Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Star Wars: Mroczny Lord - część 1

Patrzył w szarą podłogę z popękanych płytek. Czuł co chwila ból, silniejszy i słabszy. Jego głowa była trzymana ku ziemi, a ręce wygięte w tył i mocno zaciskane.

- Puszczaj mnie! - krzyknął coraz bardziej zły. W odpowiedzi został szarpnięty. Syknął jedynie wyrywając się.

Po chwili zatrzymali się. Kiedy myślał, że to koniec cierpienia, został pchnięty w przód. Wpadając na czarną ścianę upadł. Był w małym pomieszczeniu. Znajdowało się w nim jedynie bardzo małe łóżko z żelaza.

- Jesteście martwi! - ryknął i rzucił się w stronę trójki mężczyzn. Wyjście z pokoju jednak zostało zamknięte pomarańczowym laserem. Kiedy tem spróbował uderzyć w niego, został odrzucony ponownie na ścianę. Spojrzał na białą rękę. Cała poparzona. Złapał się za nią mocno w bólu wciąż spoglądając na porywaczy.

- Widzę... Widzę jak przemawia przez coebie złość, agresja. - mówił zdziwiony, aczkolwiek zadowolony mistrz Sithów stojący przed dwoma żołnierzami Imperium. Ruchem ręki nakazał im odejść, a ci wykonali rozkaz. Był odziany w piaskową tunikę, a na głowie miał wysoko postawione, brązowe włosy. - Będziesz świetnym użytkownikiem Ciemnej Strony.

- Zamknij się! - krzyknął wściekły porwany mężczyzna. Nie zamierzał słuchać niczyich rozkazów, ani być żadnym więźniem. - Gdzie my jesteśmy? - zapytał po chwili spokojniej, jednak głowa dalej pulsowała mu ze zdenerwowania.

- Na Korribanie. Tutaj szkolimy Sithów i wojsko. Nastały mroczne czasy. Wojna trwa, a my potrzebujemy żołnierzy. Takich jak ty.

- Chcecie mnie zabić? - pytał, lub raczej syczał.

- Nie, pod warunkiem spełniania naszych poleceń. Dostrzegam w tobię energię, jakiej nigdy w nikim nie czułem. Będziesz świetnym żonierzem. Albo trupem. - Sith odszedł.

Mężczyzna chodził po swojej celu zamyślony. Ciemna Strona kusiła go od dawna. Na Kashyyk zarabiał bardzo mało, nie raz utracił dom. Liczne powstania ogarnęły jego rodzimą planetę. Jakby nie patrzeć, to porwanie było wybawieniem z biednego życia. L'yan był wysokim mężczyzną z ogoloną głową. Był człowiekiem, chociaż jego skóra była lekko zielona. Miał niebieskie, małe oczy. W ich okolicach miał liczne, czarne tatuaże przedstawiające ogony smoków, paski. Podczas wielu lat spędzonych w pracy budując chaty dla Wookiech wyrobił sobie także mięśnie. Nosił na sobie brązową szatę, bardziej przypominającą worek na ziemniaki. Zwłaszcza po licznych wyszarpanych dziurach przy porwaniu. Nie pozostało mu nic innego, jak ochłonąć podczas snu. Łoże było twarde, ale lepsze to niż nic. Zamknął oczy na myśl o szkoleniu.

 

Nad jego głową latały prawie cały czas przeróżne imperialne statki. W galaktyce trwały liczne wojny domowe, bitwy. Nic dziwnego w werbowaniu nowych żołnierzy. Wstał w szeregu kilkunastu mężczyzn w różnym wieku, różnych ras. W prawej dłoni mocno ściskał treningowy miecz świetlny. Przed nimi, na skale stał ten sam Sith, który porwał L'yana.

- Jestem mistrz Araak. - przedstawił się mistrz - Wyszkolę was na prawdziwych wojowników. Przed chwilą nauczyliście się zapalać miecz. Zróbcie to.

Młodziki nacisnęli guziki na rękojeści. Czerwone lasery zapaliły się.

- A teraz... Kto przetrwa, zostanie rekrutem. Kto nie da rady, zostanie zabity.

Trzy bramy wokół areny treningowej znajdującej się na pustyni Korribana podniosły się. Wyszli z nich ubrani w szare szaty mężczyźni z podobnymi brońmi do młodzików. Mieli wściekły wyraz twarzy.

- Zabić ich! - rozkazał klonom.

Tuzin wrogów rzucił się do ataku. L'yan nie patrzył na swoich kompanów. Bronił tylko ataków zadawanych dosłownie z każdej strony. Tamci krzyczeli coś za plecami, jednak nie słuchał tego. Jeden z treningowych wojowników szczególnie chciał go dopaść. Zadawał ciosy z prędkością światła. Miecze ciągle zetykały się w pojedynku. Do młodzika dotarło, iż nie może ciągle grać defensywnie, to nie w jego stylu. Przydeptał czarnym butem stopę przeciwnika, a kiedy on prawie wypuścił broń z rąk, L'yan zaatakował. Głowa klona w kałuży krwi upadła na piasek. Nie zdążył nacieszyć się częściowym zwycięstwem, kiedy został napadnięty przez dwóch wrogów. Bili z dwóch stron, przez co bronienie ataków było trudniejsze.

- Żywy jest jedynie jeden młodzik. - zakomendował Araak. L'yan był ostatni. Nie mógł się teraz poddać. Zamachnął się mieczem w jednego przeciwnika. Ten jednak sparował cios. Człowiek upadł pod ciężarem ataków na piach. Mimo wszystko wciąż blokował uderzenia. Kątem oka dostrzegł kolejne podnoszące się bramy. Dziesięciu kolejnych klonów zmierzało w jego kierunku. Był wściekły z powodu klęski, do której prawdopodobnie dojdzie. Gdy przeciwnicy podeszli na wyciągnięcię ręki, coś się z nim stało. Wyłączony miecz upadł, natomiast jego ciało podniosło się kilka stóp nad ziemię. Skulił się w kłębek nie opadając. Czuł jak Moc wypełnia jego żyły. Czyżby tym była ta Ciemna Strona? L'yan ryknął głośno rozprostowując szybko kończyny. Wypuścił z siebie falę Mocy, widoczna tylko dla niego energia uderzyła wszystkich przeciwników stojących wokół. Odepchnęła ich na kilkanaście metrów, zabijając od uderzeń w skały, kamienie, czy twarde zetknięcie z ziemią. Słabszy z wyczerpania L'yan upadł, lecz nie stracił równowagi. Obrócił się. Swoimi pomarańczowymi ślepiami patrzył na Araaka.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • husarek 14.01.2017
    Ciekawe. Czekam na ciąg dalszy. Znalazłem jedną literówkę: Widzę jak przemawia przez coebie złość, agresja... Czasami użyłbym słowa 'i' zamiast przecinka, ale może się czepiam :). Daje 4. Pozdrawiam.
  • Ghostar 14.01.2017
    Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania