Poprzednie częściSny o Ninie - Prolog

Sny o Ninie - Sen 2

Uderzenie wilgoci i chłodu przyprawiło Artura o dreszcze. Siąpiący deszcz delikatną mgiełką otulał jego twarz. Chłopak otworzył oczy i momentalnie zorientował się co do swojego położenia. Był na Widzewie, w pobliżu bloku, w którym Nina wynajmowała pokój. Czarne, nocne niebo było gęste i ciężkie, pomarańczowe światła lamp sączyły zmęczone promienie przez statyczne powietrze. Młodzieniec naciągnął na głowę kaptur bluzy, którą miał pod kurtką i sięgnął do wewnętrznej kieszeni na piersi. Były w niej papierosy i zapalniczka z napisem „Mała, ale ognista”. Chociaż Nina nie pochwalała jego nałogu, ten slogan zawsze ją rozbrajał. Chłopak zapalił, zaciągnął się głęboko i ruszył przed siebie. Uśpione miasto ponownie pozbawione było ludzi. Artur szedł wolno chodnikiem, napawając się mistyczną scenerią. Pamiętał dokładnie, jak wracał tędy do mieszkania w czasach, gdy jeszcze potrafił czuć radość. Właściwie, umiał wtedy nawet czuć szczęście. Odległe zjawy tego enigmatycznego zjawiska, którego pragnie ludzkość, nagle stały się wyraźne, niemal namacalne, jak kot, który siedział na dachu samochodu. Student zatrzymał się, lekko zdziwiony. Obecność innego żywego stworzenia była nowością. Okryty cudownie czarną sierścią zwierzak przyglądał się Arturowi jadowicie żółtymi oczami. Chłopak przytrzymał papierosa w ustach i zaczął unosić dłoń, jednak zatrzymał ją w połowie ruchu. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu nie chciał pogłaskać kota. Wydawało mu się to zabronione przez jakiś absurdalny dekalog, podarowany śniącym przez Morfeusza na górze zbawiennych kłamstw. Młodzieniec odwrócił się i kontynuował spacer. Pomiędzy dwoma blokami skręcił w prawo, idąc drogą prowadzącą przez osiedle. Wszystkie okna budynków były ciemne, puste i kojąco pozbawione życia. Artur nie lubił palących się nocą świateł w pokojach. Uświadamiały mu one ilość osób, które pchały swoją ubogą codzienność po stromym zboczu losu, z trudem stawiając każdy krok. Myślał wtedy o wszystkich wylanych łzach, o krzykach i stłuczonych naczyniach, o wyjałowionym przez upływ czasu seksie, oparach alkoholu i rozczarowania, od których parowały te przeklęte szyby. Kolejny pakiet zatrutych myśli, zajmujących stałe miejsce w jego udręczonym mózgu. Z zadumy wyrwał chłopaka widok jednego światła, którego natura była odmienna od całej reszty. Paliło się ono w pokoju Niny. Młodzieniec zapalił drugiego papierosa i podszedł do drzwi klatki schodowej. Palce drżały mu przy wpisywaniu numeru mieszkania, sam nie wiedział czy z zimna, czy z podniecenia. Niemal natychmiast usłyszał ciche piknięcie, otwierające zamek. Artur wyrzucił niedopałek w wyliniałe krzaki rosnące wzdłuż bloku i zaczął wspinać się na najwyższe piętro.

Czekała na niego za uchylonymi zapraszająco drzwiami. Bosa, w krótkiej chabrowej spódniczce i białej bluzeczce z półksiężycowatym dekoltem, strojna w najcudowniejszy uśmiech i dwa niepewnie płonące ogniki w rozmarzonych oczach. Jedną nogę miała jak zwykle nieco ugiętą, z kolanem skierowanym do środka.

- Cześć, Arturze. – Powiedziała cicho. Artur nie odpowiedział. Zdjął mokre buty i kurtkę, którą powiesił na wieszaku. Chłopak miał, gdzieś z tyłu głowy, ciążącą mu jak ogrom próśb i modlitw na barkach zamęczonego boga świadomość, że znajduje się we śnie. Nina nie musiała myć podłogi po jego wyjściu. Młodzieniec chciał jednak za wszelką cenę dodać temu lepszemu światu tyle realizmu, ile tylko mógł. Chciał, aby kiedyś wspomnienia tych snów zlały się ze wspomnieniami jawy, zacierając granicę śmierci, szaleństwa i rozpaczy. Nina przyglądała się ciekawie Arturowi, unosząc leciutko kącik ust. Chłopak pozostał milczący. Chwycił ją w objęcia i pocałował mocno, namiętnie, tęsknie. Złapał wędrujące wzdłuż jego nogi udo i przyciągnął ku górze. Przycisnął jej drobne ciało do ściany i wplótł palce w jej miękkie włosy. Nina westchnęła, poddając się pieszczotom, chłonąc esencję jego istnienia, którym była ona sama. Artur uniósł kobietę i przeniósł ją do pokoju. Już miał rzucić ją na łóżko, ale zamiast tego położył ukochaną najdelikatniej jak potrafił, jakby była z porcelany. Jakby była tylko snem…

- Nie opuszczaj mnie już. – Szeptała Nina, kiedy kreślił językiem sonety na jej szyi. – Tak bardzo mi cię brakuje. Tu jest tak pusto bez ciebie. Nigdy nie odchodź. Proszę. – Westchnęła, kiedy szlak pocałunków dotarł do jej dekoltu. Artur był cierpliwy, nie spieszył się. Wracał do jej twarzy i szyi, nie mogąc się nimi nasycić. Wtem, chłopaka przeszedł dreszcz. Do jego rozanielonego umysłu wpełzło oślizgłe, natrętne poczucie niebezpieczeństwa i jakiejś nieokreślonej grozy. Nie mógł na nie zareagować. Jej usta pompowały krew w jego żyłach, jej oddech wypełniał mu płuca. Oderwanie się od nich w celu rozejrzenia się po pokoju, który w tamtej chwili nie istniał poza łóżkiem, wydawało mu się zbrodnią, którą należało karać śmiercią. Ktoś wyręczył Artura, chwytając go za włosy i ściągając brutalnie z Niny, wyrywając przy tym całe ich kępy. Chłopak krzyknął, ale dźwięk ten stłumił chrupot i obrzydliwe mlaśnięcie, kiedy w twarz uderzył go gruby, drewniany kij. Młodzieniec zakrztusił się własnymi połamanymi zębami i zaczął kaszleć. Zdążył zobaczyć jeszcze znajomą, straszną postać w jego ubraniach, zanim kolejny cios go oślepił. Kij długo unosił się i opadał, zanim wśród obezwładniającego bólu, rytmicznych trzasków i chrzęstów, Artur usłyszał rozedrgany, bezsilny głos Niny.

- Wróć do mnie. Potrzebuję cię.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania