Poprzednie częściSpotkanie
Pokaż listęUkryj listę

Spotkanie z Tęczowym Kucykiem

Nie wiele pamiętam z chwili przed tym, nim obudziłam się w czyimś plecaku. Jedynie huk uderzenia i ból. Miałam jakiś wypadek. Najprawdopodobniej potrącił mnie samochód i odleciałam gdzieś dalej, a osoba, do której należał plecak, znalazła mnie i postanowiła zabrać ze sobą. W sumie nic dziwnego. Tęczowe Kucyki są na skraju wyginięcia. Na świecie jest ich około pięćdziesięciu, a w Polsce (bo – o ile dobrze pamiętam – tak się nazywa ten kraj?) nigdy żadnego nie było. Teraz pewnie pytacie się, co Ja tutaj robiłam? Powiedzmy, że przyjechałam pozwiedzać. Reszta jest nieważna.

 

Przez dziurę w plecaku wpadało trochę światła, więc mogłam zobaczyć, co jeszcze się w nim znajduje. Poza mną, były tam książki, zeszyty i inne przybory szkolne. I żółwie. Mnóstwo żółwi. Na początku się wystraszyłam, bo wzięłam je za prawdziwe, ale odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że to tylko figurki. Gdyby były prawdziwe, raczej już bym nie żyła…

 

Wyjrzałam przez dziurę najdalej, jak tylko mogłam. Zauważyłam, że właścicielem plecaka jest mały chłopiec o rudych włosach, ubrany w granatowe krótkie spodenki i pomarańczową koszulkę. Szedł w podskokach, rozmawiając z jakąś dorosłą kobietą, prawdopodobnie mamą. Po krótkim czasie oboje weszli do pewnego budynku. Chłopiec pożegnał się ze swoją towarzyszką podróży, a gdy rozległ się głośny i świdrujący głowę (jak oni to wytrzymują?) dźwięk, pobiegł w kierunku szerokich drzwi. Pod nimi stała grupka innych dzieciaków. Byli w parach. Rudy Chłopiec Spojrzał na czarnowłosą dziewczynkę w dużych, okrągłych okularach, stojącą w pierwszym rzędzie. Od razu zobaczyłam, że mu się podobała.

 

Niestety jako jedyny nie miał partnera, więc stanął na końcu. Chwilę później przyszedł nauczyciel i wpuścił nas do klasy. Każdy zajął swoje miejsce.

 

– Na dzisiejsze zajęcia mieliście przygotować swoje zainteresowania. Jacyś chętni? – Wzrok nauczyciela przebiegł po klasie. – Nie? W takim razie pójdziemy wedle kolejności alfabetycznej. Tomek Antczak! Zaczniesz.

 

– Yhym… –Rudy Chłopiec wziął plecak i niechętnie wyszedł na środek sali. Oczy wszystkich skupiły się na nim. Przez klasę przeszły ciche szepty, ale nie wiedziałam, co one oznaczają. Tomek położył plecak na ławce. Wyciągnął mnie, a potem sięgnął do niego ponownie, pewnie po to, aby wyciągnąć figurki żółwi.

 

– Tomek, ty się bawisz takimi dziewczyńskimi zabawkami? – zdziwił się nauczyciel. Chłopiec w pierwszej chwili nie wiedział, co powiedzieć. Był strasznie zakłopotany, a jego twarz zrobiła się buraczkowa.

 

– Prze Pana… to nie tak… bo ja ten, no… znalazłem…

 

– Jasne, jasne – zaśmiał się chłopak z pierwszej ławki.

 

– Nowak, ciebie nikt nie pytał o zdanie! – upomniał go nauczyciel. W tym czasie Tomek zaczął ustawiać żółwie na ławce.

 

– Tego Kucyka to… no… znalazłem… I chciałem opowiedzieć o figurkach żółwi… Tylko że no… szedłem z mamą do szkoły, a tu nagle zobaczyłem, jak samochód go potrąca, kiedy przebiega przez pasy! Znaczy się, tego Kucyka! Naprawdę!

 

Zapadła grobowa cisza. Wszyscy z niedowierzaniem wpatrywali się w Tomka. Nawet nauczyciel nie wiedział, co ma myśleć o tej historii, więc wstał i wziął mnie do rąk. Musiałam udawać zwyczajną zabawkę, choć było to trudne, kiedy mnie dotykał. Kto wie, co by się stało, jakby ktokolwiek odkrył kim naprawdę jestem.

 

– Przykro mi, ale to tylko pluszak – gwałtownie upuścił mnie na ławkę. Auć. Zabolało. Tomek opuścił głowę ze wstydu. – Pewnie jakieś dziecko go upuściło i zdawało ci się, że wbiegł na pasy.

 

Zdenerwowany chłopiec szybko wyciągnął wszystko z plecaka, a następnie wsadził tam mnie i położył na podłodze. Starał się, jakby nigdy nic opowiadać o swoich figurkach, ale w głosie dało się słyszeć, że nadal myśli o zaistniałej sytuacji. Potem przez całą lekcję siedział cicho na swoim miejscu. Była długa przerwa, którą postanowił spędzić w klasie. Po chwili przyszła ta dziewczynka w okularach. Wezwałam wiatr, który mocno zatrząsnął drzwi, aż dzieci podskoczyły. Wtedy mogłam bezpiecznie stanąć przed nimi. Przybrałam postać małej dziewczynki z dwoma niebieskimi warkoczami i wielkimi oczami, ubraną w różową koronkową sukienkę. W ręku trzymałam złoto – białą gwiazdkę, wewnątrz której znajdowało się tęczowe serduszko.

 

– Tomek, przepraszam, że nie mogłam powiedzieć prawdy – zaczęłam. Oboje zaniemówili z wrażenia. Dziewczynka nawet się uszczypnęła, aby sprawdzić, czy to nie jest sen. – Ale nie wiadomo, co by się stało, gdyby dowiedzieli się, kim jestem. Dorosłym w takich sprawach, lepiej nie ufać, już nie raz się na nich przejechałam…

 

– A a… kim jesteś? – zapytał po chwili. Miał twarz bladą, jak papier i siedział tak, jakby chciał schować się pod stół.

 

– Jestem Irmina, Księżniczka z Planety Tęczowych Kucyków. Bardzo dziękuję, że nie zostawiłeś mnie po wypadku. Postanowiłam jakoś wynagrodzić ci tę całą sytuację, ale obiecaj, że nigdy nikomu o tym nie powiesz!

 

– Przepraszam, mój tata zajmuje się astrologią i nic nie mówił, że jest taka planeta! – wtrąciła się dziewczynka. Roześmiałam się głośno. Inteligentne dzieci potrafią być naprawdę rozkoszne.

 

– Jak ci na imię?

 

– Ania.

 

– Więc Aniu, nie wiesz, że bajki i rzeczywistość, to nie to samo? Nasza Planeta jest niewidoczna dla specjalistycznych przyrządów i wszystkiego, co związane z nauką. Prawdę mówiąc, nikt nie jest w stanie nas odnaleźć i o naszym istnieniu wiedzą tylko ci, którym sami o tym powiemy – zaczęłam chodzić po klasie. Wreszcie miałam okazję bliżej się jej przyjrzeć. Od początku wycieczki po Ziemi, nie znalazłam tak kolorowego i pełnego niewinności miejsca i czułam się trochę, jak w domu. Zdjęłam jeden z wiszących na styropianowej ścianie rysunków.

 

– Bardzo ładne te obrazki. Malujecie je z kolegami?

 

– Yhym… Ten jest mój – odparł Tomek. – Mówiłaś coś o jakimś o wynagrodzeniu?

 

– No jasne! – Uderzyłam się w czoło. – Głupia ja!

 

Rzuciłam gwiazdkę i wykrzyknęłam słowa zaklęcia. Pojawiło się czerwone światło i cały świat zawirował. Złapałam dzieci za ręce.

 

Stanęliśmy w balowej Sali Diamentowego Pałacu. Ani i Tomkowi zakręciło się w głowie i prawie się przewrócili, ale jakoś ich przytrzymałam. W porównaniu do wielkości pomieszczenia byli mali niczym mrówki i chyba im się to podobało.

 

Uwagę Ani zwrócił mozaikowy wzór podłogi, przedstawiający twarz słonie. Pochyliła się nad nim i bacznie nad czymś zastanawiała.

 

– Piękny, ale dlaczego akurat słoń? – zapytała. Pstryknęłam palcami i po sekundzie miałam Złotą Księgę w ręku, już otwartą na odpowiedniej stronie.

 

– Słoń to symbol Planety Słońca…

 

– Słońca?

 

– Nie, nie samego słoń – poprawiłam ją. – Chodzi o bardzo bliską nam i słońcu planetę, a słoń ma posadzce to pamiątka…

 

– Wow! Ale super! – z tyłu usłyszałyśmy głos Tomka, więc pobiegłam w tamtym kierunku. Wyszedł, przez ogromne, drzwi na balkon. Była letnia noc. Niebo zdobiło miliony gwiazd, a Srebrna Zjeżdżalnia lśniła w blasku księżyca.

 

Tak, wiem, że według ludzkiej nauki księżyc nie świeci, tylko odbija światło słoneczne, ale to nie jest Ziemia. Tutaj obowiązują bajkowe zasady. Chłopiec stanął jedną nogą na zjeżdżalni.

 

– Mogę?

 

Skinęłam głową. Usiadł i odepchnął się, a chwilę później jakbym oprzytomniała.

 

– Przecież tam jest moja mama! – zawołałam.

 

– Co?!

 

– On ją może obudzić!

 

Ślizgawka otaczała całe trzecie piętro budynku i kończyła się na niższym balkonie, bardzo blisko sypialni mamy. Usiadłam na niej, a Ania obok mnie. Jeszcze raz zapytała, co się stało. Nic nie odpowiedziałam, tylko popchnęłam ją i sama ruszyłam. Na dole słyszałam już kroki mamy. Próbowałam nawet przyspieszyć, a gdy byłam już na dole, powiedziałam tylko dzieciom, że zaraz do nich wrócę. Następnie wyszłam z balkonu na korytarz i zamknęłam drzwi.

 

– Co to za hałasy? – Mama właśnie wyszła z sypialni, ubrana w szarą koszulę nocną. – Znów robisz Se jakieś wycieczki, Irmino?

 

– Przecież właśnie wróciłam! – Jakby nigdy nic, kierowałam się w stronę swojego pokoju.

 

– Wszyscy szukali cię do bardzo późna!

 

Cała ona. Zawsze wpadała w panikę, kiedy opuszczałam mury zamku. O samotnym wyjściu za jej zgodą nie było mowy, a obecność strażnik okropnie ograniczała. Pozostały wycieczki w tajemnicy, choć bardzo nie lubię nikogo oszukiwać.

 

– Nic się nie stało!

 

– Ale mogło! – zagrzmiała. – Szczęścia nie można nadużywać!

 

W takim momencie zazwyczaj się wykłócałam o swoje, ale teraz nie miałam na to czasu. Ania Tomek nie rozumieli, co się dzieje. W każdej chwili mogli się jakoś ujawnić. Szybko szłam przed siebie, w nadziei, że mama ruszy za mną.

 

Wtem znów usłyszałam ten świdrujący dźwięk, taki sam, jak w szkole. Na początku nie miałam pojęcia, co to ma być, lecz po sekundzie uświadomiłam sobie, że ich przerwa właśnie się skończyła i wrócili do swojego świata.

 

Potwierdziło się, to kiedy mama otworzyła balkonowe drzwi i nikogo tam nie zastała. Upiekło mi się i w można powiedzieć, że cała historia zakończyła się szczęśliwie. Prawie cała, bo zapewne od teraz będzie śledzony każdy mój krok, byle bym tylko sama nie wyszła poza zamek.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Shogun 25.02.2020
    Ciekawe i przyjemne opowiadanie. Zdziwiłem się pozytywnym zakończeniem. Spodziewałem się jakiegoś mrocznego akcentu, ale optymistyczny koniec jest równie dobry.
    Pozdrawiam :).
  • Pióro masz nawet dobre, ale gorzej z fabułą. To historyjka dla małych dzieci, z resztą nie w pełni dopracowana.
  • Targówek 25.02.2020
    Zgodzę się.
  • madoka 25.02.2020
    Targówek to jest odmiana od mroczniejszy historyjek :3
  • Targówek 25.02.2020
    *– Więc Aniu, nie wiesz, że bajki i rzeczywistość, to nie to samo? Nasza Planeta jest niewidoczna dla specjalistycznych przyrządów i wszystkiego, co związane z nauką. Prawdę mówiąc, nikt nie jest w stanie nas odnaleźć i o naszym istnieniu wiedzą tylko ci, którym sami o tym powiemy*

    Więc co? Fizyka kwantowa?
  • Pan Buczybór 26.02.2020
    "Rudy Chłopiec Spojrzał" - za dużo wielkich liter
    "twarz słonie" - słonia
    "robisz Se" - z małej litery albo "sobie"
    "obecność strażnik" - strażnika/ów
    "Ania Tomek" - zabrakło "i" lub przecinka

    Dość banalna i infantylna historyjka, nawet jeśli to tylko opowiadanie dla dzieci. Przede wszystkim zabrakło mi morału i jakiejś wewnętrznej spójności - jest ten kucyk, są dzieci, ale nic z tego nie wynika, nie dzieje się nic wielkiego ani nic się nie zmienia. Narracja też mogłaby być lepsza - momentami jest zbyt ogólnikowo i ekspozycyjnie.
    Ogólnie mocno średnie te opko.
    Pozdro

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania