Poprzednie częściSpróbuj mi zaufać [1]

Spróbuj mi zaufać [3]

Rozdział drugi.

Dlaczego akurat to wspomnienie musiałam przywołać do siebie? Przez te dwa lata doświadczyłam tutaj wielu pozytywnych przeżyć, pomimo mojego wcześniejszego negatywnego nastawienia. Przerwałam pakowanie i usiadłam na moment na łóżku.

- Mam nadzieję, że nie będziesz pakowała się już więcej w kłopoty – mój już były opiekun, patrzył na mnie z troską – wierzę w ciebie i nie zawiedź mnie.

Posłałam mu serdeczny uśmiech i pokiwałam głową. Był jedną z niewielu osób, zasługujących na szczery i prawdziwy szacunek. Nigdy nikogo nie oceniał. Potrafił słuchać, obserwować i wyciągać wnioski. Nawet gdy musiał kogoś ukarać, to kara zawsze była adekwatna do popełnionego czynu.

- Oczywiście – odparłam, wciąż się uśmiechając – właściwie powinnam panu podziękować za cały ten czas, który poświęcił pani nie tylko mi, ale i innym. To dla mnie wiele znaczy.

Nie kłamałam. Wchodząc tutaj, miałam niecałe siedemnaście lat, teraz miałam prawie dwadzieścia i byłam znacznie mądrzejsza, niż wtedy. Przede wszystkim zrozumiałam, że nie warto, jest szukać zemsty i sprawiedliwości na własną rękę. Dobroć i zło, które dajemy innym; prędzej czy później do nas wróci.

- Nie ma za co – lekceważąco machnął ręką – tylko pamiętaj, czego się tutaj nauczyłaś. I pamiętaj, nie ma sensu zniżać się do poziomu innych. Bądź ponad nimi.

 

Uznając, że rozmowa jest skończona, powróciłam do pakowania swoich rzeczy. Gdy skończyłam, rozejrzałam się dookoła – mój, właściwie już nie mój pokój zmienił się od momentu, gdy w nim zamieszkałam. Na ścianach zagościł inny kolor, w oknach powiesiłam zasłony samodzielnie uszyte, a na zimnej podłodze położyłam gruby, pluszowy dywan, dzięki czemu całe pomieszczenie stało się cieplejsze. Nie zamierzałam zabierać stąd ani dywanu, ani zasłon; miałam nadzieję, że kolejna osoba, która go zajmie ucieszy się z takiego wyglądu.

 

- Marina – bez odwracania się za siebie, wiedziałam kto mnie woła – jedziesz już?

Lara. Jedyna dziewczyna, z którą nawiązałam cieplejszą relację. Właściwie traktowałam ją, jak swoją przyjaciółkę i naprawdę żałowałam, że muszę ją tutaj zostawić. Jej czas odejścia stąd, miał nastąpić dopiero za pół roku i do tego czasu obiecałyśmy sobie kontakt telefoniczny i e-mailowy. Nie chciałam jej stracić. Uważałam, że jest naprawdę w porządku i w zasadzie trafiła tutaj tylko dlatego, że nikt nie chciał jej słuchać. Stając w obronie matki i siostry, zabiła ojca. Jej rodzicielka oczywiście starała się im wytłumaczyć cały bieg wydarzeń i jakoś wpłynąć na ich decyzję, ale zabrakło jej siły przebicia. Ich zdaniem była winna.

- Jeszcze chwila – odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam – nie martw się, mieszkamy w tym samym mieście. Zaraz po twoim wyjściu spotkamy się i nadrobimy czas. Gdybym mogła ci coś doradzić, to nie daj się sprowokować tej rudej małpie z drugiego piętra i uważaj na nią. Jest strasznie mściwa, a tobie zostało już tylko pół roku.

Bez słowa podeszła do mnie i przytuliła tak mocno, że nie mogłam złapać tchu. Poklepałam ją pocieszająco po plecach i przymknęłam oczy, nie chcąc pozwolić płynąć łzą. Zanim nadszedł dzień, końca mojej odsiadki, byłam pewna, że odejdę stąd bez żadnych emocji i żalu; tymczasem emocje musiałam dusić w zarodku i miałam ogromny żal, że muszę opuścić miejsce, z którym miałam tyle przyjemnych wspomnień.

- Dzięki za wszystko – szepnęła, łkając – będę za tobą tęskniła.

Ja również będę za nią tęsknić. Nawet nie przypuszczała jak bardzo. Ciche chrząknięcie dobiegające od drzwi oderwało nad od siebie. W drzwiach stali moi rodzice i moja maleńka prawie dwuletnia siostrzyczka Klara. Przy narodzinach rodzice i lekarze nie kryli zdziwienia, widząc zamiast chłopca dziewczynkę. Każde USG wskazywało na chłopaka, tymczasem pępowina za każdym razem tak się układała, że wyglądało to, jak penis. Niby zabawny tylko zabawna pomyłka, ale rodzice mieli spory problem. Cały pokój zrobiony był pod chłopca, nawet ubranka mieli spersonalizowane.

 

-Cześć dziewczyny – mój tata uśmiechał się szeroko – jak wam leci czas?

Wzruszyłam ramionami i podeszłam do Klary, chcąc ją wziąć na ręce i mocno uściskać. Widziałam ją trzy miesiące temu, a miałam wrażenie, że minęły całe wieki od naszego ostatniego spotkania. Moje całe serce, było przepełnione miłością do niej. Gdy będzie większa i zacznie interesować się relacjami damsko-męskimi wszystko jej wytłumaczę i nauczę ją, jak inwestować uczucia, by później nie cierpieć i nie żałować.

- Dobrze – Lara zawsze przy moim tacie zachowywała się odrobinę niepewnie – a Panu?

Mocniej objął w talii moją mamę, która była dziwnie rozpromieniona. Czyżbym o czymś nie wiedziała? Przypatrzyłam się jej uważniej i musiałam przyznać; od ostatniej wizyty zdecydowanie przytyła. Tylko czy dodatkowe kilogramy, są w stanie uszczęśliwić kobietę? Mnie na pewno nie.

- Bardzo dobrze – pocałował swoją żonę delikatnie w skroś – prawda kochanie?

Bez słowa skinęła głową i położyła dłoń na swoim brzuchu. Jeżeli zaraz się dowiem, że znów jest w ciąży, to chyba padnę. Dwa tygodnie temu, przeszła magiczną liczbę – czterdzieści lat. Jak sobie to wyobrażali?

- Tak, tak – spojrzała na mnie i posłała mi czuły i pełny miłości uśmiech – chodź do mnie, bo już myślałam, że nigdy nie nadejdzie dzień, w którym będę miała cię znów przy sobie. Moja maleńka córeczka.

Bez słowa włożyłam Klarę do wózka i sama podeszłam do mamy. Tuliłam się w jej ramionach jak mała dziewczynka. Była u mnie co tydzień i za każdym razem jej wizyta kończyła się w ten sam sposób. Podpuchnięte oczy i zaczerwienione nosy. Przez tę wymuszoną rozłąkę, byłyśmy sobie bliższe niż kiedykolwiek wcześniej.

- Moja maleńka dziewczynka – czule pogłaskała mnie po włosach – tak bardzo cię kocham. W domu czekają na ciebie gołąbki, pierogi ruskie i zupa pomidorowa. Zrobiłam to wszystko specjalnie dla ciebie.

Gdybym chciała coś teraz powiedzieć, nie dałabym rady. Gardło miałam ściśnięte przez emocję. Na samą myśl tego, co czekało na mnie w domu ciekła mi ślinka. Jedzenie tutaj było dalekie od domowego. Czasami się zastanawiałam, czy wiedzą, do czego służą przyprawy.

- To może ja już nie będę państwu przeszkadzać – dopiero teraz przypomniałam sobie o obecności Lary – Do widzenia i do zobaczenia.

Nagle zrobiło mi się strasznie głupio. Podczas gdy ja wracałam w domowe pielesze otoczona bezgraniczną miłością i troską ze strony swoich rodziców, ona swojej mamy nie widziała od czterech lat. Na pytanie, dlaczego nikt z rodziny nie przychodzi do niej w odwiedziny tak, jak do mnie czy innych osób zmuszonych do przebywania tutaj; wykręcała się od odpowiedzi i uciekała do swoje skorupy ochronnej.

- Gdy tylko stąd wyjdziesz – mój tata położył jej dłoń na ramieniu – przyjedź do nas. W naszym domu zawsze znajdzie się miejsce dla ciebie.

Czyżby w ten sposób dał jej pozwolenie na zamieszkanie u nas? Jak dla mnie bomba. Przynajmniej będę miała komu się zwierzyć z moich głęboko skrywanych od dwóch lat uczuć. Oczywiście pod warunkiem, że zdobędę się na odwagę. Nigdy wcześniej nikomu nie zdradzałam swoich tajemnic – nawet Dominice. Czasami byłam ciekawa co u niej słychać, czy wyrzuty sumienia dają jej żyć i może spać spokojnie. Podobnie zresztą, jak i cała reszta mojej dawnej ekipy. Każdego dnia analizowałam krok po kroku każde ich kłamstwo na mój temat i za cholerę nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego właśnie tak ze mną postąpili. Wszyscy, jak jeden ojciec kłamali bez mrugnięcia okiem, a po rozprawie przybijali sobie piątki i patrzyli na mnie z wyższością.

- Marika – tata patrzył na mnie w oczekiwaniu – czy ty nas słuchasz? Twoja koleżanka poszła dobre dziesięć minut temu, a ty bujasz gdzieś w obłokach, zamiast już dawno być przy samochodzie.

Spojrzałam na niego przepraszająco i uśmiechnęłam się. Jakiś głos w mojej głowie podpowiadał mi, że tak szybko nie odnajdę się w rzeczywistości, która czekała na mnie za tymi murami. Oczywiście, gdy tylko mogłam, korzystałam z przepustek, ale wtedy całymi dniami nie wychodziłam z domu w obawie, że ktoś zacznie wytykać mnie palcami „to ta, przy której znaleziono narkotyki" albo „tatuś śpi na kasie, a jej się w głowie poprzewracało".

- Przepraszam – wzięłam głęboki wdech i zdobyłam się na szczerość – ale ciężko mi rozstać się z tym miejscem. Boję się, że po drugiej stronie ludzie zaczną wytykać mnie palcami i całkiem zaszczują. Nie wszyscy są tacy, jak wy; mało kto rozumie, że zostałam w to wrobiona.

Moi staruszkowie pokiwali głową i wymienili pomiędzy sobą porozumiewawcze spojrzenia. Czy mówiłam wam już, że tylko oni byli po mojej stronie i do końca wierzyli, że jednak na tym świecie jest jakaś sprawiedliwość?

- Dość gadania – Bruno przerwał moje rozmyślania i zabrał moją torbę – idziemy stąd. Po drodze będziemy musieli wstąpić jeszcze do biura.

Przewróciłam oczami. No tak, zapomniałam. Jedyną jego wadą był pracoholizm. Potrafił pracować nawet w święta, argumentując to jednym, krótkim zdaniem „pieniądze same się nie zarobią", czym zresztą zawsze doprowadzał mnie i mamę do łez. Miał ich wystarczająco wiele.

 

Będąc przy stołówce, na moment zatrzymałam się i popatrzyłam w głąb sali, gdzie na równo były poustawiane stoliki. Od razu wróciły do mnie wspomnienia.

***

Jak co tydzień nakrywałam do obiadu, gdy nagle na stołówkę wkroczyła Roksana w asyście swoich równie pustych, co ona przyjaciółeczek.

- Odpieprz się od Miłosza – krzyknęła do mnie – on jest mój i zapamiętaj to sobie.

Postawiłam na stole stos talerzy, założyłam ręce na piersi i wybuchnęłam śmiechem. Szczerze nienawidziłam tej dziewuchy i w innych okolicznościach z miłą chęcią wytargałabym ją za te farbowane rude kudły. Za kogo ona się uważała? Zapomniała już, że tutaj wszyscy byliśmy równi i nikt do nikogo nie należał, a już na pewno nie Miłosz?

- A jak nie to, co? – odpowiedziałam zadziornie, wciąż stojąc w tym samym miejscu – on nie jest twoją własnością i na ile już zdążyłam się zorientować, jest tutaj wolontariuszem, członkiem personelu; a jemu nie wolno było nawiązywać bliższych relacji z wychowankami.

W ułamku sekundy znalazła się przy mnie i chwyciła mnie za nadgarstek. Spojrzałam z odrazą na jej sztuczne paznokcie pomalowane na złoty kolor. Gdybym chciała, spokojnie mogłabym wyswobodzić się z jej uścisku. Przez trzy lata uczyłam się sztuk walki i znałam kilka fajnych sztuczek.

- Zabiję cię – wysyczała mi prosto w twarz, a do moich nozdrzy doleciał zapach papierosów – słyszysz?

Nie byłam ani głucha, ani głupia. W chwili, gdy mocniej zacisnęła palce na moim nadgarstku, wykręciłam jej rękę. Dość tego. Nikomu nie pozwolę wejść sobie na głowę.

- Nie strasz mnie – odparłam, pocierając obolałe miejsce – według regulaminu, palenie jest zabronione. Wiesz, co za to ci grozi?

Uśmiechnęłam się do niej z satysfakcją i na powrót zaczęłam rozkładać talerze. Oczywiście, gdybym doniosła na nią za palenie papierosów wyszłabym na skończoną hipokrytkę. Ja również paliłam, ale potrafiłam robić to z głową.

- Ty wredna ździro – usłyszałam i zanim zdążyłam zareagować, poczułam silne pchnięcie od tyłu i nagle znalazłam się pośrodku potłuczonych talerzy z kilkoma ranami na rękach i nogach – potraktuj to jako ostrzeżenie.

Niech ją szlag. Poczułam przypływającą falę wściekłości. Powstrzymywałam się, by jej nie oddać tylko dlatego, że zależało mi na nienagannej opinii. Widziałam, jak przybija sobie piątki ze swoimi pseudo przyjaciółeczkami. Upokorzyła mnie.

- Dość tego – w drzwiach stanął nasz opiekun – Roks i Marika pójdą ze mną, a wam radzę posprzątać tutaj, zanim wrócę. W przeciwnym razie ktoś dzisiaj nie dostanie obiadu i kolacji.

Nagle poczułam się dumna z siebie. Nie pozwoliłam wyprowadzić się z równowagi i nie straciłam panowania nad sobą. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam, że przestaję być chodzącą tykającą bombą, która w każdej chwili może wybuchnąć.

- To ona zaczęła – Roksana w gabinecie dyrektora postanowiła robić z siebie ofiarę – wykręciła mi rękę.

Posłałam jej znudzone spojrzenie i wzruszyłam ramionami. Mogła mówić sobie, co chciała. Podświadomie czułam, że zarówno dyrektor, jak i wychowawca znali prawdę.

- Dość – dyrektor podniósł głos – jeżeli twierdzisz, że zaczęła Marika, to wytłumacz mi, jakim cudem to ona siedziała na podłodze pośród potłuczonego szkliwa, ma siniaki na rękach i nogach, oraz te krwawiące rany spowodowane odłamkami szkieł? Ty natomiast nie masz żadnych zadrapań i śladów.

Z rozbawieniem obserwowałam, jak stopniowo robi się coraz bardziej czerwona. Jej marchewkowe pole na głowie również stało się jakby bardziej pomarańczowe. To ja byłam ofiarą i górą jednocześnie. Wygrałam.

- Musi mi pan uwierzyć – odparła błagalnie ze łzami w oczach – poza tym ukradła mi chłopaka. Zanim się pojawiła, on był mój.

Przymknęłam oczy i policzyłam powoli do dziesięciu. Ja nikogo jej nie ukradłam. Miłosz nie był z żadną z nas i nie zapowiadało się na żadne zmiany. Oczywiście zauważyłam, że ostatnio zaczął unikać Roksany i nie bardzo miał ochotę na prowadzenie z nią konwersacji; ale zrzuciłam to na karb jej głupoty i próżności. Nie brałam pod uwagę swojej osoby.

- Nikogo ci nie ukradłam – syknęłam – ty ruda małpo. Jeżeli chcesz, to Pan dyrektor wezwie tutaj Miłosza i powie ci, że to nie moja wina.

Czyżbym powiedziała coś, czego nie powinnam? Najwyraźniej tak, bo oczy dyrektora i naszego wychowawcy urosły i teraz przypominały małe latające spodki; a twarz Roksany pokryły purpurowe rumienień ce. Było mi tak strasznie wszystko jedno.

- No dobrze – pan Artur postanowił przerwać milczenie – w takim razie pójdę po Miłosza. Myślę, że ma z tą sprawą więcej wspólnego, niż sądziliśmy na początku.

 

Zanim zdążył dotrzeć do mnie sens jego słów, opiekun wyszedł. Od początku podejrzewali, że w tę sprawę jest zamieszany ktoś jeszcze, ale szukali potwierdzenia swoich obawów.

***

- Marika – poczułam, jak ktoś dotyka mojego ramienia – wszystko w porządku? Zaczynam myśleć, że nie chcesz z nami wrócić do domu.

Oderwałam wzrok od stołówki i spojrzałam na mamę. Chciałam wracać, ale wracały do mnie wspomnienia i ciężko było mi nie odwracać się za siebie.

- No jasne, że chcę – odparłam z uśmiechem – nawet nie wiecie, jak bardzo.

 

Miałam nadzieję, że mój powrót do domu; pozwoli mi wyleczyć się z Miłosza i chociaż nie widziałam go od półtora roku i nie miałam z nim żadnego kontaktu, to wciąż tęskniłam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Caroline 20.11.2017
    To co teraz napisze jest tylko moimi domyslami bo nie znam się ta tym. Rozpatrze sprawę Lary.

    Ok zabiła ojca. Za zabójstwo grozi 25 lat lub dożywocie. Trafiła do tego poprawczaka i co? Pobyla parę lat i wychodzi? A to nie jest tak, ze poprawczak i więzienie? Ja wiem, ze na potrzeby opowiadania, ale wolę jak są zachowane te wszystkie rzeczywiste szczegóły.

    A co do reszty. To może być bardzo fajne opowiadania, jeśli nie sprowadzisz tego do typowego romansidła dla nastolatek. Czasami lubie coś takiego przeczytać, ale na ogół omijam.

    Pozdrawiam :)
  • Lady_Makbet 20.11.2017
    W kolejnych rodziałach dostaniesz odpowiedź na swoje pytania :) Ja też lubię zachowywać rzeczywiste szczegóły.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania