Poprzednie częściStrażnicy Czasu

Strażnicy Czasu cz.10

Część dziesiąta: Herbata uspokajająca

 

Drogi pamiętniku,

Minął już prawie rok odkąd uciekłam z pałacu Harolda. Wczoraj dostałam od Erica niezapisaną książeczkę! Wiedział jak bardzo zależy mi na pisaniu pamiętnika. Oficjalnie jesteśmy parą. Jest cudowny!

Udało mi się też zdać kursy na Strażniczkę Czasu. Powoli wszystko się układa.

Prawie wszystko.

Od jakiegoś czasu, moje sny ciągle mnie dręczą, stają się coraz bardziej intensywne i zawsze dotyczą Gilberta. Właściwie, nie mam pojęcia co z nim. Pytałam Erica, ale on uważa, że to trauma mnie prześladuje. Może i ma racje. Co ja bym bez niego zrobiła?

 

Czworo młodych Strażników Czasu za zamkniętymi drzwiami Kryształowego Pałacu właśnie otrzymywało swoją pierwszą misję.

- Udacie się na wyspę, zamieszkiwaną ongiś przez druidów. Aktualnie jest ona powoli opanowywana przez rycerzy angielskich. Musicie być bardzo dyskretni. W południowej części tej oto wyspy znajduje się pewna celtycka świątynia. Miejsce to, prawdopodobnie teraz zamieszkują kyriońske czarownice. Z doniesień wynika, że jest ich kilka, ale skutecznie służą złu. Przemieniają się w piękne kobiety i pod osłoną nocy porywają zauroczonych mężczyzn. Ufam, że dacie sobie radę.

- Co to za wyspa?- Zapytał niepewnie chłopak.

- Nosi nazwę Inis Mona.

 

Przyjaciele powoli szykowali się do drogi. Co prawda, Asymir przesunął pierwszy termin wyprawy i mieli jeszcze dwa dni, ale Elizabeth postanowiła się przygotować najlepiej jak to możliwe.

Podświadomie, bała się, że czarownica uwiedzie Erica. A może bała się czegoś innego?

 

- Eric!- Wykrzyknęła dziewczyna rzucając się w pościeli. Dookoła było ciemno. Za oknem szalała burza, a ona nie mogła złapać tchu.

- Już, już uspokój się. Jestem.- Szepnął, łapiąc ją za rękę i głaszcząc po głowie.

- Ja znowu...i Gilbert. On.- rozpłakała się.- Obiecaj, że gdy tylko wrócimy z Inis Mony pomożesz mi go odszukać! Ja, ja już dłużej tak nie mogę. Co noc widzę jak umiera! Co noc woła mnie w snach! To przerażające!

- Wiesz...trochę szperałem na jego temat, ale nie chciałem ci mówić, bo to nic pewnego. On prawdopodobnie został zamordowany przez Kyrionów.

Dziewczyna siedziała na łóżku, wpatrując się w dwa widoczne punkciki pośród tej wszechobecnej ciemności. Oczy swojego chłopaka.

Pierwszy raz nie widziała w nich oparcia, a noże, które raz po raz wbijały się w jej serce tymi słowami "On...został...zamordowany."

Łzy gwałtownie napłynęły jej do oczu. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo przejęła się tą wiadomością. Po prostu płakała, a jej serce przepełniała rozpacz.

Zmieszany Eric zdobył się tylko na zrobienie jej herbaty uspokajającej, po czym wyszedł, zostawiając dziewczynę samą.

 

Elizabeth obudziła się, nie mogąc stwierdzić ile godzin spała, a ile przepłakała. Fakt faktem, czuła się lepiej. Przypomniała sobie, że nie ma potwierdzenia na słowa Erica, może niepotrzebnie wylała tyle łez? Teraz, nie mogąc otworzyć zapuchniętych oczu, przeklinała siebie w duchu, za tak impulsywny wybuch emocji.

Z pomocą przyszła Petra, niosąc zbawienny okład z ogórków. Opuchlizna szybko zeszła i dziewczyna wyglądała w miarę przyzwoicie. Postanowiła odszukać Erica i go przeprosić.

Zamiast ukochanego, zobaczyła sokoła przynoszącego magiczną wiadomość. Do Erica. Nie czekając dziewczyna odebrała liścik. Magiczny zwój rozwinął się w jej rękach. Zamarła.

"Podawaj jej herbatę, którą ci poleciłem, złagodzi skutki wizji. Mamy nadzieję, że nie wykażesz się lekkomyślnością. Ma zapomnieć o Gilbercie. Od tego zależy Twoja i nasza przyszłość."

 

Dziewczyna nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Czyżby chłopak, któremu ufała postanowił ją truć? Dlaczego ktoś chce, aby zapomniała o Gilbercie? Chwila! To znaczy, że on żyje!

Elizabeth nie myślała już o niczym innym, jak tylko o tym, by odnaleźć człowieka z blizną. Nie zawracała uwagi na śpiew ptaków za oknem, który zawsze tak ją zachwycał. Budzące się co rano kielichy dzwoneczków w ogrodzie, również straciły na znaczeniu. Nieważnym stał się nawet okrzyk Patrici, sygnalizujący, że śniadanie znów zostało przypalone.

Młoda Strażniczka puściła się pędem w kierunku kryształowego Pałacu. Nie wiedziała, czy znajdzie odpowiedź. Nie wiedziała czego właściwie szuka, ale musiała spróbować.

Szybkim ruchem otworzyła potężne, pozłacane drzwi i weszła kierując się w stronę archiwum. Pałac nie robił już na niej takiego wrażenia, jak wtedy, gdy widziała go po raz pierwszy. Inni Strażnicy, uważali, ze łatwo się w nim zgubić, ale jej orientacja w terenie nigdy nie zawodziła. Przeszła przez korytarz, pełen kryształowych wieszaków. Po prawej, była kaplica, a za nią komnata z ognistą fontanna, którą już doskonale znała. Po lewej zaś biblioteka i archiwum. Piętro wyżej znajdowały się komnaty Rady. Wstęp nieupoważnionym, był tam surowo zakazany.

Elizabeth już miała skręcać w kierunku archiwum, kiedy coś ją podkusiło i postanowiła sprawdzić, jak wyglądają sale na pierwszym piętrze.

Po kilku minutach żałowała swojej decyzji.

Strażniczka usłyszała zbliżające się głosy i nie myśląc dłużej, schowała się za dużą, czerwona kotarą. Kolejny raz dziękowała, za swój niski wzrost.

Dwie postacie dyskutowały zawzięcie, przemierzając korytarz na pierwszym piętrze. Zbliżały się w kierunku dziewczyny, aż nagle jedna z nich przystanęła przed kotarą. Elizabeth zamarła. Widziała przez materiał, jak sylwetka postaci schyla się, wyciąga rękę i nagle szarpie za czerwoną tkaninę!

- Ach, widzisz! Nawet tutaj nie jest do końca czysto!- Wykrzyknęła postać do swojego towarzysza, pokazując mu poplamioną kotarę.

- Zgłoszę to.- Powiedział ten drugi, po czym ruszyli dalej.

Serce Elizabeth omal nie wyskoczyło z piersi. Przez długi czas dygotała na całym ciele, nie mogąc się uspokoić. Przypomniała sobie, po co właściwie tu przyszła i po raz drugi tego dnia, przeklinała siebie w duchu, za ciekawość jaka pognała ją na pierwsze piętro.

Już miała opuścić kryjówkę, kiedy nagle, usłyszała znajomy głos dochodzący z drugiego końca korytarza. Rozmówcy zbliżali się w jej kierunku. Ale, czyj to głos? Zna go doskonale. Jest tego pewna...Eric!

 

- Powiedziałem jej, że nie żyje.

- Jak zareagowała?

- Płakała, ale nie sądzę, by cokolwiek jej się przypomniało. To raczej odruch naturalny.

- Dobrze, a więc nie zmieniamy na razie naszych planów. Podawaj jej herbatę i wszystko będzie dobrze.

- Czy ja naprawdę muszę ją ciągle tym faszerować? To chore!

- Chwilowo tak. To konieczne.

- A co z nim?- Zapytał zrezygnowany chłopak.

- Przyniósł informacje, których potrzebowaliśmy, więc Najwyższy go oszczędził. Mieszka w ruinach starego Althie. Ale...nie radze ci go odwiedzać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Katherine531 20.08.2016
    Rozdział genialny :) czekam na więcej ^.^ juz się nie mogę doczekać, kiedy Liza odwiedzi Gilberta xD 5, 5 i jeszcze raz 5!
  • deus ex machina 20.08.2016
    Ja chyba pisze zbyt przewidywalnie :p
    Dziękuję :)
  • deus ex machina 20.08.2016
    Jak i zaznaczam, że z racji kończących się wakacji, rozdziały będą się pojawiać z troszke większymi przerwami... :)
  • Katherine531 20.08.2016
    deus ex machina smutecek xD ale wiadomo, każdy przerwy potrzebuje, a skoro dochodzi do tego szkoła to już kompletnie :) mimo to będę czekać z niecierpliwością
  • deus ex machina 20.08.2016
    Katherine531 jak i ja na Ognistowłosą. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania