Smurf Nihiluś w Eldorado Patelniarzy, rozdział 6: Ganz, Ganz Alles ist ein Theorie
Zacząłem kołować, nucąc walczyka autorstwa Davida Byrne'a - "I Know Sometimes a Man
Is Wrong", bo w końcu udało nam się znaleźć noże i stanąć do klasycznego pojedynku
ulicznych skrytobójców - zawsze o tym marzyłem, choć może nieco inaczej wyobrażałem
sobie okoliczności. Wiki Wiks (bo w końcu udało mi się, dzięki studiowaniu licznie
zgromadzonych w pomieszczeniu ksiąg, odkryć najbardziej odpowiadające moim estetycznym
gustom personalia wcześniejszej Dżesi Połyk) również zataczała wokół mnie kręgi
i wszystko wskazywało na to, że praca nożem należała zdecydowanie do jej tzw. koników.
Gdy kończyłem po raz pierwszy śpiewać frazę "I'll be wrong, until You're next to me",
zaatakowała sekwencją tak zdradziecką, że gdybym nie studiował owych grymuarów, mógłbym
być w poważnych tarapatach, ale cóż - podczas gdy ona wolała preparować z kurzu
tusz do rzęs, ja czytałem, czytałem, czytałem. Czy zamieszczę tu opis sekwencji ataku?
Nie zamieszczę, albowiem ilu z Was zaciekawiłoby się opisem długości talhofferskiego
"Fechtbucha", doprawionym sowicie opisami rozlicznych odcinków Gumisiów i cytatami
z manuskryptu o walce Kaina z Ablem? Hę? A no pewnie co najmniej kilku by się znalazło,
lecz nie o tym chcę pisać. Runda pierwsza zakończyła się powolnym zgonem Wiki w wyniku
wetknięcia jej klingi noża w środek plomby na dolnym trzonowcu i gwałtownego przemieszczenia
rękojeści noża wokół potylicy ofiary. Bardzo, naprawdę bardzo chciałbym napisać, że wyszedłem
z tej walki bez szwanku, ale byłaby to nieprawda - Wiki odcięła mi kawałek mojego
ulubionego gluta z nosa, co bardzo mnie wówczas rozsierdziło.
W momencie jej śmierci wydarzyła się rzecz, którą przewidywałem, ale i tak przyjąłem
z niedowierzaniem równym sceptycznemu usposobieniu praktykantki arkanów ezograżynowania -
Wiki odrodziła się w tej samej komnacie, w której ją zabiłem - to był ewenement na skalę
całego być może piekła. Mogło to wskazywać na wiele rzeczy - że jesteśmy na najniższym
kręgu, że jesteśmy w miejscu, w którym tradycyjne zasady urzędowania rzezimieszków
po prostu nie obowiązują, że architekt systemu po prostu sobie z nas drwi, że Fąfiszon
wraz z Pietrkiem dobrali się w końcu do skóry architekta i to oni sobie ze mnie drwią.
Cóż było robić? Gdy usłyszałem niski głos zza ściany wykrztuszający powolną jak
proces pozbywania się zatwardziałej kupy z odbytu frazę, uznałem, że nie mam na razie
ochoty na rundę drugą z Wiki i wsłuchałem się w melodyjne niczym brzmienie trąbki
na pogrzebie słowa: Po-mo-cy! U-grzę-złem! - Kwaśny Djudek nie omieszkał, rzecz jasna,
skwitować żołnierskiego apelu żołnierskim pierdnięciem. Po wymianie uprzejmości,
podczas, których Djudek zaprosił mnie do wnętrza odbytu celem wdrożenia misji ratunkowej,
postanowiłem tymczasowo z propozycji nie korzystać, ale, by nie urazić kwaśnego drucha,
zainwokowałem najszczerzej jak na to nakazywał stary jak świat i perfidny jak plan sankcjonowania
monogamii, obyczaj kurtuazji:
"Ależ Ekscelencjo, serce me rozdarte -
- Choć progi Twych kiszek przyjaźnie rozwarte
i choć dusza rącza do pomocy skora,
i choć krew wybija kurki w żył zaworach,
stopy me niegodne wszak progi przestąpić,
tak tedy pomocy muszę Ci poskąpić."
____________________________________________________________
Walczyk w oryginale: https://www.youtube.com/watch?v=xE3FXqXh_P0
Komentarze (4)
Może coś z Ciebie wyrośnie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania