Poprzednie częściSny o Ninie - Prolog

Sny o Ninie - Rozdział 12

Z chwilą ruszenia pociągu z dworca, całe poczucie bezpieczeństwa i domowego komfortu opuściły Artura, zostając za drzwiami wagonu. Sceneria za oknem, przesuwająca się coraz szybciej w rytm nasilającego się hałasu, oblana zimnym, jesiennym światłem, była wyjątkowo przygnębiające. Ogołocone z liści drzewa zdawały się rozczapierzać gałęzie ku niebu w błagalnych gestach, o szybkie nadejście wiosny. Blaknąca zieleń trawy na łąkach również miała w sobie coś dołującego. Świadomość rytmu pór roku zdawała się być bezpodstawnym mitem, jakąś niepewną przesłanką. Świat, na oczach młodzieńca, umierał z braku ciepła i wyglądał zupełnie, jakby miał nigdy się nie odrodzić. Student poczuł jak zalewa go… Właściwie co? Czym było to przyprawiające o dreszcze uczucie? Tęsknota? Artur tęsknił za Nią od dawna i znał bardzo dobrze ten stan udręczonej duszy. Smutek z powodu wyjazdu? To nigdy mu się nie zdarzało. Lubił mieszkać sam, a nieustanna obecność innych osób w zasięgu głosu zawsze zaczynała go w końcu irytować. Melancholia również nie miała wobec młodzieńca ukrytego oblicza. Przez bardzo krótki moment Artur miał ochotę włożyć słuchawki do uszu i zagłuszyć dręczące go myśli, jednak powstrzymał się. Zdawał sobie sprawę, że nie da mu to spokoju i musi się skonfrontować z własnym umysłem. Chłopak czuł… Czuł… Nic. Świadomość, że nie odczuwanie niczego jest najsilniejszym i najstraszniejszym uczuciem, z jakim chłopak się spotkał, uderzyła go z siłą klubowego bramkarza. Młodzieniec wziął kilka głębokich oddechów i uspokoił rozpędzone nagle tętno. Wyrzucił tabletki. Spłukał swój jedyny sposób na spotkania z Nią w kiblu, jak przesycone alkoholem wymiociny. Zachował się jak tchórz, niezdolny do odrobiny poświęcenia, żeby przedrzeć się przez przerażające nocne mary i znaleźć Ją pośród nich. Z drugiej strony… Cóż mógł tak naprawdę zrobić? Życie przeszłością było niemożliwe, a doprowadzające do obłędu próby przemycenia jej do teraźniejszości – po prostu głupie. To było tchórzliwe. Dalsze życie, pochowanie dawnych demonów i próba rozpoczęcia wszystkiego od nowa – tym jest odwaga. - Chciałaby, żebym nie zatrzymał się razem z Nią. – skonstatował w duchu Artur. Ta właśnie myśl odrobinę poprawiła humor młodzieńca i pozwoliła mu przez resztę podróży na odrobinę relaksu przy muzyce.

Wysiadając z taksówki przed bramą osiedla, Artur mimowolnie uśmiechnął się. W czasie jazdy z dworca w cuchnącym samochodzie, młodzieniec naprawdę zaczął wierzyć, że może uda mu się pogodzić z Jej odejściem. Po raz pierwszy od wielu miesięcy potrafił pomyśleć o przyszłości, zbliżającej się specjalizacji, miejscu, w którym chciałby wybudować dom. Te, dla większości ludzi, zupełnie codzienne rozterki, dla studenta stanowiły odmianę tak wielką, że wydawały mu się nieomal zupełnie nowe. Napędzany świeżą motywacją, Artur chwycił mocniej walizkę, poprawił ułożenie paska plecaka na ramieniu i pomknął w kierunku swojej klatki schodowej. Drogę na czwarte piętro pokonał pieszo, nie zwracając uwagi na windę. Już w połowie drogi nałogowy palacz z trudem łapał oddech, aczkolwiek nie przeszkodziło mu to w ukradkowym śmiechu, którego nie mógł opanować. W końcu, dyszący i uśmiechnięty, Artur dotarł pod drzwi swojego mieszkania i przekręcił klucz w zamku. Za nimi czekał, siedzący na środku korytarza, Ból.

- Hej! – Zawołał wesoło. – Tęskniłeś za mną? – Dodał, kucając obok kocura i wyciągając ku niemu dłoń.

- Coś ty zrobił? – Zapytał kot spokojnym głosem, w którym wyrzut i gniew były silniejsze od szoku, który ogarnął studenta.

Mieszkanie Artura, na przestrzeni lat, było świadkiem wielu różnorodnych sytuacji. Różnokolorowe ściany poszczególnych pokoi, gdyby zdolne były do artykułowanej mowy, lub jakiejkolwiek innej formy komunikacji, po zapadnięciu zmroku mogłyby godzinami opowiadać o zaobserwowanych perypetiach. Delikatnie oświetlone nieprzyjemnym, pomarańczowym blaskiem ulicznych latarni, szeptałyby w swoim własnym, wygładzonym tynkiem języku, snując opowieści o płomiennych romansach i dramatycznych kłótniach, dzikich studenckich imprezach i smutnych spotkaniach przerażonych przyszłością młodych mężczyzn. Wymieniając te historie, ściany zapewne uznałyby, że w ich obecności wydarzyło się już wszystko. Biorąc pod uwagę, że ich świat był tak mały, nie było to dalekie od prawdy. Tamtego dnia jednak, salon doświadczył sceny zupełnie nowej. Właściciel siedział po turecku na jednym końcu kanapy, a naprzeciwko, na drugim końcu, miejsce zajmował czarny kot. Wpatrzone w siebie postaci rozmawiały, jedna głosem ściszonym i wycofanym, jakby zza niewidzialnej bariery, mającej ją chronić, druga zaś odzywała się pewnie i zdecydowanie, ale przy tym dość łagodnie, jak zdenerwowany, ale wyrozumiały ojciec.

- Postaram się zapomnieć o twoim wybryku. Rozumiem, że jest to dla ciebie szok. – Powiedział kocur, przeciągając się. – Wracając jednak do tematu… Dlaczego to zrobiłeś? – Zapytał Ból, nie spuszczając z Artura przeszywającego wzroku.

- Sny robiły się coraz gorsze. Nie dałbym rady… – Młodzieniec przemawiał z trudem, jakby na krtani usiadł mu spasiony nastolatek, zwany wstydem. – Nie dałbym rady tam wracać wiedząc, co mnie czeka. Ta krew, te obrazy, wspomnienia… Przede wszystkim wspomnienia. To wszystko strasznie bolesne. Oszalałbym.

- Uważasz się więc za osobę w pełnym zdrowiu umysłowym? – Zadrwił kocur, ponownie chichocząc. – Nie mów mi swoim o bólu. Wiem o nim wszystko. Wiem też, że nie boisz się bólu. Boisz się rzeczywistości, która cię otacza. Wszystko co widzisz, z każdym dniem coraz bardziej gnije, rozpada się, toczone ludzką gangreną. Patrzysz z obrzydzeniem na świat zainfekowany najniebezpieczniejszym wirusem, którym jest Homo sapiens. Boisz się, bo nie potrafisz temu zapobiec. Boisz się, bo masz wrażenie, że tylko ty to dostrzegasz, a nie chcesz potulnie maszerować w otchłań z tym potokiem ślepych idiotów. Mimo to, prąd cię porywa. – Ból przerwał tyradę, aby pozwolić Arturowi na przyznanie przed samym sobą, że kot miał absolutną i niezaprzeczalną rację. Młodzieńca znów napadły mdłości, a usta wypełnił smak żółci. – Z tego też powodu, jesteś głupi. Kompletnie durny. Jak wyrzuciłeś te tabletki myślałem, że ci twarz rozszarpię, kiedy tu wejdziesz. Naprawdę. Masz ucieczkę. Masz lepszy świat. Lepszy. Świat. To twój mózg. Możesz w nim robić co chcesz. Wszystko! Taki potencjał… – Ton głosu kota, z niemal dostojnego, zaczął się zmieniać w maniakalny. Słowa wylewały się z jego pyska obsesyjnie wylewanym potokiem. Ból produkował się, nakręcając coraz bardziej, ale Artur na moment odpłynął myślami kilkanaście minut wstecz. Z jakiegoś powodu widział niedawno minione sceny z perspektywy osoby trzeciej, obserwując siebie samego, zrywającego się z klęczek w szoku. Patrzył na zdezorientowanego osobnika, który przypominał dziecko, któremu rodzice oznajmili, że Święty Mikołaj nie jest prawdziwy. Podążył za swoją rozedrganą sylwetką na balkon, z lekkim zażenowaniem przyglądając się swoim drżącym rękom, nieudolnie starającym się zapalić papierosa, chwiejącego się pomiędzy suchymi wargami. Kot również towarzyszył młodzieńcowi, wskoczywszy na wąską balustradę. Artur nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego postanowił zrzucić stworzenie z czwartego piętra. Prawdopodobnie jego spanikowany umysł uznał to rozwiązanie za najbardziej rozsądne, w obliczu zwierzęcia przemawiającego do niego wielokrotnie złożonymi zdaniami. Niestety, zanim zdążył wychylić się za barierkę balkonu, aby obejrzeć efekty dokonanej zbrodni, Ból siedział już na parapecie za jego plecami, prosząc uprzejmie, a jednocześnie dobitnie, aby więcej nie próbował tak brutalnych rozwiązań wobec zaistniałej sytuacji. Chłopak spojrzał na papierosa, który wypadł mu z ust. Żar uderzył o płytki balkonu, rozpryskując się milionem iskier, które rozjarzyły się czerwono, jak przed chwilą jego nadzieja, że jednak śni i podobnie jak ona, zgasły momentalnie.

Artur błąkał się niespokojnie po pomieszczeniach mieszkania, próbując opanować równie rozbiegane myśli w jego głowie. Ból przechadzał się za nim leniwie, przyglądając się ciekawie i z pewnym rozbawieniem, malującym się na czarnym pyszczku. Chłopak wodził na wpół ślepym wzrokiem po nienaruszonych miskach z jedzeniem dla kota. Nieświadomie dostrzegał brak zadrapań na meblach i firankach. W końcu uświadomił sobie, że zapomniał wyposażyć dom w kuwetę, a mimo tego, nigdzie nie było śladu zabrudzeń. Student zatrzymał swój pijany pochód w salonie i opadł ciężko na sofę. Oszalał. W końcu stracił zmysły, a jego umęczony mózg poddał się halucynacjom. Nie było innego wytłumaczenia i nie było sensu się oszukiwać. Ból wskoczył na siedzenie i z gracją usiadł obok młodzieńca, wlepiając w niego żółte ślepia.

- Odpocznij. Powinieneś się przespać. Przydałyby ci się tabletki…

Wypowiedź kota przerwał odgłos SMS-a. Artur wziął do ręki telefon. Na ekranie wyświetliło się krótkie „Hej, co u Ciebie?”, a nad wiadomością imię „Asia”. Młody mężczyzna poznał tę dziewczynę na imprezie w akademiku. W zasadzie nie była to szczególnie interesująca zabawa, jednak następnego dnia kobieta zaczęła do niego pisać. Nie pamiętał, kiedy podał jej swój numer. Artur bardzo szczątkowo pamiętał wygląd Asi. Kojarzył ciemne włosy i figlarne oczy, wpatrzone w jego twarz, ale niewiele więcej. Reszta zlewała się z wieloma innymi dziewczynami, z którymi tańczył tamtej nocy, zamazywała się i rozpuszczała w alkoholu oraz błyszczących światłach stroboskopu. Nawiązana przez nich wirtualna rozmowa bardzo szybko przyjęła postać flirtu. Student przypomniał sobie, że po kilku dniach tej mocno dwuznacznej wymiany zdań, zawładnęły nim wspomnienia o Niej i związane z tym wyrzuty sumienia. Postanowił wtedy urwać kontakt z entuzjastycznie nastawioną dziewczyną. Asia skutecznie ukryła swoje zdziwienie pomieszane z rozczarowaniem, pod wiarygodnym płaszczem zrozumienia. Nie zamienili słowa od tamtej pory. Do dzisiaj.

- Naprawdę powinieneś odpocząć. – Powtórzył Ból. – Dobrze ci to zrobi.

- Odpocząć… - Rzucił gdzieś w przestrzeń Artur, po czym wystukał w polu tekstowym telefonu kilka słów i przez chwilę wpatrywał się w ekran. Po kolejnym dźwięku powiadomienia, chłopak energicznie wstał z kanapy i poszedł do łazienki. Ból przekrzywił puchaty łepek i przeciągnął się.

- Nieładnie tak ignorować swojego rozmówcę. – Powiedział lekko zirytowany kot. Jedyną odpowiedzią był szum wody w kranie. – Powinniśmy chyba porozmawiać o całej tej sprawie, nie uważasz? – Nalegał zwierzak. W tym momencie młodzieniec otworzył drzwi, nagi od pasa w górę i pachnący wanilią oraz tytoniem. Zupełnie nie zwracając uwagi na Ból, podszedł do szafy i zaczął szperać w stosach poskładanych równo ubrań. – Wybierasz się gdzieś? – Zapytał nieco głośniej kocur. – Hej! Słuchasz mnie? – Milczący Artur otworzył drugie skrzydło szafy i zdjął z wieszaka czerwoną koszulę w kratę. W dalszym ciągu nie zwracając uwagi na prychające zwierzę, powoli i dokładnie podwinął rękawy ubrania i założył je na siebie, z namaszczeniem zapinając kolejne guziki. – Dokąd idziemy? – Drążył nieco przyjemniejszym głosem Ból. Młody mężczyzna również to pytanie pozostawił bez odpowiedzi. Przejrzał się w lustrze, poprawił kołnierzyk i zadowolony z efektu, założył trampki. Chwycił kurtkę i przekręcając klucz w zamku, jeszcze raz usłyszał za sobą kota. – Negowanie mojej obecności nie sprawi, że przestanę istnieć. – Powiedział zupełnie już spokojnie Ból. – Nie możesz wiecznie mnie ignorować.

- Mam zamiar cię zaskoczyć. – Wyszeptał Artur, po czym wyszedł z mieszkania.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania