Spotkanie nocnego anioła. (cz. 1)

Kiedyś napisałam taki tekst, który miał być typowym romansidłem osadzonym we współczesnych czasach. Wrzucam tutaj, możę kiedyś do niego wrócę, gdy dokończę "Erę Smoka" :). A jak na razie to zapraszam do lektury ^-^.

 

Siedziałam w pociągu jadącym do miasta Mistery Valley. Za dwa dni miałam zacząć studia w jednej z tamtejszych uczelni. Byłam bardzo podekscytowana tą całą sytuacją, zwłaszcza, że moi rodzice już tam na mnie czekali. Od kiedy mieszkałam z dziadkami, przez te pół roku moje życie było bardzo standardowe. Szkoła średnia, dom. Pomaganie w ogródku było jedynym zajęciem, kiedy nie miałam nic szczególnego do roboty.

Cały czas w mojej głowie dźwięczały także słowa mojego przyjaciela Rona, że zostawiam go tutaj, a sama wyjeżdżam do wielkiego miasta. Wysoki, przystojny blondyn, który miał wzięcie u wszystkich dziewczyn w liceum był moim najlepszym przyjacielem od czasów, kiedy byliśmy dziećmi. Nie zwracał uwagi na żadną z dziewczyn. Zawsze powtarzał, że to ja kiedyś będę jego dziewczyną. Mimo wszystko zostaliśmy tylko przyjaciółmi, kiedy wokół Rona zaczęła kręcić się Klara, nasza koleżanka z podstawówki. Przez te trzy lata zmieniła się tak bardzo, że poruszyła serce największego szkolnego twardziela, za jakiego się uważał.

Razem z rodzicami kupiliśmy stary dom na przedmieściach Mistery Valley. Na przeciwko nas mieszkała jedna z rodzin, która należała do tutejszej elity. Wiele rodzin, które mieszkało w tym mieście, mieszkało tam z pokolenia na pokolenie. My natomiast mieliśmy dołączyć do tego miasta, jako całkowicie nowi, niezależni mieszkańcy. Nie dało się ukryć, że odstawaliśmy od grupy tutejszych bogaczy. Mogłabym rzec, że gdyby nie nowa praca ojca w Olton Corporation, bylibyśmy biedni jak mysz kościelna.

Pociąg zbliżał się do stacji. Sama metropolia znajdowała się w dolinie pomiędzy górami, także widok ze zjeżdżającego w dół pociągu wręcz urzekał. Góry, zielone lasy, strumienie i widoczne w centrum miasta nieduże jezioro z parkiem – czego chcieć więcej, żeby móc poczuć blisko naturę? Kawałek dalej, może z dziesięć kilometrów od metropolii, znajdował się ocean i drugie, mniejsze miasto z wszystkimi możliwymi atrakcjami w okresie lata. Także miałam wszystko to, co kocham – góry, las oraz morze. W gratisie z jeziorem w centrum miasta. Gdzieś we mnie czułam, że nowe miejsce przypadnie mi do gustu. Choć cieniutki głosik w mojej głowie uważał, że spotkanie z niektórymi osobami nieźle namiesza w moim poukładanym życiu.

 

Razem z rodzicami chcieliśmy zmienić otoczenie. Wcześniej mieszkaliśmy w Nohing Hills, nieopodal Starego Yorku. Ale kiedy moja młodsza siostra zginęła pod kołami pociągu, moim rodzicom wszystko przypominało Lory. Musieliśmy przeprowadzić się z dala od bolesnych wspomnień. Zwłaszcza, że bliźniak Lory, Terry, strasznie przeżywał śmierć naszej siostry.

Wypadek przytrafił się akurat tego dnia, kiedy tata nie mógł odebrać Lory i Terrego ze szkoły. Wracając pieszo, rozpędzony samochód o mało co nie potrącił Lory, która odskoczyła na bok. Na nieszczęście pod koła pędzącego pociągu, który, mimo usilnej próby maszynisty, nie zdążył wyhamować. Tata wpadł w rozpacz. Jego mała córeczka zginęła pod kołami pociągu tylko dlatego, że tego dnia był z mamą w klinice onkologicznej. Nasi sąsiedzi nie mogli w to uwierzyć. Z jednej tragedii w drugą. Kiedy mama zachorowała na raka, świat naszej trójki się załamał. Teraz, kiedy udało się pokonać chorobę, zginęła Lory. Miałam nadzieję, że moi rodzice choć trochę zaznają spokoju w nowym miejscu.

Wypadek, w którym zginęła Lory był cztery lata temu. Moi rodzice do tej pory szukali odpowiedniego miejsca, by móc się przeprowadzić jak najdalej z tamtego miasta. Tutaj, mieli nadzieję odnaleźć spokój, który utracili po stracie najmłodszego dziecka.

Pociąg z piskiem kół wjechał na peron numer dwa. Stacja wyglądała bardzo nowocześnie. Bilbordy oznaczały kolorami, kiedy dany pociąg przyjedzie, a który ma opóźnienie. Przy prawie każdym peronie znajdowała się mała kawiarnia i kącik z gazetami. Perony miały specjalne zabezpieczenia, żeby żaden desperat chcący ukrócić swoje życie, nie zakończył go pod kołami pędzącego pociągu. Na moim peronie czekała już na mnie mama oraz brat.

- No jesteś w końcu! - Powiedziała przytulając mnie. W tym czasie Terry próbował udźwignąć moją walizkę.

Wysoka, czarnowłosa kobieta. Na jej twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki. Byłam wdzięczna losowi, że pomimo tylu tragedii jakie ją spotkały, nadal miała siłę się uśmiechać.

- Zostaw, wezmę ją. - Powiedziałam. Ten czternastolatek wręcz uwielbiał szukać sobie zajęć, które nie były dla niego.

- Nie. Wezmę twoją walizkę. Chyba tyle pozwolisz mi zrobić co? - Zapytał patrząc na mnie. Pokręciłam głową. Terry nic się nie zmienił. Jego czarne włosy połyskiwały w promieniach sztucznego oświetlenia, natomiast brązowe oczy obserwowały mnie z zaciekawieniem.

- Niech ci będzie. Ale potem nie narzekaj, że bolą cię dłonie. Jasne? - Pokiwał twierdząco głową.

Poszliśmy do samochodu. Miasto wyglądało przepięknie. Jak wyjęte z filmów. Mimo iż w centrum miasta znajdowały się wieżowce, piękny park z jeziorem wyglądał tak, jakby ktoś chciał przełamać nowoczesność budynków. Co prawda, miasto nie jest takie małe. Mieszka tutaj pół miliona ludzi. Ma także metro, swoje slumsy, opuszczone budynki jak i lokalną kapelę rockową. Na myśl o chodzeniu na koncerty wręcz nie mogłam się nacieszyć. To miasto tętniło życiem bardziej, niż pięć-dziesięciotysięczne Nothing Hills, w którym mieszkałam od dziecka.

Po drodze przyglądałam się ulicom miasta. W samym centrum była nawet dzielnica azjatycka, gdzie dostępne były wszystkie możliwe produkty z różnych części Azji. Jak i spożywcze, tak i kosmetyczne. Kawałek dalej dzielnica, która nocą tętniła życiem przez dużą liczbę barów, klubów nocnych, kin oraz teatrów. Przejeżdżaliśmy także obok olbrzymiego i jedynego tak wielkiego centrum handlowego, które znajdowało się tuż obok parku. Kawałek dalej wielkie centrum fitness, biblioteka miejska oraz moja przyszła uczelnia.

- W którym miejscu dokładnie mieszkamy? - Zapytałam.

- Praktycznie na obrzeżach miasta. - Powiedziała mama. Popatrzyła w lusterko. - Wiem, że chciałabyś mieszkać w centrum, ale ta dzielnica w której mieszkamy… - Włączyła kierunkowskaz. - Podobno mieszkają tam prawie sami bogacze.

- Nawet nie wiesz, kto mieszka naprzeciwko nas. - Powiedział Terry odwracając się w moją stronę.

- Kto taki? - Zapytałam zaskoczona.

- Dwójka braci, którzy grają w rockowej kapeli. - Powiedziała mama. - Podobno jeden z nich także jest studentem na tej samej uczelni co ty. - Dodała zatrzymując samochód. - Poczekajcie tutaj chwilę. Muszę odebrać okulary. - Dodała zamykając drzwi.

- Serio? Członkowie rockowej kapeli mieszkają naprzeciwko nas? - Zapytałam Terrego pochylając się w jego kierunku.

- Tak.

- A skąd to wiecie?

- Ich siostra chodzi ze mną do klasy. - Zarumienił się.

- Podoba ci się? - Puściłam do niego oczko. Terry popatrzył na mnie naburmuszoną miną.

- A jeśli tak, to co?

- Nic. Tak tylko zapytałam. - Dodałam i poklepałam go po ramieniu. - Nie martw się. Nie wygadam się jej bratu. O ile go poznam.

- Ale nie podrywaj jej brata dobrze? - Popatrzył na mnie oczami rodem kota ze Shreka. Prychnęłam śmiechem.

- Spokojnie. Nie zamierzam nikogo podrywać. - Popatrzyłam na swoje odbicie w szybie. Piegowata, pyzata blondynka o włosach ściętych na chłopczycę. Piwno-zielone oczy oraz wysportowana sylwetka…. Nie wyglądałam jak większość modelek z magazynów o modzie, ale lubię siebie taką, jaką jestem.

- Nie martw się May. - Powiedział Terry opierając jedna nogę o deskę samochodu. - Założę się, że wielu chłopaków na uczelni będzie do ciebie wzdychało. Nawet taki rockman.

- A skąd taka pewność? - Zrobiłam wielkie oczy.

- Może mam dopiero czternaście lat, ale jestem chłopakiem. - Uśmiechnął się. - I nie mam brzydkiej siostry. - Wyciągnęłam rękę by zmierzwić jego idealnie ułożoną fryzurę. - Ej!

- Też cię kocham braciszku! - Powiedziałam i puściłam mu oczko.

- Nie bić się, halo! - Powiedziała mama wsiadając do auta.

Jadąc dalej w stronę naszego nowego domu, nie przypuszczałam, że mój brat powie coś takiego. Terry nigdy nie prawił mi komplementów. Zazwyczaj kłóciliśmy się o komputer, albo o to kto będzie karmił naszego psa Flipa. Chyba brakowało mu starszej siostry przez te pół roku.

 

Przejeżdżaliśmy obok wielkiej willi, przy której stała grupka dziewczyn. Nasz dom znajdował się po drugiej stronie. Nie wyglądał może tak gustownie jak dom naprzeciwko, ale także nie gardził nowoczesnością.

- Wow, to miał być stary domek, a tutaj willa nie gorsza od tej po drugiej stronie ulicy. - powiedziałam wysiadając z samochodu.

- To ojca szef pomógł wyremontować ten dom. - Powiedziała mama wyciągając moją walizkę z bagażnika. Terry pobiegł już do Flipa. - Kiedy dowiedział się co nas spotkało, bardzo się wzruszył. Ma córkę w wieku Terrego. Z resztą. Mieszka naprzeciwko nas.

- Żartujesz?! - Popatrzyłam na willę po drugiej stronie. - Szef taty jest ojcem dwójki gości z kapeli rockowej?!

- Tak. - Uśmiechnęła się. - Pół firm w mieście do niego należy. Jest także radnym.- Nie wierzyłam, do jakiego świata trafiłam…. - W każdym razie – dodała. - Jak widzisz kapela, jak i bracia, są bardzo popularni w mieście. - pokazała na grupkę dziewczyn.

- Pewnie fanek mają o wiele więcej, niż te tutaj. - Westchnęłam. Mama tylko zachichotała.

- Chcesz do nich dołączyć?

- Nie ma mowy! - Powiedziałam zamykając bagażnik. - Wystarczy, że na uczelni będą za jednym z nich chodzić stadka.

- A właśnie. - Powiedziała mama. - Może zakręcisz się koło niego? - Popatrzyłam zszokowana jej propozycją . - Nie chodzi mi o podrywanie czy coś. - Dodała szybko. Poczułam ulgę. - Chodzi mi bardziej o naukę. Jest bardzo dobry z chemii i matematyki. A twój kurs to…

- Inżynieria energetyczna…. - Westchnęłam. Do tej pory nie wiem, co mnie podkusiło, żeby pójść na tego typu studia. No ale, interesowałam się energetyką odnawialną. A tutaj w mieście wszędzie było jej pełno. Na dachach co kawałek były solary albo fotowoltaika. - Zobaczę, czy uda mi się do niego dopchać. Ba, czy znajdzie miejsce w grafiku na pomaganie świeżakowi w nauce. - Mama wybuchła śmiechem.

Weszłyśmy do domu. Był utrzymany w szarości, bieli oraz brązie. Schody wykonane ze szkła, duże, panoramiczne okna w salonie. Piękna, otwarta kuchnia na salon i kącik jadalny, który znajdował się obok barku z bardzo drogimi alkoholami. Kawałek dalej były drzwi do gabinetu, a jeszcze dalej toaleta dla gości. Kręte schody prowadziły natomiast na samą górę.

- Poradzisz sobie z walizką? - Zapytała mama.

- Tak, chociaż te schody wyglądają…. Na groźne dla mojej walizki. - Mama tylko się uśmiechnęła.

- Dzisiaj przychodzą do nas nasi sąsiedzi na kolacje. - Mama złapała kluczyki od auta. - Także jadę zrobić zakupy do lokalnego super marketu.

- Mogę pojechać z tobą? Zostawię tylko walizkę. - Powiedziałam.

- Nie ma problemu. Tylko co z Terrym? Ojciec będzie dopiero za trzy godziny. - Powiedziała patrząc na zegarek.

- Może pojedzie z nami? - Zapytałam

- Wolę zostać w domu z Flipem. No i pograć na konsoli. - Dodał siadając z rozmachem na skórzanej kanapie.

- Dobrze. Tylko nie roznieś pół domu. - Powiedziała mama.

- To ja idę szybko zanieść walizkę. Tylko gdzie mój pokój? - Zapytałam.

- Gdy wejdziesz na schody, skręć w lewo. Pierwsze drzwi to łazienka, kolejne po lewej to twój pokój. - Powiedziała. - Będę w samochodzie. - Dodała i wyszła z domu.

Złapałam za walizkę. Była bardzo ciężka. Gdy dotarłam na samą górę, korytarz wyglądał jakby został wyjęty z bardzo ekskluzywnego hotelu. Marmur na podłodze, białe ściany z czarnymi zdobieniami przy podłodze i suficie. Dwa żyrandole wyglądały na wykonane z czystego kryształu. Na ścianach natomiast wisiały drogie obrazy. Podejrzewałam, że dwa z nich musiały być namalowane przez Picasso. Przez moją głowę przeszła myśl, że szef ojca musi być naprawdę bogaty, skoro wyremontował nasz dom. Choć sam remont to dość delikatne określenie. Tutaj jest przepych!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania