Sonata Księżycowa — 3 — Wyznanie

Bałam się wyznać Alanowi co czuję. Bałam się, że to zniszczy naszą relację i jego zaufanie do mnie.

Musiałam się jednak pospieszyć. Za trzy dni Alan leci do Helsinek i przez długi czas go nie zobaczę. Zebrałam się jednak w sobie i postanowiłam w końcu to zrobić. Zaprosiłam chłopaka do swojego domu. Zadbałam też o to, żeby nikt nam nie przeszkodził - moi rodzice pojechali po zakupy. Nadal byłam trochę przerażona. Alan widział we mnie swoją przyjaciółkę, a nie dziewczynę. Miałam nadzieję, że przynajmniej jakoś to zrozumie.

Zanim przyszedł, zdążyłam jeszcze sprzątnąć. Potem już zadzwonił dzwonek do drzwi.

 

Otworzyłam je.

 

Moim oczom ukazał się mój największy skarb.

 

Alan...

 

Przywitałam go jak zwykle, po przyjacielsku. Nie chciałam wzbudzać w nim podejrzeń. Był taki jak zwykle. Uśmiechał się, żartował...

-Alan.

-Ja- odpowiedział, uśmiechając się słodko.

-Alan... Ja chcę Ci coś powiedzieć.

-Słucham- uśmiech nie znikał z jego ust.

-Kocham cię- powiedziałam, cała się czerwieniąc.

Chłopak przechylił głowę w bok, przyglądając mi się. Czułam się zażenowana. Patrzyłam w jego oczy... Widziałam w nich całą naszą wspólną przeszłość.

Nie pamiętam momentu naszego poznania - po prostu był tu od zawsze.

Miałam przed oczami widok małego chłopca. Alanek - jak wówczas zdrobniale o nim mówiono. Starszy aż o dwa lata, zawsze stawał w obronie swojej młodszej przyjaciółki.

 

-Wiem przecież - powiedział, wyrywając mnie z rozmyślań.

-Co?

-Ja cię też. Ale nie muszę o tym nawet mówić, prawda?

-Alan...- zawahałam się- Alanek...

-Pamiętasz?- był zaskoczony.

-No jasne że pamiętam. Takich rzeczy się nie zapomina- dotknął szczupłą dłonią mojej twarzy. Zadrżałam.

Jego dłonie były wręcz stworzone do gry na pianinie. Kiedyś często to robił, a my wszyscy chętnie słuchaliśmy. Teraz już nie tylko grał. Miał prawdziwy talent do muzyki.

Jego delikatna twarz była tak blisko mojej. Jego błękitne oczy tak blisko moich. Nasze wargi delikatnie zetknęły się. Po chwili poczułam jego język dotykający mojego.

 

Jak na takiego nieśmiałego chłopca... Całkiem dobrze to robił.

 

I pomyśleć, że byliśmy dorośli.

Mogliśmy robić, co chcieliśmy.

Ale czego chcieliśmy od życia?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania