Smok
Dawno, dawno temu, a może trochę dawniej, pewien nadpobudliwy władca zebrał wszystkich swych doradców.
- Panowie! Tak nie może być! Trzeba ubić tę poczwarę! - grzmiał, a przy każdym ruchu złoto brzęczqło wesoło.
- Ależ królu! On, w sumie, nam nic nie robi - odezwał się słaby głos szczupłego szlachcica o blond włosach.
Władca dyszał, parskał, aż w końcu rozkazał wyrzucić śmiałka, który wypowiedział tę uwagę.
- Won z nim! Won! - piszczał za nim wściekły król - Poczwara niszczy moje wrażenie estetyczne królestwa - zwrócił się do reszty - Ktoś jeszcze się z tym nie zgadza?
Wszyscy zaczęli oglądać sufit, jednogłośnie, w myślach, przyznając, że przydałoby mu się malowanie.
- Słucham waszych rad, mości panowie! - władca usiadł na tronie.
- Wyślijmy smokobójcę! - padła propozycja.
- Smokobójca ma L-4. Pamiętacie? Założył się, że wytrzyma w zbroi cały tydzień. Nie przewidział kwestii fizjologicznej, zsikał się i zardzewiał. Otwierali go otwieraczem do konserw. Chłopak dochodzi do siebie.
- A łowca smoków?
- Urlop. Wyjechał na dwa tygodnie do Grudziądza.
Król schował twarz w dłoniach, nie chciał wierzyć w to co słyszał.
- A może Alexander na zlecenie?
- Odpada...
- Czemu?! - zirytował się doradca, któremu kończyły się już pomysły.
- Alexander dostał zlecenie od księżniczki Mirosławy, tej zza Buga. Podobno mole jej się zalęgły w szafie.
- No i? Toż dziecko by podołało - oburzył się jeden ze szlachciców.
- Tak. Alexander przywiózł cały wór kuli na mole, ale po tygodniu, zapytany czy mole wytępił, odpowiedział, że przecież ciężko trafić mola taką małą kulką.
Zapadła cisza oznaczająca pomieszanie niedowierzania z zażenowaniem.
- Dobra! - król zerwał się z tronu - Rozgłoście wieść. Kto ubije smoka, ten dostanie moją corkę za żonę!
- Panie... A może być inna nagroda? - nieśmiało zapytał jeden z doradców.
Władca zdał sobie sprawę z głupoty swych słów.
- Zgoda - westchnął pewny, że nigdy nie wyda tej maszkary za mąż - Kto ubije smoka dostanie pół królestwa i karnet na krolewski basen.
Zgłosiło się wielu. Wybrano najzacniejszego męża, odziano go w zbroję i wysłano do siedziby bestii. Odważny człek wbiegł do groty i zaczął wymachwiać mieczem.
- Giń potworze!
I wtedy zaniemówił. Smok siedział, z filiżanką w łapie, i sączył jakiś napar.
- E, smoku? Co robisz? - zapytał rycerz.
- Piję herbatę. Przyszedłeś mnie ubić? - smok był niezwykle spokojny.
- Tak ale...
- A cóż, żem ci uczynił?
Chwilę później rycerz siedział obok smoka, a w ręce trzymał własną filiżankę. Miecz leżał gdzieś i nikt nie pamiętał gdzie.
- Ha! Wyborna historia Macieju - bestia uderzyła łapą w kolano.
Wojownik spojrzał na właściciela groty.
- Fajny jesteś smoku. Czemu chcą cię ubić?
- Żebym to ja wiedział. Nigdy u mnie nie byli, nigdy nie mogłem poczęstować ich herbatą, nigdy nie porozmawialiśmy...
- Smoku... Oni tak zawsze, prawda?
- Pij, pij, bo ci wystygnie - smok zmienił temat, by rycerz nie dostrzegł łzy w jego ślepiach.
Komentarze (5)
"zarzenowaniem" przez ż
I gdzieś było o, zamiast ó, ale teraz nie mogę znaleźć...
Zostawię 5 :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania