Strażnicy. Prolog

Otworzyła oczy i spojrzała na zegarek. Była 2:34, a ona nie mogła zasnąć. Natomiast jej mąż, Wincent spał całkowicie nieświadomy niepokoju żony. Eloise postanowiła napić się wody. Wstała i przeszła z sypialni do kuchni, mijając salon. W pokoju 5- letniego Nathaniela nie paliło się światło. Zajrzała delikatnie do pokoju dziecka sprawdzając czy śpi. Spał jak aniołek. Jej mały skarb. Po wypiciu szklanki wody poszła do łazienki. Przejrzała się w dużym lustrze. ”To już 9 miesiąc. Już niedługo cię zobaczę moja kruszynko.” – Pomyślała głądząc się po brzuchu. Odwróciła się, żeby wrócić do łóżka i wtedy zobaczyła Jego.

Miał co najmniej dwa metry wzrostu, potężne mięśnie widoczne były przez koszulkę, a Jego białe skrzydła onieśmieliły kobietę. To był anioł.

- Co za zaszczyt – skłoniła delikatnie głowę okazując szacunek. – Czym sobie na niego zasłużyłam?

- Moja droga przyszedłem tu, aby obdarzyć twoją córkę niezwykłym darem. Chcę, aby walczyła dla nas i pomogła nam zawładnąć złem tego świata. – Mówił spokojnie i uśmiechał się do Eloise niewinnie. Zupełnie tak jakby znali się od lat. Ale przecież ta istota chciała zabrać jej dziecko. Nie mogła się na to zgodzić.

- Ale moja Rebeccka… ja nie mogę jej oddać… kocham ją, nie mogę…

- Nie moja droga. Nie chcę ci nikogo zabierać. Chcę tylko podarować jej skrzydła i wytrenować ją na wojownika.

- Dlaczego moją dziewczynkę? – Nie rozumiała. Naturalnie wiedziała, że oprócz ludzi na świecie istnieją także anioły i demony, że walczą ze sobą, że to anioły są dobre, a demony chcą zabić ludzi, ale dlaczego chcieli właśnie ją?

- Może opowiem pani jak to działa? Kiedy na Ziemii rodzi się dziecko my o tym wiemy, jeśli będzie upośledzone my o tym wiemy, jeśli zaraz umrze my o tym wiemy, bo wyczuwamy siłę ich dusz, ich ciała. Można powiedzieć, że taka nasza praca. – Zaśmiał się pod nosem, był piękny. – Wracając, chodzi o to, że wyczuwamy także te silne duszyczki, te które mają duszę wojownika, jak na przykład pani córka.

- Rozumiem. – Kobieta pokiwała głową nadal trzymając się za brzuch tak,

jakby chciała uchronić Rebecckę przed aniołem. – To co się teraz z nią stanie?

- Póki co tylko ją naznaczę. Kiedy skończy 16 lat dowie się kim jest i

rozpocznie treningi. Ale proszę się nie martwić, to wszystko będzie się działo w fabryce fajerwerków niedaleko stąd.

- W tej ruinie? – Kobieta była w szoku. Budynek został przez wszystkich

zapomniany i się po prostu rozpadł.

- Pani widzi ruinę, my miejsce do szkolenia zarówno amatorów jak i weteranów. Budynek wydaje się zniszczony i jest to tylko przykrywka na to, co znajduje się pod jego powierzchnią.

- Czyli nie muszę jej oddawać? – Jej zaniepokojenie nieco ustąpiło.

- Tylko na parę godzin w tygodniu i ewentualnie na misje ratowania

świata. – Uśmiechnął się rozbrajająco i zapytał. – Zgadza się pani?

- A mam wyjście?

- Naturalnie. Ale wtedy pozbawi nas pani świetnego wojownika.

- Skąd może pan wiedzieć jaka będzie? – Zaciekawiła się Eloise.

- Jak już pani mówiłem, wyczuwamy to, tak najzwyczajniej w świecie wiemy czy podoła, czy nie. Więc jaka jest pani decyzja? – Spojrzał na nią wyczekująco.

- Zgadzam się, tylko niech będzie bezpieczna. – Poprosiła.

- Jeszcze jedna sprawa. Czy ma pani inne dzieci?

- Owszem 5 – letniego synka. Jego też chce pan… naznaczyć?

- Absolutnie nie, bo na to już za późno, ale po ukończeniu przez siostrę 16

lat może zdecydować czy chce się uczyć walki, a w przyszłości kto wie? Może zostanie zatrudniony u nas jako trener młodego pokolenia? – Wyjaśnił.

- Będę o tym pamiętała. – Obiecała.

- Świetnie, a więc do roboty.

- Czy to będzie bolało mnie lub ją? – Nie uzyskała odpowiedzi bo poczuła,

że odchodzą jej wody. Już czas. Wtedy usłyszała ostatnie słowa anioła.

- Ja, Artrus, naznaczam Cię dziecko, walcz dla mnie, a ja przysięgam, że

obdarzę Cię ochroną i opieką, gdy tylko przekroczysz próg Utrypolis. Naszego podziemnego kraju!

Po tych słowach zapadła ciemność. Jedyne co pamiętała to okropny ból w okolicach intymnych. Otrząsnęła się dopiero po usłyszeniu płaczu dziecka.

- Moja mała córeczka. – Powiedziała.

 

 

- Czy ty Rebecco Moon zgadzasz się na wejście do naszego świata i przysięgasz go chronić i mu służyć? – Głos Artrusa wypełnił całą salę.

Szesnastoletnia dziewczyna zamiast przygotowywać się do swojej imprezy urodzinowej dowiedziała się, że ma chronić świat aniołów i ludzi przed demonami. Sama jeszcze do końca nie rozumiała co się dzieje bo przez tak wielki napływ informacji była oszołomiona do teraz. Jedyne czego była pewna to to, że chce pomagać, i chce walczyć.

- Przysięgam. – Rozejrzała się po sali. Było tam pełno aniołów i osób, których kojarzyła z widzenia, czyli to prawda, że wybierają wojowników ze świata ludzi. Dostrzegła rodziców, a tuż obok Marinę, starszą od siebie dziewczynę. Uczą się w tej samej szkole. „Ciekawe kogo znajomego jeszcze tu spotkam?”.

- A czy ty Ericu Smith zgadzasz się na wejście do naszego świata i przysięgasz

go chronić i mu służyć? – Rebecca spojrzała w swoje prawo. Jej przyjaciel od dziecka też został naznaczony, mają razem trenować. Czy to nie fantastyczne?

- Przysięgam. – Niebieskie oczy chłopaka wyrażały skupienie, blond włosy

delikatnie opadały mu na oczy. Dziewczyna pomyślała, że jest niezwykle przystojny, może w końcu do czegoś między nimi dojdzie?

Po uroczystości zostali poinformowani kiedy i jak mają przychodzić na treningi. Mogli też zdecydować czy chcą, aby podczas misji nakładano na nich czar chroniący.

- Nie rozumiem. – Odezwał się Eric.

- Podczas misji nie raz można natknąć się na ludzi, nie każdy chce się ujawniać więc używają czaru chroniącego, wtedy każdy, kto was ujrzy, nie rozpozna was.

- Czy mogę się wstrzymać z decyzją? – Zapytała dziewczyna.

- Tylko do czasu pierwszej wyprawy, ale zważywszy na to, że dopiero zaczynacie, macie sporo czasu. – Odparł Artrus.

- Ja tam nie potrzebuję tego czaru. Niech wszyscy wiedzą kto ratuje im

tyłki. – Odparł zakładając ręce za głowę. Eric jak zwykle był pewny siebie i żądny adoracji, od dziecka taki był.

- To jak młoda damo? Potrzebujesz więcej czasu? – Zielone oczy instruktora wpatrywały się w nią ze spokojem. Chyba wiedziała czego chce.

- Chyba… chyba nie. Ja… chyba wolę póki co używać tego czaru. – Powiedziała – Jeśli to nie problem.

- Och moja droga, to żaden problem, masz prawo wyboru, a rzucenie czaru to dosłownie dwa zdania. – Uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony jej nieśmiałością.

 

 

- A więc teraz ratujemy świat? – Zapytał Eric, kiedy już opuścili salę.

- Najwyraźniej. – Odpowiedziała i razem ruszyli ku wyjściu. Teraz już nic

nie będzie takie same.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dimitria 08.01.2017
    Ciekawy pomysł :)
    Zostawiam 5 i czekam ma więcej.
  • XxGremoryxX 11.01.2017
    Postaram się jak mogę :)
  • Adam T 08.01.2017
    Brak mi tu emocji. Przed kobietą w ciąży, w środku nocy staje obcy facet ze skrzydłami a ona od razu mówi: - Co za zaszczyt, tak, jakby widywała go codziennie w drodze do pracy. Brak mi w tym logiki. Potem pokazujesz już szesnastoletnią Rebeccę, której jedynymi uczuciami po tym, jak się dowiedziała jest oszołomienie i pewność walki. Strasznie to płaskie i komiksowe. Tekst opierasz głównie na dialogu, do tego dość naiwnym. Ode mnie jedynie trójeczka.
  • XxGremoryxX 11.01.2017
    Bardzo dziękuję. Postaram się coś z tym zrobić, wzbogacę nieco opisy :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania