Srebrzysta Góra

Bliskie sąsiedztwo często powoduje konflikt, zwłaszcza gdy sąsiad chce dominować. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że dwie płyty kontynentalne zwarły się w śmiertelnym pojedynku. Agresor chciał wspiąć się na wierzch, wcisnąć pod siebie swojego przeciwnika i zająć jego miejsce, które wydawało mu się bardziej korzystne oraz prestiżowe. Zaatakowany nie zamierzał poddać się bez walki i przystąpił do śmiertelnego boju. Sparing spowodował wielkie trzęsienie ziemi, które odczuła każda żywa komórka na planecie i wszystkie pierwiastki.

Pozostałe szesnaście płyt tektonicznych z oddalenia i w miarę bezpiecznej odległości przypatrywały się bratobójczemu pojedynkowi. Jednak uczestnicy konfliktu nie zgodziliby się na narzucanie im pokrewieństwa, ponieważ różniło ich prawie wszystko, zwłaszcza budowa geologiczna i wielkość. Mniejszy nie ustępował większemu i bronił się zawzięcie. Siła wzajemnego oddziaływania była ogromna i powodowała spękanie idealnie gładkiej powierzchni. Niektóre miejsca prawie nie ucierpiały, lecz w innych powstały kratery, doliny albo wysokie góry, które w niewyjaśniony sposób wydostały się z wnętrza Ziemi. Zdecydowana większość z nich była nijaka i nie wyróżniała się niczym specjalnym od otoczenia, może jedynie wysokością. Jednak jedna pośród nich była niezwykła, ponieważ w promieniach słońca srebrzyła się i odbijała światło powodując refleksy świetlne na znaczne odległości. Niezwykłe zjawisko oślepiało o wczesnej porze patrzących z jednego kierunku. Jednak wystarczyło przemieścić się troszkę dalej by więcej tego zjawiska nie doświadczyć. Miejsce to wśród roślinożerców cieszyło się złą sławą i wieść o tym rozniosła bardzo daleko, aż za drugie góry. Każda matka swoje dzieci przestrzegała przed wchodzeniem tam niedługo po tym gdy zrobi się jasno. Natomiast dla drapieżników było to idealne miejsce do zaspokojenia głodu. Łatwo było w tym miejscu dopaść jakiś smaczny kęsek w postaci młodego zjadacza trawy.

Jednego roku panowała wielka susza i wszystkie znane wodopoje wyschły razem z trawą. Pragnienie i głód dokuczały zwierzętom coraz bardziej, lecz wyczekiwany deszcz nie spadł i nie nawodnił spękanej ziemi. Jedynie kłębiaste chmury pełne wody przesuwały się zbyt wysoko by spragnione gardła mogły z nich się napić. Jedne gatunki bardziej, a inne mniej czuły zapach wody rozchodzący nad ich głowami, a takie uczucie powodowało jeszcze większe pragnienie. Minęło kilka dni, woda z góry nie poleciała i pierwsze najmniej odporne osobniki zaczęły martwe padać. Początkowo mięsożercy mieli ucztę i w jedzonym mięsie uzyskiwali trochę wilgoci. Taki stan trwał przez dwa dni aż mięso wyschło i stało się twarde niczym kamień. Ktokolwiek spróbował przeżuć choć kawałek wraz z połamanymi zębami tracił w paszczy cenną wilgoć. Stary roślinożerca cierpiał bardziej z pragnienia niż z głodu i nie mógł myśleć już o niczym innym tylko o wodzie. Nagle przypomniał sobie o miejscu, z którego, jak był mały widział odblask wody, chociaż nie czuł jej zapachu. Mama go wtedy przegoniła i nastraszyła zjadaczami takich jak oni. Przez wszystkie lata unikał nawet zbliżania się do tej doliny, teraz pójście tam wydawało się najlepszym rozwiązaniem.

Powoli dookoła niego robiło się widno i wokoło siebie zobaczył wielu ze swojego stada padniętych z pragnienia. Ostatkiem sił wstał i zaryczał do tych, co żyją żeby poszli za nim. Powoli, krok za krokiem zbliżał się do niebezpiecznego miejsca, w którym drapieżniki polowały od strony słońca na oślepionych jego promieniami albo błyskami od zachodniej strony. Starał się stanąć dokładnie w miejscu w jakim był wiele wiosen temu. Tak jak kiedyś odwrócił się tyłem do słońca i patrzył uważnie. Powoli promienie słońca przemieszczały się po jego grzbiecie i gdy już myślał, że pomylił się w swoich wspomnieniach zobaczył blask. Pozostałym wyznaczył kierunek i ruszył w drogę. Bardziej niecierpliwi zaczęli biec wyprzedzając go. On był stary i wiedział, jak bardzo trzeba oszczędzać siły, ponieważ nikt przed nim nie szedł w tamtym kierunku i nie wiedział ile trzeba czasu na dotarcie do upragnionej wody. Starał się nie zmieniać kierunku i co jakiś czas przekonywał się, że dobrze idzie skoro mija leżących bez życia ze swojego stada. Nastała noc, on dalej stawiał kroki, nie mógł się zatrzymać choćby na chwilę, gdyby tak zrobił już więcej by nie przeszedł. Wzrok jego zmętniał, nic nie widział, lecz właśnie wtedy wyczuł zapach wody. Obojętne mu było czy drapieżniki, jak zwykle czekają przy wodopoju na swoje ofiary, on i tak już był martwy. Nozdrza doprowadziły go do ruczaju i gdy zanurzył pysk w życiodajnym płynie zachłannie pił. Jednak po chwili przypomniał sobie przekazywane przez poprzednie pokolenia stare nauki, które ostrzegały przed zbyt szybkim napełnieniem wysuszonego żołądka. Zaprzestał pochłaniania kolejnych litrów wody, chociaż pragnienie dalej dokuczało, on odszedł na bok. Dał szansę innym na napełnienie brzucha i ostrzegał przed skutkami zbyt pospiesznego picia. Niewiele zwierząt różnych gatunków posłuchało jego rad i stopniowo gasiło pragnienie. Pozostali w niedługim czasie z pełnymi brzuchami konali cierpiąc potworny ból.

Przez kilka dni stary samiec odpoczywał pod zboczami góry, zajadając się świeżą trawą rosnącą przy niewielkim wodospadzie tryskającym z wnętrza srebrzystej ściany. Najpiękniej kamień wyglądał w promieniach słońca mieniąc się refleksami. Pewnego dnia zaczęło padać i musiało trwać to dość długo, skoro wysuszona ziemia pokryła się soczystą zielenią. Przez ten czas góra straciła swój blask i zrobiła się szara. Przestała być piękna, więc stracił zainteresowanie i postanowił wraz z ocalonymi ze stada wrócić na swoje pastwiska.

Srebrzysta góra wtedy po raz pierwszy doświadczyła uczucia porażki i po tych intensywnych deszczach utraciła swój blask. Jej piękny czysty kamień nasiąkł wilgocią i został zachlapany błotem powstałym z drobin piasku unoszącym się w suchym powietrzu. Wiatry zazdroszczące jej uroku odkryły sposób na pokonanie jej urody i nanosiły na nią pył. Każdego kolejnego roku osadzała się na niej coraz grubsza warstwa ziemi i po pewnym czasie zazieleniła się niewielkimi roślinkami. Wtedy po raz ostatni od jej ściany odbił się promień słońca. Minęły setki tysięcy lat i pewnego dnia przechodząca w pobliżu dwunożna istota nie rozpaliła przy niej ogniska jak zawsze, tylko zaczęła odgarniać zalegającą na kamieniu ziemię i stukać w jej ściany czymś twardym, lecz nie na tyle, żeby ją zniszczyć. Zaledwie kilka niewielkich fragmentów oderwał ze ściany uparciuch, lecz bardzo z tego powodu się cieszył. Tym odłupującym okazał się człowiek, on wiedział w jaki sposób została stworzona. Niezwykle twarda skała powstała w wielkich komorach z magmy, w stanie płynnym wcisnęła się w pustkę i wypełniła ją gorącym stopem skalnym składającym się ze skalenia, kwarcytu i miki. Temperatura stale malała, lecz działał na nią niewyobrażalny nacisk przez miliony lat. Powolne ochładzanie stopu skalnego w zbiorniku spowodowało krystalizowanie się mieszaniny związków chemicznych i doprowadziło do powstania minerałów. W tamtym czasie nie było na Ziemi inteligentnych gatunków, które były w stanie takiemu kamieniowi nadać odpowiednią nazwę skał magmowych głębinowych z wyjaśnieniem, że powstały głęboko pod Ziemią. Dopiero po milionach lat planetę podporządkowały sobie istoty rozumne i skałę magmową o widocznych formacjach krystalicznych i teksturze nazwali granit. Ludzie docenili jej twardość i piękno, lecz nie chcieli ją oczyścić z roślin, by piknie wyglądała jak w dniu swojego wyjścia z wnętrza ziemi. Zaczęli ją wysadzać, ciąć na niewielkie bloki skalne, które gdzieś daleko od niej zabierali.

Srebrzysta góra najpiękniej połyskiwała odblaskami miki na zboczach najbardziej zniszczonych przez człowieka. Górnicy skalni sprzedawali swój urobek kamieniarzom, którzy wytwarzali kostkę granitową, płyty kamienne o różnym przeznaczeniu, wazony, kule ozdobne. Budowano budynki, mosty, a rzeźbiarze tworzyli dzieła sztuki. Ludzie bogacili się, wznosili coraz wspanialsze wille, nabywali samochody i maszyny do jeszcze szybszej obróbki kamienia. Góra z każdym dniem stawała się coraz mniejsza. Zapadała się w dół i woda już nie spływała z niej tak jak kiedyś, tylko wlewała się do jej wnętrza. Kiedy człowiek za głęboko wgryzł się w nią, nagle stwierdził, że wydobycie granitu stało się nieopłacalne i są zmuszeni przenieś na inną nietkniętą. Zły los padł na granitową górę o intensywnie różowej barwie. Warczące maszyny zniknęły z miejsca gdzie była kiedyś srebrzysta góra, a wraz z nimi pompy tłoczące wody opadowe. Wielka dziura po kilku latach wypełniła się krystaliczną wodą i zaczęła stanowić pułapkę dla nieostrożnych, którzy chcieli się w zbiorniku wykąpać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 09.06.2019
    Witam
    Srebrzysta góra na przelomie wieków dla sąsiadów znaczyła coś innego. Ale zawsze była im potrzebna i dawała życie. Jednak ich ingerencja niszczyła ją od zewnatrz i równocześnie od wewnątrz.
    Po całkowitej pustce góra stała się niebezpieczna dla śmiałków. Być może postanowiła bronić swojego miejsca, swojej ciszy.
    Pięknie opisujesz poszczególne etapy niszczenia naturalnej przestrzeni.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania