Smoki Wschodu

Dawno temu w królestwie Złotego Smoka w czasie rozkwitu żyły sobie dwa potężne rody. Rud Opadającego Smoka i rud Jesienna Łza. Oba rody żyły z sobą od wielu pokoleń w zgodzie i harmonii ku radości cesarza Opadający Deszczu i całego ludu królestwa. Te dwa potężne rody łączyło wiele w tym wieczna przyjaźń trwająca tak długo jak czas sięga pamięcią.

Podczas wielkiego festynu Wschodzącego Księżyca odbywającego się w każde zaćmienie słońca w pięknej stolicy królestwa nazywanego Miastem Stu Wierz ku czci stu strzelistym wierz strzegącym murów miasta spotkały się głowy tych obu wielkich rodów. Opadający Liść z rodu Opadającego Smoka i Szklisty Kwiat z rodu Jesiennej Łzy spotkali się w jednej z restauracji by wspólnie ku chwale tradycji wypić wspólnie kieliszek wina. Oboje siedzieli na wygodnych poduszkach przy niskim stoliku na którym stała butelka wina i dwa prawie pełne kieliszki. W środku niebyło dużo ludzi większość wolała świętować z wszystkimi na ulicach miasta. Jedynie trzy młode kobiety w tradycyjnych strojach gildii muzyków grało piękną wesołą melodie przy akompaniamencie głośnych odgłosów z zewnątrz.

Opadający Liść mężczyzna o bardzo spokojnym usposobieniu i dobrym kochającym sercu miał długie czarne włosy, długie rzęsy, delikatne rysy twarzy i jasne jak jezioro niebieskie oczy. Nosił bogatą zieloną szatę z wyhaftowanymi niebieską nicią wzorami przedstawiającymi morskie fale. Nie nosił żadnych bogatych ozdób poza drobnymi kolczykami przedstawiającymi dwa małe feniksy ze rozwiniętymi skrzydłami. Widać w nich było prawdziwy geniusz twórcy. Były bardzo małe i lekkie a zarazem strasznie szczegółowe.

Szklisty Kwiat jako mężczyzna z zasadami moralnymi i etycznymi miał długie sięgające linii podbródka złote włosy, krzaczaste brwi ostre wyraziste rysy twarzy i ciemne oczy. Nosił się skromniej niż siedzący przednim jego przyjaciel. Prosta szata koloru ziemi bez żadnych chwatów i ozdób zdobiła jego dobrze budowane ciało wojownika któremu niebyło obce posługiwanie się każdą bronią.

–A więc przyjacielu zdrowie naszej przyjaźń. –Wzniósł toast Opadający Liść. Jego głos był delikatny i melodyjny jak głos śpiewaka.

Szklisty Kwiat dołączył się chętnie do toastu. Ich szklanki stuknęły się i oboje opróżnili je jednym łykiem. Wino niebyło mocne. Można by go pić całymi dniami a tylko ktoś o naprawdę słabej głowie mógłby się nim upić. Czytaj: upijający się wodą i herbatą.

–Powiedz mi mój drogi druhu –Głos Szklistego Kwiatu był bardziej basowy ale i miał w sobie cos delikatnego. –Czy nie myślałeś o tym by wydać swego syna Krwawy Świt za mąż?

Krwawy Świt był czwartym i najmłodszym z dzieci Opadającego Liścia a zarazem najbardziej dziwnym. Chłopak nie sprawiał mu nigdy kłopotów i nie przyniósł mu nigdy wstydu ale zdobył sobie sławę zimnego i wypranego z uczuć człowieka. Już wiele razy myślał jakby tu go wydać za mąż ale żaden znany mu człowiek nie chciał by mieć takiego zięcia. Krwawy Świt był niezrównanym wojownikiem ale tak naprawdę nikt nie wie jak dobrym. Ta niewiedza jest skutkiem tego że zabija każdego z swoich przeciwników i z tego że niema nigdy światków. Wielu ludzi oskarżyło go kiedyś o oszustwo wiec jego syn wyzwał ich wszystkich na pojedynek. Przyjęli wyzwanie i cała siódemka –sześciu na jego jednego –spotkało się za miastem o świcie. Wrócił tylko on. Niemiał nawet zadrapania a struj miał tak samo czysty jak wtedy kiedy wyruszał na pojedynek. Tylko ostrze miecza miał skąpany w krwi. Potem zaprowadził ludzi na miejsce pojedynku gdzie leżały ciała sześciu jego przeciwników całych w krwi. Rany jak i pozycje ciał świadczyły że zginęli w pojedynku. Od tamtej pory jego syn zdobył przydomek Mistrza Krwawego Ostrza.

Opadający Liść wypuścił zrezygnowany powietrze.

–Myślałem ale niema w królestwie takiego ojca co oddał by mu za żonę swoją córkę. –Spojrzał swojemu przyjacielowi bezsilnie w oczy. –Tym chłopakiem straszą rodzice swoje niegrzeczne dzieci jak nas w dzieciństwie Krwawym Lisem. Mówią im że jak nie będą grzeczni to przyjdzie ten straszny Krwawy Świt i je zabierze do swojej groty na szczycie góry i zje żywcem.

Szklisty Kwiat przytakną z współczuciem swojemu przyjacielowi. Miał racje co do tego straszenia. Raz był światkiem jak jego najstarsza córka Leśny Kwiat mówi do swojego syna „Bądź grzeczny i umyj się dokładnie bo jak nie to odwiedzi cię Krwawy Świt i zje całego a z kości urządzi sobie łózko”. Wtedy się po prostu zaczął śmiać ale teraz patrząc na swojego przyjaciela czuł wyrzuty sumienia. To nie jego i nie chłopaka wina. Krwawy Świt był dobrym chłopakiem I Szklisty Kwiat o tym wiedział jak nikt inny. Raz chłopak uratował mu życie czym zdobył jego wieczną przyjaźń i sympatie.

Tylko ta jego obojętność.

–Co byś powiedział by wydać twojego kawalera za moją Płatek Śniegu? –Zasugerował Szklisty Kwiat.

Już oddawana planował za kogo wydać swoją najmłodszą osiemnastoletnią córkę. Było wielu kandydatów ale on ich szybko skreślał z najróżniejszych powodów. A to jeden ma już cztery kochanki, drugi –lubi się upić. Trzeci to nałogowy hazardzista a czwarty jest zbyt agresywny. Wszyscy poodpadali więc zaczął rozważać syna swojego przyjaciela. Nie pił alkoholu, nie grał nałogowo na zakładach, wbrew pozorów nigdy nie podniósł na człowieka ranki chyba ze wyzwał go na pojedynek. Miał głowę do interesów i mógłby w razie konieczności zapewnić ochronne jego córce. Niemal pod każdym względem był zięciem idealnym.

Opadający Liść spojrzał na swoje przyjaciela z niedowierzaniem a jego brew powędrowała ku gurze.

–Ty tak na serio?

–Tak. Moja córka zasługuje na dobrego męża a twój syn się nadaje. To dobry chłopak wbrew tego co mówią inni.

Opadający Liść wręcz rzucił się na swojego przyjaciela z silnym przyjacielskim uściskiem. Przewrócił z stolika butelkę wina która przeturlała się kawałek po drewnianej podłodze wylewając część swojej zawartości. Szklisty Kwiat był bardzo zaskoczony atakiem wdzięczności swojego przyjaciela a paru ludzi którzy byli w restauracji od razu odwróciło się z zaciekawieniem ku nim.

–Uspokój się i wstydu oszczędź! –Szepnął swojemu przyjacielowi do ucha.

Opadający Liść od razu puścił swojego druha którego by teraz ozłocił jeśli by mógł. Wrócił na swoje miejsce ale z jego ładnej twarzy nie schodził wdzięczny uśmiech skierowany do swojego drogiego przyjaciela.

–Wiedz ze nigdy nie zapomnę twoich słów i twojego gestu– głos Opadającego Liścia drżał od wzruszenia.

Nigdy nie spodziewał się takiego gestu od swojego drogiego druha. Opadający Liść powoli tracił nadzieje ze kiedyś wyda swojego syna za mąż a tu jego przyjaciel proponuje by ożenić jego syna z swoją córką. Opadający Liść nie wstydził się łez i teraz płakał z szczęścia. Tak płakać morze tylko szczęśliwy ojciec i nikt niemiał prawa go za to besztać.

Szklisty Kwiat machną beztrosko ranką jakby to była drobnostka ale niebyła. Wiedział ze naraża się w ten sposób na gniew swojej żony i córki które na pewno nie poprą jego decyzji. Zbliżały się dla niego ciężkie czasy ale nie mógł postąpić inaczej. Nie chodziło tu wcale nawet oto że to jego przyjaciel. Chodziło o to że wszyscy kandydaci do tej pory byli do bani i miał dość już tych wypierdków. Chętnych do ranki jego córki było wielu i każdy miał wadę której Szklisty Kwiat nie tolerował. A jego córce bardzo zaczęło się śpieszyć by zaznać życia łóżkowego. O matko jak trudno być ojcem!

W restauracji uzgodnili jeszcze kilka rzeczy i każdy z nich wrócił do swojego domu by poinformować resztę rodziny.

 

 

Opadający Liść wrócił do swojego domu kiedy księżyc i słońce rozstały się całkowicie na niebie ale zabawa trwała dalej w najlepsze. Był bardzo szczęśliwy i nucił pod nosem wesołe melodie podczas drogi. Dziś był dobry dzień i czuł to całym sobą. Nie dość że święto to jeszcze jego syn wyjdzie za mąż za piękną kobietę!

O tak miał z czego się radować.

Dom rodu Opadającego Smoka był okazały. Wysoki na kilka metrów mur odgradzał trzypiętrowy dom od reszty stolicy. Rzeźby zdobiące mur miały kształt demonów mających odstraszać złe duchy i chronić od nieszczęść mieszkańców domu. Każdy demon miał różnokolorowy kamień w miejscu oczu mieniący się światłem w nocy. Okrągła brama miała małe kwadratowe szczeliny jak w murze z których można by wysuwać włócznie lub strzelać z pistoletu skałkowego. Dom o szpiczastym dachu z czerwoną dachówką wieńczyła okazała szpila wymierzoną w niebo. Dom miał mnóstwo okien wokół których wystawały ostre szpikulce jak noże.

Opadający Liść otworzył drzwi korzystając z klucza którym tylko on dysponował. Gdyby go niemiał musiał by czekać aż ktoś go zauważy i otworzy od wewnątrz drzwi. O zamontowaniu dzwonka jakoś jeszcze nie pomyślał. Nie czuł potrzeby z tego powodu bo teoretycznie przy drzwiach na zmianę ma czuwać sześciu służących. Ale teoria a praktyka to dwie różne rzeczy.

Kamienną drużką doszedł do drzwi domu. Były solidne czego sam osobiście dopilnował. Razem z służbą walił w te drzwi taranem tak długo aż nie opadli z sił. Wtedy kazał je zamontować. Dobry dom to bezpieczny dom jak mówiła jak jego kochana mamusia zanim umarła. Na parterze w wielkiej półokrągłej Sali przywitał go jego wierny służący Szum Lasu.

–Czy mój syn Krwawy Świt jest w domu?

–Tak panie –odpowiedział stary sługa. –Jest w swoich komnatach. Czy mam posłać po niego?

–Tak ma przyjść do pokoju służbowego gdzie będę na niego czekać.

Opadający Liść poszedł do pokoju służbowego schodami prowadzącymi prosto na ostatnie piętro. Kazał je zrobić by każdy jego partner w interesach od razu kierował się do pokoju a nie zwiedzał jego dom. Na ścianie wzdłuż schodów paliły się wiecznie świece miętowe dzięki którym nie śmierdziało za bardzo. Pokój służbowy powstał po to by praca nie mieszała się w jego życiu z rodzinną. Ale i tak to miejsce było ulubione do przesiadywania przez Opadającego Liścia. Mimo surowych warunków w nim panującym zawsze lubił to odludne miejsce. Nikt tam nie przychodził z domowników i służby. Sam sprzątał w tym pokoju i dbał o porządek w papierach.

Wszedł do niemal pustego pokoju bez okien a tylko z wąskimi otworami w ścianie wychodzącej na dwór. W lecie było tu gorąco i duszno a w zimie mrożono ale ten pokój miał służyć do pracy a nie do wypoczywania i wszystko w nim o tym przypominało. Duże drewniane biurko, pięć krzeseł i kilka szafek stanowiło całkowite umeblowanie pokoju. Birko i krzesło było ustawione tyłem do ściany w której były wywietrzniki a pięć krzeseł ustawiano równo pod ścianą dla porządku. Po drugiej stały szafki pełne dokumentów. Na biurku stała świeca którą osobiście pilnował by zawsze się świeciła. W pokoju panował półmrok idealny do skupienia się na pracy.

Opadający Liść ledwo usiadł za biurkiem a do pokoju wkroczył jego syn Krwawy Świt. Był to młodzieniec w wieku dwudziestu lat o smukłych kształtach. Długie wściekle rude czerwone włosy spływały mu po plecach sięgając pasa. Grzywka zaczesana na lewo zakrywała całkowicie jego oko zostawiając odsłonione prawe. A szkoda bo jego czyste zielone oczy były piękne. Resztę twarzy zakrywała chusta koloru nieba którą nosił od szóstego roku życia. Nikt nie wdział dlaczego ja nosi bo przecież był bardzo urodziwym młodym mężczyzną. Nosił ją zawsze i tak naprawdę jego ojciec nie pamięta już by kiedyś go widział bez niej. Odziewał się dosyć skromnie. Lekkie szaty koloru czerwonego lub niebieskiego wypełniały jego szafę w całości. Nie nosił ozdób choć miał talent rzemieślniczy. Potrafił tworzyć piękne rzeczy.

–Wzywałeś ojcze –głos Krwawego Świtu był kompletnie wyprany z emocji jakby się nudził.

–Tak synu. Usiądź.

–Jeśli mogę to wole postać.

Opadający Liść wypuścił z rezygnacją powietrze i oparł głowę na splecionych dłoniach.

–Dziś zgodnie z tradycją spotkałem się z Szklistym kwiatem. Rozmawialiśmy i nagle zaproponował że wyda swoją córkę Płatek Śniegu za ciebie. Zgodziłem się od razu ale przed ostateczną decyzją chciałbym zapytać ciebie o zdanie.

–Twoja wola jest moją wolą ojcze –zero emocji w głosie. –Czy masz mi cos jeszcze do przekazania czy mogę już pójść?

Opadający Liść wypuścił zmęczony powietrze i odprawił syna gestem ranki. Czy mój syn naprawdę jest jak pusta skała? zastanawiał się po odejściu syna. Powiedziałem mu że znalazłem mu żonę a on potraktował to jakbym mu powiedział jaka jest pogoda na dworze. Co ja takiego zrobiłem źle że mój syn jest taki? Bo musiałem zrobić coś źle skoro on jest taki zimny! Ludzie bez powodu nie rodzą się bez uczuć prawda? A więc co ja takiego zrobiłem źle?!

Opadający Liść wstał od biurka i wyszedł z pokoju. Zszedł schodami na parter do okrągłej Sali i ruszył drugim korytarzem wychodzącym z pokoju. Zmierzając do pokoju dziennego gdzie jego żona spędzała całe dnie miał nadzieje że ona powie mu co zrobił źle. Korytarz prowadzący do pokoju dziennego był wąski. Na spokojnie mogło tędy przejść dwie osoby obok siebie. Tak zaprojektowali to jego przodkowie. Każdy z kolejnych głów rodu dodawało do domu własne sposoby zagwarantowania mieszkańcom posiadłość bezpieczeństwa. Można spokojnie przyznać że przez tych wiele pokoleń dom rodu Opadającego Smoka zmienił się w twierdze nie do zdobycia. Podziemne spichlerze były pełne zapasów na trzy miesiące a cały dom był pełen tajnych przejść o których wiedziały tylko głowy rodów. Korytarze były wąskie a schody strome. Ten dom można bronić miesiącami a kiedy wrogowi udało by się wśliznąć do domu to mieszkańcy mieli by nad nimi durzą przewagę.

Sam Opadający Liść co roku sprawdza ukryte schowki z bronią porozmieszczane po całym domu. Miecze, pistolety skałkowe, kusze, łuki, halabardy i wile różnych sztuk broni poukrywano w domu tak przemyślanie że tylko ktoś wtajemniczony by je poodkrywał. „Ten dom jest twierdzą” lubił często myśleć o swoim domu Opadający Liść. Sam osobiście pododawał nowe tajne korytarze i składy broni ale jego dumą była miniaturowa katapulta ukryta pod dachem domu. Dwa lata zajęły mu prace ale było warto.

Tak ten dom był twierdzą!

Pokój Dzienny to taka przybudówka połączona z resztą domu wąskim korytarzem. Dach był szklany z wielkim różnokolorowym witrażem przedstawiającym samotny statek na spokojnym morzu. Tak to było piękno dzieło jego żony Porannej Bryzy. Za dnia rozświetlało go jasne słońce wypełniając komnatę kolorami tęczy a w nocy kiedy księżyc swoją bladą łuną na nią świecił i tak było pięknie ale bardziej nastrojowo. Jego żona wykonała go z pomocą dwóch służących i kilku najętych robotników i zajęło im to rok. Wnętrze komnaty stanowiły dwa okrągłe stoliki i ósemka krzeseł ustawianych gdzieś pomiędzy tych wszystkich drzewek i doniczek z kwiatami które hodowała jego żona. Było ich chyba tysiąc i o większości Opadający Liść nigdy nie słyszał. Czuł się jak w ogrodzie botanicznym za każdym razie jak tu przychodził. Powietrze przesycone było zapachami kwiatów i trochę swędziło go z tego powodu w nosie. Podłoga pokryta była błękitnymi gładkimi kafelkami.

Poranna Bryza siedziała przy jednym z stolików z zamkniętymi oczami. Opadający Liść kochał w niej wszystko. Długie rude włosy spleciony w warkocz o absurdalnej długości oplatał ją w tali jak jedwabny pas. Miodowa cera i piegi dodawały jej młodzieńczego uroku a delikatne jak płatki śniegu rysy twarzy czyniły ją postacią podobną do tych z kart baśni. Była wyższa od niego o połowę głowy co też uważał za piękne. Pod lekkimi jedwabnymi szatami koloru różu i fioletu kryło się zgrane smukłe ciało tancerki którą niegdyś była. Malutkie zgrabne dłonie harfiarki ściskały długą białą laskę której musiała używać do poruszania się. Utykała po tym jak pewnego dnia przed ślubem jeszcze kiedy byli dopiero narzeczeństwem została dotkliwie potrącona przez spłoszonego konia. Przeżyła i wyszła z tego niemal bez szwanku ale od tego momentu utykała i musiała chodzić o lasce.

Bardzo ją to bolało. Opadający Liść wiedział jak kocha tańczyć i to że teraz nie morze sprawiało jej bul. Wiedział to a nawet cierpiał razem z nią dlatego zgodził się na budowę tego pokoju. Osobiście nigdy by czegoś takiego nie zbudował. Nie pasowało mu to do koncepcji domu jako twierdzy ale nie potrafił jej odmówić.

Jego żona siedziała i słuchała pieśni jaką darowały jej słowiki i skowronki siedzące na gałęziach drzew wokół niej. Wyglądała teraz jak piękna, dobrotliwa matka natura przesiadująca nad łąką. Nawet stada kolorowych motyli przysiadły na kwiatach wokół tworząc przepiękny dywan o różnych barwach wokół niej. Opadający Liść uśmiechną się pod nosem na ten zadziwiający widok i ruszył ostrożnym krokiem w stronę żony. Motyle ustępowały mu miejsca by chwile potem wrócić kiedy już przeszedł. Teraz i on znajdował się w oblężeniu motyli.

–I jak święto na ulicach? –zapytała go żona kiedy siadał na krześle obok.

Opadającemu Liściowi zawsze wydawało się ze jego żona szepce. Nigdy nie słyszał by jego żona mówiła głośno i często zdawało mu się że jej głos jest podmuchem spokojnego wiatru. Głos miała piękny jak śpiew słowika.

–Jak zawsze jest wesoło –Opadający Liść zawsze kiedy rozmawiał z żoną przechodził na tą samą głośność jak ona. Robił to bezwiednie jakby inaczej gardło nie chciało wypuścić słów. –Ludzie tańczą na ulicach a muzyka płynie chyba z każdego zaułka stolicy. Wielkie kolorowe parady przepływają przez miasto jak rwące strumienie porywając każdego kto jeszcze do nich nie dołączył. Kobiety, mężczyźni i dzieci prześcigają się w najróżniejszych organizowanych zabawach a starcy co chwila wznoszą toast z chyba nawet im nieznanego powodu. Kapłani i kapłanki wszystkich religii dziś piją z jednej butelki i jedzą z jednego talerza. A wieczorem kiedy księżyc znowu zatryumfuje na niebie odpalone zostaną fajerwerki z wierz i głównego placu.

– I tak wole święto Serc.

Święto Serc było świętem zakochanych kiedy każdy zakochany bez wyjątku miał obowiązek wyznać swoje uczucie osobie którą kocha. Pary natomiast obdarowywały się prezentami które miały symbolizować ich uczucia do siebie. Opadający liść w zeszłym roku podarował żonie jedwabny szal o kolorze błękitu i wyhaftowanymi złotymi nićmi „Tej której kocham, tej której pragnę, tej która czyni mnie człowiekiem.”. Ona natomiast podarowała mu książkę z rysunkami dzikiej natury jej autorstwa. Była też dedykacja „Słońce wstaje codziennie a słowiki grają na jego cześć. Ty uśmiechasz się do mnie co dnia a moje serce bije dla ciebie.” Potem o dwudziestej wszyscy zakochani z parami idą na wielki huczny bal do pałacu cesarskiego. Wpuszczane są tylko zakochane pary.

–Wiem.

Zapadło długie milczenie wypełniane kojącymi dusze śpiewami ptaków.

Czy można by chcieć więcej od życia? Wszystko czego człowiek potrzebuje by być szczęśliwym to rodzina nadająca celu życia. Kochająca żona będącą zawsze obok męża i szczęśliwe dzieci.

No właśnie… dzieci.

–Znalazłem żonę dla naszego syna –słowa zabrzmiały dosyć sucho a ptaki przestały śpiewać jakby usłyszały coś ciekawszego od ich muzyki.

Poranna Bryza otworzyła oczy i spojrzał na męża siedzącego obok. Miała takie same piękne oczy jak Krwawy Świt tylko że jej niebyły pozbawione emocji.

–A któż to taki ma odwagę oddać naszemu synowi swoją córkę? – zdziwiła się jego żona.

–Szklisty kwiat chce wydać za naszego syna swoją córkę Płatek Śniegu.

–Ale ona ma osiemnaście lat a on już prawie będzie dwadzieścia jeden

–jego żona należała do tych co nie tolerują kiedy w związku jest więcej niż dwa lata różnicy. –To jest jeszcze dziecko.

Opadający Liść przytakną jej przyznając racje. Prawda. Ona była jeszcze dzieckiem ale co z tego? Młodsze od niej wychodzą za mąż i wchodzą w świat życia erotycznego. Dla niego to niebyło nic dziwnego. Ot tak po prostu czasy się zmieniają a oni nic na to nie mogą poradzić. Teraz piętnastolatki chodzą do łózek z dwudziestolatkami i rodzą im dzieci. On już kiedy miał dwadzieścia lat ożenił się z Poranną Bryzą po dwóch latach narzeczeństwa a nie jak jego rodzice po trzech w wieku dwudziestu jeden. Czasy się zmieniają z pokoleniem i niema w tym nic złego.

–Racja to jeszcze dziecko ale co nam innego pozostaje. –Opadający Liść podrapał się po głowie. –Krwawy Świt ma już prawie dwadzieścia jeden lat i żadnych szans na znalezienie żony. To jedyna okazja jaka może nam się już nie powtórzyć i musimy z niej skorzystać.

Jego żona oparła się z rezygnacją o oparcie krzesła przyznając tym samym racje mężowi.

–A jak on nie zechce? –w jej głosie zabrzmiała nuta smutnej nadziej. –Jak mu się nie śpieszy do ślubu i odmówi?

Opadający Liść pokręcił głową tym samym niszcząc jej nadzieje.

–Już z nim rozmawiałem i nie odmówił –w głosie opadającego Liścia zabrzmiał autentyczny smutek. –I to jest właśnie smutne. Zgodził się ale nie okazał przy tym żadnych uczuć jakby zgadzał się za mną ze dziś mamy ładną pogodę. Żadnej radości czy zdziwienie. Choćby się nie zgodził ale okazał jakieś uczucia ale on nie. Jak zimny głaz. Jego starszy brat Szybujący Ptak był bardzo szczęśliwy kiedy orzekłem mu że znalazłem mu żonę i już od razu chciał ją zobaczyć a ten nic! Jak grochem o ścianę. Już umarli okazują więcej uczuć niż on. Zgodził się i poszedł.

Poranna Bryza pochwyciła jego dłoń pod stołem i splotła razem ich palce. To był gest pocieszający doprawiony dodającym otuchy uśmiechem.

–Nie przejmuj się już –pocieszała go żona. –Po ślubie w nocy na pewno mu to przejdzie. Niema takiego mężczyzny na świecie co oparł się wdziękowi pięknej kobiety. Ty wręcz szalałeś w noc poślubną nie dając nam obu zasnąć aż do rana pamiętasz?

Opadający Liść pamiętał i to dobrze! To była najwspanialsza noc jego życia. Do dziś nie morze przestać się czerwienić kiedy wraca wspomnieniami do tamtych wielu chwilach. Do tamtej pory nie wiedział że ma tyle w sobie energii i wigoru. I do dziś choć minęło tyle lat i nie jest już młodzieniaszkiem dalej on i żona zachowali w sobie dużo młodości dzięki częstemu stosunkowi płciowemu. Mieli już prawie osiemdziesiąt lat ale i tak wyglądali na trzydzieści dwa i nikt nie wmówi mu że to dzięki zdrowemu trybowi życia.

Tak noc poślubna jest tą w której z człowieka wyskakuje prawdziwa bestia o której niemiało niewcześnie pojęcia. Ale czy Krwawego Świta to też dotyczy? On miał podstawy by myśleć ze nie.

–Nie jestem tego pewien. Mam nadzieje że kiedy dojdzie co do czego przestanie być taki zimny. Ale czy widziałaś by kiedyś oglądał się za kobietami? Jeszcze wtedy kiedy był popularny wśród płci pięknej i ich nie przerażał to traktował je jak powietrze. Mam żono złe przeczucia.

–A czy Płatek Śniegu się zgodzi?... bo jak nie to nie chce by…

–Powiedziałem by jej zmuszał do ślubu –uspokoił ją szybko wiedząc ze ona nie życzy by sobie takiego ślubu. Śluby ich dzieci zawsze były zawiera za zgodą obu stron których to dotyczy. Nigdy nie pozwoliła by jej syn albo córka wyszła za kogoś kto ich nie chce.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Daniel 25.01.2015
    Dawno mnie nie było na opowi, wchodzę sobie dzisiaj. Patrzę Jacka opowiadanie, a tam "rud" «będący koloru rdzy» «mający rude włosy»


    http://sjp.pwn.pl/


    Strona obowiązkowa podczas pisania i poprawiania.
  • Szczerze to opublikowałem ten tekst bez sprawdzania bo miałem sprawę do administratora a nie mam pojęcia jak inaczej się z nim skontaktować. Więc błędy mogą być.
  • KarolaKorman 25.01.2015
    Szczerze ubawił mnie ten tekst. Pomysłem na opowiadanie i ilością błędów różnorakiego kalibru. Całość jednak zasługuje na pochwałę. Oceniam na 4.
  • Jest tyle błędów bo nawet go nie sprawdzałem jak wspomniałem wyżej. Ale czemu pomysł cię rozbawił ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania