Smokopodobni - W obliczu zagrożenia ( cz. 2 )

( Kolejna ucieczka, a potem kara gorsza niż inne)

W domku było dość czysto, ale nie do przesady. Piętnastolatek od razu polubił to miejsce. Za domem znajdował się staw. Fin obiecał, że niezależnie od pogody, będą chodzić nad ten staw, na zajęcia. Bardzo ucieszyło to chłopca. Gdy byli już blisko, zaczął się obawiać, że może miejsce mu się nie spodoba, może ktoś będzie w pobliżu, przed kim Ash będzie się bał pokazać. Wątpliwości rozwiały się, gdy minęli ostatni dom, a do punktu docelowego zostało jeszcze dwadzieścia minut drogi. Sam dom był cudny według Asha.

Teraz siedzieli w domu, pijąc herbatę z małych kubków. Fin opowiadał o tym, co przeżył. Bliznę miał po walce w poprzedniej wojnie. Ash z zapartym tchem słuchał jego historii, a mężczyzna opowiadał tak żywo, że nie można było od niego oderwać wzroku. W końcu Ash nie wytrzymał i zasnął. Podróż wyssała z niego wszystkie siły. Fin przeniósł go na łóżko i okrył kocem. Przez moment wydawało mu się, że poczuł jakieś zgrubienie na ciele Asha, ale to przekonanie ustąpiło, gdy nic takiego nie znalazł. Chłopak był zdrowy, bez blizn.

- Wydawało mi się, że cos czułem – mruczał do siebie mężczyzna idąc do swojej izby. Usiadł przy stole roboczym i przejrzał korespondencję z królem oraz swoim przyjacielem, który miał misję na północy – Ciekawe, co porabia teraz Swen. Pewnie nie uwierzy, jak mu napiszę, że mam pod opieką chłopca-smoka – uśmiechnął się pod nosem, wziął pióro, zanurzył je w kałamarzu i zaczął pisać wiadomość do towarzysza – Mam nadzieję, że zdążysz tu przyjechać, nim kłopoty rozpętają się na dobre. To dziecko potrzebuje ochrony. Nic jeszcze nie rozumie. Musi trzymać się z dala od wojny, bo… - podniósł wzrok znad pergaminu. Na ścianie zamajaczył jakiś cień – Obudziłem cię? – w drzwiach stał Ash, przecierając oczy. Fin odwrócił się na krześle i zerknął na jego jasną twarz. Chłopak pokręcił głową.

- Mogę… To znaczy… Czy mógłbym iść nad staw?

- Pójdziemy razem, jeśli ci to nie przeszkadza – chłopak uśmiechnął się i zaprzeczył na znak, że nie przeszkadza mu to – poczekaj chwilę, tylko zostawię list do mojego przyjaciela. Goniec będzie dziś wieczorem, a my pewnie trochę pobędziemy nad stawem, prawda? – Ash pokiwał głową, czerwieniąc się po czubki uszu. Mężczyzna schował list do koperty i położył na ganku, by posłaniec mógł go łatwo zabrać – Idziemy? – piętnastolatek przytaknął i u boku Fina ruszył nad wodę. Gdy w oddali zamajaczyła krystaliczna tafla, Ash zaczął dziwnie podrygiwać – No dalej. Biegnij – zaśmiał się nauczyciel chłopaka, a ten rzucił się pędem, w biegu zdejmując ubranie. Wskoczył do wody i wynurzył się. Śmiał się. Fin usiadł na brzegu, opierając się o pobliskie drzewo i spoglądał na podopiecznego spod na wpół przymkniętych powiek. Widać było, że młodzieniec kocha wodę i świetnie się w niej czuje – Podpłyń bliżej. Chyba przyszła pora na pierwszą lekcję – Ash zbliżył się, oparł ręce na brzegu, a resztę ciała trzymał w wodzie – Na początek, powiedz mi, co jest w tobie złego, jakie masz wady.

- Jestem potworem – Fin spodziewał się takiej odpowiedzi – Nie umiem ludziom ufać, boją się mnie. Niszczę wszystko, co napotkam na swojej drodze, nigdy nic nie umiem zrobić, jestem zimny jak lód, nie umiem współczuć, zdradziłem swoja rodzinę, nie umiałem jej chronić, umiem myśleć tylko o sobie…

- Starczy. Widzę, że jesteś dla siebie bardzo krytyczny, ale to tez nie jest za dobre. Popracujemy nad tym. Teraz powiedz mi, co jest w tobie dobrego? – milczał. Czas mijał, a on czuł się, co raz bardziej zażenowany tym, że nie umie nic z siebie wydusić.

- Nie wiem. Nic mi nie przychodzi do głowy – „Nie możemy przejść do następnej lekcji, jeśli nie powiesz, chociaż paru swoich zalet.” ~ słyszał ilekroć mówił, że nie ma w nim nic dobrego – Może po prostu we mnie nic takiego nie ma? Jaki sens mają te lekcje? Ani trochę nie czuję się przez nie lepiej. Czemu po prostu nie dacie mi spokoju i nie wypuścicie mnie na wolność? Rozumiem. Potworom wolność nie przysługuje – odpłynął, wyszedł na drugi brzeg i zaczął uciekać. Tylko to potrafił.

- Ash!!! – Fin biegł co sił, ale wiedział, że chłopak z tężyzną smoka jest dla niego za szybki – Poczekaj!!! Nic nie rozumiesz!!! Musimy porozmawiać!!! – piętnastolatek nie słuchał. W głowie miał tylko myśl o ucieczce. Zatrzymał się pod samotnym drzewem na polu, na którego krańcu widać było domy okolicznej wioski. Nie odważył się biec aż tam. Mogliby go zobaczyć. Odetchnął z ulgą, gdy nie zobaczył Fina za sobą.

- Zgubiłem go. To dobrze – usiadł na wilgotnej trawie. Odchylił głowę w tył, przymykając oczy. Wziął w płuca zapach deszczu. Krople zaczęły z mocą uderzać o ziemię, liście i dachy domów. Ash czuł się odprężony. Wtem jego brzuch przeszył okropny ból – To pewnie stara rana się odzywa. Ach – rozmasował obolałe miejsce. Jednak ból narastał. Młodzieniec kulił się w cierpieniu – F…ff…Fin… - jęczał. Łzy mieszały się z deszczem.

 

W tym czasie Fin błądził po bezdrożach. Widział polanę, ale chłopca skrytego za drzewem już nie. Nie mógł tez usłyszeć jego płaczu. Nasunął kaptur na głowę. Lało co raz mocniej, a on przemókł do suchej nitki. Chciał wrócić do chaty, ogrzać się i dopiero wtedy wznowić poszukiwania chłopca, ale wiedział, że jeśli teraz zrezygnuje, już nigdy go nie znajdzie. Dlatego właśnie ruszył przez pole, by wypytać mieszkańców wioski, czy nie zauważyli jakiegoś chłopca.

- Znajdę cię. Nie ważne jak bardzo mnie znienawidzisz, nie mogę pozwolić ci odejść. Jesteś kimś niezwykłym i muszę ci to pokazać. Daj mi chociaż jakiś znak – szeptał pod nosem, ale Ash nie odpowiadał. Fin spojrzał na drzewo i czarny masyw pod nim, prawdopodobnie kamień – Ash! – zero odpowiedzi – Ash! Błagam odezwij się! Nie możesz tu teraz być! – mężczyzna zatrzymał się. W wiosce ktoś był i nie chodziło tu o mieszkańców. Wojsko. Oddział z sąsiedniego miasta przybył na ubocze, by się przegrupować. Jeśli znajdą Asha przed nim, zabiją go. Nie mógł już go wołać, bo by go odkryli. Po cichu wycofał się w wysoką trawę na polanie – Jaki ja byłem głupi. Pewnie już go złapali. Ash… Tak bardzo przepraszam….

 

Asha z transu wyrwało wołanie. „ Ash!...Ash! Błagam odezwij się! Nie możesz tu teraz być!”. Młodzieniec chciał coś zawołać, ale ból był co raz silniejszy. Zobaczył, że jego skóra, teraz brudna od błota, jest także oblepiona czerwoną, gęstą mazią. Krew. Próbował zlokalizować ranę, ale nie potrafił się ruszyć. Nie czuł też, by jego skóra była uszkodzona. Ból pochodził z okolic brzucha, ale od wewnątrz, więc skąd posoka?

- F… Fi… - nie miał sił, by krzyczeć. Jakaś postać zamajaczyła opodal drzewa i zniknęła w wysokiej trawie – Fin… - piętnastolatek zamknął oczy. Jego ciało powoli zaczęło się nagrzewać. Puścił jedną, jedyną kuleczkę ognia, która rozprysła się kilka sekund po wydostaniu się z ust chłopca – O nie… agh!.... – przez ciało chłopca przeszła kolejna fala bólu. Chciał płakać, ale słyszał, że nie powinno go tu być, więc ktoś niebezpieczny mógłby go usłyszeć. Wymiotował. Nie miał sił, żeby przewrócić się na bok. Krztusił się śliną i wymiocinami.

 

Fin zauważył płomyk. Rzucił się w tamtym kierunku. Dotarł pod drzewo w chwili, gdy chłopakowi zaczęło brakować tlenu. Przewrócił go na bok i czekał, aż skończy rzygać. Podniósł go, co wywołało kolejną falę bólu. Fin zobaczył krew na swoich palcach. Przestraszył się, że może chłopak jest ranny. Niknął w oczach.

- Wytrzymaj jeszcze trochę. Za raz będziemy w domu. Obiecuję – szeptał do chłopca przez łzy. Nie wiedział, czy to ze szczęścia, czy ze strachu o jego życie. Gdy był już poza polem widzenia rozciągającym się z wioski, przyspieszył, by jak najszybciej dotrzeć do domu – Będzie dobrze, tylko nie zamykaj oczu! – do chaty wpadł jak rażony piorunem. Położył chłopca na łóżku i umył ściereczką nasączoną w wodzie z mydłem. Umył go i zaczął szukać przyczyny krwawienia. Chłopak spojrzał na swoje majtki. Były całe we krwi – Tylko tam nie sprawdzaliśmy. Pozwól mi sprawdzić, bo to może być niebezpieczne – chłopak czuł się taki nagi, gdy Fin sprawdzał skąd bierze się krew. Nagle poczuł kolejną falę bólu. Napiął wszystkie mięśnie. Wtedy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Z ciała chłopaka wysunęło się coś dużego. Mężczyzna przyjrzał się temu – Wygląda jak jajo. Jest pęknięte. Pewnie ono cię tak raniło. Tylko to by znaczyło… Jesteś chłopcem, czy dziewczynką? – Ash posłał mu gniewne spojrzenie, ale w jego oczach odbijał się ból. Znów się skrzywił. Z jego ciała wysunęło się kolejne jajo, także pęknięte – Kolejne? Czy ty…? Nieważne – Ash krzyczał z bólu. Z jego ciała wysunęły się jeszcze dwa, mniejsze jaja – Te są całe – mruknął Fin i podał je wymęczonemu młodzieńcowi. Dwa pozostałe chciał wyrzucić, ale Ash kazał je sobie podać. Zerknął na skorupy. Rozchylił je palcami, a z oczu popłynęły mu łzy. W jajach były nieżywe smoczątka – To…

- Moje dzieci – jęknął. Przytulił do siebie martwe ciałka. Fin usilnie próbował je zabrać.

- Już nic nie możesz zrobić. Pochowamy je za domem jeśli chcesz, ale ty na razie musisz odpocząć. To była straszliwa kara za ucieczkę. Gdybyś nie uciekł, może nie doszłoby do pęknięcia jaj. No cóż. Kto mógł wiedzieć, że nosisz je w sobie? Może to przez te jaja byłeś agresywny i miałeś te wahania nastrojów między radością a rozpaczą? – Ash milczał. Trzymał mniejsze jaja przy swoim brzuchu – Hej. Głowa do góry. Masz te dwa. Nie damy nikomu ich skrzywdzić, prawda? – skinął głową, ale nie uśmiechnął się. Z twarzy Fina zniknął ciepły uśmiech zastąpiony wyrazem współczucia. Okrył chłopca kocem – Będę za domem jeśli będziesz potrzebował pomocy to wołaj. Nie zostawię cię z tym samego, przysięgam.

- Po prostu już wyjdź!!! Nie potrzebuje twojej litości!!! Dam sobie radę!!! – wydawał się wściekły, ale wargi mu drżały, trząsł się cały, a z oczu płynęły strumienie łez – nie jestem chłopcem, nie jestem dziewczyną, więc jestem niczym. Zerem – mruczał. Spuścił wzrok – Wybacz mi. Nie umiem sobie wybaczyć, że moja głupota zabiła moje dzieci. Ja je zabiłem.

Fin wyszedł. Nie chciał widzieć Asha w takim stanie. Wiedział jak on by się czuł, gdyby zginęły jego dzieci. Pewnie zacząłby wszystko rozwalać lub znalazłby winnego i zemścił się, ale przecież w przypadku Asha on sam je zabił, nieświadomie, a jednak. Mężczyzna wykopał dół i włożył do niego skorupy. Wsadził w to miejsce kawałek deski i stwierdził, że jutro zajmie się napisem. Na razie czekała go ciężka noc ze zrozpaczonym chłopcem-smokiem.

- Na pewno jutro będzie lepiej – wmawiał sobie mężczyzna patrząc, na chylące się ku zachodowi słońce. Deszcz przestał padać. Wyglądało to tak, jakby nic się nie stało, a przecież gdy wróci do środka, znów poczuje przytłaczający smutek bijący od Asha – Nic na to nie poradzimy. Będzie musiał się z tym pogodzić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Margerita 22.07.2017
    Pięć dobrze, że Ash znalazł takiego przyjaciela, jakim jest, a swoją drogą jest bardzo ciekawą osobą mam nadzieję że będzie kontynuacja.
  • Cichotek 22.07.2017
    Będzie, ale chyba trochę później. na razie zajmuję się serią RESET. Dzięki za piątkę. Pozdrawiam, Cichy.
  • Ciekawe, czekam na dalsze części
  • Cichotek 22.07.2017
    Dziękuję. Postaram się zdążyć do wtorku.
  • Violet 22.07.2017
    Po co wstawiałaś cykl, jeśli nie masz zamiaru go kontynuować, a rozpoczynasz kontynuację kolejnego? Czy z następnym postąpisz podobnie? Zniechęcasz czytelnika...
    Pozdrawiam.
  • Cichotek 22.07.2017
    Seria będzie kontynuowana. Nowa powstaje ze względu na potrzebę przewietrzenia nieco umysłu. Pragnę też dodać, że Reset zaczęłam wcześniej, lecz to Smokopodobni trafili tu pierwsi. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania