ogóle słupska ‘starówka’ jest mocno ‘rozcieńczona’. Kilka starych budynków to głównie kościoły oraz kaiserowska poczta.

 

Miejscowy Kościół Mariacki jest dość typowym wytworem architektury gotyckiej, odbudowanym po 1945 roku. Jedynym elementem wyróżniającym go jest fakt, że Słupsk ma swoją wieżę w Pizie, gdyż wieża świątyni jest odchylona od pionu o 89 cm.

 

Miasta takie jak Słupsk, Elbląg, Olsztyn czy Malbork były po II Wojnie Światowej uznawane za miasta niemieckie. Dlatego celowo je niszczono, albo cegły z tutejszych kamienic użyte zostały do odbudowy Warszawy.

 

Słupsk miał kiedyś komunikację tramwajową. Jednak w 1959 roku system ten został ostatecznie zlikwidowany. I nie jest to wina jedynie złej sytuacji gospodarczej Polski Ludowej. Nawet za Niemca niektóre linie były likwidowane. W latach 20tych bywało tak, że całkowicie zawieszano przewozy tramwajowe w mieście.

 

Współcześnie, dla upamiętnienia bytności tramwajów w Słupsku koło bramy miejskiej zostawiono jeden stary tramwaj jako pomnik. Nie wygląda on zbyt reprezentacyjnie, bo obklejono go gazetami. Zastanawiam się czemu tak? Czyżby chciano ukryć w tym wagonie jakieś sekrety niedostępne dla postronnych, normalnych ludzi? Może było to miejsce libacji, schadzek i orgii w centrum miasta? A może z innego, nieznanego mi powodu?

 

PRLowska architektura czyli prezent na ‘Dwudziestolecie Polski Ludowej’

Słupskie stare miasto nie jest więc czymś wyjątkowym. Bardziej zwróciły moją uwagę domy zbudowane w 1965 roku dla upamiętnienia ‘Dwudziestolecia Polski Ludowej’. Bardzo ładna budowla. Lekko udająca kamienicę, ale też z mocnym socrealistycznym sznytem architektonicznym.

 

‘Biedronka’ na Starym Rynku

A obok mieści się ‘Biedronka’. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak ładnie usytuowanej jak tutaj. Wcześniej znajdowało się tu kino. Miejscowi koneserzy kultury podnieśli w związku z tym straszne larum, że zabiera się im kulturę. Ale po co komu drogie kina z rechoczącymi debilami żrącymi popcorn, gdy prawie każdy teraz ma kino domowe albo przynajmniej własny komputer. A ludzie przede wszystkim potrzebują zjeść i to jak najtaniej a nie chodzić na drogie seanse. Oczywiście, trochę kłuje oczy logo dyskontu w miejscu gdzie kiedyś pojawiały się informacje o kolejnych premierach. Kiedyś wisiały tu wielkie billboardy z 'Gwiezdnymi Wojnami', a teraz 'Biedronka' mogłaby dać jakiś plakat z zupami. Biała kiełbasa i jaja w promocji i można zrobić tanio żurek.

 

Kino to biznes a nie fundacja dobroczynna. Przestał być potrzebny, to upadł. W kino-‘Biedronce’ kupiłem tanio bardzo dobre pączki, którymi zaspokoiłem głód na resztę dnia po byle jakim kebabie.

 

Kolejne zabytki – Pierwsza Poczta, Baszta Czarownic i Spichlerz

Niewiele się ostało z tego starego Słupska. Nawet Stary Rynek jest ‘stary’ tylko z nazwy, bo otoczony PRLowskim budownictwem. Jednak gdy się pójdzie nieco w bok można odkryć kilka perełek z zamierzchłych czasów. Poczta zbudowana w 1879 roku ostała się nietknięta. Ciekawe czemu? Czyżby cegły, z których była zbudowana nie pasowały stylistycznie do warszawskiej Starówki?

 

Baszta Czarownic

Docieram wreszcie do rzeki Słupia i Mostu Kowalskiego. Nie przechodząc przez niego, kieruję się wzdłuż wody do Baszty Czarownic. Miejsce to było na początku swego istnienia częścią murów obronnych Słupska. Później zostało przekształcone, że tak ładnie to ujmę w areszt śledczy i więzienie dla kobiet oskarżonych o czary. Ostatnią kobietą skazaną za tego rodzaju ‘przestępstwo’ była Trina Papisten. Z tego, co się dowiedziałem to nie tyle skazano ją za rzucanie uroków, ale bardziej za to, że się wyróżniała spośród miejscowych. Słupsk wtedy należał do Prus, a Trina była katoliczką ze związkami z polską kultura i obyczajami. Tak więc ‘postępowi’ Niemcy ‘praworządnie’ zamęczyli ją tylko dlatego, że nie była pruską protestantką.

 

Dzisiaj w Baszcie znajduje się galeria z darmowym wstępem i akurat udało mi się trafić na nowoczesną twórczość Grety Grabowskiej. Czasem zastanawiam się kto robi wystawę takich ‘dzieł’ jak to tutaj. Gazety ze śmietnika udające sztukę. ‘Kolaż’ albo ‘collage’ jak to zapamiętałem z lekcji plastyki w szkole. Zwykła fanaberia ludzi, którzy są znudzeni życiem i byliby gotowi uznać psa wypróżniającego się na środku muzeum za element ekspresji w sztuce. Wielu artystów wkłada o wiele więcej wysiłku i inwencji w swoją sztukę niż takie dziwactwa jak to tutaj, a nie są doceniani. No ale świat nigdy nie był sprawiedliwy.

 

Spichlerz Witkacego

Po drugiej stronie rzeki, na plakacie przywieszonym na budynku widzę, że mają tam coś ciekawszego, niż wycinanki gazetowe, bo obrazy Witkacego. Lubię twórczość emocjonalną, mroczną, schizofreniczną, romantyczną, ekspresjonistyczną, jak zwał tak zwał. Kreacje ludzi naznaczonych chorobą psychiczną jak np. Van Gogh czy właśnie Witkacy. No ale nie na tyle, żeby wywalać za wstęp, aż 16 złotych. Z Kartą Dużej Rodziny jest o wiele taniej, ale co to za przyjemność kontemplować sztukę ze zgrają rozdartych, małych…? Chyba, że muzeum ma jakieś kojce gdzie można bezpłatnie przechować potomstwo.

 

Brama młyńska i Zamek Książąt Pomorskich

Idąc dalej wzdłuż rzeki, mijam głaz dedykowany księdzu Popiełuszce, docieram do Bramy Młyńskiej, a przede wszystkim do Zamku Książąt Pomorskich, gdzie mieści się główna siedziba Muzeum Pomorza Środkowego. Obok znajduje się hotel i całkiem miły ogród zamkowy, w stylu francuskim. Od razu przypomina mi się Kapitan Bomba i odcinek ‘RKS Chuwdu’ z oszczędnym turystą-podróżnikiem, który odwiedził sobie Kutasenat.

 

Brzydsza strona miasta

Lekko eksploruję nowszą część Słupska, ale dość szybko zawracam przede wszystkim w poszukiwaniu urbexów, o których się dowiedziałem w Informacji Turystycznej. Idąc przez brzydszą część miasta jeszcze raz docieram do Mostu Kowalskiego. Koło ładnego, starego budynku Starostwa Powiatowego docieram do parku, gdzie znajduje się o dziwo Pomnik Ku Czci Bohaterów Warszawy. Proszę jak kochają tu moje miasto. Albo musieli kochać.

 

Ciekawy jestem jak wygląda miejscowy szpital psychiatryczny. W informacji powiedzieli, że znajduje się na Armii Krajowej. I nie mieli racji, bo jak później przeczytałem to mieści się on na Obrońców Wybrzeża, czyli koło cmentarza, na wzgórzu. Nie dotarłem tam. Trudno.

 

Szkoła policji i dawna siedziba SB, ul. Kilińskiego 41

Ciekawszym miejscem niż w sumie dość zwykły szpital jest dawna siedziba SB. Dziś mieści się tam Społeczne Liceum Ogólnokształcące, ale budynek nie zmienił się zbytnio. Parę lat temu dodano jedynie tablicę pamiątkową. Na Kilińskiego nadal znajdują się instytucje o charakterze policyjnym, w tym szkoła dla adeptów zawodu policjanta. Gdy już wracałem pociągiem do Gdańska to akurat minąłem sporą grupę umundurowanych kursantów.

 

Rzeka Słupia – trzy mosty odwiedzone

Słupia nie jest jakąś szeroką, rwącą rzeką. Mosty w Słupsku nie są więc jakieś spektakularne. Po prostu takie łączniki nad małą wodą. Są ich trzy: Kowalski, Kaszubski oraz Zamkowy, na którym zamontowano nawet ekrany dźwiękoszczelne.

 

W końcu urbex i starsza pani z bólem serca

W Informacji Turystycznej mówiono mi o urbexie na Kopernika. Gdy tam szedłem myślałem, że na miejscu zostanę jakąś ruderę jak po bombardowaniu straszącą przechodniów. A tu zwykły, choć pewno że 100-letni budynek tyle, że na sprzedaż. Szyby w oknach, wygląda przyzwoicie, tylko pewnie drogi w eksploatacji i nie wiadomo co jest w środku. Zaraz obok budują się “Mieszkania Dla Młodych’. Żeby tylko pracę tu mieli.

 

Już miałem się stąd zwijać gdy zaczepia mnie starsza kobieta mówiąc, żebym jej zadzwonił na pogotowie, bo ma bóle w klatce piersiowej, a jej komórka się zepsuła. Dzwonię, więc na 112 i referuję sprawę – jakie ma objawy i gdzie dokładnie jestem. Okazuję się, że ta pani jest bardzo dobrze znana pracownikom pogotowia. Mówią mi, że to symulantka i wielokrotnie w ten sposób zaczepia przypadkowych ludzi, żeby zwrócić na siebie uwagę.

 

W dzisiejszych czasach nawet posiadanie rodziny, dzieci nie daje gwarancji uniknięcia samotnej starości. I tak w ogóle, w życiu lepiej liczyć na siebie. Nie polegać za bardzo na ludziach. Ludzi dziś częściej interesują pieniądze niż jakieś tam więzy rodzinne. Z drugiej strony, młodzi mają swoje życie i starzy, którzy mają mnóstwo wolnego czasu nie rozumieją tego, że nie zawsze ma się dla nich czas. I ja w sumie też nie jestem bez winy. Cenię sobie swoją wolność i nie lubię przebywania zbyt długo wśród ludzi.

 

Wystawna promenada na Sienkiewicza

Powoli, że tak powiem ‘zwijam drogę’, robię zwrot w stronę stacji. Na jednym z bloków mijam mural nie byle jaki, bo z dawnych lat, z czasów PRL, upamiętniający 1000-lecie państwa polskiego.

 

Docieram do kolejnej, przepięknej promenady na Alei Sienkiewicza. Mieszczą się tu albo mieściły się wszystkie reprezentacyjne instytucje Słupska. Pod numerem 7 kiedyś była siedziba partii NSDAP, dziś. jest tu lokalny sztab SLD. W dawnej siedzibie ‘stolpskiego’ Gestapo, pod numerem 5 rezyduje komornik. Na końcu alei-bulwaru Sienkiewicza zrobiono tzw. ‘żywy kalendarz’. Jego idea polega na tym, że od 1969 roku co rano specjalni pracownicy układają na nowo datę z kwiatów.

 

Znów docieram do plantów. Mijam lokal specjalizujący się w zapiekankach wszelkiego rodzaju o nazwie ‘Zapiekanka Krakowska’. Zapiekanki hawajskie, wiosenne, chłopskie i wiele innych. Jednak cena 7-8 zł to za drogo za taką przekąskę. Gdyby te zapiekanki były tak do 5 złotych to może bym sobie jedną kupił. Byle była długa.

 

I na koniec: Deotymy – obóz przesiedleńczy dla żydów

Ostatnią atrakcją Słupska, którą odwiedzam w tym dniu jest ulica Deotymy, gdzie w czasie II wojny mieścił się obóz przesiedleńczy dla żydów. Niestety nic nie pozostało z dawnej infrastruktury, jedynie tablica pamiątkowa.

 

Powrót do Gdańska

Do Gdańska wracam pociągiem TLK, więc będzie szybciej niż gdy tu przyjeżdżałem z rana. Na szczęście nie jest zimno a w okolicy są krzaki i inne nieużytki. Gdyby przypiliła naturalna potrzeba to jest gdzie pójść, bo dworcowa toaleta jest płatna z góry i to aż 3 złote. Musieli ludzie uciekać. I co wtedy wartowniczka ma zrobić? SOKiste postawić przed wejściem?

 

Nieodwiedzone

Widziałem tu prawie wszystko co chciałem zobaczyć. W samym Słupsku pominąłem dwa miejsca. Jednym z nich (jak to później zobaczyłem na Google Street View) był całkiem konkretny, bo paskudny, zrujnowany magazyn na Grottgera. Drugim lokalizacja dawnego obozu pracy dla Polaków na terenie dzisiejszego Kauflandu, tuż obok wieży ciśnień.

 

Poza Słupskiem, mogłem jeszcze przejechać się miejskim autobusem na Zagórki, popegeerowską wieś znaną z kultowego dokumentu pt. ‘Arizona’ . "Arizona, ratuje nasze życie" – jak to mówiła była więźniarka kacetu co to z głodu burka zjadła. Z okna pociągu widziałem miejsce dość podobne do tego z filmu. Tak jak tam koło siebie stały domy wielorodzinne, bloki. A obok nich szczere pole.

 

Podsumowanie

Mój jeden dzień w Słupsku był bardzo intensywny. Z perspektywy turysty tak niewielkie w sumie miasto prezentuje się bardzo przyzwoicie. Podróże kształcą, nawet gdy się poznaje własny kraj. A o tak mało rozreklamowanych miejscach jak Słupsk nie wiedziałem wcześniej prawie nic. Przyjechałem do Polski zaledwie na 2 dni a czuje się jakbym był tu co najmniej z pół miesiąca. I o to chodzi. Trzeba korzystać z każdego dnia, bo każdy nasz dzień może być ostatnim. Życie jest zbyt krótkie, by je marnować i robić zbyt długo to na co nie masz ochoty.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Okropny 27.02.2019
    Fajne to, przyjemne. Interpunkcja trochę kuleje, mógłbyś od czasu do czasu pierdolnąć jakiś myślnik tu i tam, zwłaszcza, że zdań masz dużo, porównania się zdarzają. Takie rzeczy jak "1897mym" to jakaś nowinka dla mnie, nie wiem jak to ugryźć, ja bym pewnie oddzielił to myślnikiem, wiesz:
    1897-mym?
    Nie, już lepiej zostawić bez, 1897. Chuj z tym.
    Kapkę to przydługawe, do ciekawostek wplatasz własne uwagi i to jest ok, ale zastanów się, czy rzucanie co chwilę tekstami w stylu: "za 7 złotych to drogo, za 5 bym kupił", albo: "jaki dobrobyt w tej Polsce (...)" Takie te uwagi, ci powiem, ani zabawne, ani gorzkie, ani kwaśne specjalnie. Bezsmakowo jakbyś silił się na krytykę obyczajów, podkreślam: silił. Przede wszystkim: raczej zalatują gównażerią. Wskazywałyby, że waszmość styl swój dopiero wyrabiasz i nie czujesz, że niektóre rzeczy mógłbyś przedstawić ciekawiej, mocniej, dobitniej, albo je pominąć, napisać je inaczej lub całkowicie od początku. I ja to rozumiem. Warto byłoby zajrzeć do niego później i sprawdzić, co zostawić a co wyciąć.

    Ogólnie tekst okej, przydługawy ale w porządku, daję Piątaka, bo dlaczego miałbym nie dać?
    Z pozdrowieniami
  • MarkD 27.02.2019
    Dzięki za konstruktywny komentarz. Gównażeria to była jak dla mnie wieki temu. Jestem w wieku średnim. Pozdrawiam również.
  • Lamb 27.02.2019
    Polowa o Slupsku, polowa o tym, ze jedzenia musi byc duzo i tanie, albo ze jakby bylo 2 zl tansze, to moze bys kupil, a tak to na pewno nie.

    Z tym kinem mnie troche zirytowalo. To, ze ktos chodzi do kina, nie oznacza z miejsca, ze jest debilem. Radykalne opinie na podstawie pozorow, ludzka specjalnosc. Co z tego, ze wiekszosc osob ma komputer, nie jest tym samym pod wzgledem klimatu i atmoafery obejrzec se w domu, a isc do kina.
    Zreszta raczej w kazdym wiekszym miescie sa drobne kina studenckie procz sieciowek, tam jest bardziej kameralnie i, UWAGA, to Ci sie spodoba - o pare zl TANIEJ xd.

    Fajnie z tymi obrazami Witkacego. Nie wiedzialam, ze jest tam cos takiego, choc bylam kiedys chwile w tym miescie, ale to bylo dawno.
  • MarkD 27.02.2019
    Jedzenia musi być dużo i tanie a nie jak u ludzi którzy chodzą do restauracji, żeby wyjść z niej głodnym. Nie wiadomo w takich miejscach czy tego jednego pieroga ze złotą posypką wrzucać na Insta czy go jeść.
    Nie ma potrzeby przepłacania. Moje ulubione lokale żywieniowe to stołówki dla ludu, czyli wszelkie bary mleczne i bary szybkiej obsługi.

    Kino to wg mnie strata pieniędzy i nie będę tam chodził. Na szczęście nie muszę, bo jestem jedynym panem swojego losu. Kino można mieć w domu, wystarczy zgasić światło w pokoju.

    Czytałem w internetach, że tego Witkacego gdzieś przenieśli czy zabrali. Sprawdź sama jak się sprawy mają. Ale jeśli jego obrazy nadal tam są i jesteś fanką jego sztuki to oczywiście Słupsk musisz ponownie odwiedzić.
  • Lamb 27.02.2019
    MarkD, ja rozumiem, ze Twoim zdaniem jedzenia musi byc duzo i tanie, ja to dobitnie zrozumialam juz po tym tekscie o samotnosci, jako swiadomym wyborze. Ja tylko slabo rozumiem, dlaczego polowa tekstu o Slupsku musi byc o tym jedzeniu i wgl: tych teoriach dotyczacych oszedzania. Dla mnie temat glowny nie ma nic wspolnego z tym jedzeniem, ale mozliwe, ze u Ciebie wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, i ze niewazne jakiego tematu by nie ruszyć, skonczy sie na tym, ze jedzenia musi byc duzo i tanie :D.

    Co do kina, to moją intencja nie bylo przekonywac Cie, bys gdzies chodzil, skoro nie przepadasz, chodzilo mi jedynie o to, ze jesli ktos lubi pojsc do kina, nie oznacza to z gruntu, ze jest debilem.

    Nie wiem, jak jest w drogich restauracjach, bo nie stac mnie na nie, czasem stac mnie na kurczaka z chinczyka, jest duzo i w miare tanie ;)).

    No ale wydaje mi sie, ze ludzie o wiekszym budzecie moze chodza do tych dobrych restauracji, o ktorych wspominasz, w charakterze spotkania towarzyskiego, a nie zeby sie nażrec, duzo i tanie. Podobnie jak ludzie czasem idą do kina, bo milo jest wspolnie wyjsc do kina. Mam na mysli, ze gdybys powiedział dziewczynie, ze do kina to nie, bo moze se zgasic swiatlo w pokoju i obejrzec na kompie, bo za darmo, to mogloby byc jej przykro.
  • MarkD 28.02.2019
    Lamb Lubie jeść, lubię podróżować i nienawidzę być naciąganym przez różnych farbowanych złodziei. Jak mi ktoś zasponsoruje to nie bój się, narzekać na zdzierusów nie będę. Przeczytaj jeszcze raz. Jest sporo o Gryfie Pomorskim, o tramwajach, o Baszcie Czarownic, Biedroniu.

    Oczywiście, że do kina chodzą nie tylko debile, ale debile są najlepiej widoczni. Kina, restauracje i moja niechęć do tych miejsc wynika nie tylko z ich zawyżonej ceny. Ja nie lubię przebywać wśród ludzi. Nie lubię imprez zbiorowych jak np. meczy i ekscytowania się jakąś durną piłką i innych stadnych, durnych zachowań. Co do kina to film przeżywam lepiej w samotności albo co najwyżej z drugą osobą. Jedzenie jest smaczniejsze gdy je się je gdzieś na pikniku na świeżym powietrzu. Gdyby podróżowanie w grupie byłoby tańsze niż indywidualne wycieczki to i tak wolałbym dopłacić i jechać sam. Staram się wynajmować hotel, który jest droższy, bo nie chce się podporządkowywać grupie. Od dziecka lubiłem odbijać od tłumu, poznawać świat po swojemu - czy to był ogródek jordanowski w dzieciństwie czy teraz różne fajne miejsca w Polsce i na świecie. Na krótką metę grupa jest ok. Ale potem chce mieć swobodę od nich. Ja w swoja stronę oni w swoją. Niech sobie robią jakieś durne ogniska, imprezki, toczą czerstwe gadki o niczym. Mnie to bardzo szybko męczy.

    Nie poznasz świata podróżując z ludźmi. Nie robię z siebie jakiegoś nie wiadomo jakiego ah-oh 'modnego non-komformisty'. Po prostu tak jest mi lepiej. A bogole niech sobie chodzą po restauracjach. To nie mój świat. Staram się nie ranić kobiet i żyjąc jak asceta, ale wolny czlowiek, a nie niewolnik pieniędzy - nie nagabuje. Ile płacisz za tego kurczaka z chińczyka?
  • Lamb 28.02.2019
    MarkD, w sumie rozumiem Cie w duzej mierze, mnie tez szybko mecza duze skupiska ludzi. Z tym, ze u mnie nie wynika to z tego, ze sadze, iz to glupie, albo nie chce sie podporzadkowac. Ja po prostu w t£umach czuje sie malo komfortowo, stresuje sie, nie bardzo potrafie sie odnalezc. Lepiej mi sie rozmawia z jedna osoba niz z piecioma naraz.

    Ja widze, ze jest duzo o Slupsku, po prostu zauwazam, ze o jedzeniu i niebyciu naciaganym - tez sporo ;).
    Za kurczaka okolo 16,50, ale on jest jeszcze z ryyzem, sosem i surowka, przepyszny.

    No, a ze na chwile ludzie moga byc, a pozniej miec od nich spokoj, to tez w jakiejs mierze rozumiem. Ja mam tak zwichnieta nastrojowosc, ze czasem nawet jak mi na kims zalezy i jest mi bliski, to mam takie momenty, ze bym wolala troche pobyc sama.

    A w Slupsku bylam kiedys dluzsza chwile, jednak niewiele pamietam z tego okresu. Zdawal mi sie dosc zadupiowaty chyba.
  • MarkD 28.02.2019
    Lamb Można nauczyć się sobie radzić ze stresem i dobrze odegrać swoją role. Czasami jest to nawet przyjemne. Ale na dłużej jest to męka. A ludzie chcą brać więcej i więcej a prawie nic od nich nie dostajesz. Potrzeba samotności to nie jest zwichnięta osobowość, raczej potrzeba autonomii i wsłuchania się w siebie.

    Male miasteczko i tyle. Fajne na jeden dzień albo dla kogoś co ceni sobie spokój. Ja urodziłem się w dużym mieście, Warszawie i lubię duże miasta i wielkomiejskie życie.

    A czemu nic nie pamiętasz ze swojego pobytu? Dzieckiem byłaś co jeszcze 'nic nie rozumie'?
  • Lamb 28.02.2019
    Ja mysle, ze to nie jest tak, ze wszyscy ludzie chca tylko brac i brac, a nic nie daja od siebie. Czasem ludzie mnostwo daja od siebie i bardzo sie starają, zwlaszcza jesli są sobie bliscy.

    Nie pamietam wiele z tego, jak wygladalo miasto, bo nie w glowie mi bylo zwiedzac, a miejsce mego zakwaterowania, to bylo po prostu cos typu blok, jakie sa wszedzie. Miasto przewijalo sie przede mna tylko, gdy trzeba bylo sie gdzies przemiescic, czyli rzadko. To byl dla mnie dosc slaby czas, plus bylo to juz kawałek czasu temu.
  • Wrotycz 27.02.2019
    Lubię Słupsk obojętnie z jakiej perspektywy od strony zamożności:)
    Przeżyłam tam dziwne, odmienne stany świadomości, częściowo i na dobrze znanym mi dworcu - w sensie doznań absolutnie nie spowodowanych dragami, to było coś niezwykłego, na granicy światów. Jechałam z Gdańska. Może warto to opisać.
    Słupsk ma rozmach, zieleń, niewąskie a szerokie ulice i mocne (o ile można tak nazwać) wybrzeże w pobliżu.
    Fajna ta forma pocztówek z wędrówki.
    Pozdrawiam:)
  • MarkD 28.02.2019
    Odmienne stany świadomości? Rozwiń trochę, to bardzo ciekawe. Mi osobiście wydaje się, że to ładne miasto, ale żeby aż odlatywać? Czy te odloty były podobne do tych z polskiego filmie 'Medium' z 1985 roku z akcją umiejscowioną w Gdańsku?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania