Strażnicy Snów cz.3
Telefon komórkowy Marka zaczął wibrować po raz trzeci tej nocy. Jak zwykle robił nadgodziny, by prócz zakonu móc utrzymać siebie. Miał zasadę, że w pracy nie odbiera telefonów, ale Ren nigdy nie dzwoniła o tej porze bez powodu.
- Czego chcesz - parsknął do słuchawki. - Jestem w pracy zapomniałaś?
- Mark musisz przyjechać. - głos Ren drżał, jakby zaraz miała się rozpłakać. To do niej nie pasowało.
- Czekaj co się stało? Ty płaczesz?
- Nie przez telefon. Przyjedź tu jak najszybciej. Reszta też będzie.
- Cze... - ale Ren odłożyła już słuchawkę.
Mark przez chwilę zastanawiał się co zrobić. W końcu zdecydował się dowieźć ostatnie zamówienie. Potem zadzwonił do szefa i powiedział, że na dzisiaj kończy.
Gdy dojechał na miejsce prawie świtało. Przejeżdżając przez bramę jak zwykle przeszedł go dreszcz. - To na pewno przez te gargulce - pomyślał. Był śpiący, głodny i zły. Jeśli wzywają go bez powodu odchodzi. W ogóle odchodzi. Nie da rady tego tak ciągnąć. Drewniane deski trzeszczały ostrzegawczo, gdy szedł do salonu. Cały dwór, był jedną wielką ruderą. Rozpadające się schody, pokryte pleśnią i grzybem ściany, spróchniałe deski. Większość pieniędzy, które oddawał zakonowi, lub sekcie jak wolał mówić Mark, szły na remont. Wchodząc do wielkiego salonu zobaczył, że pozostała siódemka siedzi już przy stole.
- Siadaj - powiedziała Ren. Gdy tylko usiadł obok Lil, zaczęła mówić.
- Słuchajcie. Nie będę owijać w bawełnę. Mistrz nie żyje. - Wszyscy nie licząc Willa, który miał zawsze obojętny wyraz twarzy, zbledli. Każdy próbował coś powiedzieć, ale Ren uciszyła ich ruchem dłoni. - Opowiem wam co zaszło. Dopiero potem zaczniemy dyskutować, co dalej z zakonem. - Mark ledwo słuchał. Mistrz Tomas odnalazł go prawie dwa lata temu. Gdy powiedział mu, że jest wyjątkowy, Mark, któremu zawsze zdawało się, że nigdy niczego nie osiągnie, poczuł coś w rodzaju ulgi. Ktoś w końcu zobaczył w nim potencjał, a to sprawiło, że postanowił poświęcić swoje życie zakonowi. Myśli o odejściu z "sekty", z tak głupiego powodu, wyglądały teraz jak zdrada. Nie tylko jego przyjaciół, którzy siedzieli przy tym stole, nie jego mistrza, ale samego siebie.
- Dlatego też uważam, że jak najszybciej musimy odszukać duszę tego chłopaka. Tylko tak możemy się dowiedzieć co zaszło - zakończyła opowieść Ren. - Teraz musimy szybko wybrać nowego przywódcę.
- Kogo? - zapytała Lil. - Jest nas siódemka nie licząc Willa, który tylko zajmuje się domem. Nikt z nas nie ma, ani wiedzy, ani umiejętności, by prowadzić zakon.
- Ja odchodzę. - wtrącił George. - Nie dam się niczemu pożreć w czasie "wędrówki".
- Ty tchórzu! - krzyknęła Anna. - Byłeś bezdomny, nie miałeś dachu nad głową. Mistrz dał ci wszystko. Dom, rodzinę, a ty odchodzisz!? Ty cholerny ...
- Cisza! - przerwała Ren. - To nie jest moment na spory.
- Muszę się zgodzić z Lil - powiedział Mark. - Nikt z nas nie jest na tyle silny, by prowadzić zakon.
- Z nas może nie. Ale chyba wiem jak temu zaradzić - przerwał niespodziewanie Will. Podobno zajmował się domem na długo przed tym, jak mistrz wstąpił do zakonu. - W pokoju za nami znajduje się stara kamienna mapa miasta. Na niej jaśnieją punkty. Są to kolejni potencjalni klienci. Tak?
Wszyscy zgodzili się bez słowa. Większość z nich pierwszy raz słyszało niski tubalny głos Willa. Nie pasował on do człowieka, o tak wątłej posturze.
- Wczoraj towarzyszyłem mistrzowi, gdy szukał kolejnej osoby do przeprowadzenia. Na mapie przez chwilę pojawił się bardzo jasny punkt. Światło to przysłoniło wszystkie inne. Po chwili, jednak zgasło.
- I? - zapytał z niecierpliwością George. - Może będziesz się streszczał?
Will zdawał się w ogóle nie przejmować.
- Światło mistrza na mapie było dużo słabsze. Co oznacza, że w mieście może być ktoś potężniejszy od niego. Jeśli uda się go odnaleźć i przekonać, by poprowadził zakon mamy szansę na przetrwanie. Istnieje też szansa, że ta osoba jest zabójcą, wtedy możemy się zemścić.
W pokoju nastała cisza. W końcu Mark nie wytrzymał.
- Pamiętasz, gdzie to było?
Komentarze (11)
"- Cze... - ale Ren odłożyła już słuchawkę." - dość dziwny zapis.
I to w zasadzie tyle, jeśli o technikalia chodzi.
Ok. Całość, choć przyznam się, czytałem tylko tą część, bardzo spoko.
Nie stronisz od opisów, z którymi sobie radzisz. Dialog nie jest pretensjonalny ani jakoś za bardzo nadmuchany. Lubię realizm nawet za cenę prostoty. Wolę to, od nadbudowanej nielogicznej sztuczności.
Od strony fabularnej też całkiem, choć motyw zapewne się już w kulurze przewinął.
Dla mnie silne 4+
Niestety mój komentarz dość krótki, bo i się przypieprzyć do czego za bardzo nie mam.
Pozdro.
Nie wiem, czy "mistrz" i "zakon" nie pisałabym jednak z dużej, bo nie mówimy o jakimś mistrzu, ale o tym konkretnym, podobnie w przypadku zakonu. Ale decyzja należy do Ciebie.
Pozdrawiam :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania