Poprzednie częściSpróbuj mi wybaczyć [1]

Spróbuj mi wybaczyć [3]

Krążyłam wokół tego chłopaka w bezpiecznej odległości, po raz pierwszy nie wiedząc, jak zabrać się do mojego nowego „celu”. Niezbyt kojarzyłam ludzi, którzy kręcili się wokół niego, nie mogłam więc podejść i zacząć rozmawiać, jak gdyby nigdy nic. W pierwszej chwili chciałam sięgnąć po kolejnego drinka, ale stwierdziłam, że przy takiej sytuacji wolę pozostać trzeźwa. Rozważałam nawet kompletnie idiotyczny sposób udawanego potknięcia się i oczywiście całkiem przypadkowego wpadnięcia w ramiona tego całego Jamesa, ale uznałam, że to byłoby godne jakiejś osóbki bez krztyny wyobraźni. No cóż, mnie widocznie też jej brakowało, skoro nie potrafiłam wymyślić jakiegoś sensownego sposobu na poznanie tego chłopaka. Chciałam pogadać o tym z Gabi, ale przyjaciółka gdzieś mi zniknęła. Pewnie znowu obściskiwała się gdzieś z Nickiem. Westchnęłam cicho i ponownie skierowałam swoje oczy na tego chłopaka, który stał z kolegą przy napojach. Przecież nie mogłam tak po prostu podejść do niego i zapytać „Cześć, czy przypadkiem się nie znamy?”. To był najgorszy tekst z możliwych, zwłaszcza, że chłopak mógł pomyśleć, że chcę go w ten głupi sposób poderwać. Zaczynałam się irytować sama na siebie. Jak miałam to rozegrać?

Nagle pojawił się przy mnie kolega z klasy, Dylan.

- Hej Rose – zagaił.

- Hej – odpowiedziałam automatycznie, nie odrywając wzroku od Jamesa.

- Masz przy sobie telefon, czy coś?

- Nie – odpowiedziałam, ale za późno zrozumiałam sens tego pytania. Dylan natychmiast machnął ręką na chłopaków stojących nieopodal i zawołał:

- Chłopaki! Bierzemy Rose!

- O nie! – krzyknęłam, gdy kilkoro facetów podbiegło do mnie i wzięło mnie na ręce. – Ani mi się ważcie mnie…

Nawet nie dokończyłam tego zdania, bo rozhuśtali mnie niczym dziecko na placu zabaw i z ogromnym hukiem wrzucili do basenu. Poczułam, jak moje ciuchy moczą się w ekstremalnym tempie, a moja fryzura zamienia się w bezkształtne włosy topielca. Ugh. No cóż, przecież byłam tego świadoma. Gdy wynurzyłam się na powierzchnię, poczułam jednocześnie złość i rozbawienie na widok spoglądających na mnie facetów, wiwatujących tak, jakby właśnie wygrali mecz. Podeszłam do krawędzi basenu, ale zorientowałam się, że nie było w tym miejscu barierki. Westchnęłam głęboko. Mając nadzieję, że nikt na mnie nie patrzy, próbowałam wygramolić się na zewnątrz, ale niestety daremnie. Nie miałam na czym się oprzeć. Moje przemoknięte trampki ślizgały się po ścianie basenu niczym po lodzie. Już miałam wrzasnąć, że jak mnie wrzucili do basenu, to mogliby być mili na tyle, by mnie później z niego wyciągnąć, ale głos uwiązł mi w gardle, gdy zobaczyłam jak do basenu podchodzi… nie kto inny, ale właśnie James. Ukucnął i w milczeniu wyciągnął rękę w moją stronę. Natychmiast ją chwyciłam i dzięki jego pomocy udało mi się wydostać z basenu.

- Dziękuję – powiedziałam, mając nadzieję, że nie wyglądam w tym momencie tak tragicznie, jak zapewne wyglądałam. Chłopak skinął nieznacznie głową, ale wciąż nic nie mówił. Przestraszyłam się, że zaraz odejdzie i okazja do rozmowy z nim ucieknie bezpowrotnie, dlatego szybko dodałam: - Wiesz może, gdzie tu jest łazienka? – zapytałam, starając się wypaść przekonująco, tak jakbym pierwszy raz była u Gabi. – Muszę się choć trochę wysuszyć.

- Zaprowadzę cię – mruknął niskim głosem, po czym chwycił mnie delikatnie za łokieć i przepchnął się przez tłum. Pozwoliłam, by w milczeniu prowadził mnie przez dom Gabrielle. Weszliśmy na piętro i puścił mnie dopiero przed białymi drzwiami, za którymi rzeczywiście znajdowała się łazienka.

- Jeszcze raz wielkie dzięki – zwróciłam się do niego, patrząc na niego chciwie, ale James unikał mojego wzroku. – Gdyby nie ty, pewnie do teraz tkwiłabym w tym basenie.

- Nie ma sprawy – odezwał się, spoglądając na mnie, ale zaraz znowu uciekając wzrokiem.

- Coś nie tak? – spytałam, bo już zaczynało mnie to irytować. Dlaczego nie mógł normalnie na mnie spojrzeć?

Wtedy zerknął na mnie i jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.

- Nie, absolutnie. Po prostu… coś ci prześwituje.

Natychmiast zerknęłam w dół, ganiąc się w myślach za moją głupotę. Zupełnie zapomniałam, że mam na sobie tylko cienki biustonosz i biały podkoszulek, który teraz, nasiąknięty wodą, doskonale ukazywał moje atuty. Choć nie miałam żadnego problemu z moim ciałem ani się go nie wstydziłam, tym razem poczułam, że za chwilę obleję się rumieńcem. Stałam zmoknięta jak kura przed tym tajemniczym chłopakiem, który właśnie powstrzymywał się od śmiechu i nie wiedziałam, co powiedzieć.

- Hm, no cóż – bąknęłam, po czym wpadłam do łazienki i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zacisnęłam powieki. No dobrze, nie był to najlepszy sposób na rozpoczęcie znajomości, ale nie zamierzałam poddać się tak łatwo.

Po spędzeniu co najmniej dwudziestu minut w łazience Gabi i kierowaniu suszarki we wszystkie możliwe na moim ciele miejsca, wyszłam z niej, wysuszona tylko do połowy, ale miałam tylko jeden cel: znaleźć tego chłopaka. Najpierw jeszcze tylko upewniłam się, że piersi nie prześwitują mi przez koszulkę i rozczesałam włosy, które w tym momencie bardziej przypominały siano, niż jakąkolwiek fryzurę, ale nie zamierzałam przecież ich teraz myć. Przy okazji sprawdziłam komórkę leżącą w pokoju Gabi i zobaczyłam, że mam – o dziwo tylko jednego – smsa od taty.

TATA: Wiem, że znowu wyszłaś. Nie myśl sobie, że jutro zostaniesz w domu. Idziesz do szkoły, a jak wrócisz, to pogadamy o twoim zachowaniu.

Ech. Schowałam z powrotem komórkę, godząc się z faktem, że jednak nie zrobię sobie wolnego poniedziałku. Na szczęście mój tata był na tyle wyrozumiały, że chociaż wiedział, dokąd poszłam to nie wpadł na imprezę i nie zrobił sceny. No, ale w końcu mój ojciec był facetem z tatuażem, do którego wzdychały nawet moje koleżanki – Gabi była na to idealnym przykładem. Nie mógł mieć nieciekawej młodości i miałam wrażenie, że w jakiś dziwny sposób choć trochę mnie rozumiał.

Wyszłam z pokoju przyjaciółki i z powrotem skierowałam się na zewnątrz, ale po parokrotnym przeczesaniu terenu nigdzie nie zauważyłam Jamesa. Wobec tego wróciłam się z powrotem do domu. Obeszłam kuchnię, sypialnię, gdzie zresztą natrafiłam na jakąś namiętnie całującą się parę – jeszcze ubraną – i w końcu dostrzegłam Jamesa siedzącego samotnie na kanapie i popijającego piwo. Ucieszyłam się, że siedział sam, bo miałam okazję przystąpić do ataku. Chwyciłam piwo stojące na blacie i podeszłam do kanapy. Zerknął na mnie.

- Mogę się dosiąść? – zapytałam, uśmiechając się.

Zlustrował mnie wzrokiem. Naprawdę miałam nadzieję, że koszulka już mi wyschła.

- Pewnie.

Natychmiast usiadłam, a James z powrotem utkwił wzrok przed siebie. Obserwowałam go ukradkiem. Miał brązowe włosy w kształcie tak zwanego artystycznego nieładu, lekki zarost na wręcz idealnych, wydatnych kościach policzkowych, ale w tych ciemnościach nie mogłam dostrzec koloru jego oczu. Chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo zerknął w bok.

- Czy my się przypadkiem nie znamy? – wypaliłam, obserwując go uważnie. Na moje słowa zmarszczył brwi. Utkwił wzrok w mojej twarzy, tak jakby czegoś w niej szukał.

- Nie wiem – odpowiedział po chwili. – Nie wydaje mi się…

W tym momencie coś – lub ktoś – opadło na moje kolana. Okazało się, że to pijana w sztok Gabrielle.

- Roooooooose – zajęczała. – Musisz mi… - czknęła. – Musisz mi pomóc!

- W czym, w trzymaniu włosów przy rzyganiu? – mruknęłam, bo mnie wkurzyła. Przerwać w takim momencie! Zerknęłam na Jamesa, który patrzył na mnie chłodno.

- Jesteś Rose? – zapytał dziwnym tonem.

- Tak – potwierdziłam, zastanawiając się, skąd ta nagła ostrość w jego głosie.

Przez chwilę jego oczy ciskały gromy, po czym dopił piwo, zgiął puszkę i cisnął nią o stół tak mocno, że aż podskoczyłam.

- No cóż – powiedział po chwili, nawet na mnie nie patrząc. – Wciąż nie wydaje mi się, abyśmy się znali – po tych słowach wstał i odszedł.

Poczułam, jak ta cała sytuacja mrozi mnie od środka. Ewidentnie kłamał. Zaczęłam się zastanawiać, czy mam jakieś urojenia czy tak zaawansowanego Alzheimera, że za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, kim jest ten człowiek i dlaczego zamienił się w sopel lodu na sam dźwięk mojego imienia. Coś tu było nie tak.

- Rose – zajęczała znowu Gabi, więc wstałam i pomogłam jej dojść do łazienki. W myślach jednak cały czas miałam Jamesa i czułam, że nie zasnę tej nocy spokojnie.

 

Gdy wróciłam do domu byłam tak wyczerpana, że mimo protestów rodziców poszłam od razu na górę do mojego pokoju. Zamykając drzwi, usłyszałam jeszcze przyciszone głosy:

- Lucas, to się robi chore. Ona kompletnie nas ignoruje.

- Jest młoda. Musi się trochę zabawić.

- Aha, więc to popierasz? – głos mamy nagle stwardniał. – Popierasz to, że przez cały weekend zaliczyła już dwie imprezy, mając przy tym gdzieś poinformowanie o nich swoich rodziców?

- Mów ciszej – upomniał ją tata. – Mi też się to nie podoba, ale co możemy zrobić?

Zamknęłam drzwi. Nie chciałam dalej tego słuchać. Przekręciłam klucz w drzwiach, żeby Melanie znowu nie wpadła i nie zaczęła mi nawijać o swoim cudownym Ryanie. Położyłam się na łóżku i przymknęłam piekące oczy. W ogóle nie spałam tej nocy. Po trzymaniu włosów Gabrielle, podczas gdy ona wymiotowała ponownie ruszyłam na poszukiwanie Jamesa, by może jeszcze raz z nim porozmawiać i zmusić, by mówił prawdę, ale już nie mogłam go znaleźć. Zniknął, a ja nadal nie miałam pojęcia kim był i dlaczego jego twarz wydawała mi się znajoma. Gdy siedziałam później na kanapie i sączyłam piwo, przysiadł się do mnie Tyler. Normalnie skakałabym z radości, że w końcu zwrócił na mnie uwagę, ale nagle straciłam nim zainteresowanie. Wszystkie moje myśli kręciły się wokół tajemniczego Jamesa. Nie chodziło o to, że mi się podobał. Owszem, był przystojny, ale nie czułam do niego szczególnego pociągu. Irytowało mnie po prostu to, że znałam go, znałam jego twarz, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd. Wkurzało mnie to, bo lubiłam, gdy w moim życiu wszystko było ustabilizowane. Teraz nagle jeden głupi facet wszystko mi zburzył. Miałam dość wytężania mojego mózgu i zastanawiania się nad nim. I tak nic to nie dawało. Najwięcej jednak myślałam nad jego reakcją. Gdy tylko poznał moje imię z bełkotliwego tonu Gabrielle, natychmiast cały się spiął. Nikt normalny w takiej sytuacji nie rzuciłby też puszki po piwie tak, jakby mu coś zrobiła. On też mnie poznał i w przeciwieństwie do mnie wiedział, kim jestem. Ta myśl doprowadzała mnie do białej gorączki. Wyraźnie nie darzył mnie sympatią i nie mogłam mu mieć tego za złe – wiele ludzi miało do mnie takie nastawienie – ale gdybym tylko wiedziała, kim on jest! Może wtedy wreszcie przestałabym się nad tym roztrząsać i zajęłabym się czymś pożytecznym.

W końcu nakazałam sobie się ogarnąć. To był tylko jeden nic nieznaczący facet. Nawet nie jest powiedziane, że jeszcze kiedyś go spotkam. Wstałam energicznie z łóżka i od razu tego pożałowałam. Moja głowa też nie pochwaliła tego ruchu. Szybko chwyciłam butelkę wody i tabletkę. Potem zasiadłam do lekcji, ale nie mogłam się na nich skupić. Moje myśli wciąż rozpierzchały się niczym karaluchy. W końcu zatrzasnęłam zeszyt i zeszłam na dół. Wyglądało na to, że rodzice się pokłócili, ponieważ tata oglądał w salonie telewizję, a mama z zaciętą miną kroiła w kuchni kapustę. Westchnęłam w myślach. Ok, może i nie byłam ucieleśnieniem uczuć, ale nie chciałam, żeby rodzice kłócili się przeze mnie.

- Mamo – zagadnęłam ją. Nawet się nie odwróciła. – Przepraszam.

Dopiero wtedy zerknęła na mnie przez ramię.

- A to coś nowego – stwierdziła nieco sarkastycznie.

- Naprawdę przepraszam – powiedziałam. – Nie chciałam, żeby tak wyszło. Po prostu… - zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć. – Po prostu chciałam iść na imprezę. Daj spokój, nie zachowuj się tak, jakbyś mi nie ufała. Przecież nie poszłam upijać się w rynsztoku, tylko do przyjaciółki. Zaraz zaczną się wakacje – ciągnęłam. – Muszę trochę wyluzować.

- Trochę musisz – parsknęła mama, wycierając ręce i odwracając się do mnie. – Ale nie potrwa to długo.

- Co masz na myśli? – spytałam, zmrużając oczy. Mama patrzyła na mnie zaciętym wzrokiem.

- Zaraz się dowiesz. Lucas! – zawołała tatę. Usłyszałyśmy ciche kliknięcie pilota, po którym telewizor umilkł, a tata wszedł do kuchni. – Powiedz jej, co postanowiliśmy.

Przeniosłam wzrok na tatę.

- Rose, mamy trochę odmienny stosunek co do twojego imprezowania – zaczął tata, a ja wtrąciłam gniewnie:

- Niech zgadnę, to mama ma z tym problem, tak? Tak jakby sama nie chodziła na imprezy!

- Na studiach! – powiedziała mama z naciskiem.

- No tak, to rzeczywiście wiele zmienia – zakpiłam.

- Uspokójcie się! – tata spojrzał na nas złowrogo. – Rose, sęk w tym, że nie zabraniamy ci imprezowania, lecz tylko pod warunkiem, jeśli mówisz nam, do kogo wychodzisz i o której wracasz. A z tym masz ostatnio trochę kłopotów… - tata uniósł brew. – Więc wspólnie z mamą postanowiliśmy, że musisz znaleźć sobie pracę.

- Co? – zatkało mnie. – Zaraz zaczynają się wakacje, a ja mam pracować?

- Umniejsza to twojej godności? – wtrąciła się znowu mama. Jak na swoje lata, była czasami niesamowicie wredna.

- Dajcie spokój! – powiedziałam, patrząc wściekle na rodziców. – Myślicie, że w wakacje będę się tak nudzić, że moją jedyną alternatywą będzie jakaś robota? O nie, nie ma mowy.

Tata westchnął i założył ręce na klatce piersiowej.

- Nie przesadzaj. Nie chodzi przecież o całotygodniową pracę po kilkanaście godzin. Chcemy po prostu, żebyś nabrała trochę… ogłady.

Tylko parsknęłam i już miałam coś na to odpowiedzieć, gdy zabrzęczała moja komórka. Wyciągnęłam ją i spojrzałam na wyświetlacz.

„Jestem w mieście na parę godzin. Chcesz się spotkać?”

To był sms od Joe’go, przyjaciela mamy i jednocześnie mojego chrzestnego. Choć we wczesnym dzieciństwie uczulano mnie na zwracanie się do niego per „wujku”, oboje już dawno porzuciliśmy takie formalności. Byliśmy dla siebie bardziej przyjaciółmi, niż chrzestnym i chrześnicą. Był prawdopodobnie jedyną osobą oprócz Gabi, której mogłam się zwierzyć, dlatego natychmiast mu odpisałam, że za dwadzieścia minut będę w parku.

- Wychodzę – oznajmiłam, kierując się z powrotem na piętro, by się trochę przebrać i odświeżyć.

- Z kim?! – zawołała za mną mama. – Nie skończyliśmy rozmawiać!

- Na rozmowy mamy jeszcze dużo czasu – odkrzyknęłam jej. – A może zabronisz mi spotkać się z własnym chrzestnym?

Po tych słowach mama odpuściła, a ja przebrałam się w jasnoróżową koszulkę i krótkie dżinsowe ogrodniczki. Podwinęłam nogawki i wciągnęłam na nogi trampki z zeszłego wieczoru, teraz mocno pachnące chlorem. Rozczesałam energicznie włosy, które bardziej przypominały kołtuny, więc związałam je w wysoki koński ogon. Pospiesznie się podmalowałam, żeby nie straszyć ludzi na ulicach, wepchnęłam do kieszeni komórkę i już po chwili maszerowałam do parku. Głowa nadal mnie bolała, ale marsz i rześkie powietrze wokół nieco łagodziły mój ból.

Joe’go dostrzegłam od razu. Siedział na naszej ulubionej ławce i wpatrywał się w iskrzącą się w słońcu wodę.

- Cześć – powiedziałam radośnie, obchodząc ławkę i siadając obok niego. Uścisnął mnie mocno.

- Cześć, ty rozrabiako – przywitał mnie z uśmiechem. Zsunął z oczu okulary przeciwsłoneczne, by lepiej mi się przyjrzeć. Wyglądał super – szkoda, że był gejem. Ale w naszych relacjach na szczęście nic to nie zmieniało.

- Rozrabiako? – powtórzyłam. – Niech zgadnę. Mama ci naopowiadała bzdur o mnie i ściągnęła cię tu na gadkę umoralniającą?

- Prawie – przyznał Joe, przeczesując włosy. – Powiedziała, że wymykasz się spod kontroli, wychodzisz z domu nikomu nic nie mówiąc, a potem wracasz nad ranem i okazuje się, że całą noc imprezowałaś.

- No dobrze, może to nie do końca bzdury – oświadczyłam, mrużąc oczy.

Zaśmiał się, patrząc na mnie przenikliwie.

- Czemu tak robisz?

- Sama nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Ale, daj spokój. Mam dziewiętnaście lat, zaraz kończę szkołę. Czy naprawdę muszę się za każdym razem spowiadać z tego, co robię? Mama jest jeszcze przed czterdziestką, a zachowuje się jak stara kwoka. Tylko jej nie mów, że tak powiedziałam – przestrzegłam go, krzyżując nogi.

- Nie powiem – obiecał Joe. – Ale mimo wszystko, martwi się o ciebie.

- A to niby czemu?

- No wiesz, urodziła cię, gdy miała dwadzieścia jeden lat. Przez pierwsze kilka lat twojego życia było jej ciężko, bo studiowała, Lucas zresztą też. Może nie chce, żebyś popełniła jej błąd.

- Czyli zaszła w ciążę w wieku dwudziestu jeden lat? – prychnęłam.

- Na przykład.

- No to okazuje to w bardzo dziwny sposób – oburzyłam się. – Przecież to, że jej powiem, gdzie się wybieram, raczej nie zmieni tego, co ewentualnie zamierzam zrobić.

Joe westchnął.

- Pewnie nie. Po prostu chce cię znowu sprowadzić na... no, powiedzmy, że na właściwą drogę.

- Ale powiedzieli, że mam sobie znaleźć pracę – prychnęłam znowu, przypominając sobie słowa taty. – Chcą, żebym nabrała „ogłady”. Wyobrażasz to sobie?

- Jeśli mam być szczery, to owszem – poczochrał mnie po włosach. – Bywasz nieznośna.

- Dzięki – burknęłam, choć dobrze wiedziałam, że to prawda.

- To nie taki zły pomysł. Dziewiętnastolatce nie dadzą ciężkiej roboty, więc tak czy inaczej będziesz miała czas dla siebie, a przy okazji trochę zarobisz. Nie bądź taka zbuntowana, odpuść trochę rodzicom – Joe uśmiechnął się do mnie pocieszająco. – Już niedługo pójdziesz na studia i jeszcze za nimi zatęsknisz. Pomyśl nad tą pracą. Serio.

- No dobra – westchnęłam. Joe był chyba jedyną osobą, która potrafiła mnie do czegoś przekonać. Pogadałam z nim jeszcze trochę, a potem poszliśmy na lody. W drodze powrotnej do domu rozmyślałam nad kwestią pracy, a im dłużej o tym myślałam, tym bardziej przekonywałam się do tego pomysłu. Musiałam tylko znaleźć coś, do czego nie musiałabym się zmuszać, a dodatkowa kasa zawsze się przyda. W domu oznajmiłam rodzicom:

- Dobra, pójdę do pracy, ale jeszcze muszę pomyśleć kiedy i do jakiej. Dajcie mi trochę czasu.

Idąc do swojego pokoju zauważyłam, jak rodzice uśmiechają się do siebie i przybijają sobie piątki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Szykowały się zmiany w moim życiu.

Może dzięki nim wreszcie, cholera, przestałabym zastanawiać się nad kwestią Jamesa.

 

 

Daję Wam rozdział już dziś, bo ostatnio mój laptop totalnie nawala i praktycznie nie mogę go używać... więc nie wiem, kiedy dam następny. Teraz jakimś cudem udało mi się go włączyć i póki co działa, a więc zamieszczam, zanim znowu coś się zwali :|

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (35)

  • 'w końcu mój ojciec był facetem z tatuażem, do którego wzdychały nawet moje koleżanki' nie tylko koleżanki xd
    Rodzice przybijający piątkę mnie rozwalili :D
    W pracy pewnie będzie James czy coś xd
    Jeszcze ❤️
  • candy 24.06.2016
    Laptop odmówił już posłuszeństwa :( ale jutro zabieram się z kolegą za jego naprawianie :D to znaczy - on będzie naprawiał, ja będę patrzeć :3
  • ... patrzeć na kolegę, a nie na naprawianie xd
  • candy 24.06.2016
    marcepanowypotwor ten kolega to były chłopak, przez którego napisałam prawie wszystkie zamieszczone tu wiersze :D więc lepiej dla mnie, żebym za dużo na niego nie patrzyła xD
  • O cholera o.O
  • candy 24.06.2016
    marcepanowypotwor wielka cholera :D :(
  • Przytulam ❤️
  • candy 24.06.2016
    marcepanowypotwor ❤️❤️
  • Olusia4410 24.06.2016
    Podoba mi się Twój styl pisania ;) przeczytałam wszystkie rozdziały i czekam z niecierpliwością na dalsze ;) ciekawi mnie tytuł opowiadania i to z czym on jest związany :) daję 5.
  • candy 24.06.2016
    Co do tytułu, już niedługo się wyjaśni ^ i bardzo mi miło, że zaczęłaś mnie czytać, dziękuję :D
  • Olusia4410 24.06.2016
    W wolnej chwili nadrobię również Twóje poprzednie opowiadanie ;)
  • candy 24.06.2016
    Olusia4410 wow, cieszę się :D
  • Kociara 24.06.2016
    ciekawe kim jest ten James :D Carly i Lucas przybijający piątki - rozwaliło mnie tak samo jak potworka :D piąteczka ode mnie i czekamy na następne, mam nadzieję że kolega szybko naprawi laptop :D
  • candy 24.06.2016
    Dziękuję! :D z domu go nie wypuszczę, dopóki nie naprawi xDD
  • Lotta 24.06.2016
    Też się zastanawiam, skąd się znają z Jamesem. 5 jak zwykle i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :D
  • candy 24.06.2016
    Postaram się niedługo nadgonić z rozdziałami, to może będę wrzucać częściej, dziękuję :*
  • Billie 24.06.2016
    I pewnie znów zaskoczysz wątkiem o Jamesie, bo tak myślę i nie mam pojęcia, o co może chodzić... Ciekawi mnie to bardzo :) 5
  • candy 24.06.2016
    Już niedługo wam wyjawię :D dziękuję :))
  • Teska 25.06.2016
    Kiedy następna część ??
  • candy 25.06.2016
    A w sumie mogę dać i dziś :) póki co, jakimś cudem laptop mi chodzi :)
  • nagisa-chan 25.06.2016
    O ty cukiereczku.. niszczysz rutynę Rose xD Ty zła
  • candy 25.06.2016
    Rutyna jest nudna :D
  • nagisa-chan 25.06.2016
    candy zgadzam się ja miałam super kontakt z takimi dziewczynami przez całe lato chodziliśmy na spacery nadeszły ferie minęły jakieś trzy dni tak jak wakacje i już się pokłóciliśmy i nie gadamy prawie wcale od ok 5 miesięcy xD
  • Judy 12.07.2016
    Bardzo fajny i tajemniczy rozdział :D Twój styl pisania podoba mi się i treść zresztą też więc daję 5 :D Nie rozumiem tylko trochę zachowania bohaterki, czy to aż tak trudne powiedzieć rodzicom, że idzie się na imprezę i wróci późno?
  • Kociara 12.07.2016
    Judy trza być buntowniczką, taki wiek proste
  • candy 12.07.2016
    Judy taki charakter...:) dziękuję :)
  • Kociara 12.07.2016
    candy candy ty się nas (mnie i Lotty) bój xD spiskujemy na ciebie XD
  • candy 12.07.2016
    Kociara jak to?! :D
  • Kociara 12.07.2016
    candy oj i tak już dużo wiesz xD musisz żyć w niewiedzy dopóki nie skończysz Rose :D
  • candy 12.07.2016
    Kociara ej, no ale jak to?! :c bo zaprzestanę pisania!
  • Lotta 12.07.2016
    candy nic się nie bój. To jest takie pozytywne spiskowanie. Niewinne spiskowanie :)
  • candy 12.07.2016
    Lotta ale to i tak podejrzane :(
  • Lotta 12.07.2016
    candy nic podejrzane. To taka niespodzianka będzie ;)
  • candy 12.07.2016
    Lotta och...no dobra :D
  • Lucinda 13.07.2016
    Wczoraj zabrałam się za to opowiadanie, dziś dotarłam do końca, dlatego tym razem nie będzie moich "litanii", tym bardziej, że błędów nie było tak wiele, a jeśli już były, to podejrzewam, że wynikały głównie z nieuwagi, a nie nieznajomości zasad, no i na tablecie jest to dość czasochłonne. Czasem brakowało przecinków, jak przy powitaniu ,,Cześć (przecinek) Rose", znalazło się też parę zbędnych, pamiętam też pytanie Dylana, jeśli się nie mylę, czy Rose ma telefon czy coś, w tym wypadku przed ,,czy" nie powinno być przecinka, bo to słowo nie wprowadza zdania podrzędnego. Przechodząc do historii... Rose najwyraźniej nie odpuszcza swoich postanowień i nie zamierzała tego robić w przypadku Jamesa. Akurat przez zbieg okoliczności udało jej się uniknąć dodatkowego kombinowania. Zainteresowało mnie, skąd mogła go kojarzyć, wprowadziłaś tajemnicę, która siedziała mi w głowie do wyjaśnienia. Na początku sobie myślałam, że może nie do końca się znali, skoro on w ogóle jej nie kojarzył, ale, jak widać, pamiętał imię. Wtedy jeszcze jego reakcja wydawała się nadzwyczajna, tak samo jak dla Rose, która niczego się w tamtej chwili nie dowiedziała. Trochę zaskoczyła mnie decyzja jej rodziców, spodziewałabym się czegokolwiek, ale chyba nie tematu pracy. Zostawiam 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania