Soprano część 2
Za kilka dni minie pięć lat mego małżeństwa z Moniką, a ja mam wrażenie, że to było z rok temu, wszystko tak szybko umyka, aż czasem żal, bo były to dobre lata. Pewnie większość ludzi ma takie rozterki, gdy patrzy na młodszych, którzy przypominają ich samych, zaganianych w miłości, rozbawionych w narzeczeństwie. Ale powiem z przekorą, że tylko upływu lat, bo cała reszta, czyli życie we dwoje jest i mam nadzieję będzie jeszcze lepsze, a gwarancją jest przywiązanie, doświadczenie, sprawdzona przyjaźń, zaufanie.
Nie mamię się frazesami, że ja i moja Monia to tworzymy idyllę, choć raz to nawet powiedziałem, tak na poważnie, ale żonka tylko skwitowała to całusem w policzek i tekstem: - Jesteś uroczy w tym swoim przeświadczeniu, ale radziłabym nie wypowiadać tej kwestii przy moich koleżankach.
Lubię jej trzeźwą ocenę sytuacji, jej pragmatyzm w dawaniu siebie, ale i stonowane pragnienia względem partnerstwa. To ona przekazała mi swoja wizję wspólnego życia, nie jako zbiór zasłyszanych porad z Twojego Stylu, ale ludzkiej potrzeby bycia ważnym i obecnym.
- Nie oczekuję, że będziemy, co miesiąc upiększali mieszkanie, wstawali z uśmiechem na twarzy, spożywali posiłki z jednej miseczki, opowiadali, co w pracy, w sobotę wypad za miasto, restauracja, drinki ze znajomymi czy spółkowali w namiętnej ekstazie do czwartej nad ranem. Nie, ja po prostu chciałabym kiedyś tego doświadczyć pomiędzy nostalgią, cichymi dniami, chorobą dziecka, wtorkami, tygodniami rutyny, by tym się naładować, tymi emocjami, nami i mieć siłę stawić czoło kolejnym ciosom, jakie nam będzie niosło życie.
Zauroczyła mnie tym dojrzałym podejściem i tak staramy się żyć, ja ze swoimi ułomnościami, które Monię doprowadzają do stanu wrzenia i ja z jej chronicznym unikaniem przyznania się do błędu a wystarczy jedno słowo, klucz, który zamknie sprawę –przepraszam. Nie umiem tego często zdzierżyć, kiedyś nie wytrzymałem i wjechałem jej na ambicję, założyła płaszczyk i wyszła trzaskając drzwiami. Po kilku minutach usłyszałem sygnał przy drzwiach wejściowo-wyjściowych, znamionujący gości, ale na progu stała moja miłość życia.
- Przepraszam…
Wreszcie! Doczekałem się, jestem wielki, mam dar przekonywania.
- ….ale zapomniałam kluczy.
Wskazujący palec przyłożyła mi do klatki piersiowej, by utorować sobie przejście, a mijając mnie nie omieszkała przesłać mi diaboliczny uśmiech ala - i, co misiu, zawiedziony. Miałem ochotę zedrzeć z niej tej płaszczyk i przyłożyć jej w to zgrabne pupsko. Ale wystałem, bo wiesz, co, to mnie w niej właśnie podnieca, nakręca, daje pole do popisu, by dotrzymać jej kroku. Podoba mi się jej determinacja i rozwalająca mi serce szczerość, jak choćby przy pierwszym zbliżeniu cielesnym, gdy nasze oddechy niecierpliwie wzburzały tętnice.
- Nigdy tak naprawdę nie widziałam mężczyzny nago, no chyba, że w Kupcu weneckim, podczas spektaklu na którym byłam w Krakowie…ale to nie to samo, co teraz.
Jej wypowiedz chyba wprowadziła mnie z zbyt duże poczucie wartości i poczułem się jak czeladnik, który z zamkniętymi oczyma wykonuje zakodowane manualne gesty. Dlatego sprowadziła me ego na ziemie, obejmując mą twarz dłońmi i precyzyjnie określając w czym tkwi problem.
- Hello! Ja też chcę w tym uczestniczyć….proszę!
Stanęły mi przed oczyma wszystkie te nasze festyny, zabawy, dyskoteki, gdy z Fazim, Zygą, Bombim, przemycaliśmy do naszej świadomości wszystkie te dziewczyny z pępuszkami na wierzchu, pupskami jak serducho, by wzdychając rozbierać je oczyma, taksując każde uwypuklenie i zgięcie. Zapominaliśmy, że one również coś potrzebują, wstyd się przyznać, jakimi epitetami się posługiwaliśmy, wspomnę tylko te najlżejsze - przeleciałbym ją płynnie jak pendolino z Krakwa do Gdańska ,- jakbym tak zassał, to do środy na jednym wdechu itp.
I gdy tak liczyłem dni do piątej rocznicy, w skrzynce na listy znalazłem list zaadresowany do mnie, a w nim napisany czarnym markerem i drukowanymi literami tekst.
MÓJ KOCHANY!
NIE UMIEM POWIEDZIEĆ, CO DO CIEBIE CZUJĘ
TO JEST COŚ POMIĘDZY SZACUNKIEM A WIARĄ W TO, CO SOBĄ REPREZENTUJESZ.
TWOJA NATURALNA EMPATIA, DOBROĆ , SKROMNOŚĆ
SPRAWIAJĄ, ŻE LUBIE Z TOBĄ PRZEBYWAĆ, ROZMAWIAĆ.
BOJĘ SIĘ JEDNAK, ŻE TOBIE TO JEST JUŻ OBOJĘTNE, A MARZY MI SIĘ
BY SPOTKAĆ SIĘ NA KOLACJI W JAKIMŚ LOKALU.
POTRZEBUJĘ TEGO, ZRÓB TO DLA MNIE.
SOBOTA, CLUB CACAO GODZ. 19
P.S. DOBRZE CI W CIEMNYM ORZECHU.
Po południu spotkałem się z Zygą na piwie, pokazałem mu tą wiadomość, sam nie wiedząc, co o tym sądzić, jak to potraktować.
- A nad czym tu deliberować, trzeba korzystać z okazji, zaspokoić ciekawość, przecież nic się nie stanie, jak skonsumujesz jakąś rybkę, czy sałatkę w towarzystwie dzidzi, którą jak czytam i tak codziennie widzisz.
-Sadzisz, że to ktoś z pracy?
Zyga przechylił browar, odprowadził wzrokiem dziewczynę do stolika, która na pierwszy rzut oka chodziła nie w jego wadze, a i klasie. Sam jej kaszmirowy sweterek i buty Dr Martens były więcej warte niż cała jego szafa z garderobą.
- To ty powiedz z kim tak flirtujesz?
- Ja? Jaja sobie robisz, przecież wiesz, że dla mnie tylko Monika się liczy.
-Taa, mimo tego aż oczy ci się szklą na myśl o kolacyjce z jakąś dupeńką.
-Dobra, nie było tematu, mów, co u ciebie, jak rybki brały na tym nowym miejscu?
Troszeczkę mnie wyprowadził z równowagi, ale tak w gwoli prawdy, miał rację, zaintrygowała mnie kobieta. To przecież niezwykłe, dostać taki enigmatyczny liścik.
Wracałem do domu z myślą, że opowiem o wszystkim Monice, ale już w momencie przekroczenia progu stwierdziłem, że to nienajlepszy czas, by przeprowadzać analizę moich potencjalnych znajomych.
- Już jestem.
-Ja też przed momentem wróciłam.
Monika krzyczała do mnie z łazienki, więc ja postanowiłem wykorzystać chwilę i poszedłem do swojego pokoju, by umieścić karteczkę między swoje szpargały w komodzie. Zasunąłem szufladę i miałem już się odwrócić, gdy…
-Zjesz ze mną sałatkę grecką?
Wzdrygnąłem się, jakbym został przyłapany na czymś nieprzyzwoitym.
-O! Nie chciałam cię wystraszyć.
-Nic takiego…hm..tak…oczywiście, kochanie, zjem.
Podszedłem się przywitać, cmoknięciem w policzek, nie szukałem jednak kontaktu wzrokowego.
-Mam nadzieję, że Zyga nie omotał cię głupimi tekstami.
Monika opuszkami palców wklepywała jakiś niewiadomy specyfik w dekolt, pokazując mi głową kuchnię, gdzie najwyraźniej zamierza kontynuować dalszą konwersację, by nie powiedzieć przesłuchanie.
- Czemu ty go nie możesz polubić?
-Czemu? Bo jest egoistą, źle wychowanym męskim szowinistą, który potrafi się poświęcić ale knajpie, kobiecie niekoniecznie. Mógłbyś sprawdzić czy herbata w dzbanku jest jeszcze gorąca?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania