Spełnione marzenia (Część 1/3)

Jak każdy nastolatek on także miał marzenia, marzenia, które każdy człowiek by wyśmiał, większość powiedziałby, że to się nigdy nie spełni, ale czy to byłaby prawda? Otóż nie! Wystarczyło poświęcić kilka minut na obejrzenie serialu „Miłość nie wybiera”, aby w jego głowie pojawiły się marzenia, którymi żył, o których myślał większość czasu. A nazywał się niegdyś Marcin Tkacz, a od krótkiego czasu nosi dumnie nazwisko Kruk. Jest szczęśliwy, ma namiastkę dzieciństwa, którego do momentu spełnienia swojego najważniejszego w swoim życiu marzenia nie miał, a dlaczego? O tym później…

Miał tylko pięć lat, gdy jego ojciec zginął w wypadku. (w ostatnich minutach swojego życia matka Marcina wyznała mu tajemnicę, która zmieniła jego życie). Pracował jako lekarz w górskim pogotowiu lotniczym, poświęcił swoje życie, aby uratować dwa inne. Koledzy jego niestety nie zdążyli… zmarł na miejscu. Po paru latach chłopiec dowiedział się, że jego ojciec nie był tym biologicznym… i tak nie pamiętał swojego taty, więc to nie zrobiło na nim większego znaczenia. Rok po jego śmierci mama Marcina zakochała się w Karolu Kałuszyńskim – miłość z dnia na dzień rosła, po dwóch latach znajomości się pobrali, Marcin pokochał Karola jak swojego prawdziwego ojca, nie interesowało go to, że to tylko ojczym, dobrze im się ze sobą rozmawiało, ale… nic nigdy nie trwa wiecznie…

Gdy Marcin miał trzynaście lat jego mama – Angelika zachorowała śmiertelnie na raka trzustki… Wiedziała, że dużo czasu jej nie zostało, ale postanowiła, że nie poinformuję swojego syna o tym, że w niedługim czasie rozstaną się na zawsze. Ojczym jego – Karol nie mógł żyć w świadomości, że jego żona umrze, że będzie musiał opiekować się zbuntowanym „bachorem” – tak go nazywał, gdy Marcin swój bunt okazywał na swoich najbliższych – dlatego odszedł od rodziny… Chłopiec to nagłe rozstanie bardzo przeżywał, nie znał nawet powodu, dlaczego taka sytuacja miała miejsce… znów nie będzie miał taty – najlepszego przyjaciela, z którym można o wszystkim porozmawiać… Wtedy po raz pierwszy wziął do ręki żyletkę… na swej ręce pisał kreski, kreski które były jego emocjami… W ten sposób chłopiec „karał się” za to, że z rodziny odszedł jego najlepszy przyjaciel. Nie wiedział wprawdzie dlaczego w jego życiu zabrakło mężczyzny, myślał, że to jest tylko i wyłącznie jego wina. Ciął się, płakał całymi dniami – przez kogo? Przez tchórza, który wolał wszystko olać i znaleźć sobie zdrową dziewczynę, bez dzieci? Nie interesowało go to, jak musi czuć się matka chłopaka i on sam?

Był dwudziesty szósty kwietnia, gdy mama Marcina trafiła do szpitala – wiedziała już, że zbliża się jej koniec. Zrozumiała, że musi przeprowadzić poważną rozmowę ze swoim synem, nie wiedziała od czego zacząć… jak miała powiedzieć mu, że jest… adoptowany, że jego rodziną jest ktoś inny, że ma trzech bogatych braci? Na początku maja jej stan się pogorszył… według lekarza miała z tego świata odejść w ciągu kilku godzin… Swoje życie zakończyła w wieku trzydziestu ośmiu lat w szpitalu dnia szóstego Maja dwa tysiące trzynastego roku. Trzy godziny przed zgonem porozmawiała z Marcinem bardzo poważnie… lecz on miał jej za złe, że w takich okolicznościach się o tym dowiedział… ale nadal ją kochał. Śmierć kobiety przeżył bardzo źle… Myślał, że nie ma już rodziny… ale przecież miał trzech braci… jednego znał z serialu, który oglądał w TV, był to wybitny dwudziestokilkuletni aktor – Kuba Kruk, w serialu „Krystian Bug”, drugi natomiast był raperem, nazywał się Michał Kruk, a trzeciego brata w ogóle nie znał. Po śmierci matki chłopiec trafił do domu dziecka, w którym długo miejsca nie zagrzał… ale o tym później.

Przyjaciele, rodzina, imprezy, zajebiste dzieciństwo, fajne wspomnienia – takie życie mieli jego rówieśnicy… był on przez kilka tygodni w czterech ścianach z dwoma chłopakami – Kamilem i Adamem – Marcin znienawidził ich od razu… dlaczego? Dlatego, że wyśmiewali się z niego, znęcali się nad nim fizycznie i psychicznie, jaki nastolatek by to wytrzymał? Na pewno jakiś tak, ale nie on… z fatalną psychiką, brak wsparcia od ludzi… Nie miał do kogo się przytulić, wygadać… Została mu… niestety żyletka, stare blizny zamieniały się w nowe rany. Każda blizna, rana była jednym wydarzeniem z jego życia. Niestety przykrym wydarzeniem.

Chłopiec każdego dnia czuł się gorzej psychicznie, nie wiedział co dalej z jego życiem, skoro nie ma już nikogo. Całymi dniami leżał na łóżku i płakał do poduszki, a jego koledzy z pokoju dobijali go dalej. – E, ty! Marcinek! Czy jak ci tam. Co tam u twojej mamusi? Haha – krzyczeli do niego, śmiali się, że nie ma rodziny, nikogo. Śmiali się, a sami byli w takiej samej sytuacji… ale ta dwójka chłopców już się przyzwyczaiła do tego, a na pewno podobnie przechodzili ten trudny okres, który przechodził Marcin.

– Zamknij się! Ty nic nie rozumiesz! Nie wiesz, jak to jest być przy swojej ukochanej osobie, która cię wychowywała przez całe życie i ona nagle mówi ci coś, co przewraca całe twoje życie! – Marcin odpowiedział Adamowi podniesionym tonem i odwrócił głowę do okna. Po chwili dodał ze łzami w oczach – a potem ta osoba umiera, nie możesz nic zrobić… – rzucił się na łóżko i znów zaczął płakać.

– Weź gościu nie przesadzaj! Tutaj jest fajnie, serio. My akurat nie lubimy takich ciot jak ty, ale na pewno znajdziesz podobnych do ciebie… Ale pamiętaj, nie lubimy pedałów, haha – złapał Kamila i wyszli razem z pokoju, zostawiając tam samego Marcina, który już bardzo się rozkleił.

Wychowawca, psycholog – nikt nie potrafił pomóc Marcinowi. Chłopiec nie chciał rozmawiać z nikim, mało jadł, pił, prawie zawsze spał lub płakał albo ciął się. Dla jego bezpieczeństwa wychowawca z jego pokoju zabrał wszystko, czym można się samo okaleczyć między innymi temperówki, nożyczki, maszynki z ostrzami i wszystkie ostre rzeczy – jego koledzy mieli nowy powód, żeby znęcać się nad nim… Lubili patrzeć na to, gdy chłopiec leży na ziemi i zwija się z bólu, a oni bardziej jeszcze go biją. Marcin nigdy nie powiedział o tym co robią z nim koledzy z pokoju – nie to, że bał się ich tak mocno, ale nie chciał wyjść na kogoś, komu ufać nie można. Wiedział, że gdy by powiedział o tym komuś nie miał by życia w domu dziecka, ponieważ tam takich nie tolerują.

Zaczął się kolejny dzień (dwudziesty czwarty czerwca) – wychowawca grupy Mirosław Zaruski zebrał swoją grupę i poinformował o czymś, co bardzo ucieszyło Marcina.

– Dziś możecie opuścić budynek na całe dwa dni, a jutro o godzinie 22:30 macie wrócić do ośrodka i zameldować się u mnie. […] – to są właśnie te słowa, które na buzi chłopca sprawiły, że pojawił się mały uśmiech.

– Marcin ty zostań jeszcze na chwilę, a reszta może już iść – poprosił wychowawca chłopca

– Tak, proszę pana? – spytał niewinnie młodzieniec

– Chciałem zapytać, jak się czujesz i czy nie wolałbyś może… zostać? – zaproponował Mirosław

– Jak się czuję? Hah, tak jak wyglądam, czyli fatalnie! – wykrzyknął nastolatek – wie pan, szczerze to bym wolałbym jednak dziś opuścić to miejsce, spotkać się z moją przyjaciółką – w oczach nastolatka pojawiły się łzy, które niewinnie spływały wolno po jego policzkach.

– Dobrze. Tylko wrócić o punktualnej godzinie, musisz się przygotować na coś bardzo ważnego. Po jutrze spotkasz się z pewną osobą, a od tego spotkania zależy to, czy tutaj zostaniesz czy też nie. – powiedział tajemniczo Mirosław – możesz iść, jesteś wolny – szybko skończył i wyszedł ze świetlicy. Chłopak chwilę został jeszcze w pomieszczeniu i myślał kto chciałby się z nim spotkać? Po takim okresie? Przyszło mu do głowy, że może „były” tatuś przypomniał sobie o nim i może chce wrócić do niego dla własnej korzyści majątkowej? Rzeczywiście mogło tak być, ponieważ matka Marcina miało konto oszczędnościowe, na którym widniała już kwota powyżej trzydziestu tysięcy polskich złotych. Chłopiec lekko się zaśmiał i poszedł do pokoju po telefon po czym wyszedł z budynku i skierował się w stronę przystanku autobusowego.

Podchodząc do przystanku wybrał numer w telefonie do swojej przyjaciółki Patrycji.

– Tak słucham? – spytała rozmówczyni

– Hej, Pati. Mam „przepustkę”, możemy się dzisiaj spotkać, proszę? – spytał niewinnie młodzieniec.

– No jasne! Chciałam do ciebie potem zadzwonić, bo musimy o czymś pogadać, ale jak cię wypuścili z stamtąd to super! – ze słyszalną radością odpowiedziała Marcinowi.

– Dobra, ja mam za kilka minut autobus, to tak do godziny powinienem być u ciebie. Jak będę dojeżdżał do dam ci znać i przyjdziesz na przystanek, ok? – zapytał chłopak.

– Jasne, Marcin. A jakim autobusem będziesz jechać?

– Hm, poczekaj chwilkę, spojrzę. – po chwili dodał – to będzie autobus numer trzydzieści osiem.

– Spoczko, jak będziesz tak z trzy przystanki przed wysiadką, to napisz. – po tych słowach obaj się pożegnali.

Marcin bardzo się cieszył, że się zobaczy z Patrycją, przyjaźnili się już od dobrych pięciu lat. Znała większość jego tajemnic (i tych dobrych, i tych złych). Podróż chłopcu minęła szybko.

Wysiadłszy z autobusu widząc koleżankę podbiegł do niej i mocno ją przytulił.

– No cześć, Peti – przywitał się, po dłuższej chwili – gdzie idziemy się przejść?

– Wiesz co, Marcin? Może pójdziemy do mnie, ponieważ nie ma moich rodziców i pogadamy sobie na spokojnie?

– Możemy pójść… tylko nie na długo, bo chcę pójść jeszcze dzisiaj do pani Eleonory. – odpowiedział Marcin. Eleonora to była przyjaciółka rodziny od kąt Marcin tylko pamiętał, miała ona w tamtym okresie sześćdziesiąt lat, niby dużo… ale zachowuje się jakby miała ponad czterdzieści. Marcin tęsknił za nią, chciał się spotkać i pogadać, zapytać, czy może wie, kto chciałby móc go odwiedzić.

Po kwadransie przyjaciele dotarli do wcześniej umówionego miejsca. Marcin był szczęśliwy, że nareszcie opuścił ośrodek, że spotkał się z dla niego ważną osobą, którą była Patrycja.

– Widzę, że nic się u ciebie nie zmieniło – zaczął niewinnie rozmowę chłopiec.

– No, w moim pokoju nic, ale rodzice sobie zrobili remont swojego pokoju – odpowiedziała kobieta. – po chwili ciszy powiedziała – jak ci się mieszka w ogóle w ośrodku?

Marcin przez kilka dłuższych sekund zastanawiał się co jej powiedzieć, uznał, że najlepiej prawdę, mówiąc: – szczerze? Nie potrafię się tam odnaleźć, każdy się ze mnie wyśmiewa… tak dłużej nie wytrzymam… a jeszcze ci dwaj debile z mojego pokoju - Adam i Kamil, masakra… cały czas się nade mną pastwią. Na dłuższą metę tak nie wytrzymam… – kończąc swoją wypowiedź z jego oczu popłynęły łzy, które powoli spływały po policzkach.

– Nie myślałeś, żeby może czasem zgłosić to komuś? Macie tam wychowawcę i psychologa przecież… musisz cos zrobić, naprawdę...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Petunia 20.09.2018
    Piękne :) Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania