Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Steven Universe Prawdziwa Opowiesc

To jest taka jakby creepypasta wiec ostrzegam :P

 

EP1.

Duzo z was pewnie zna bajke steven universe. A ja wam opowiem jak to tak naprawde bylo.

Pewnego razu w tajnym laboratorium pan kuklestein - szaleniec ktory studiowal kosmitow i byl alkocholikiem pracowal z metaamfetamina. Jako jedyny z niewielu ludzi wiedzial co to sa klejnoty bo zostal kiedys przez nie porwany. Flirtowal z nimi i w ten sposob udalo mu sie wrocic na ziemie. Pan kukldstein byl gotow zeby stworzyc swoje dzielo ale cos wyszlo nie tak. Twarz klejnotu byla obolala i zmasakrowana a z jej oczu lala sie krew. Profesor zaczol jej wspulczuc i martwic sie o nia. Istota byla przerazona i zedezorientowana. Lezala bezwladnie na stoliku kiedy to profesor podpalal jej rany na zmasakrowanej twarzy by zatamowac krwawienie. To nie byla krew ale substancja wygladajaca podobnie i majaca podobne wlasciwosci. Gdy juz skonczyl wyjol bandaz i owinal jej cala, niezwykle szpetna twarz. Udalo sie mu powstrzymac bol nie wiedzial jednak jak zatamowac krawawienie z oczu.

- Nie boli mnie juz - Powiedziala Meta bo tak od teraz nazywal ja profesor.

Profesor usiadl obok niej i chcial sprawdzic czy jej zachowania sa normalne.

Wyciagnal mocna wodke i podal jej.

- Masz, napij sie. - Powiedzial.

Meta spojrzala na nia, usmiechnela sie i lada chwila butelka byla pusta.

..................................................................................................................................

EP2.

Pewnego dnia Profesor zle sie poczol. Meta wyrosla do tego czasu. Okazalo sie ze ma raka i mimio ze prosil lekazy to oni odmawiali mu leczenia. Profesor kuklestein zaczol konac, zlapal reke Mety i powiedzial ostatnie slowa:

- Czas zebys zaczela zyc na wlasna reke. Uciekaj stad, rob co ci sie zywnie podoba a jak spodkasz kogos z nfzetu to zajeb skurwysyna.

- TWOJE PROSBY ZOSTANA SPELNIONE OJCZE!!! - Powiedziala. Po czym profesor zmarl. NIemogla patrzec na jego zwloki dluzej. Wiedziala ze musi wyjsc a jednak pragnela zostac. Tutaj z nim. Dokonala zatem decyzji. Zanim wyjdzie pozegna sie z ojcem. TAK JAK NALEZY.

Zaczela gwalcic jego stare pomarszczone zwloki. ''On i tak juz jest martwy nie dowie sie'' - Pomyslala. Ten mezczyzna od zawsze mial to w sobie... byl niezwykle atrakcyjny dla istot pozaziemskich... od urodzin az po grob.

Gdy juz skonczyla obciela mu czlonka i wyjela serce, pokroila, wzela wykalaczki i zrobila ladnego konika tak jak to ja kiedys profesor uczyl robic z kasztanow. na pamiatke oczywiscie. a zas cialo zakopala w ogrodku.

Wyszla zatrzaskujac drzwi. Zostawila za soba tylko cisze.

.............................................................................................................................

EP.3

Meta nareszcie znalazla swoje miejsce. Poznala czlowieka nijakiego Mayora Deweya ktory zaprosil ja do siebie i pozwolil jej z nim mieszkac. Meta nie byla tak naprawde w nim zakochana ale byl to zamozny czlowiek wiec postanowila zostac jego zona. Teraz gdy wyladza byla w jej dloniach czula ze moze dostac wszystko czego pragnie. Jak sie okazalo lada chwila jednak wszystko moglo zostac jej odebrane. Meta czula sie dziwnie i zle ostatnio. Dewey zawiozl ja do lekarza. Okazalo sie ze byla cienzarna. Nie wiedziala co to znaczy. Byla przestraszona. Zostawila wiec Deweya w domu i poszla na plaze. Rozejrzala sie i zaczepil ja dzieciak z gwiazda na koszulce.

- Czesc jestes tu nowa?

- Tak.

- Jestem Steven, widze ze jestes klejnotem. Wow... Nigdy wczesniej nie widzialem jeszcze takich. Cos zaslania ci twarz czy mozesz...

- NIE! - Odpowiedziala nerwowo i usiadla.

- Co sie stalo? - Zapytal chlopiec.

- Jestem w ciazy... Co to znaczy? - Zapytala patrzac na niego.

Steven ucichl blyskawicznie. Jego twarz zaczela pocic sie z przerazenia. Wiedzial ze ona jest klejnotem. Wiedzial co czeka klejnoty w takiej sytuacji. Zastanawial sie czy wyznac jej prawde, byl zmieszany i odwrocil wzrok.

- CO TO ZNACZY?! - Zapytala Meta ponownie.

- Ja... Ja niewiem ale... - Wyjakal Steven

- Ale co

- Mozesz poprostu zniknac okej?

Meta spojrzala na niego z strachem w oczach. Wiedziala ze zaczela terroryzwoac male dziecko i poczula sie zle.

- Sorry.

- Za co?

- Ze krzyczalam.

- T-to nic.

-Nazywam sie Meta btw. Wiesz jak moge uniknac... no wiesz... znikniecia...?

Meta zapytala sie go. Steven byl juz dosyc duzy i znal niektore sprawy.

- No... Wiesz... Jest jedna metoda ale...

- Co?

- Musialabys pozbyc sie dziecka...

-OKEJ

- Znam klinike aborcyjna i moge cie do niej zaprowadzic tylko nie mow mojemu tacie OK?

- OK. Dzieki mlody tak wiele ci zawdzieczam.

...........................................................................................................

EP.4

Meta postanowila wrocic do domu Deweya po udanej aborcji. W krotce Dewey dowiedzial sie o tym co sie stalo. Stracil swoje male dziecko... czul ze stracil wszystko. Nie mogl sie pozbierac. Plakal noce i dnie. Meta nigdy nie widziala go w takim stanie. Pewnego raz Steven i klejnoty zaprosily ja impreze. Nim sie obejzala bylo juz puzno wiec wrocila do domu. Otworzyla cicho dzwi od sypialni bo wiedziala ze jej maz moze juz spac i nie chciala go obudzic. Jednak zrobilo sie strasznie cicho. Pomyslala ze moze jednak obudzi Deweya w koncu byl bardzo przygnebiony przez ostatnie trzy tygodnie. Chciala z nim porozmawiac. Tyle czasu spedzonego razem z tym czlowiekiem wreszcie dalo jej do myslenia. Moze faktycznie sie nim zakochala. Nie. Nie ma moze. Ona byla tego pewna.

- Kochanie... - zawolala wystarczajaco glosno by go obudzic. W pokoju bylo calkowicie ciemno i nie bylo nic widac... Dewey nie odezwal sie jednak... Jedyne co jej odpowiedzialo to cisza. Meta stracila cierpliwosc i jednym szybkim ruchem zapalila swiatlo w pokoju. Byl tam Dewey. Oczywiscie ze byl tam Dewey, jej ukochany maz... Ojciec jej nienarodzonego dziecka. Jego glowa spoczywala delikatnie zwisajac bezwladnie. Z jego ust ciekla slina. Duzo sliny. Jego kark byl widocznie pekniety. A on tam wisial. A w okol jego czyji juz nigdy nie zaciskaly sie ramiona jego ukochanej zony. Byl to tym razem gruby, ciezki sznur. I to wlasnie on trzymal go w jego ostatnim, najmocniejszym uscisku.

...............................................................................................................

EP.5

Meta byla zalamana. Cierpiala na ciezka depresje po utracie meza. Teraz nie miala juz nikogo. W tym momencie fakt ze zostala przyjeta do krysztalowych klejnotow dal jej jakos nadzieje. Zaprzyjaznila sie z nimi wszystkimi. Ale szczegolna wiec poczula do Perly. Ona jednak nie zwracala na to uwagi ale chyba byla swiadoma ze Meta jest w niej zauroczona. Meta z swojego depresyjnego stanu przezuciala na niezwykle euforyczny gdyz mogla spedzac czas z klejnotami a co najwarzniejsze z Perla. Raz nawet chciala zaprosuc ja na randke na co ta odmowila. Meta nie przejmowala sie tym. Ona dobrze wiedziala czego chce i wiedziala ze to dostanie. ''One way or another'' - szepnela podgladajac jak Perla okazyjnie brala przysznic przez niewielka szpare w scianie.

...............................................................................................................

EP.6

Meta zyla tak w swojej euforycznej obsesji ktora ukrywala. Ale w koncu zauwazyla ze ukrywala ja o wiele za dlugo. Kazdy wie ze balon za mocno nadmuchany w koncu nie wytrzymuje i peka. Tak tez wlasnie bylo tamtego dnia.

Gdy perla weszla do domu i nie zastala tam ani Stevena ani Granat ani nawet Ametyst. Nie. Byla tam tylko Meta opierajaca sie o sciane. Perla byla lekko speszona i zniechecona w takiej sytuacji mozna powiedziec ze mogla cos wyczuc. Meta usmiechnela sie podchodzac co Perly. Zamknela dzwi na klucz i blyskawicznie przycisnela ja do sciany.

- Dziendobry perelko... - Powiedziala przyciskajac mocno jej szyje.

- Wiesz... naprawde chcialam zebys cos zobaczyla... - Westchnela Meta piskliwym i orgazmicznym glosem.

- Przeciez mowilam ci juz! Nie chce z toba byc! - Powiedziala Perla wkurzona , prubujac sie wyrwac...

- Co? Ale nie mow ze nie podoba ci sie moj prezent... - Wyjeczala Meta wyciagajac z swoich spodni wygnilego konika zrobionego z wykalaczek i skrawkow penisa. Perle zrobilo sie niedobrze. Byla ekstremalnie obrzdzona tym widokiem i zapachem. Meta widziala ze Perla ma ochote krzyknac wiec zaslonila jej usta i obrucila ja tylem do siebie.

- A teraz grzecznie... - Powiedziala Meta formujac penisa i zaczela gwalcic Perle. Nie wachala sie i nie miala litosci. Wypelniala ja zlosc ze Perla nigdy nie iala dla niej miejsca w swoim sercu.

- No i co!? Nadal wolisz ta gruba!!! - Powiedziala gniewnie nie przestajac.

- Ale szkoda ze jest martwa i zabila sie zeby nie przebywac w okol ciebie!!!! - Meta westchnela nadal trzymajac swoja reke na ustach Perly i gwalcac ja. Gdy juz dochodzila do konca wyciagnela odrazajacego konika i przyblizyla go do twarzy Perly mowiac:

- No dalej... Pocaluj kucyka! - Perla narpierw odwrucila glowe w bolu i lzach i wypisnela ciche ''nie''. Meta jednak chwycila ja za gardzlo i ucisnela. Perla postanowila pocalowac obrzydliwa mase miesa stworzona z czlonka dawno martwego starca... wszystko zeby to juz sie skonczylo.

- Dobrze... - Powiedziala Meta z usmiechem na ustach konczac. Puscila Perle a ona byla tak slaba ze upadla na ziemie.

- Tylko nikomu ani slowa bo powtorzymy rundke - Zasmiala sie Meta. Perla w rozpaczy kiwnela glowa... Bowiem to bylo wszystko co teraz byla w stanie zrobic.

..........................................................................................

EP.7

Przez nastepne kilka dni Perla byla w calkowitym milczeniu. Nie wypowiedziala ani slowa. Klejnoty zaczely sie o nia martwic i staraly sie wydobyc z niej jakis dzwiek. Niestety im bardziej sie staraly tym bardziej dochodzily do wniosku ze z Perla jest naprawde zle. Nie ma co sie dziwic Perla byla tylko klejnotem i nie byla oswojona z takimi rytualami, bylo to dla niej kompletnie obce doswiadczenie... W koncu klejnoty postanowily odeslac Perle do zakladu psychiatrycznego. Jak sie okazalo sporadycznie wymiotowala czyms niebieskim nie chciala rozmawiac i musiala przejsc lobotomie. A niedlugo po tym prawda wyszla najaw. Klejnoty obrocily sie przeciwko Mecie. Ktos naslal na nia snejpera i grupe antyterrorytow ktorze chcieli dac jej nauczke za morderstwo trzydziestu osob w autobusie za posiadanie narkotykow ciezkich i oczywiscie pod zarzutem gwaltu na Perle i proby porwania dzieci. Meta zatrzasnela sie w srodku domu.. Zabarykadowala dzwi a na zewnatrz byly juz gliny. W kocu wyszla i wyciagnela rece do gory wszysty trzymali bron wycelowana w nia. Nagle z jej pach zachela wytryskiwac dziwna mgla i kazdy z napastnikow zaczol tracic czucie w rekach i nogach opadajac na ziemie. Potem zaczeli dostawac drgawek a jeden z nich wyrzygal wontrobe xd. Wszyscy w miasteczku zaczynali powoli umierac w cierpieniach. Oprocz Stevena i spolki ktora byla wlasnie na misji.

....................................................................................

EP.8

Po tylu ciezkich przezyciach Meta musiala otrzczasnac sie i znalesc sobie nowa milosc. Tym razem byla to Lapisz. Lubily razem rozmawiac i zartowac. Straraly sie nawet o dziecko ale obie mialy wadzajny i mimo ze potrafia zmieniac ksztalt to tak nie dziala. Bylo to trzymane w tajemnicy przed Stevenem i klejnotami. Po pewnym czasie Steven dowiedzial sie. Lapis postanowila opuscic ziemie z Meta i juz nigdy nie wracac... Razem benda zyly szczesliwie gdzies bardzo bardzo dalego w odleglej galaktyce...

...................................................................................

EP.9

Jak sie okazalo nie mozna bylo przeprowadzic lobotomii na klejnocie wiec Perla dostala tabletki i zostala wypisana z szpitala oni wiedzieli ze juz nic nie moga z nia zrobic. Gdy wrocila do domu czekala tam na nia Granat Ametyst i Steven. Po zobaczeniu Perly Steven skoczyl w jej ramiona cieszac sie ze nic jej niejest. Perla wziela go w obiecia i poczula bardzo cieple uczucie. Mogla znowu wrocic i byc przykladna matka dla chlopca. Perla zmienila sie bardzo od tamtego czasu. Nie interesuja juz jej wcale zwiazki damsko - damskie gdyz przypominaly jej o tym jak zostala zgwalcona. Obrzydzala ja kazda mysl o tym i stala sie okropna homofobka wiecznie klucac sie z Granat. Zauwazyla cos jeszcze... Ze nareszcie moze czuc sie szczesliwa. Na mysl o tym ze Rose nie jest juz dluzej w postaci damskiej.. O nie jest teraz ona malym heteroseksualnym chlopcem...Perla obserwowala Stevena zawsze kiedy spal... Czasem nawet kolekcjonowala jego mocz ktory zwykla pic.

Pewnej nocy wyznala swoja milosc do Stevena. On na to usmiechnal sie, widac nie byl takim grzecznym chlopcem na jakiego wygladal.

- Zawsze bylas dla mnie fajna mamciu... - Powiedzial steven z zboczonym usmiechem.

Potem zostali para dolonczyli do ruchu antygejowskich neonazistow i wszyscy zyli dlugo i szczesliwie...

(Oprucz Perydot i Lapisz ktore zostaly porwane przez kosmicznych chirurgow psychopatow i przerobione na ludzka stonoge po czym umarly).

 

THE END.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pan Buczybór 02.03.2017
    Polskie znaki proszę dodac.
  • Nazareth 02.03.2017
    Podpisuje się pod prośbą Buczybora i apeluję również o chociaż jeden przecinek.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania