Poprzednie częściStar Wars - W nicość

Star Wars - Poświęcenie - I. Pojmanie

Akcja opowiadania rozgrywa się rok po wydarzeniach przedstawionych w ,,Przebudzeniu Mocy".

Jest to alternatywna historia, dziejąca się zamiast epizodu VIII.

 

Powietrze na pustyni było suche i przesycone żarem. Z każdym oddechem drażniło płuca, niosąc ze sobą drobinki pyłu, który unosił się wszędzie dookoła.

Po wydarzeniach, które miały miejsce na Jakku, kiedy to stał się świadkiem zagłady całej wioski oraz zamieszkujących ją cywilów, Poe Dameron nie przepadał zbytnio za tego typu miejscami. Nadal miał w pamięci obraz Kylo Rena, tego odzianego od stóp do głów w czerń monstrum, który zaledwie jednym niedbałym gestem dłoni zatrzymał w powietrzu wystrzelony przez niego strzał z blastera. I choć Poe zdołał zbiec z niewoli Najwyższego Porządku, związane z tym wspomnienia nadal prześladowały go w najgorszych koszmarach. Czasem mógłby nawet przysiąc, że czuje, jak Ren ponownie wdziera się do jego umysłu, wywlekając na wierzch jego wspomnienia, marzenia oraz najskrytsze sekrety…

Lecz wyprawa na Tatooine, której podjął się „najlepszy pilot Ruchu Oporu” być może nareszcie położy kres panoszeniu się Najwyższego Porządku i Kylo Rena. Poe nie wiedział, jak wygląda Ren, gdyż miał okazję widzieć go tylko wtedy, gdy mężczyzna ukrywał swą twarz pod czarną maską ozdobioną srebrnymi pasami (mówiono, że jest to jakiś symbol jego przynależności do Zakonu Ren), jednak podczas pewnej misji zwiadowczej jednemu ze szpiegów Ruchu Oporu udało się uchwycić twarz Rena na holografie. Obraz nie należał do zbyt wyraźnych, został bowiem zrobiony z daleka, lecz wystarczył. Pokazano go Finnowi, byłemu szturmowcowi Najwyższego Porządku, który pomógł Poe zbiec z niewoli, a później odniósł bardzo ciężkie rany w starciu z Renem. Na szczęście, zdołał już wydobrzeć. Co więcej, był on jedną z nielicznych osób, które miały okazję ujrzeć Rena bez maski. Dzięki temu rozpoznał swego okrutnego oprawcę na holografie. Obraz rozesłano do wszystkich szpiegów Ruchu Oporu, planując zasadzkę na Rena. Przez długi czas do dowództwa nie docierały żadne nowe informacje, aż w końcu, po długich miesiącach oczekiwania, niemal w tym samym czasie, gdy z dobrowolnego wygnania powrócił legendarny mistrz Jedi, Luke Skywalker, wreszcie dostali cynk od robota szpiegowskiego wysłanego na Tatooine. Kilkukrotnie widziano tam Rena. Co najdziwniejsze i chyba najbardziej niezwykłe – w towarzystwie młodej kobiety. Wspólnie toczyli się od kantyny do kantyny, topiąc worki kredytów w oceanie taniego lumu.

Kiedy Dameron przypomniał sobie obraz tego sługusa Snoke’a z holografów dostarczonych im przez droida – roześmianego i wyglądającego na całkiem zadowolonego z życia – krew w nim zawrzała. Ten śmieć mordował kogo popadnie, nie oszczędzał nawet Mocy ducha winnych cywilów, a później, jakby nigdy nic, zabawiał się na Tatooine z jakąś młodą kriffing siksą! Ten człowiek nie miał w sobie ani krzty sumienia, ani odrobiny moralności. Pilot nie rozumiał, jakim sposobem Ren może w ogóle patrzeć na siebie w lustrze…

Poe na moment odsunął swe rozważania na bok. Rozpłaszczony na dachu budynku znajdującego się w pewnej odległości od kantyny, w której ostatnim razem widziano Rena, sięgnął po swą makrolornetkę. Przyłożył ją do oczu. Odczekał chwilę, aż obraz się ustabilizuje i skierował urządzenie na wejście do kantyny. Nadal nic. Rycerzyk Snoke’a wlazł tam już kilka godzin wcześniej. Czy to możliwe, żeby wyczuł obecność żołnierzy Ruchu Oporu i wymknął się jakimś tylnym wyjściem? A może… Sam postanowił urządzić pułapkę? Na nich…

Dameron poczuł, że nagle zupełnie zaschło mu w gardle, a jego żołądek ścisnął paniczny strach. Wraz z kilkoma innymi rebeliantami przyleciał na Tatooine, żeby złapać Rena, ale zrobił to po kryjomu, bez zgody generał Organy. Jego piloci przyczaili się na wąskich uliczkach Mos Eisley, czekając aż Ren wyjdzie z kantyny, aby go dorwać i zabrać przed oblicze dowództwa. Nie chcieli urządzać burd w kantynie. Takie zamieszanie nie było im do niczego potrzebne. Jeśli jednak popełnili błąd? Gdyby Ren im zwiał, na następną szansę zgarnięcia go mogliby czekać kolejne długie miesiące… Fierfek, trzeba było od razu wpaść do tej speluny i wywlec stamtąd tego pachołka Snoke’a… Jasne, nie byłoby to łatwe, ale ludzie Poe nie byli żółtodziobami. Doskonale potrafili radzić sobie z groźnymi przeciwnikami. Już miał zamiar dać im znać, aby wkroczyli do kantyny, lecz nagle dostrzegł jakieś poruszenie przy wejściu. Z budynku wyłoniła się młoda, ciemnowłosa kobieta mająca na sobie znoszony kombinezon pilota w jasnozielonym kolorze, który na pewno pamiętał lepsze czasy oraz czarne buty, długie do kolan. Uwagi Poe nie umknęły także dwie kabury z tkwiącymi w nich blasterami – jedna umieszczona na prawym, druga na lewym udzie dziewczyny. Zaraz za nią na zewnątrz wyszedł, a raczej wytoczył się, Ren. Jednym ramieniem objął szyję swej towarzyszki i pochylił głowę, niezdarnie usiłując cmoknąć ją w usta, ale odepchnęła go z obrzydzeniem. Pozwoliła jednak, aby oparł się na niej całym ciężarem swego ciała, gdyż inaczej nie miałby siły iść. Poe uśmiechnął się półgębkiem.

— Dobra nasza — rzucił do przyczajonego obok Finna. — Ren jest nawalony jak mandaloriański plecak. Zaraz będzie nasz.

Były szturmowiec lekko skinął głową.

— Kiedy wchodzimy? — spytał.

Poe jeszcze przez chwilę obserwował zmagania młodej kobiety, usiłującej prowadzić pijanego oficera Najwyższego Porządku, który ledwo trzymał się na nogach. Kroki plątały mu się na wszystkie strony, i choć udało mu się nie przewrócić, ciągnął za sobą dziewczynę. Poe przez chwilę zrobiło się jej żal. Ren był o dobrych dwadzieścia kilka centymetrów wyższy od niej. I zapewne o wiele cięższy. Starała się utrzymać go w pionie, ale i tak wędrowali wąską uliczką zygzakiem. Akurat w stronę, gdzie Dameron kazał przyczaić się Vrishowi i Temminowi. Nieopodal znajdował się obskurny, tani motel. To pewnie tam dziewczyna chciała się dostać. Mężczyzna odpiął od paska swój komunikator i nadał krótką sekwencję sygnałów, która miała oznaczać, że Vrish i Wexley mogą wkraczać. Tę samą wiadomość otrzymały także trzy inne dwuosobowe drużyny, które Dameron porozstawiał wokół budynku kantyny. Kiedy upewnił się, że Ren i jego towarzyszka zostają otoczeni przez członków Ruchu Oporu, zerknął na Finna.

— Dobra — powiedział. — Pora i na nas. Tylko pamiętaj, Finn, że Rena mamy wziąć żywcem, jasne?

Ciemnoskóry mężczyzna ponuro skinął głową.

— Jasne — potwierdził.

Używając mocnych, metalowych linek, zsunęli się z dachu budynku. Obeszli go dookoła, tak, aby zagrodzić Renowi drogę. Tyły miał już odcięte przez czwórkę żołnierzy, więc daleko nie ucieknie. Finn odbezpieczył swój karabin blasterowy, ustawiwszy go na ogłuszanie. Dameron musiał przyznać, że podziwia swego przyjaciela. Biorąc pod uwagę to, przez co Finn przeszedł przez Rena, nikt nie kiwnąłby nawet palcem, gdyby były szturmowiec postanowił odstrzelić temu potworowi łeb. Wymyśliliby jakąś historię, że Ren ich zaatakował, a Finn, zabijając go, uratował im wszystkim życie. A przy okazji wyświadczył galaktyce ogromną przysługę. Były szturmowiec potrafił jednak poskromić swe zwierzęce instynkty i powstrzymać żądzę zemsty. To dobitnie wskazywało na jego wrodzoną szlachetność oraz oddanie sprawie. Pewnie, pragnęli jak najszybciej pokonać Najwyższy Porządek, ale możliwie bez uciekania się do metod, jakie stosuje Snoke.

Obaj mężczyźni szybkim truchtem pokonali odległość dzielącą ich od Vrisha oraz Temmina. Ren był coraz bliżej. Jeszcze chwila, a minie ich, i…

— Teraz! — zawołał Poe.

We czterech wypadli na uliczkę, otaczając prowadzącą Rena dziewczynę półkolem. Wyciągnęli przed siebie blastery, celując w niczego nie spodziewającą się parę. Dziewczyna przystanęła gwałtownie. Wlepiła w Poe wściekłe spojrzenie zimnych, błękitnych oczu, jakby wyczuwając, iż to on jest przywódcą grupy, która ją napadła.

— Co jest? — syknęła. — Kim wy jesteście, do cholery?

— Puść go i odsuń się, to może nic ci się nie stanie — odparł Dameron.

Dziewczyna cofnęła się o krok. Ren rozejrzał się dookoła nieprzytomnym wzrokiem, po czym pochylił się do swej towarzyszki.

— Megan? Mamy kłopoty? — wybełkotał. — Przysłał ich Shala? Proszę, powiedz im, żeby przyszli jutro…

— Zamknij się! — warknęła dziewczyna. — Toniemy w długach, a ty znów przechlałeś cały nasz ostatni zarobek! — Ponownie zwróciła swój wzrok na Poe. — Słuchaj — zaczęła nieco łagodniejszym tonem. — Przekaż Shali, że oddamy mu dług. Tylko niech da nam jeszcze jeden miesiąc. Złapię jakąś lepiej płatną fuchę i oddamy mu wszystkie kredyty. Z nawiązką — zapewniła gorąco.

Dameron zmarszczył czoło.

— Nie wiem, i nie chcę wiedzieć, kim jest Shala — rzucił. — Słuchaj, odsuń się grzecznie, tak jak powiedziałem, i puść swojego kompana. On pójdzie z nami.

Dziewczyna, prawym ramieniem wciąż podtrzymując Rena, w lewą dłoń pochwyciła jeden ze swoich blasterów.

— Ani mi się śni — wywarczała.

Wystrzeliła, mierząc w głowę Vrisha, lecz Ren nagle zachwiał się na nogach, odpychając ją lekko na bok, co sprawiło, że i ona przechyliła się, a pocisk, zamiast roztrzaskać czaszkę mężczyzny, otarł się o jego ramię. Impet strzału odrzucił jednak Vrisha do tyłu. Klepnął ciężko na pośladki obok Poe.

— To suka — syknął, gramoląc się z powrotem na nogi. Przyłożył dłoń do zranionego ramienia.

— Jess! Zabierz jej blastery! — zawołał nagle Poe, oddając kilka strzałów w stronę dziewczyny.

Uchyliła się, jednocześnie odpychając od siebie Rena, tak, że jeden z zabłąkanych strzałów, oddanych przez Damerona, trafił partnera Jess, który, wstrząsany drgawkami, runął twarzą w piach. Po jego bezwładnym ciele jeszcze chwilę przeskakiwały błękitne błyskawice wyładowań elektrycznych. Towarzyszka Kylo chwyciła drugi blaster w dłoń, mierząc tym razem do Finna. Wystrzeliła z obu jednocześnie. Jeden z pocisków trafił byłego szturmowca w kolano. Noga ugięła się pod nim, lecz lata morderczego treningu pozwoliły mu przezwyciężyć ból. Przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i oddał w stronę dziewczyny kilka ogłuszających strzałów. Zgrabnie przetoczyła się po podłożu, unikając ich, a na koniec podcinając Temminowi nogę. Pilot zwalił się na nią ciężko, ale to uratowało ją przed ostatnim pociskiem Finna, który trafił Wexley’a w sam środek piersi. Dziewczyna z obrzydzeniem zepchnęła z siebie jego wielkie cielsko, i znów poderwała się na nogi, gotowa do dalszej walki. W tym samym czasie Ren, oparłszy się jednym barkiem o ścianę pobliskiego budynku, aby nie runąć na ziemię, ze skupionym wyrazem twarzy usiłował wysupłać z kabury własny blaster. Przygryzł wargę, kiedy jego wielkie paluchy nie potrafiły poradzić sobie z otworzeniem kabury. Poe zbliżył się do niego od tyłu. Wyciągnął palec i delikatnie postukał nim w ramię mężczyzny. Ren odwrócił się, obrzuciwszy go zamglonym spojrzeniem mętnych, błękitnych oczu. Pytająco uniósł brew.

— Coś ci upadło — powiedział Poe, wskazując wyciągniętym palcem na piach.

Ren instynktownie pochylił się lekko, zerkając w dół.

— Co? — wymamrotał. — Niczego nie widzę…

Zaraz jednak zobaczył – pięść Damerona, która z ogromną prędkością pędziła prosto na spotkanie z jego twarzą. Cios był tak silny, że Poe aż zabolały kłykcie. Ren natomiast, z twarzą zalaną krwią z pękniętej wargi oraz złamanego nosa, runął na ścianę. Jego głowa odskoczyła do tyłu, z nieprzyjemnym hukiem zderzając się z murem. Pilot wyciągnął blaster z kabury na prawym biodrze mężczyzny, po czym sprzedał mu jeszcze mocny cios w brzuch. Ren z jękiem osunął się na ziemię. Dameron odwrócił się, szukając wzrokiem jego towarzyszki. Brązowe włosy miała w nieładzie, a z jej rozciętej skroni oraz wargi płynęły stróżki krwi. Choć była sama, dzielnie stawiała opór pilotom Ruchu Oporu. Wreszcie pozbawili ją blasterów, ale broniła się z taką determinacją, że Poe pomyślał, że nie pozwoli im wziąć się żywcem. Głupia, uparta dziewucha! Dameron nie miał ochoty patrzeć, jak jego ludzie pozwalają sprawić sobie łomot. Przycisnął lufę blastera do skroni Rena.

— Hej! — zawołał do dziewczyny. — Przestań natychmiast i poddaj się, albo twój kompan straci głowę! Dosłownie!

Zawahała się w pół ciosu. Rzuciła Dameronowi nienawistne spojrzenie, ale przestała walczyć. Pozwoliła, aby Pava zacisnęła na jej nadgarstkach kajdanki ogłuszające. Szarpnęła się, jakby chciała podejść do Rena, ale Jess i Finn przytrzymali ją w miejscu. Dameron pomógł Renowi podźwignąć się na nogi. Dwóch innych żołnierzy zakuło w kajdanki także jego. Poe rozejrzał się dookoła. Zorientował się, że w uliczce nie było nikogo oprócz nich. Stare dobre Tatooine. Każdy tutaj woli pilnować własnego nosa…

— Zabierzmy ich na statek — zarządził.

Dziewczyna Rena szarpnęła się raz jeszcze.

— Kim wy jesteście?! — warknęła. — Czego od nas chcecie?!

— Ruch Oporu, do usług. — Poe skinął jej głową. — A teraz ty i twój towarzysz bądźcie grzeczni, gdyż zamierzamy zabrać was do naszej bazy.

— Ruch Oporu? — powtórzyła dziewczyna. Była wyraźnie zaskoczona. Jęknęła cicho, zwiesiwszy głowę. Po chwili uniosła ją, spoglądając na swego towarzysza. — Że też musiałeś się tak schlać! — fuknęła. — Akurat dzisiaj!

Zakrwawioną twarz Rena rozjaśnił nagle szeroki uśmiech.

— Megan — rzekł. — Przepraszam, gwiazdeczko.

W następnej sekundzie pochylił się i zwymiotował. Prosto na buty Poe…

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Pontàrú 02.06.2020
    Emmm, stylu nie mam się co czepiać jednak inna rzecz przyciąga moją uwagę. Najwyższy Lider Nowego Porządku od tak jest sobie na Tatooine i się spija? Bez obstawy, bez celu? Takie zachowanie pasuje do jakiegoś łowcy nagród a nie do kogoś kto dowodzi całym niemalże państwem. Widziałeś/aś kiedyś jakby prezydent jakiegoś kraju polazł sam do baru i się tak spił (no, może nie patrzmy na Kwaśniewskiego). Wydaje mi się, że takie zachowanie to kompletny absurd i psuje logikę całej opowieści. Opowiadanie, romantyczne czy nie, fanfic czy oryginał, zawsze musi przestrzegać logiki a tutaj zachowanie Kylo kompletnie nie pasuje do realiów nie tylko Star Wars ale i logiki. Daję czwórkę ale mam wiele zastrzeżeń. (Nie chcę od razu jakimiś trójami rzucać więc ostrzegam).
  • Megs1709 03.06.2020
    Ogólnie rzecz biorąc w momencie akcji tego fanfika Ben nie jest jeszcze Najwyższym Dowódcą, a mężczyzna, którego złapali na Tatooine, nie jest Benem, ale ani oni, ani czytelnik jeszcze o tym nie wiedzą. Jednak, dziękuję za komentarz :)
  • Pontàrú 03.06.2020
    Ok, tak później pomyślałem że ten osobnik może nie być Benem. W takim jednak wypadku dziwi mnie fakt, że ruch oporu nie podejrzewał czegoś. W końcu planuje się atak na kogoś kto na pewno będzie pod eskortą a tu idzie tak łatwo i w zasadzie pomimo jednej trzymającej mężczyznę dziewczyny nie natrafiają na żaden większy opór. Sam brak jakiejkolwiek ochrony powinien przyciągnąć uwagę doświadczonych żołnierzy rebelii.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania