Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Strażnik - Prolog

Za oknem samochodu wiatr przewracał jesienne liście, ostatnie promienie słońca oświetlały korony drzew. Franek siedział w swoim samochodzie, obserwując starą, opuszczoną fabrykę mebli na obrzeżach miasta. Myślał o czekającej w domu konsoli do gier – uśmiechnął się do siebie i spojrzał w lusterko. Jego zielone oczy błyskały w ciemności z ekscytacji. Przeczesał swoje satynowe włosy dłonią bez małego palca, by zakryć inny defekt swojej urody, przecięte w połowie ucho.

Wypadki przy pracy.

- Najpierw praca potem zabawa – powtórzył w myślach Strażnik, po czym wysiadł z samochodu.

Porywisty wiatr od razu w niego uderzył, ale on tylko postawił kołnierz swojej skórzanej kurtki i podszedł do bagażnika. Rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy nikt mu się nie przygląda, jednak parking przy fabryce wydawał się pusty. Otworzył bagażnik, powoli wyciągając swoje największe skarby.

Pierwszym była strzelba Remington 870 MCS typu pump-action z celownikiem laserowym. Świetna na duże grupy małych nieopancerzonych stworów, a także na ludzi. Drugim skarbem był półtora-ręczny miecz o całkowitej długości 120 cm, wykuty w kuźni zakonu. Dodatkowo do tego wszystkiego S&W Remington 629 na specjalną amunicję .44, wytwarzaną tylko przez rusznikarzy zakonu, która świetnie sprawdza się przeciwko stworom.

Franciszek przymocował na sobie specjalną uprząż, która pozwalała mu umieścić pochwę z mieczem i strzelbę na plecach. Było to bardzo wygodne rozwiązanie, strzelbę wyciągał, sięgając ręką za plecy z prawej strony głowy, a miecz sięgając z lewej strony. Ostatnią rzeczą był jeszcze specjalny skórzany pas, w którym miał dodatkową amunicję, bandaże, kilka fiolek, i kaburę na rewolwer z lewej strony. Gdyby tylko ktoś go zobaczył tak ubranego to niechybnie pomyślałby, że jest seryjnym mordercą. Tak wyposażony zamknął bagażnik samochodu i zaczął iść w stronę wejścia do fabryki. Wszędzie dookoła walały się jakieś śmieci w postaci pustych butelek po piwie. Niechybny znak, który mówił, że w tym miejscu bywali żule lub nastolatki. Franek miał nadzieję, że nie spotka żadnego z nich w środku.

Trzymając lewą rękę na rękojeści rewolweru, podszedł do drzwi wejściowych, nad framugą wisiała ledwo czytelna tabliczka z napisem „Biuro”. Ostrożnie zajrzał do środka, powoli uchylając drzwi, które wydały z siebie jęczący odgłos nienaoliwionych zawiasów. Nikogo w środku nie zobaczył, za to poczuł mocny zapach spirytusu. Pomieszczenie było całkowicie puste, nie licząc dwóch krzeseł i swoistego posłania w kącie, zrobionego ze starych koców czy innych szmat. Przy posłaniu stała otwarta, w połowie pełna puszka fasoli. W pomieszczeniu panował półmrok, więc Franek włączył latarkę i przypiął ją do ramienia, oświetlając jasnym promieniem ściany. W oczy rzuciła mu się stara tablica z planem fabryki. Poświęcił chwilę na jej studiowanie. Z Biura przechodziło się prosto do magazynu, na którego końcu była klatka schodowa prowadząca do piwnicy, jak i na 1 piętro. Na prawo od magazynu znajdowała się główna sala produkcyjna. Zaopatrzony w tę informacje Franciszek ruszył ostrożnie w stronę magazynu.

Magazyn był dużym, wysokim pomieszczeniem z małymi oknami pod sufitem, przez które wpadało jeszcze kilka ostatnich promieni zachodzącego słońca. Starał się iść jak najciszej, by echo jego kroków nie odbijało się od ścian. Na dźwięk wyjącego wiatru, który dostawał się przez wybite okna dostał gęsiej skórki.

- Czy ja zawsze muszę pracować w takich ponurych warunkach? Czemu najeźdźcy nie mogą żerować na ciepłych plażach lub w ocieplanych wieżowcach? - pomyślał smętnie Franek.

- Bo te miejsca nie sprzyjają spokojnemu spożywaniu pokarmu. - odparł mu jego wewnętrzny głos.

Będąc w połowie pomieszczenia, zauważył na podłodze ślad jakby ktoś coś ciągnął po podłodze. Z każdym krokiem był coraz bardziej pewien, że to krew. Nie mylił się. Ślad prowadził od wielkich drzwi od hali głównej do klatki schodowej naprzeciwko. Franek kucnąłby lepiej przyjrzeć się krwi.

- Hmm... nie zaschnięta, to znaczy, że do zdarzenia doszło max. 24 godziny temu – przeanalizował Franciszek.

Mając dwie drogi do wyboru, udał się najpierw w prawo, podążając za krwawym śladem. Jakieś 30

metrów dalej, już w hali głównej światło latarki oświetliło okrągły przedmiot leżący na betonowej podłodze. Była to głowa nieszczęśnika, który padł tutaj ofiarom bestii. Puste oczy denata wpatrywały się jakby z przestrachem w przestrzeń.

Powstrzymał odruch zamknięcia powiek odciętej głowie, wiedział o tym, że stężenie pośmiertne nie pozwoli mu tego zrobić.

- Spoczywaj w pokoju – szepnął cicho, po czym wstał i wyjął powoli miecz z pochwy.

Wiedział już jednak z czym się mierzy, chociaż nie przyniosło mu to ulgi.

- Jeśli na terenie misji znajdziesz odciętą głowę, to na 80 procent jest to Headcutter - przypomniał sobie słowa profesora Maxa Urnera, jego nauczyciela. – Headcutter to niebezpieczna bestia, przede wszystkim posiada ostre jak diamenty szpony, które z łatwością potrafią ciąć kości. Do tego potwór jest bardzo szybki i zwinny, potrafi wspinać się po ścianach. Walka z nim nie jest łatwa, najlepiej jest go zastrzelić strzałem w głowę lub w podbrzusze, niestety nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę szybkość przeciwnika. Dobry szermierz powinien jednak poradzić sobie w takiej sytuacji.

Franek z wyciągniętym mieczem podążył krwawym śladem z powrotem. Ślad zaprowadził go do klatki schodowej, przystanął w progu, nasłuchując jakiś dźwięków. Wydawało mu się, że usłyszał jakby jakieś skrobanie, dreptanie na górze. Krwawy ślad prowadził w dół, do piwnicy. Franciszek przylgnął do ściany i powoli schodził po schodach, trzymając miecz nachylony ostrzem do dołu. Schodząc coraz niżej, dotarł do niego ciężki zapach martwego ciała i moczu. W końcu dotarł do futryny, przez którą zobaczył źródło niepokojącego zapachu.

Tak jak się domyślał, na korytarzu leżało ciało biednego gościa bezgłowy, które ciężko w ogóle było rozpoznać, bo było już mocno wyjedzone. Franciszek mógł prawdopodobnie policzyć większość kości szkieletu. W ciele nie zobaczył też ani jednego większego narządu, co go nie zdziwiło, potwory lubiły się bardzo w ludzkich narządach. Nie dane mu było jednak dłużej oglądać tego widoku, gdyż w jednym momencie wydarzyły się dwie rzeczy.

Po pierwsze usłyszał narastający dźwięk, jakby duży pająk szybko biegł po podłodze. W tym samym momencie kątem oka zobaczył w klindze miecza, jak duży cień szarżuje na niego zza jego pleców. Bez zastanowienia rzucił się w bok, unikając szarżującego cielska w odpowiednim momencie. Swój manewr zakończył piękną przewrotką i stanął od razu na nogi. Szybko pobiegł z powrotem, by zaatakować stwora, który się na niego rzucił.

Wtedy zobaczył go w całej okazałości, szaro-popielata skóra, wysoki na prawie 2,5 metra musiał się garbić z powodu niskiego sufitu. Kończyny dłuższe od ludzkich wieńczone ostrymi jak diamenty, długimi na 15 centymetrów szponami. Ciemno-czerwone ślepia wpatrywały się w niego z nienawiścią, stwór rozchylił wargi i jakby w nienawistnym uśmiechu ukazał ubrudzone krwią kły.

Syknął wściekle i ruszył na niego, wystawiając swoje górne kończyny niczym dwie włócznie. Franek zrobił unik na bok i chlasnął na odlew mieczem, stwór sparował cios jedną ręką, a drugą ciął na wysokości nosa. Gdyby nie unik do tyłu nie miałby już nosa, plecami dotknął ściany.

- Muszę mieć więcej miejsca – pomyślał Franciszek, desperacko parując mieczem kolejny błyskawiczny cios potwora.

Nagle potwór pchnął szponami prosto w klatkę piersiową, zamiast parować, Franek zsunął się po ścianie na ziemię tak, że ostrza wbiły się w ścianę kilka centymetrów nad jego głową. Wtedy z całej siły kopnął w pierś stwora, ten zachwiał się i cofnął jakieś 2 metry. Nie tracąc czasu, podpierając się mieczem wstał i zadał cios z pół obrotu, który tylko zsunął się po czarnym szponie, krzesząc kilka iskier. Stwór od razu przystąpił do kontrataku, wykonując falę cięć, którą zalał swojego przeciwnika.

Franciszek ledwo nadążał z parowaniem ciosów, żeby zyskać trochę czasu zamiast zwiększać dystans zrobił krok do przodu, unikając jednego ciosu, a drugi zatrzymał na klindze miecza tak, że rękojeść miecza prawie dotykała twarzy stwora. Wykorzystał rozpęd i uderzył stwora rękojeścią prosto w ślepię. Ten zaskrzeczał przeraźliwie i wyrwał się do tyłu zasłaniając twarz szponami.

Franek błyskawicznie zadał wtedy cios z obrotem chlastając stworzenie prosto w podbrzusze.

- 1:0 dla mnie śmieciu – szepnął, napawając się widokiem brunatnej krwi sączącej się z rany.

Bestia z paniką rzuciła się do ucieczki, ale trafienie pociskiem kalibru .44 w plecy zmusiło do skręcenia w lewy korytarz.

- 2:0 chyba szykuje się nokaut! - powiedział głośno z ekscytacją Franek.

Szybkim ruchem schował rewolwer do kabury i ruszył za stworem. Korytarz którym szedł kończył się większym pomieszczeniem. Pomieszczenie wyglądało na stara kotłownię, podłoga nadal była ciemna od węgla, który tu składowano. Ostrożnie wszedł do pomieszczenia udając, że nie widzi śladów krwi pod nogami.

Nagle rzucił się do przodu w idealnym momencie unikając cielska stwora, spadającego z sufitu. Natychmiastowo odwrócił się i chlasnął mieczem odcinając jedną kończynę przeciwnika. Potwór zaskowyczał przeraźliwie i jedną ręką, która mu została chwycił za miecz próbując go wyrwać. Jednocześnie uniósł jedną nogę i uderzył w kolano Franciszka, który widząc ten cios puścił miecz by uniknąć tego ciosu. Stwór poszedł za ciosem i trzymając nadal miecz uderzył rękojeścią w przedramię. Zabolało jak cholera, ale Franek będzie martwił się tym później. Zrobił szybki przewrót w bok jednocześnie wyciągając rewolwer z kabury.

I z odległości metra wystrzelił cały magazynek prosto w brzuch stwora. Ciemnoczerwona ciecz pociekła z ran stwór osunął się na kolana ciężko dysząc.

Franek wymierzył cios nogą w twarz przeciwnika powalając go całkowicie na ziemię. Podniósł miecz z podłogi gdzie upuścił go stwór.

- Wracaj do piekła gnoju! - syknął przez zęby Franciszek, i wbił ostrze prosto w głowę stwora.

Ten nie wydał tylko cichy gasnący skrzek i umarł. Jego ciało wstrząsnęło jeszcze kilka pośmiertnych drgawek. Czerwona posoka rozlała się na posadzkę. Franek wyciągnął miecz z rany i wsunął go do pochwy na plecach.

Pierwsze co zrobił, to przeładował pusty bęben rewolweru - zawsze trzeba być gotowym na więcej. Obejrzał ranę na przedramieniu, nie wyglądała na groźną chociaż będzie przez jakiś czas boleć.

- Teraz czas posprzątać – westchnął Franek.

Wrócił się do samochodu i wyjął z bagażnika litrową butelkę benzyny. Następnie z powrotem zszedł do piwnicy. Znalazł legowisko stwora, które składało się z kilku szmat. Wziął je pod pachę i rzucił na ziemię obok jego ciała, po czym przeturlał zwłoki na szmaty. Wyciągnął benzynę i obficie polał to wszystko, po czym zapalił zapałkę i rzucił ją podpalając stertę.

Franciszek popatrzył trochę na płonące zwłoki po czym odwrócił się i wyszedł. Policja prędzej czy później znajdzie zwłoki przypadkowej ofiary, ale raczej umorzą śledztwo. Wyszedł na górę i wyjął z kieszeni urządzenie wielkości dużego telefonu., z małym ekranem i rozkładaną anteną. Był to tzw. "szperacz" wykrywał on specjalnego rodzaju anomalie elektryczne. Anomalie te są jak sygnał gps, pokazywały pozycję portali, przez które stwory dostają się na nasz świat. Same portale są niewidzialne w stanie spoczynku, ale za to oddziałują na inne zmysły. Strażnik rozsunął długą na metr antenkę, i włączył urządzenie.

Kilka diod zamigało, a na ekranie urządzenia pojawiła się czerwona kropka wskazująca kierunek. Dodatkowo co kilka sekund z głośniczka urządzenia dobiegało ciche piknięcie. Prowadzony przez urządzenie przeszedł do głównej sali, a następnie udał się na drugi koniec budynku tak jak prowadził go szperacz. W końcu stanął przed portalem, można było go poznać po unoszących się w powietrzu drobinach kurzu, oraz po dziwnym uczuciu mdłości. Franek schował urządzenie i wyciągnął prawą rękę by wypowiedzieć zaklęcie zamykające. Nagle portal rozświetlił się jasno-niebieskim światłem, które zaczęło wirować przeciwnie do ruchu wskazówek zegara.

- Kurwa – zaklął Strażnik i cofnął się kilka metrów, portale rozświetlały się tylko jeśli były używane.

Sięgnął po strzelbę na plecach, uznał, że to będzie najodpowiedniejsza broń, bo była uniwersalna. Nie miał pojęcia co wyjdzie teraz z przejścia. Światło zaczęło wirować coraz szybciej niemal oślepiając swoim blaskiem. Poczuł jak jego włosy stają dęba, skutek silnego pola elektromagnetycznego w pobliżu anomalii.

W tem z portalu niczym zza wodospadu wypadł mały piesek. A raczej coś co na pierwszy rzut oka wygląda na małego psa. Miało futro, spiczaste uszy i szczurzy ogon.

Stworzenie rozejrzało się dokoła, i spostrzegło strażnika. W tym momencie z portalu wyszło kolejne zwierzątko, i kolejne. Franek nie czekając przymierzył i wystrzelił w pierwszego.

Śrut rozerwał ciało zabijając go na miejscu. Na dźwięk wystrzału małe piesko-potworki rozbiegły się otaczając go. Mimo małych łapek poruszały się niezwykle szybko. Zabił kolejnego potwora, który na niego szarżował, nagle poczuł ostry ból w okolicach łydki. To jeden ze "szczurów" wgryzł się w kawał mięsa na nodze. Próbując go strącić zaczął machać gwałtownie nogą. Kolejny zaczął się wspinać po nodze. Strażnik musiał uderzyć go kilka razy kolbą strzelby zanim spadł. W końcu potworek, który wbił mu się w łydkę spadł na ziemię niestety razem z kawałkiem mięsa. Strażnik wyskoczył w panice w powietrze strzelając pod nogi. Usłyszał pisk zwiastujący trafienie. Nie oglądając się za siebie szukał najbliższego podwyższenia na którym mógłby się schować.

Dostrzegł okno na którego parapecie mógłby się schronić kilka metrów od siebie. Strzelając na oślep za siebie bardziej by przestraszyć pobiegł do okna. W trakcie biegu poczuł jak kolejny szczur uczepił się jego nogi co go trochę spowolniło. Wolną ręką wyjął zza pasa małą fiolkę z przezroczystym płynem. Rzucił ją za siebie a ta rozbiła się na podłodze uwalniając płyn który natychmiast się zapalił. Goniące go stworzenia musiały na chwilę ustąpić co dało mu kilka cennych sekund. Dotarł do parapetu i wskoczył na niego z rozpędu. Przytrzymał się framugi jedną ręką by nie wypaść, a drugą uderzył szczura który się go uczepił. Musiał uderzyć kilka razy za nim ten puścił. Ten upadł na podłogę i chciał uciec, ale za nim się oddalił dostał porcją śrutu i padł na ziemi bez ruchu.

Franek ciężko oddychając starał się wypatrzeć kolejne szczury w ciemności. Kilka razy zauważając ruch wystrzelił, nawet chyba coś trafił. Popatrzył na swoje podarte spodnie które były przesiąknięte krwią. Trochę piekło ale adrenalina skutecznie łagodziła ból. Załadował magazynek rurowy strzelby do końca.

- Muszę zamknąć portal zanim wylezie z niego coś większego – pomyślał Strażnik – Chyba zabiłem większość tych skurwieli.Najwyżej kilka z nich ucieknie, nic na to nie poradzę.

Za pasem zostały mu jeszcze 2 fiolki z substancją łatwopalną. W razie czego mógł się nimi posłużyć do odstraszania stworków, które bały się ognia. Dobrze by było zrobić pochodnię ale nie miał żadnych materiałów w pobliżu. Zebrał się w sobie i postawił nogi na podłodze. Nic nie tuptało w jego stronę. Wziął martwego stwora za ogon w rękę i rzucił go najdalej jak tylko mógł, by odwrócić uwagę pozostałych. Ciało plasnęło kilka metrów od niego z głośnym plaskiem.

On próbując zrobić jak najmniej hałasu posuwał się ostrożnie w stronę portalu kulejąc lekko na lewą nogę. Jego dywersja chyba zadziałała bo nic go nie zaatakowało. W końcu doczłapał do swojego celu wsadził strzelbę do pochwy, za to w pogotowiu w lewej ręce trzymał fiolkę. Wyciągnął prawą rękę dotykając portalu, znowu pojawiło się uczucie mdłości. Wziął oddech i zaczął inkantacje zaklęcia:

 

"Cerepla Igb Versim de poteem tansusit a hoc undom, quai cludtisau goe voloo magis te habtansi convisvis. De venio perto a te, utu vitav mneo maigni sumica Bar ravumpr ficibeneum".

 

Portal rozświetlił się jasnopomarańczowym światłem i zaczął wirować w stronę ruchu wskazówek zegara. Franek zaczął powtarzać zaklęcie, do całkowitego zamknięcia portalu trzeba było powtórzyć inkantację trzy razy. Zamknął oczy i skupił się na inkantacji gdy usłyszał dreptanie za plecami. Nie otwierając oczu trochę na ślepo cisnął fiolką w kierunku z którego dobiegały dźwięki. Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła i wściekły pisk. Kontynuował zaklęcie, gdy doszedł do ostatniej linijki trzeciego powtórzenia otworzył oczy. Portal wirował bardzo szybko i mienił się już wściekle czerwonym światłem. Wtedy Strażnik wypowiedział ostatnie słowa inkantacji:

 

"Propter datumma ssumae et ni lateap portae Eprahim mapera qunuman

Tepusmum".

 

Czerwone światło zmieniło się w białe i rozbłysło oświetlając całą halę. Franek zasłonił oczy by go nie oślepiło. Błysk znikł, nie było już portalu, ani światła, ani uczucia mdłości. Odwrócił się i zobaczył płonące truchło szczura leżące nieopodal.

- Haha, trafiłem na ślepo – uśmiechnął się do siebie Strażnik. - Stwór musiał zadziałać jak żywa pochodnia, odstraszając resztę.

- Miałeś szczęście pajacu, gdyby nie to pewnie odgryzły by ci jaja. - Ironicznie odparł głos w głowie.

Poszedł kolejno do każdego trupa i zaciągnął je do jeszcze płonącego szczura robiąc z tego makabryczne ognisko. Smród palonego mięsa był okropny więc Franek postarał się uwinąć z robotą jak najszybciej. Gdy skończył spojrzał na zegarek była 22.18, jak się opatrzy zdąży jeszcze pograć na konsoli gdy wróci do domu. Kulejąc przeszedł przez halę,magazyn a następnie biuro. Wyszedł na ciemną noc i spojrzał w niebo. Było jasne a gwiazdy widoczne jak na dłoni.

Sto-czterdzieści-trzy tyle najeźdźców już zabił, całkiem dobry wynik jak na dwa lata "zawodu". Martwiło go, że przez ostatnie miesiące zabił ich znacznie więcej niż wcześniej.

- Coś się święci. – pomyślał – Musi być gotowy, nie może zawieść mieszkańców miasta. Co prawda tylko kilka osób znało prawdę, ale Franciszek nie potrzebował chwały. Ciekawe jak dużo jest demonów, czy tyle ile gwiazd na niebie?

Otworzył bagażnik w samochodzie zostawił tam swój sprzęt i wziął dużą apteczkę. Zamknął i usiadł na miejscu kierowcy odsuwając fotel. Włączył radio w, którym leciała akurat piosenka "I want it that way – Backstreet Boys". Przy wtórzę piosenki obejrzał rany na nogach, zdezynfekował i opatrzył jak najlepiej umiał.

Odpalił ogrzewanie i z kieszeni wyciągnął starą nokię 3310, która miała w pamięci tylko 5 numerów. Wybrał pierwszy podpisany "Kontakt-Baza", nacisnął przycisk dzwonienia i słuchał sygnału łączenia. Po kilku sygnałach, niski chrapliwy męski głos wydobył się z głośnika:

- Halo? - spytał głos.

- Tu K-158803. Misja zakończona, portal usunięty, niestety kilka szczurków uciekło. - odpowiedział Strażnik.

- Hmm... dopuszczalny margines błędu, przyjmuje zgłoszenie i utrzymuję status.

- Jakub?

- Tak?

- Nie niepokoi cię ostatnia aktywność? Moim zdaniem coś się kroi.

- Szczerze mówiąc to trochę tak. Z moich informacji wynika, że nasz zakon ma ostatnio pełne ręce roboty. Nie trać wiary... po prostu..., po prostu bądź w gotowości i trzymaj się zasad. W razie czego możemy liczyć na pomoc innych. - powiedział Jakub.

- Jasne, Spoko tak tylko pytałem. No cóż to ja się zbieram, mam nadzieję, że szybko nie zadzwonisz.

- Hahaha... ,możesz sobie marzyć. No to do usłyszenia. Służ i chroń!

- Służ i chroń. - odparł Franek, i zakończył połączenie.

Uruchomił silnik i po raz, ostatni spojrzał na starą fabrykę pochłoniętą mrokiem. Jedno z wielu dziwnych miejsc, które odwiedził. Na pewno nie ostatnie.

 

CDN.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania