Stary Bulaj - Wytrysk nr 2
Gdy już nieco opadły mgły i mgławice a mole uspokojone zasiadły do spóźnionej wieczerzy na starym wyleniałym moherze, rozejrzałem się nieco po zagraconym ponad wszelkie pojęcie małym schowku na szczotki, w którym to przyszło spędzić mi noc. Stary Bulaj odszedł był już dawno temu, nie pozostawiając mi nic, co by mogło służyć mojej wygodzie. Dobrze, chociaż, że było światło, którego źródłem okazała się małej mocy żarówka, wisząca na drucie tuż pod niskim, ceglanym stropem tego piwnicą tchnącego pomieszczenia. W kącie dostrzegłem monstrualnej wielkości machinę, której srebro przyćmiła warstwa kurzu, siłą upchniętą w tym ciasnym pomieszczeniu, jednakowoż dostrzegłem zarys napisu na niej: „MASTURBATOR Wielozadaniowy do czynności podręcznych ku uciesze własnej służący”.
Jak zapewne się domyślacie, wielce mnie to „ustrojstwo” zaintrygowało; obadałem i opukałem je z każdej strony, próbując dociec, jak się z niego korzysta; w końcu przecież domyśliłem się tego, że trzeba wnijść weń niczym do kosmicznego skafandra — było w nim nawet wygodne siedzenie całe w pluszach — a że nie dysponowałem niczym lepszym, nawet namiastką łóżka, chętnie skorzystałem z takiej gratki i wcisnąłem się w miękką zawartość.
Poczułem się niczym poczwarka w kokonie; ciepłe, różowe plusze otuliły mnie zewsząd, aż z pewnym zamieszaniem umysłowym odkryłem, że to wszystko kojarzy mi się najbardziej z niczym innym jak z Kobiecą Macicą. Jednak jako znużony wielce, rychło w słodki sen zapadłem, a sny miałem bogate w treści i wielce do myślenia dające.
„...leciałem lotem ciężkiego kormorana ponad wodami, które roztaczały się wszędy, co je nawet okiem sokolim nie zmierzysz, niczym duch Gagarina w orbitalnych rewirach. Machając od niechcenia szerokimi połaciami skrzydeł ni to anielskich, ni to ptasich, mijałem niespokojne grzywacze, które pienistymi ozorami lizały czasem moje lakiery (obuty byłem bowiem w czarne i lśniące ciżmy, które nieco się kłóciły z nastrojem chwili, bowiem nasuwały skojarzenia z eleganckim wystrojem stóp nieboszczyka świeżo do trumny złożonego). Machając tak dostojnie swoim uskrzydleniem, znużony już nieco morskimi widokami, moje bystre oko wypatrzyło w końcu coś, co było odmienne od dotychczasowej, oceanicznej monotonii. Była to skalista narośl, przycupnięta pomiędzy dwoma, gargantuicznej wielkości prądami wodnymi, które niczym poziome wodospady przewalały się i obmywały kamienną skorupkę.
Zniżyłem swe loty aż do poziomu fal morskich i mozolnym lotem zmęczonego albatrosa doleciałem w końcu do skalistej ostoi; usiadłem na piargu, złożyłem mokre skrzydła i rozejrzałem się po okolicy. Posępne skały oblepione mięczakami, zalewane raz po raz słoną wodą, przywodziły na myśl piszczały potężnych organów. Nieco z lewej, dała się zauważyć skalna półka, która wijąc się niczym wąż, oplatała pooraną pionową ścianę i prowadziła w głąb wysepki. Postanowiłem się tamtędy udać.
Szedłem dość długo, mokre skrzydła ciążyły nieznośnie. Można, by się zastanawiać, czemuż to z nich nie skorzystałem, zamiast mozolić się wspinaczką, ale w snach tak bywa, że nie do końca wszystko ma sens i logikę wyniesioną z jawy, miałem się mozolić i cierpieć katusze, by w nagrodę dojść do Edenu, który nagle ukazał się mym oczom.
Znajdował się w słonecznej dolinie, egzotyczne palmy kłaniały się obciążone ponad miarę włochatym owocem. Gaje pomarańczowe tworzyły barwne szachownice na przemian z oliwnymi. W centrum doliny, poprzecinanej srebrzystymi strumieniami, znajdowała się kwiecista łąka, na której spokojnie pasły się śnieżnobiałe jednorożce. W powietrzu unosiły się egzotyczne aromaty i kolorowe, pomarańczowo-błękitne papugi. Polatywały pegazy, gdzieniegdzie dawał się słyszeć tętent centaurów.
Poczułem rozkosz bijącą z tego miejsca; jak strzała Amora, która przeszywa serce, widok ten doprowadził mnie do takiej ekstazy, że aż ugięły mi się kolana. Klęknąłem zatem i zapłakałem łzami szczęścia — to był cud”.
Komentarze (13)
Dzięki :)
I, i, i! I wiesz co?! Główną bohaterką byłaby, kto?
Święta kurwa! :D
(Jak ktoś to przeczyta, nie znając kontekstu, to pomyśli, że jestem nienormalna. Cóż... Trudno :D)
„domyśliłem się tego, że trzeba wnijść weń niczym do kosmicznego skafandra” :D (Niczym nastolatka walcząca z podpaską podczas pierwszego okresu. Wybacz, luźne skojarzenie)
„było w nim nawet wygodne siedzenie całe w pluszach” – o proszę
Ładnie opisany sen. Nawet centaury na koniec. I nawet udzielają się emocje bohatera, który zdaje się naprawdę wzruszył się mnogością sennych wizji. Git, Nuncjo, łap piątaka :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania