Śmierć warta milion

Ocknąłem się w sali szpitalnej ze złamaną ręką i poranioną twarzą. Nie wiedziałem, co się stało, nie pamiętałem nic. Obok mnie leżała posiniaczona staruszka wpatrująca się w stary telewizor. Spytałem ją co się stało, ale ona nic nie odpowiedziała, a jedynie przełknęła ślinę. Wstałem więc i wyszedłem na korytarz. Nie było tam nikogo oprócz dwóch spacerujących pielęgniarek. Podszedłem do nich i spytałem, czy mogły, by mi pomóc, ale jedna z nich wyraźnie zniesmaczona tym pytaniem od razu kazała mi im nie przeszkadzać i wracać do sali.

Zdziwiło mnie to bo nie dość, że były jedynymi osobami na całym oddziale to jeszcze, zamiast pomagać pacjentom, spacerowały sobie po korytarzu. Uznałem jednak, że nie warto wszczynać awantury i wróciłem do pokoju, ale gdy tylko otworzyłem drzwi, zbladłem z przerażenia. Staruszka nie żyła. Została przebita siekierą a jej palce porozrzucane po całej sali. Pobiegłem z powrotem do pielęgniarek, ale zatrzymał mnie lekarz wychodzący z windy. Powiedziałem mu co się stało, ale on tylko się uśmiechnął i powiedział, że to zupełnie normalna procedura. Nie wierzyłem własnym uszom. Lekarz wytłumaczył mi, że ta kobieta była jedną z wylosowanych osób w grze.

Tak naprawdę nie znajdowałem się w szpitalu, ale w budynku gdzie rozgrywa się teleturniej „Śmierć warta milion”, w którym zawodnicy w przebraniach lekarzy zabijają jak największą liczbę osób w jak najbrutalniejszy sposób. Ofiary są losowo wybierane z różnych szpitali tak po prostu bez niczyjej zgody i trafiają tu na pewną śmierć. Za jedno morderstwo otrzymuje się dziesięć tysięcy dolarów plus premię za urozmaicenie zbrodni. Zacząłem się powoli oddalać, ale mężczyzna podszedł do jednej z szafek stojących na korytarzu i wyjął z niej dwie siekiery, po czym ruszył z nimi w moją stronę. Czułem, że ze strachu serce mało nie wyskoczy mi z piersi.

Cały dygotałem, myśląc tylko jak wydostać się z budynku. Nagle wszystkie sale zostały zamknięte, a jedyną drogą ucieczki było okno na końcu korytarza. Biegłem ile sił w nogach, już byłem kilka metrów od okna, kiedy poczułem niewyobrażalny ból w lewej nodze. Spojrzałem w dół i zobaczyłem siekierę wbitą do połowy w moją łydkę. Upadłem, ale nie poddawałem się. Pomimo bólu czołgałem się w stronę okna. Już chwyciłem za uchwyt, ale wtedy zobaczyłem, że jest ono na klucz.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Anonim 08.04.2017
    ta posiniaczona staruszka, to ja, pobili mnie łobuzy...
  • Anonim 08.04.2017
    ok, przeczytałam, i uważam, już tak na serio, że zbytnio się nie wysiliłeś, te palce staruszki nawet zabawne, ale to ma być chyba groza a nie komedia, nie stawiam złych ocen, więc trzymam kciuki aby nastepny opek był super hiper. dobra dam cztery ale z minusem.
  • Mrocznaa 08.04.2017
    Dobrze, że takie szpitale nie istnieją ;D. Mi się podoba. Leci 5 :)
  • kV400 09.04.2017
    Czuję tutaj inspirację aferą nt. Niebieskiego Wieloryba. Czwóreczka
  • Sylwia 19.04.2017
    jak kochać to księżniczki jak kraść to miliony

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania