Średniowiecz trzynasty

Było ciemno i zimno. Jedyne co pamiętałem po przebudzeniu to miejsce. Piękne miejsce, w którym żyłem. Zapragnąłem tam być. Znów poczuć ten zapach zgnilizny, zaciągnąć się wilgotnym powietrzem. Szedłem prosto przed siebie. W kierunku światła w tunelu. Na zewnątrz były pola. Nie mogłem dostrzec drzew ani kwiatów tylko błoto i ślady stup. Moje nogi były jak z waty. Ledwo mogłem na nich ustać. Ześlizgnąłem się niezdarnie i spadłem na sam dół. Nagle poczułem, że uderzyłem w coś twardego. Szukałem wzrokiem twarzy.

- Wstań. Kim jesteś?- Zapytała postać.

Podniosłem się cały ubrudzony błotem i ujrzałem mężczyznę z kapturem na głowie. W prawej ręce trzymał kij. Jego wzrok był pusty i powodował u mnie niepokój.

- Szukam Rozilli. Znasz to miasto?- Zapytałem niepewnie.

- Kojarzę z legend. Jak cię zwą?- Zbliżył się do mnie.

- Nie pamiętam. Nic nie pamiętam. Tylko to miasto. Zaprowadź mnie do niego!- Podniosłem głos.

- O ile mi wiadomo nic tam już nie ma. Tylko proch.-Mówiąc to spojrzał w niebo i zacisnął rękę mocnej na kiju.

- Co mam teraz począć? Błagam zaprowadź mnie. Wynagrodzę ci to.- Mówiłem przekonującym głosem.

Zastanowił się chwilę po czym się zgodził. Zobaczyłem na jego twarzy uśmiech z tego powodu się trochę zdziwiłem.

- To kawał drogi. Będziemy tam iść około dwa dni.- Stwierdził, patrząc w tym czasie na mapę.

Szedłem za nim. Moje buty były całe przemoczone jak i cały płaszcz. Mężczyzna musiał usłyszeć moje dyszenie i trzeszczące zęby bo wyciągnął z dużej, materiałowej torby nowy płaszcz. Podał mi go.

- Dziękuje. Jak mam cię nazywać?- Zapytałem.

- Możesz mi mówić Aron.

Aron wyglądał dość młodo. Ciekawiło mnie skąd wziął się na takim pustkowiu, ale bałem się zapytać. Jego oczy były bardzo jasne. Z kaptura wystawała czarna grzywka. Moją uwagę przykuła blizna na szyi. Była duża i czerwona. Musiała powstać niedawno.

- Gdy dojdziemy do lasu Karittiego, będziemy musieli szczególnie uważać. Umiesz tego używać?- Zapytał podając mi sztylet.

- Myślę, że dam radę.- Odpowiedziałem niepewnie.

Było pochmurnie. Właściwie całe niebo było zakryte. Okolica wydawała mi się znajoma. Mijaliśmy skały i jaskinie. Było dużo iglastych drzew. Czułem ciągły niepokój jakby ktoś nas obserwował. Słyszałem szmery.

- Czy ta okolica jest bezpieczna? Nie ma innej drogi?

- Tędy dojdziemy najszybciej. W razie niebezpieczeństwa dałem ci ostrze więc sobie poradzisz.- Odparł z lekką drwiną w głosie.- Mówisz, że mi się odwdzięczysz jak cię zaprowadzę? A tak właściwie co możesz mi zaoferować.- Zapytał idąc cały czas przede mną.

- Ja… Co tylko chcesz.

- Co tylko chcę…- Powiedział prawie, że szeptem.

Szliśmy w ciszy. Zaczęło robić się ciemno więc rozejrzeliśmy się za jakąś jaskinią, których było tu pełno. Aron wziął do ręki garść suchych patyków z ziemi. Ułożył równy stosik na środku i zaczął pocierać o siebie kamienie. Po kilku uderzeniach rozbłysła iskra. Usiedliśmy obok ogniska. Wzrok Arona był skierowany na płomienie. Patrzył na nie wciąż tym samym wzrokiem. W końcu odważyłem się przerwać tą ciszę.

- Dokąd zmierzałeś gdy mnie spotkałeś?- Przez chwilę się nie odzywał.

- Jak myślisz dlaczego nic nie pamiętasz?- Zmienił temat.

- Ja…- Zacząłem się zastanawiać.

- Może dlatego, że nie powinieneś tego pamiętać? Może to było tak bolesne, że wyparłeś to ze świadomości? Ale ty nadal chcesz wiedzieć.- Wciąż na mnie nie patrzył. Patykiem szturchał żarzące się drewno.

- A co mi pozostało?

- Wszystko. Możesz iść gdziekolwiek chcesz, a ty wybrałeś prawdę i w dodatku wisisz mi przysługę. Najgoeszy wybór jakiego mogłeś dokonać.- Uśmiechnął się lekko.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- Powiedziałem oburzony.

- Wędruje po świecie, tyle musisz wiedzieć. Teraz idźmy już spać jutro ciężki dzień.- Odwrócił się i położył na zimnej podłodze. Ja zrobiłem to samo. Wyciągnąłem mój nóż i wpatrywałem się w niego przez moment. ,,Jutro będę musiał zabić?''- Pomyślałem.

Obudziło mnie szturchanie mojego przewodnika. Wstał wcześniej niż ja i w dodatku przygotował śniadanie. Zobaczyłem dwa usmażone ptaki. Były drobne i wiedziałem, że na pewno się tym nie najem. Byłem pod wrażeniem, że umiał upolować takie małe zwierzęta. W końcu to nie jest duży punkt, a strzelanie z łuku zawsze wydawało mi się trudne. Po posiłku ruszyliśmy dalej. Ku naszym oczom ukazał się długo wyczekiwany las Karittiego. Spośród tysiąca lasów jakie widziałem ten był najgęstszy i najczarniejszy. Gdy weszliśmy do środka poczułem dreszcze. Wydawało się nam jakbyśmy byli w jakimś ciemnym pokoju. Musieliśmy lekko schylać głowy, żeby nie uderzać nimi o gałęzie.

- Czy naprawdę nic nie pamiętasz? – Zapytał nagle.

- Nie pamiętam jak się tu znalazłem.

- Ale dzieciństwo… Pamiętasz?- Mówił wciąż idąc przede mną.

- Niektóre wydarzenia tak.- Odparłem po chwili namysłu.

- Na przykład jakie?- Drążył.

- Eee… - Zaśmiałem się- Pamiętam obiad.

- Z całego swojego życia pamiętasz obiad- Również się zaczął się śmiać.- Coś było szczególnego w tym obiedzie?

- Pierwszy raz jadłem go z rodzicami. Nie wiem jak wyglądali ani jacy byli, ale wiem, że coś takiego było.-Westchnąłem- A ty jakie…

- Cicho!- Przerwał mi i na chwile znieruchomiał.- Słyszysz?

Z prawej strony zauważyliśmy, że coś się zaczęło ruszać. Aron wyjął nóż i rozkazał mi stanąć za nim. Posłusznie wykonałem polecenie. Z cienia wyłoniła się twarz. Była to dziewczyna ubrana w zielsko. Miała płaszcz zrobiony z gęstego mchu, opaloną cerę i jasne splecione włosy.

- Po co tu przyszliście?- Zapytała spokojnym głosem.

- Chcemy tylko przejść do Rozilli- Odparł chłopak.

- Przejść? Dobrze wiesz, że to mój las. Nie puszczę was tak po prostu.- Mówiąc to przymknęła delikatnie oczy i zaśmiała się.

- Policzę do pięciu.

- Aron o czym ona gada?- Szepnąłem do chłopaka.

- Raz, dwa, trzy…- Liczyła.

- Chyba powinniśmy…- Zaczął mówić.

- Cztery…- Wzrok dziewczyny stawał się coraz bardziej opętany.

- Biegnij!- Krzyknął Aron pociągając mnie za rękaw. Nie zwracaliśmy już uwagi na gałęzie, po prostu biegliśmy ile sił w nogach. Z tyłu słyszałem tylko wycie wilków. Coraz bardziej się bałem.

- Będziemy jeszcze tak biec przynajmniej godzinę, ten las jest długi!- Krzyknął. Starał się opanować głos, ale widziałem, że też się bał. Z tyłu dostrzegłem jednego psa, który o dziwo nas doganiał. Z tego powodu jeszcze bardziej się zestresowałem i przyśpieszyłem. Nagle poczułem silny ból na prawej nodze. Wilk zdążył już wgryźć się głęboko w moje mięso. Przewróciłem się pociągając za sobą Arona. Obaj leżeliśmy na ziemi. Krzyczałem z bólu. Uderzałem pięściami w zwierzę, ale ono nadal gryzło. Coraz mocniej. Po moich polikach spłynęły łzy. Aron wyjął nóż i rzucił się na wilka. Ten ugryzł go w ramię, ale chłopak zdążył dźgnąć go parę razy w serce. Pies się już nie ruszał.

- Nie dam rady iść, zostaw mnie tutaj!- Krzyknąłem zdesperowany.

- Zamknij się i to zjedz- Podał mi niebieską kulkę z kieszeni kurtki.

- Co to?- Zapytałem z niepokojem- Dzięki temu nie będę cierpiał?

- Nie mamy czasu, jedz to!- Wrzasnął zdenerwowany.

Obaj połknęliśmy kulki. Nagle rzuciło mną do tyłu. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że nie jesteśmy w tym samym miejscu co wcześniej. Poznałem tą okolice. To było blisko Rozilli. Był tu charakterystyczny głaz, który zapamiętałem.

- Dlaczego wcześniej nie mogłeś tego użyć!?- Zapytałem z wyrzutem- Mogliśmy umrzeć!

- Nie będę co chwilę tego marnował! Z magią trzeba uważać.- Wstał i podał mi rękę. Podniósł mnie i położył moje ramię na jego plecach, żebym mógł jakoś chodzić z zakrwawioną nogą. Dokuśtykałem z nim do kamienia i usiadłem na nim. Podniosłem lekko zranioną nogę i syknąłem z bólu. Aron kucnął naprzeciwko mnie. Przyglądał się ranię po czym zaczął grzebać w swojej torbie.

- Mam tu alkohol i bandaż. Muszę jakoś zatamować krwotok.

- Znasz się na tym?- Spytałem.

- Jakoś musiałem sobie radzić.- Odparł przecierając lekko ranę watką z alkoholem.

- Nie boli cię? – Wskazałem na jego ramię poplamione krwią.

- To nic takiego- Zaczął już owijać mocno moją nogę bandażem.

- Przecież widzę, że wciąż krwawisz- Wziąłem również jakąś ścierkę i zacząłem przecierać jego miejsce po ugryzieniu. Na koniec owinąłem mocno chustą.

- Nie musiałeś – Odparł odwracając wzrok.- Chodźmy, to już nie daleko.

Złapałem się niego i ruszyliśmy. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do celu. Byłem podekscytowany, ale jednocześnie się bałem co ujrzę. Przyśpieszyliśmy kiedy dostrzegliśmy mury. Im więcej widziałem tym mój uśmiech coraz bardziej marniał. Z tej perspektywy mogłem zobaczyć wszystko. Zawalone budowle, spalone ciała i błoto. Zrobiło mi się nie dobrze. Odskoczyłem na bok i zwróciłem dzisiejsze śniadanie.

- Oto twoje królestwo- Powiedział Aron śmiejąc się.- Czy taka prawda ci odpowiada?

- Chce się rozejrzeć- Powiedziałem cichym głosem przecierając usta rękawem.

-Co, jeszcze ci mało?- Zapytał zdziwiony.

Ledwo wstałem i zacząłem kuśtykać w kierunku Rozilli.

- Poczekaj, pomogę ci.

Szliśmy uliczką. W powietrzu unosił się zapach spalenizny. W oddali zobaczyłem jakąś osobę. Byłem pewny, że żyła bo się poruszała. Przyśpieszyłem kroku. To był staruszek. Miał w dłoni siekierę, którą ostrzył pocierają kamieniem.

- D-Dzień dobry… Co tu się stało- Spytałem.

Mężczyzna podniósł wzrok znad ostrego przedmiotu i rzekł:

- A nie widać? Tylko ja przeżyłem. Przez las nie przejdę sam więc pozostało mi tu czekać i gnić. Codziennie mam takie widoki.

- Ale kto to zrobił?-Dociekałem.

- O dziwo nie najechali nas. Zgnilizna była już w środku.- Odparł i wrócił do wykonywanej wcześniej czynności.

- Co to ma znaczyć?- Zapytałem, ale staruszek już nie odpowiedział.

Zaczęło mi się kręcić w głowie. Kiwałem się na lewo to na prawo.

- Źle się czujesz? Może…- Dalej już nic nie usłyszałem bo zemdlałem.

Obudziłem się w jakimś pomieszczeniu, które nie było do końca spalone. Byłem przykryty kocem. Zobaczyłem Arona jak grzebie po szafkach.

- Czego szukasz?- Spytałem ochrypniętym głosem.

- Kładłem tu kiedyś paczkę z liśćmi herbaty- Odpowiedział nadal grzebiąc.

- Jak to kładłeś? Byłeś tu już kiedyś?

Nagle Aron się zatrzymał, zamknął szafkę. Westchnął.

- Tak mieszkałem tu.- Odparł, drapiąc się po karku.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- A po co ci to wiedzieć?- Spojrzał na mnie ze złością- To miasto to najgorsze co mogło być. Dobrze, że spłonęło.

- Nie mów tak! Wiesz ile ludzi zginęło!

- Nie było w nich nic z ludzi! Ich życia nie miały żadnej wartości, a w dodatku słyszałeś co ten staruch mówił… Sami to sobie zrobili!- Odwrócił wzrok i usiadł na ziemi oparty o betonową ścianę.

- Sami to sobie zrobili… -Powtórzył, ale o wiele ciszej.

CDN

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • krajew34 16.11.2019
    Na początku ortograf- ślady stup :)
    Tak czytam i jak wpadł na dół i szukał od razu twarzy? Może obecności, jakiekolwiek postaci. Ale dlaczego twarzy?
    Mówiąc, mówiłem, przydałyby się synonimy. No i z małej mówiłem.
    płaszcz, płaszcz
    Czy ta okolica jest bezpieczna? - trochę głupie pytanie, zważywszy, że przed chwilą dostał nóż. Coś innego bym tu dał.
    ,,Jutro będę musiał zabić?''- Pomyślałem. - Skąd takie przypuszczenie? Żadnych śladów, tropów, wydarzeń na to wskazujących, na pierwszy rzut oka nie widać, by to było pytanie. Na tym zakończę. Nie jestem żadnym guru, ani też geniuszem, więc skomentuje jako zwykły czytelnik. W raz z kolejnym zdaniami, czuje, że tu coś brakuje, nie ma zbytnio emocji, czuć drewnem, nie wiem, nawet dla mnie za szybko się dzieją niektóre rzeczy. Np. Wychodzi obserwuje i od razu widzi człowieka, można by to lekko rozbudować. Pomysł jest, no i popatrz na "spację" bo w niektórych miejscach nie masz, o dialog też zahacz, niby prosty a w budowie lekko skomplikowany. Możesz też wrzucić tekst w ortograf.pl wprawdzie niedoskonały ale parę błędów wyłapię. Pozdrawiam.
  • krajew34 16.11.2019
    ale to tylko moja opinia, zwykłego czytelnika, mogę się mylić.
  • sisi55 16.11.2019
    Dzięki za komentarz.
  • Siusiu, no i widzisz, jak chcesz to potrafisz. Wyrzuć kropkę z tytułu.
  • sisi55 16.11.2019
    :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania