Poprzednie częściSpróbuj mi zaufać [1]

Spróbuj mi zaufać [9]

Rozdział ósmy

Szłam do swojego pokoju, który w zasadzie nie był już mój i nigdy nie będzie z szybko bijącym sercem. Kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i co właściwie robił tam Miłosz – przecież wiedział, że opuściłam to miejsce na stałe.

 

Gdy otworzyłam szerzej, delikatnie przymknięte drzwi; widok Miłosza siedzącego na moim dawnym łóżku z opuszczoną głową i głaszczącego poduszkę, którą kiedyś z nim dzieliłam, oczywiście przed jego nagłym zniknięciem całkowicie zbił mnie z tropu. Szłam tutaj w bojowym nastroju, a teraz nie wiedziałam co mam myśleć i czuć. Niemal od razu uderzyło mnie jedno ze wspomnień, które głęboko schowałam w swoim sercu, aby przypadkiem nie wyblakło.

 

***

Leżałam na łóżku i czytałam książkę, licząc na to, że sen zaraz weźmie nade mną górę, a ja grzecznie odłożę na stolik nocy, to romansidło trzymane w ręce i zasnę. Niestety ku mojemu rozczarowaniu, nic takiego nie miało miejsca, dlatego nadal katowałam swój umysł tymi miłosnymi bzdetami. Już miałam przekładać kartkę, gdy usłyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Z ociąganiem wstałam z łóżka i przekręciłam klucz w zamku. Domyślałam się, kto był na tyle szalony, by nachodzić mnie o dziesiątej w nocy, podczas gdy wszyscy inni już być może spali.

 

-Co ty tutaj robisz? – zapytałam – późno już jest.

 

Odsunęłam się w głąb pokoju, wpuszczając tym samym intruza do środka. Nie potrzebowałam wizyty w gabinecie dyrektora, a tak na pewno by się stało, gdyby ktoś życzliwy oglądając nagrania z monitoringu, postanowił podzielić się swoim nowym odkryciem z górą.

 

-Tęskniłem – szepnął z rozbrajającą miną – powiedz, że ty też.

 

Oczywiście, że tęskniłam, ale nie mogłam i nie chciałam mówić o tym na głos. Mógłby sobie coś jeszcze pomyśleć, a ja chciałam, żeby myślał o mnie tylko dobrze.

 

-Nie powinno cię tutaj być – odparłam zamiast tego – jak dyrektor się dowie, oboje będziemy mieli przechlapane.

 

W zaledwie kilka sekund zmniejszył odległość pomiędzy nami, chwycił moją twarz w swoje dłonie, podniósł ją delikatnie do góry i głęboko spojrzał mi w oczy. W jego spojrzeniu zawsze kryło się to coś, czego nie potrafiłam zidentyfikować.

 

-Mam to gdzieś – wyszeptał, spuszczając wzrok na moje usta – dłużej już nie wytrzymam. Wybacz, ale muszę to zrobić.

 

Zanim zdążyłam zapytać, co takiego chce zrobić, pocałował mnie w sposób, od którego zabrakło mi tchu, a moje stopy miałam wrażenie, że znajdują się nad ziemią co najmniej kilka centymetrów. Znaliśmy się trzy tygodnie i naszą relację ograniczyliśmy tylko i wyłącznie do zasypiania przy sobie, gdy akurat miał nocny dyżur.

 

-Za co to – zapytałam zszokowana, gdy nagle mnie puścił – jesteś pewien, że nic sobie nie pomyliłeś?

 

Energicznie pokręcił głową w zaprzeczeniu i położył mi swoje dłonie na biodrach. Ciepło bijące od nich rozpalało mnie i chociaż wcześniej było mi zimno i żałowałam, że nie mam żadnego grubego koca, którym mogłabym się nakryć; to teraz było mi idealnie.

 

-Nie – odpowiedział, przekrzywiając głowę na bok – mam ochotę na jeszcze więcej, ale to zdecydowanie za wcześnie.

 

Nie, nie i nie. Byłam gotowa, oboje byliśmy. Jeżeli myślał, że wyjdzie stąd i zostawi mnie w takim stanie, to naprawdę grubo się mylił. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i jeżeli będę zmuszona zaciągnąć go na siłę do łóżka, to zrobię to.

 

-Ja jestem gotowa – odparłam, kładąc nacisk na słowo „ja” – a ty?

 

***

Ktoś, a właściwie Miłosz pomachał mi dłonią przed oczami. Stał przede mną i patrzył na mnie z zaciekawieniem, delikatnie się uśmiechają. Odwzajemniłam jego uśmiech.

 

-Odleciałaś – bardziej stwierdził, niż zapytał – grosik za twoje myśli.

 

Powoli wracałam do siebie. Przestałam się uśmiechać, mierzyłam go niepewnym spojrzeniem, nie bardzo wiedząc, czego mogę się spodziewać po nim i zastanawiałam się, dlaczego przyszedł tutaj, skoro wiedział, że nie zastanie mnie tutaj. Szukał czegoś?

 

-Po co tutaj przyszedłeś? – postanowiłam od razu przejść do konkretów – nie mieszkam już tutaj.

 

Wzruszył ramionami i spuścił głowę. Wyglądał teraz tak słodko i bezbronnie, że miałam ochotę mocno go przytulić do siebie; powiedzieć, że już wszystko dobrze i puszczam w niepamięć, to co mi zrobił – jego nagłe zniknięcie i złamane serce.

 

-Powspominać – odparł po dłuższej chwili z ciężkim westchnieniem – a ty?

 

Podniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy, jakby szukał w nich prawdy i czegoś jeszcze.

 

-Odwiedzić ludzi – postanowiłam wyznać prawdę – z którymi się zżyłam i spędziłam dwa lata. Nie myślałam, że to będzie takie ciężkie.

 

W odpowiedzi zaśmiał się i przeciągnął w dobrze sobie znany sposób ręką po włosach, a ja poczułam jak fala ciepła zalewa moje serce. Tak cholernie mi go brakowało, a teraz znów byliśmy razem i gdybym tylko chciała, mogłabym go dotknąć i powiedzieć, coś takiego, dzięki czemu być może teraz zostałby już ze mną. Szybko pokręciłam głową, chcąc odgonić od siebie te nieznośne pragnienia. Nie powinnam wchodzić dwa razy do tej samej rzeki.

 

-Mi też jest ciężko – usłyszałam jego ciche wyznanie – nie potrafię wyrzucić cię z pamięci.

 

Pod powiekami poczułam piekące łzy, ja również nie potrafiłam, ale może to właśnie powinniśmy zrobić? Tak na pewno byłoby lepiej. Dla mnie, dla niego – dla nas.

 

-Musisz spróbować – przybrałam chłodny ton – tak będzie lepiej. Nasza relacja i tak nie ma prawa bytu i prędzej czy później rozpadnie się. Więc może po prostu powiedzmy sobie „żegnaj” i rozejdźmy się w swoje strony?

 

Wypowiedzenie tych słów bolało mnie bardziej niż wyrywany ząb wraz z korzeniami i kosztowało znacznie więcej niż cały majątek świata. Powoli zaczęłam się zastanawiać, czy gdybyśmy półtora roku temu właśnie w ten sposób zakończyli wszystko pomiędzy nami, to czy bolało, by mnie to znacznie mniej niż w tym momencie. Nienawidziłam niedokończonych spraw.

 

-Pożegnać? – wychrypiał zszokowany – wróciłem dla ciebie, żeby cię odzyskać. A ty chcesz się żegnać? Nie mogę w to uwierzyć.

 

Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do niego plecami. Musiał uwierzyć, tak właśnie powinno być. Szczęśliwe zakończenia istniały tylko w książkach, poza tym dzieliło nas dziesięć lat; a to było, jak przepaść. Moi rodzice nigdy nie zgodziliby się na związek ich córki z dojrzałym facetem.

 

-Żegnaj – cieszyłam się, że stoję odwrócona do niego tyłem – nie szukaj mnie.

 

Wracałam do domu totalnie załamana. Pożegnałam się z nim, a on nawet nie próbował mnie zatrzymać. Był jedną wielką sprzecznością, mówił, że chce mnie odzyskać, a nie ruszył nawet palcem, tylko pozwolił mi wyjść. Z tego wszystkiego nie zobaczyłam się z Larą, którą Artur zapewne uprzedził, że jestem. W ułamku sekundy ogarnęła mnie złość. Gdyby nie Miłosz i jego powrót do mojego życia, na który nie byłam przygotowana w żaden sposób, pewnie teraz wracałabym do domu w świetnym nastroju, naładowana pozytywną energią Lary.

***

 

-Pozytywna energia to podstawa udanego dnia – Lara zagadnęła do mnie wesoło na stołówce – musisz spróbować.

 

Spojrzałam na nią zaskoczona. Wiedziałam, że jest odrobinę szalona, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Pozytywna energia, też mi coś. Będę jej miała pod dostatkiem, gdy tylko stąd wyjdę i już nie będę musiała wracać.

 

-A ty ją niby masz? – spojrzałam na nią z powątpiewaniem – jesteś stuknięta.

 

Zaśmiała się i klepnęła mnie w rękę. Słowo honoru, uwielbiałam ją, ale czasami wręcz mnie przerażała. Chwilami zachowywała się, jakby była nawiedzona.

 

-Oczywiście – odrzekła poważnym tonem – musisz pamiętać, że pogodni ludzie mają o wiele prostsze życie.

 

Patrząc na nią, nie mogłam uwierzyć, że mówi mi coś takiego. Siedziała tutaj, bo zamordowała własnego ojca, który okazał się zwykłym katem i zamiast dostać medal za pozbycie się kogoś takiego, dostała wyrok. Ja na jej miejscu załamałabym się.

 

-Serio? – zapytałam niepewna tego, co słyszę – ty po tym wszystkim chyba nie powinnaś być taka, no wiesz…

 

Nie bardzo wiedziałam, jakich mam użyć słów, by jej nie urazić; chociaż z drugiej strony wiedziałam, że wszystko, co powiem, może ją tak naprawdę urazić i to było trudne.

 

-Tak – jej ton nagle stał się lodowaty – zabiłam mojego ojca, ale to właśnie dzięki pogodnemu samopoczuciu dostałam nadzwyczajne złagodzenie kary ograniczone tylko do dwóch lat tutaj i gdy stąd wyjdę, będę miała kuratora. Nie muszę odsiadywać reszty wyroku w więzieniu dla kobiet. Będę mogła normalnie założyć rodzinę i cieszyć się wolnością.

 

Jej słowa wywarły na mnie wrażenie, ona naprawdę wierzyła, że to wszystko za sprawą jej pozytywności, a nie zeznań świadków i adwokata, któremu udało się, chociaż po części ocalić jej tyłek.

***

Podjeżdżając na podjazd należący do mojego domu, zauważyłam dobrze znane mi auto zaparkowane przy ulicy. Skrzywiłam się i cicho zaklęłam. Wiedziałam, że przeszłość nie pozwoli mi zapomnieć o sobie zbyt szybko i liczyłam się z konsekwencjami.

 

-Co ty tutaj robisz? – warknęłam, gdy tylko weszłam do domu – nie powinieneś tutaj przychodzić.

 

Chłopak stojący do tej pory tyłem, odwrócił się w moją stronę i obrzucił mnie nieprzychylnym spojrzeniem. Znałam to spojrzenie zbyt dobrze, towarzyszyło mi przez całą rozprawę; i pomyśleć kiedyś, że w tym spojrzeniu dostrzegałam ciepło.

 

-Ale jestem – zniżył głos do szeptu – nie cieszysz się?

 

Zrobiłam dwa kroki w tył. Nie mogłam znieść sposobu, w jaki patrzył na mnie – pierwszy raz odkąd go znam, bałam się go.

 

-Nie bardzo – przyznałam zgodnie z prawdą – w ogóle, jak tutaj wszedłeś?

 

W głębi duszy cieszyłam się, że nie ma mojej mamy i siostry w domu. Nie potrzebowałam zbędnych i niewygodnych pytań. Wiedziałam, że gdyby tylko moja mama zobaczyła Bartka, od razu wpadłaby w szał. Chyba zawsze działał na nią jak czerwona płachta na byka.

 

-Nadal zostawiasz klucz w tym samym miejscu – zrobił trzy kroki w moją stronę – coś nie tak? Boisz się?

 

Zacisnęłam dłonie mocno w pięści. Nie mogłam pokazać mu strachu i lęku, jaki teraz czułam. Niemal natychmiast wykorzystałby to przeciwko mnie.

 

-Zwariowałeś? – pokręciłam głową – nie powinno być cię tutaj, to wszystko.

 

Mierzyliśmy się teraz wrogimi spojrzeniami, a ja zastanawiałam się, za co kiedyś go kochałam. Ciepły odcień zieleni w jego oczach, czy może za te dołeczki w policzkach, które gdy był wściekły, pogłębiały się tak jak w tym momencie? A może za siłę, której już niejednokrotnie pokazy widziałam? Na pewno nie za poczucie bezpieczeństwa, bo z nim zwykły spacer po parku mógłby przerodzić się w coś ekstremalnie groźnego. Był chodzącą tykającą bombą, która mogła wybuchnąć pod byle pretekstem.

 

-No dalej mała – prowokował mnie – rzuć się na mnie z pięściami i pokaż, że nadal nic się nie zmieniłaś. Oboje wiemy, jaka jesteś naprawdę.

 

Pokręciłam przecząco głową. Zerwałam z przeszłością, wyciszyłam się i udało mi się uzyskać równowagę emocjonalną. Nie pozwolę nikomu tego zniszczyć. Jestem już zupełnie inną osobą. Przymknęłam oczy i policzyłam powoli do dziesięciu.

 

-Tamta Marika umarła – wysyczałam, gdy otworzyłam ponownie oczy – sam przyczyniłeś się do jej śmierci, kłamiąc w sądzie. Mam ci przypomnieć? Zapomniałeś już, jak mnie wystawiliście? Cholera! Dobrze wiedziałeś, że ta trawa nie była moja i ktoś mi ją podrzucił.

 

W odpowiedzi zaśmiał się i wzruszył ramionami. Nie mogłam znieść jego lekceważącego sposobu bycia. Jeżeli chciał wyprowadzić mnie z równowagi, to nie uda mu się to. Nagle uderzyła mnie myśl, że on doskonale wiedział, kto mi to podrzucił i komu zawdzięczałam te dwa lata.

 

-Niczego nie zapomniałem – warknął – i jeżeli chcesz, to ja ci powiem, kto cię wrobił i dlaczego, ale to będzie miało swoją cenę. Niczego w życiu nie ma za darmo, mała.

 

Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się. On nigdy niczego nie robił, tak sam z siebie i ot, tak. Zawsze chciał czegoś w zamian, tylko ja nie miałam mu czego dać.

 

-A niby czego chcesz? – spojrzałam na niego spod byka.

 

Zrobił kolejne dwa kroki w moją stronę, dzięki czemu teraz nasze twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów. Rozpaczliwie cofnęłam się i dotknęłam plecami drzwi.

 

-Prześpisz się ze mną – odparł z poważną miną – nikt tak dobrze, jak ty nie jest w stanie zaspokoić mnie.

 

Zaśmiałam się i potrząsnęłam głową. Żadne informacje nie były warte tego, żebym zdecydowała się pójść z nim do łóżka. Nie zmusi mnie.

 

-Jesteś żałosny – powiedziałam podniesionym głosem – brzydzę się tobą i żałuję każdej chwili, którą z tobą spędziłam. Nie pójdę z tobą do łóżka ani dziś, ani nigdy.

 

W odpowiedzi wzruszył ramionami i na moje szczęście zrobił kilka kroków do tyłu. Nareszcie mogłam odetchnąć z ulgą. Odpuścił mi.

 

-Jak tam sobie chcesz – był kompletnie obojętny – ja i tak wiem, że jeszcze do mnie przyjdziesz.

Następne częściSpróbuj mi zaufać [10]

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania