Smokopodobni - W obliczu zagrożenia ( cz. 1 )

(Miesiąc później – pierwsza próba)

Przemarsz żołnierzy trwał chyba w nieskończoność. Ash siedział na dziedzińcu, z łańcuchem u szyi i w samych spodniach. Król szykował się do walki. Jego przeciwnicy zebrali sobie zwolenników. Mieli zamiar obalić obecnego władcę. Chłopak jak zawsze grzebał patykiem w ziemi, kreśląc przeróżne wzory. Od feralnego dnia, gdy trafił do zamku, rozmyślał, czym tak naprawdę jest. Mówiono, że podobno smokiem, ale on nie chciał w to wierzyć.

- Ash! – na krawędzi dziedzińcowej fontanny siedział pomocnik stajennego i przyglądał się swojemu przyjacielowi – ile czasu tu siedzisz? – piętnastolatek wskazał na palcach pięć godzin – Trochę długo. Nie ma tu prawie żadnego cienia – podbiegł do niego i wyciągnąwszy z kieszeni spodni klucz, odczepił skobelek przy murze – Tam jest woda. Napij się – szepnął młodzieniec, a Ash podbiegł do fontanny, dzwoniąc łańcuchem. Przypadł do kamiennej konstrukcji i jął spijać zimną wodę. Był wdzięczny przyjacielowi za pomoc. Otarł usta ręką i zerknął na rówieśnika.

- Skąd wziąłeś klucz, Rochu? – chłopiec wskazał śpiącego przy bramie strażnika i puścił oczko do Asha. Ten roześmiał się cicho i podniósł łańcuch, by nie dzwonił o bruk. Obaj chłopcy wybiegli poza mury zamku. Ludzie oglądali się za dwójką młodzieńców. Jeden z nich z herbem króla wyszytym na kubraku, a drugi z tym samym herbem wypalonym na lewym boku. Uznali, że to służący króla, lecz nie mieli zamiaru zagłębiać się bardziej w ten temat. Każdy miał swoje sprawy do załatwienia.

Roch spojrzał na niego z zainteresowaniem. Piętnastolatek zauważył jego ciekawskie spojrzenie. Zerknął w stronę koniarza. Chłopiec wykonał ruch w stronę muru, zupełnie jakby zachęcał chłopaka do przejścia na druga stronę.

- To tam się wychowywałeś? – skinął głową – Interesujące. Ja przybyłem z ojcem z sąsiedniego miasta. Całkiem dobrze nam się powodziło. Ktoś polecił mnie królowi i od tamtej pory pomagam w stajni. Mam świetny kontakt z końmi, a ty? Skąd tak właściwie znalazłeś się na zamku? – Ash milczał. Postawił nogę w szczelinie między kamieniami i począł się wspinać – Hej! Poczekaj! Nie chciałem cię urazić! Nie obrażaj się! – wdrapał się na szczyt, w chwili, gdy piętnastolatek zeskoczył na drugą stronę. Obaj otrzepali się z pyłu i przechodzili między stłoczonymi w ciasne grupki ludźmi. Ten i ów wyciągał dłoń po zapomogę. Ash wyciągał drobne monety z kieszeni spodni i podawał im. Nagle stanął jak wryty. Przed nim znajdowała się chata z wybitymi oknami. „ Uciekaj. On na pewno gdzieś tu jest. Uciekaj póki możesz. On cię zabije. Nienawidzi cię. Spotka cię kara za opuszczenie dziedzińca. Oberwiesz, jeśli nie zaczniesz uciekać.” – myślał chłopak. Mimo to bezwiednie podszedł do okiennic i zajrzał do środka. Pod ścianą siedział mężczyzna w kubraku, z brudną twarzą oraz przekrwionymi oczami. W dłoni trzymał butelkę gorzałki. Roch pociągnął przyjaciela za ramię – Chodźmy stąd. Oni jakoś tak dziwnie się na nas patrzą.

- Jeszcze chwila – Ash wszedł do środka. Mężczyzna spojrzał na niego jak na ducha. Piętnastolatek wyrwał mu butelkę z rąk i roztrzaskał o ścianę, a zawartość rozprysła się na wszystkie strony. Biedak poderwał się i chciał uderzyć chłopaka, ale ten powstrzymał jego dłoń i powalił go na ziemię – Ferro… Spójrz, co żeś ze sobą zrobił. Przestań pić. Odpuść sobie. Wyjdź stąd i spójrz dookoła. Idzie wojna. Albo będziesz walczyć, albo uciekaj – w oczach pijaka pojawiła się iskierka przytomności.

- Ash? – piętnastolatek skinął głową. Mężczyzna spojrzał na herb wypalony w skórze przybranego syna – Czy t…to królewski … - chłopak przytaknął i uniósł rękę, powstrzymując lawinę pytań. Wskazał drzwi, a potem wybiegł i tyle się widzieli. Gdy Ferro wyszedł na zewnątrz, jego już nie było. Ciągnął Rocha przez tłum gapiów. O mało nie zepchnął towarzysza z muru, gdy usilnie starał się przerzucić nogę przez szczyt zapory. Gdy byli już po stronie bogatszych mieszkańców, Ash odetchnął głęboko.

- Było blisko – sapnął i ruszył w dalszą drogę.

Pod wieczór położyli się na pagórku za zamkiem i patrzyli w pomarańczowe niebo. Cały dzień zleciał im na spacerze oraz unikaniu strażników. Władca pewnie już się zorientował, że nigdzie nie ma jego niewolnika. Niechybnie spotka go kara, gdy tylko dostanie się w ręce króla.

- Magnus to świetny przywódca, ale za bardzo obawia się o swoją koronę – mówił Roch – Wiele by dał, gdyby ktoś go zapewnił, że jego posadzie nic nie zagraża. Pewnie aż do śmierci będzie się bał. Gdyby nie jego obsesja, nie byłoby wojny, która wisi w powietrzu. Ja będę walczyć, bo cóż innego mi zostaje? Co będzie z tobą? Nie możesz teraz wrócić do zamku. Zaszlachtują cię tam jak psa. Nie znają skrupułów. Uciekaj jak najdalej stąd, a nuż wojna cię ominie. Oby było ci to dane – poklepał przyjaciela po plecach i także udał się na spoczynek.

- Oby tobie też się poszczęściło – mruknął chłopak ziewając. Chciał mieć tyle odwagi, by mówić o wojnie w taki sposób jak mówił o niej Roch, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafił. Bał się walki, bo wiedział ile osób ginie w takich potyczkach. Nienawidził rozlewu krwi, do którego przymuszał go król Magnus. Gdyby mógł cofnąć czas nigdy by nie obiecywał władcy robić wszystkiego, co on mu przykaże. Jednak nie miał takiej mocy. Pozostało mu tylko ulec władcy.

- Wstawaj! – Ash zobaczył strażnika pochylającego się nad nim z przewieszona u pasa, groźnie wyglądająca szablą. Wiedział, że dał się złapać i teraz zostanie ukarany. Mimowolnie rozejrzał się. Roch gdzieś umknął. Zdrajca. Jednak nie to najbardziej zdenerwowało piętnastolatka. Opodal drzewa, pod którym zasnął, stał powóz, a w nim siedział Magnus. Strażnik odprowadził zakutego w kajdany Asha do jego pana. Gdy drzwiczki się zamknęły, król uderzył niewolnika najpierw w prawy, a potem lewy policzek. Na koniec kopnął go w brzuch. Chłopak opadł na podłogę kapsuły, ale nie błagał o litość, nie płaszczył się jak żmija. O nie. Nie będzie już grzecznym psem, lecz niebezpiecznym wilkiem, którego ktoś rozjuszył. Podparł się na wyprostowanych rękach, lecz Magnus powalił go po raz kolejny i obutą stopą przycisnął jego twarz do podłogi. Ash odepchnął stopę władcy. Z jego ust wydobywała się łuna. Młodzieniec otarł krew cieknącą mu z ust i splunął na siedzenie obok władcy małą kulką ognia. Materiał od razu zajął się ogniem. Władca zaczął go gasić swoim płaszczem. Piętnastolatek zbliżył się do króla. W tym samym momencie na czaszkę chłopaka spadł cios pałką. Jeden ze strażników usłyszał warczenie i syk ognia, więc spojrzał przez okienko, co się dzieje w kapsule. Ogłuszony Ash upadł. W głowie mu wirowało. Zwymiotował i stracił przytomność.

 

- O? Wybudza się – medyk i władca oraz jeszcze jakiś mężczyzna skryty pod osłoną płaszcza, spoglądali na Asha. Medyk z czułością, król z gniewem, a nieznajomy z powagą. Chłopak zadrżał. Dopiero wtedy zauważył, że przypięli go pasami do łóżka. Już nie miał łańcucha ani obroży – To dla bezpieczeństwa. Mógłbyś się poddusić. Pasy także zabierzemy, ale musisz nas wysłuchać. Rozumiesz? – piętnastolatek patrzył na nich z nienawiścią. Zacisnął zęby i zaczął się siłować. Wiedział, że nie ma dość sił, by zerwać więzy, a mimo to próbował. Chciał pokazać zebranym, że nie jest uległym zwierzęciem, tylko wojownikiem, wilkiem w potrzasku, który za wszelką cenę chce się wydostać.

- Szarpiąc się, pogarszasz swoją sytuację – usłyszał głos spod kaptura. Nieznajomy zdjął go. Miał krótko przycięte, siwe włosy, a jego twarz była przecięta srebrną w świetle lamp blizną – Proponujemy ci chwilową ucieczkę od wojny – młodzieniec zerkał na niego nieufnie, ale łowił każde, nawet najcichsze, jego słowo. Uspokoił się. Z jego nozdrzy unosił się szary dymek. Po policzku spłynęła jedna, jedyna łza. Otworzył oczy – Jesteś gotów nas wysłuchać? – skinął głową. Teraz odezwał się władca:

- Zostaniesz umieszczony w małej wiosce na uboczu, kawałek drogi za miastem. Przeszkolą cię tam, wtedy wrócisz do nas. Niczego innego nie mogę ci zaproponować. Nadchodzą ciężkie czasy. W tej wojnie każdy odegra swoją rolę. Nikt nie zostanie pominięty. Pamiętaj o tym. Nie uciekniesz, choć bardzo byś tego chciał. Nie potrafisz - piętnastolatek nie odezwał się. Mrugał tylko. Medyk za pozwoleniem króla odpiął pasy. Ash podniósł się i rozmasował kark. Stanął przed nieznajomym – To jest Fin. Będzie cię szkolił, jak opanować swoje dzikie zapędy i sprawić, by stały się one przydatne, na przykład w walce.

- Miło mi – mężczyzna wyciągnął do niego dłoń. Ash ujął ją swoją łuskowatą niby łapą i potrząsnął nią lekko. Starał się nie używać zbyt wiele siły, ale zauważył grymas bólu na twarzy mężczyzny. Szybko zabrał dłoń – Niezłą masz krzepę, synu. To dobrze. Musisz tylko nad nią panować.

Piętnastolatek stał wpatrzony w niego jak w obrazek. Każde jego słowo wydawało mu się być świętością. Gdzieś w głębi serca poczuł odrobinę sympatii do tego mężczyzny, więc kiedy przyszedł czas wyjazdu, był pewien, że nic złego się nie może stać. Wszystko było już zaplanowane. Kuferek spakował jeden ze służących, władca dał mu mieszek monet, a pojazd pojawił się punktualnie w południe. Wsiadając do niego, Ash czuł, że od tej chwili jego życie diametralnie się zmieni. Nawet nie podejrzewał jak wiele będzie musiał znieść na terminie u Fina.

- Jesteś szczęśliwy, że opuszczasz to miejsce? – zagadną w drodze mężczyzna. Chłopiec skinął głową – Nie wyglądasz na takiego, co boi się walczyć, więc dlaczego nie chcesz tu zostać i bronić tych, których kochasz? Powiesz mi?

- Chciałbym tam zostać i stać tam w obronie moich przekonań, ale tu już dawno przestało chodzić o króla, wiarę i koronę. Każdy walczy, żeby cos osiągnąć, wyciągnąć korzyść z tej bitwy. Ja chcę po prostu, żeby moja matka i brat mogli żyć spokojnie – nie w porę ugryzł się w język. Fin spojrzał na niego marszcząc brwi.

- Powiedziano mi, że nie masz rodziny.

- Nie mam. Ojczym pije i mnie nienawidzi, a matka uciekła w dniu, gdy ja trafiłem na zamek. Już nigdy jej nie znajdę. Cóż… nigdy nie liczyłem na to, że mogę być szczęśliwy. Każdy mój ruch niesie za sobą przykre konsekwencje. Nikt nie potrafi mi pomóc. Jestem sam. Ilekroć ktoś stara się mnie zrozumieć, ja czymś tego śmiałka odstraszam – jego oczy jaśniały tym swoim niesamowitym blaskiem, a kły i pazury wydłużyły się. Fin patrzył na chłopca, urzeczony jego dzikim pięknem. Skóra chłopca pokryła się grubszą łuską, a z pleców wysunęły się skrzydła – Niech mi pan powie, jak ktoś mógłby pokochać takiego potwora jak ja? – Fin wyciągnął dłoń i musnął palcami policzek chłopca. Ash zmrużył oczy. Jeszcze nikt nigdy go tak nie dotknął. Nawet matka podchodziła do niego z większym dystansem – Co robisz? – mężczyzna uśmiechnął się.

- Zdaje mi się, że próbuję cię pocieszyć. Przeszkadza ci to? – zaprzeczył, więc mężczyzna dalej muskał jego łuskowatą skórę – jesteś oryginalny, jedyny w swoim rodzaju. To powinno być przyczyną twojej dumy, a nie smutku. Jesteś, kim jesteś, zrozum to. Nie masz na to wpływu. Może i jesteś potworem, o monstrualnym ciele, z czym się nie zgadzam, ale przecież możesz być dobrym potworem, który pomoże w potrzebie. Nit nie powiedział, że wszystkie stwory są złe i ty właśnie jesteś tym jednym, który taki nie jest. Jesteś dobry, tylko usilnie starasz się nie dopuścić do siebie myśli, że tak właśnie jest.

- To, co ja mam zrobić? – po twarzy płynęły mu łzy.

- Jedziesz ze mną w miejsce, gdzie nikt cię nie zobaczy. Tam pokaże ci, jak możesz zapomnieć o swojej zewnętrznej powłoce, a skupić się na tym, co masz w środku – piętnastolatek przytaknął i położył się na siedzeniu, przez przypadek kładąc głowę na kolanach Fina. Poderwał się – Nie! Nie, spokojnie. Nie przeszkadza mi to. Możesz się położyć – Ash ułożył głowę na jego klanach, a Fin przeczesywał delikatnie jego popielate włosy – Będzie dobrze, Ash.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Margerita 21.07.2017
    pięć a za co Ash miał ten łańcuch na szyi przeskrobał coś
  • Cichotek 22.07.2017
    Dziękuję za piątkę. Wydaje mi się, że chodziło mi o to:
    ~Ash staje się niebezpieczny, więc należałoby go jakoś "oswoić", a ponieważ władca potrzebuje go do własnych celów, najlepszym rozwiązaniem wydaje im się łańcuch z obrożą. Jeśli czytałaś tą część to wiesz, że i w tym pomyśle były luki~ Pozdrawiam, Cichy
  • detektyw prawdy 22.07.2017
    ,,( Miesiąc później" po co spacja przed Miesiąc?
    ,,Mówiono, że podobno smokiem, ale on nie chciał w to wierzyć. Jaki smok lubi pływać, skoro zieje ogniem, przeciwieństwem wody?" strasznie dziecinne zdanie, wez to popraw
    ,,Skąd wziąłeś klucz, Rochu" znak zapytania...
    ,,- O?! Wybudza się" niepotrzebny wykrzyknik.
    nie wiem czy cos brales jak pisales poprzednika,moze tabletki usypiajace, bo takie troche smetne tamto opko bylo pomimo akcji. bo to opowiadanie to juz kompletnie inna bajka. ale nie bede ci dawal od razu piatki, zachowam ja dla siebie.
  • Cichotek 22.07.2017
    Zdanie może dziecinne, ale nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z różnicy wieku między nami. Ja nie mam tyle lat co ty, ani takiego doświadczenia. Czy brałem? Nie. Brak znaku zapytania jest zwykłym przeoczeniem, a wykrzyknik po to, by podkreślić zdziwienie osoby wypowiadającej się.
    Prologi zawsze są mniej ciekawe niż następne części, więc ci się nie dziwię, że pierwsza część jest nieco ciekawsza od prologu.
    Pozdrawiam.
  • kusik 24.07.2017
    Chętnie poczytałabym, co było dalej ale czasu już nie mam ): Jak dla mnie zasługuje na 5.
  • Cichotek 25.07.2017
    Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania