Poprzednie częściSomniculosus Mundi cz.1

Somniculosus Mundi cz.2

3

 

Obserwując chmury płynące po niebie,

W mirażach wciąż tkwię,

Niby w świecie żywych,

A niby już nie.

 

Oczami w Hypnosa świat

Spoglądam, w czasy już minione,

Widząc w nich ludzi, których już nie ma,

A mimo to są

...w mym śnie.

 

4

 

Otworzyły się drzwi. Nikt nie zapukał. Aldois miał się już naprawdę porządnie zdenerwować, kiedy ujrzał w ręku gońca z małą, zalakowaną złotą pieczęcią kopertą. W ten sposób były zabezpieczane jedynie cesarskie listy. Tylko tym posłańcom wybaczało się okazywanie braku szacunku.

Kiedy otworzył kopertę, zdziwił się. Wyglądało na to, że jednak ktoś przeżył wielką katastrofę w Hoiu i podążał w kierunku północnego szlaku. Mieli być to jedyni świadkowie katastrofy. Mag złożył list i przyjrzał się uważnie kopercie. Najwyraźniej nie tylko Rada się zainteresowała całą sprawą, ale także Cesarz. Jego żołnierze byliby bezużyteczni w walce z władającymi mocą i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, więc najwyraźniej postanowił wystawić świadków Radzie. Jeżeli był to jednak czysty przypadek, to zakrawałoby o cud. Najwyraźniej Cesarz też wiązał z tą sprawą jakieś nadzieje. Tylko co on wiedział na ten temat?

Sytuacja komplikowała się coraz to bardziej, a on zaczął czuć się jak szczur uwięziony w klatce. Zauważył już kilka rzeczy. Po pierwsze na pewno był śledzony przez Radę. Jeden z Cieni, chodził z nim krok w krok. Nie zamierzał przeszkadzać natrętowi w jego pracy, ponieważ jak na razie nie miał nic do ukrycia. Niepokoił go jednak sam fakt, iż ktoś łazi za nim i nie odstępuje na krok. Trzymanie go na smyczy było z pewnością czymś spowodowane.

Agenci Cesarza także najwyraźniej nie próżnowali.

Był ciekaw czy czasami ktoś jeszcze wikłał się w tę sprawę. To, co Aldois ujrzał wystarczało mu do tego, by dojść do jednego wniosku. Cokolwiek spowodowało katastrofę w Hoiu, strony bijące się o to, starały się wykorzystać go do swoich własnych celów. Miał być ich narzędziem. Tylko co dalej? Co by było, gdy już im nie będzie potrzebny?

 

5

 

Stanął przez moment przed budynkiem. Włożył do kieszeni spodni dłonie i rozejrzał się dookoła, tak jak to miał w zwyczaju. Kiedy podjechał fiakier, wcale go to nie zdziwiło. Siedzący w dorożce pułkownik spoglądał na niego władczo. Po chwili nieznajomy uśmiechnął się i wskazał miejsce obok siebie.

- Zapraszam.

W momencie, gdy Aldoris usiadł, woźnica uderzył lekko batem i jak na sygnał konie ruszyły do przodu.

- Wie pan, dokąd jedziemy?

- Domyślam się.

- Mam pana odstawić przed pociąg jadący do Kalan, a tam już będzie czekał na pana powóz i dziesięciu ludzi z muszkietami.

Aldoris zdziwił się lekko.

- Taki duży odział.

- Niech pan ze mnie nie kpi. Doskonale wiem, na co stać takich ludzi jak pan. Dobrze pamiętam czasy, w których między Cesarstwem a magami wybuchła wojna. Wystarczył jeden wasz człowiek, by posłać stu pięćdziesięciu żołnierzy do piachu. Nie zamierzam ryzykować utraty ludzi w walce z czymś, co przekracza nawet wasze możliwości. Mają oni pomóc panu w doprowadzeniu śledztwa do końca.

- Rozumiem, coś jeszcze?

- Wśród nich będzie człowiek o imieniu Malio. Jest on synem generała Lakona i to on będzie odpowiedzialny za przesyłanie raportów od pana do Cesarza.

- Nigdy nie piszę raportów ze śledztwa, dopóki go nie zakończę.

- Teraz zacznie pan pisać. Cesarz chce wiedzieć, kto zabił mu syna. W Hoiu stacjonował wtenczas cały oddział reprezentacyjny, w którym syn Cesarza odbywał obowiązkową służbę. Jeżeli doszło tam do morderstwa, do którego doprowadził mag, Cesarz chce widzieć go martwym i pan ma do tego doprowadzić.

- Mam działać wbrew zaleceniom Rady?

- Nie. Ma pan działać zgodnie z zaleceniami Cesarza.

 

6

 

Abbo, co jak co, ale głupi nie był. Nie bez powodu, pomimo swojego wieku, uznawany był za jednego z najniebezpieczniejszych magów. Nawet Rada bała się z nim zacząć. Ktoś był jednak na tyle ograniczony, by nie dostrzegać tak drobnego faktu i nie miał żadnych obaw podążając jego śladem. Widział wyraźnie cienie poruszające się między drzewami. Co jakiś czas szpiedzy zbliżali się do nich, innym razem trzymali w pewnej odległości.

Pomimo tego szedł wraz z chłopcem i golemem powoli w kierunku twierdzy Demgor, znajdującą się nieopodal Gór Wielkich. Mieściła się ona tuż przed przesmykiem, który wprowadzał podróżnych w krainę lodu i śniegu. Niezdobyta przez wieki i co najważniejsze, poza wpływami Cesarza i Gildii Magów. Miał tam kilku przyjaciół, na których mógł liczyć w razie jakichś komplikacji, winnych mu przysługi bankierów, którzy nie będą mieli wyboru i zapełnią mu kiesę oraz paru wrogów, którzy z chęcią posłaliby go na tamten świat.

Siódmego dnia po opuszczeniu Hoiu znaleźli się na olbrzymim pustkowiu otoczonym przez małe, czynne wulkany z zachodu i wschodu oraz olbrzymie góry okryte wieczną zmarzliną na północy. Między dwoma szczytami stała twierdza, która z odległości, jaka jeszcze ich dzieliła, wyglądała bardzo niepozornie. Widok ten oddawał jednak doskonale stosunek sił natury do ludzkich możliwości.

- Tam podążamy. Zatrzymamy się i pomyślę co z tobą dalej począć.

- Będziemy tam bezpieczni?

Abbo spojrzał na chłopca.

- Wątpię, byś był gdziekolwiek bezpieczny. Po tym, co się stało w Hoiu Rada i Cesarstwo z pewnością będą chcieli się dowiedzieć, jak do tego doszło. W dodatku już są na naszym tropie. Jesteśmy śledzeni.

- Już od dawna?

- Od wielkiego szlaku. Nie martwiłbym się jednak szpiegami. Gdyby chcieli nas zaatakować, to już dawno by to zrobili. Dla nas może i byłoby to dobre. Pozbylibyśmy się ogona. Skoro tego jeszcze nie zrobili, to znaczy tylko, że ktoś silniejszy podąża za nami. Oni robią tylko za psy gończe.

- Pokonasz go?

- Tego nie wiem chłopcze. Istnieje wielu silnych magów potrafiących nadzwyczajne rzeczy. Nigdy nie należy lekceważyć przeciwnika.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Karawan 03.04.2018
    , gdyby już im nie będzie potrzebny? - co to za nowopolska zdania się Panu udała? gdy już... albo: "gdyby już w przyszłości nie nie miał być..."
    pułkownik to ranga ale półkownik to ja nie wiem ;)) i dalej; "Siedzący w powozie półkownik spoglądał na niego władczo. Po chwili nieznajomy uśmiechnął się i wskazał miejsce obok siebie." - tak podany tekst sugeruje mi, że jest jeszcze ktoś poza wojskowym. Ujednoznaczniłbym kto zaprasza do powozu, przy czym fiakier to dorożka, a nie powóz.
    gdy Aldoris usiadł, jeździec uderzył lekko batem - jeździec to facet jadący na koniu! W powozie powozi woźnica.
    nie pozornie. niepozornie razem
    Zostawiam pięć po powyższych marudzeniach. ;)
  • Nerd 03.04.2018
    Dzięki :)
  • Agnieszka Gu 05.04.2018
    Witam,
    Przebyłam tekst z zapartym tchem. Fajnie, lekko i przyjemnie się czyta.
    Na razie pełno szpiegów na każdym kroku ;) Obaczymy, co będzie dalej.
    Pozdrawiam
  • Nerd 07.04.2018
    Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania