Strumień, część 1
Nie mogłem zasnąć. Odgłosy dobiegające zza okna skutecznie mi to uniemożliwiały. Noc sprawiała, że można było usłyszeć każde słowo. Wstałem i usiadłem przy oknie. Chwilę patrzyłem na rozbawione towarzystwo. Ognisko i porozkładane na parapetach i stole, palące się w słoiczkach świeczki, stworzyły niepowtarzalny nastrój. Ciepły, przytulny, trochę tajemniczy i … smutny. Poczułem się samotny.
Na całość zapraszam do Zeszytu piątego mojej książki Opowiadania z zakładką :)
Komentarze (8)
I już takim początkiem zjednujesz sobie czytającego, bez zbędnego wgłębiania się w gatunek, jaki serwujesz. Bo choćby dany delikwent negował romantyczność, gardził słodkim słowotokiem, to nie może z ręką na sercu powiedzieć, że takiej nocy nie przeżył. Przynajmniej ja uruchomiłem w sobie te momenty, które wprowadziły mnie w sentymentalne doznania, uaktywniły moje pragnienie, ba! Potrzebę kontaktu. Nie będę zwalał, że to przez ciebie, aczkolwiek, poruszyć okres wakacyjny i młodą dziewczynę o zapędzie artystycznym, to troszeczkę chwyt poniżej pasa, zwłaszcza, gdy na zewnątrz taka aura i te dzierlatki, młode kobiety, czy doświadczone mamy, stąpają z godnością, wiedząc, że gdy tylko nas miną, my już mamy ból ..hm..niech będzie, że głowy.
Coś w tym jest, że jakiś przystanek, wiadukt, mostek, od zarania dziejów był takim obiektem do wizualizacji terenu i nadchodzących osób. Jak poszukujesz nowych kontaktów, czy też nastawiamy się na konkretną upatrzoną osobę, to właśnie w takim newralgicznych miejscach się instalujemy.
Nie wiem, dlaczego, ale właśnie tak postrzegamy nowych ludzi, tych przyjezdnych, a jeśli już są z większej metropolii, - to tak jak w Twoim opowiadaniu, już przez sam ten fakt jest na uprzywilejowanej pozycji. Bardzo dobrze to zobrazowałaś sytuacją po krótkiej wymianie zdań, gdzie nie było fajerwerków, rozmowa, która nie powinna zapaść w pamięci, jako pokaz wirtuozerii, bo i była stricte wstępna zapoznawczą. I tak najprawdopodobniej by było, gdyby rozmówczynią była lokalna Ania, Hania, czy Monika, ale nie była i to jest ten mały szkopuł, bo to była ona, ta, którą nikt nie zna. Dla niego to było jak nie przymierzając spotkanie z kimś nieosiągalnym, wyimaginowanym, gdzieś z daleka, lepszego niż nasze otoczenie.
Ta cała otoczka, plener, tak przyziemny, ukazujący prawdziwe realia tego młodego człowieka i narracja kierująca nas czytelników byśmy spojrzeli jego oczyma, że ja zaczynam się zastanawiać, czy aby ona nie jest taką perełką.
Oczywiście, że troszeczkę przesadził z ta konkluzją, że to musi pozostać tajemnicą, nie może jej stracić, poniosło chłopaka, podpalił się mówiąc kolokwialnie. Muszę się przyznać, że przygryzłem wargę, by się nie zaśmiać, bo wyobraziłem sobie jak się miota, chce pobiec do kolegów, wraca, łapie za sprzęt, znowu entuzjazm zwycięża, rzuca robotę, musi tym się podzielić i ta myśl, że – nie, nie, to tylko dla mnie, ja to musze najpierw dobrze rozegrać. A jak? Poczytam to Ci powiem, czy dobrze tą artystkę po oprowadzał, no chyba, że sama dobrze pamiętasz? Przyjemnej soboty. Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania