SiW
Matt wysiadł z samochodu, przeglądając swój notatnik. Ludzie ginęli, porywani z własnych domów w czasie snu. Na drzwiach pozostawały tylko wyryte przez nieznanych sprawców nazwy celtyckich bóstw. Równie dobrze mogła to być sprawka jakiejś osiedlowej bandy. Niestety świadkowie twierdzili co innego. Rzekomo widzieli wyłażące z lasu ogromne istoty o ciałach pokrytych roślinnością. Porywały ludzi, których już więcej nie widziano.
- A więc standard – pomyślał Matt.
Wszystko działo się w zapadłej dziurze, graniczącej z ogromną połacią lasów. Z rozmowy z miejscowym szefem wioski Weirdem dowiedział się o akcjach poszukiwawczych, kończących się fiaskiem. W czasie jednej z nich znaleziono za to niespodziewanych gości, dwóch obcych facetów, do których teraz zaprowadzono Matta. Twierdzili, że nazywają się Stan i Wick i nie mają pojęcia jak znaleźli się w tym bagnie.
- Zaraz ich przesłucham – powiedział Matt do Weirda. Tamten sprawiał dość dziwne wrażenie, nie całkiem zdrowego na umyśle. Matt sam by się nie pchał w takie odludne miejsca, ale szef kazał. Sypnął groszem, więc nie było wyboru.
- Bierzemy ich na tortury? – zapytał przywódca wiochy.
- Nie tak prędko. To na pewno zwykli turyści.
-Nie sądzę. Na pewno przysłał ich Hern Myśliwy, by nas zabić.
- Kolejne celtyckie bóstwo? Chyba w to nie wierzycie?
- Oczywiście, że tak. Gdybyś widział rzeczy, które się tu dzieją, sam byś uwierzył.
- Wolę stąd spieprzać, zanim coś zacznie się dziać – rzekł do siebie Matt. Wiedział jednak, że nie będzie łatwo.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania