Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Studentka z blizną: Epizod V - Implikacje

Ostatnie dwa miesiące przeciągały się w nieskończoność. To była katorga, ale już po wszystkim. Na szczęście. Właśnie dziś, w piątek 13 maja, miała się odbyć rozprawa rozwodowa zmieniająca całe dotychczasowe życie doktora medycyny estetycznej Mikołaja Rabackiego. Przesądni z uwagi na datę procesu zapewne zaczęliby się niepokoić, ale nie on. Tak poważny, racjonalny człowiek nie mógłby wierzyć w zabobony.

Wszystko musiało pójść jak z płatka – nie było innej możliwości. Julia bez zmrużenia oczu zgodziła się zostać jego świadkiem, i udostępnić sądowi materiały pogrążające Annę. Zarówno sam Rabacki, jak i jego adwokat – dobry znajomy z czasów studenckich, uznany fachowiec - o wynik posiedzenia byli spokojni.

Doktor przekroczył drzwi sądowego gmachu piętnaście minut przed czasem. Salę, w której miała się odbyć rozprawa, odnalazł z niemałymi problemami – gość, który odpowiadał za oznaczanie poszczególnych pomieszczeń w budynku, powinien zostać wyrzucony z roboty na zbity pysk. Przynajmniej w jego mniemaniu.

Kiedy dotarł na miejsce, szybko ujrzał swojego prawnika. Szymon Oskalewicz kręcił się w tę i z powrotem, tradycyjnie trzymając w obu dłoniach pokaźnej wielkości teczkę. Nieco dalej odnalazł wzrokiem Annę, która zawzięcie dyskutowała o czymś ze swoim mecenasem. Julii jeszcze nie było – zapewne pojawi się za kilka chwil.

Brakowało mu jej - a właściwie jej cipki. Przez ostatnie dwa miesiące prawie w ogóle się nie widywali; zgodnie uznali, że nie ma sensu podejmować zbędnego ryzyka. Że lepiej zaczekać z intymnymi schadzkami do zakończenia procesu. Rabacki nie mógł się doczekać, aż wreszcie otrzyma upragniony papier ponownie otwierający mu furtkę do krocza studentki z blizną.

- Jak samopoczucie? – zapytał przyjaźnie Oskalewicz, wyciągając w stronę Mikołaja spoconą dłoń.

- Całkiem w porządku, zważając na okoliczności. Chciałbym to już mieć za sobą – odparł mu doktor, po chwili zwalniając uścisk.

Anna właśnie go dostrzegła, wymienili się krótkimi spojrzeniami. Jej wzrok zdawał się mówić wszystko: żona doskonale wie, że nie może tego wygrać. A przynajmniej tak mu się wydawało. Tylko gdzie jest Julia, do jasnej cholery? Powinna już tu być. Oby zdążyła się pojawić, zanim sędzia zacznie dopuszczać do głosu świadków.

- Rozprawa rozwodowa z powództwa Mikołaja Rabackiego… - kilka minut później w drzwiach od sali rozpraw pojawiła się elegancko ubrana blond protokolantka, standardową formułką zapraszając wszystkich do środka.

Czyli to już. Drzwi do wolności, pomyślał doktor. Czas przekroczyć ich próg.

***

Dotąd wszystko szło zgodnie z planem. Adwokat Anny powołał na świadka jej przyjaciółkę, która w sumie miała do powiedzenia tylko tyle, że Rabacki nie poświęcał przez ostatnie lata swojej małżonce wystarczająco dużo czasu. Argument ten było zbić niezmiernie łatwo, co też zrobili. Mikołaj był zajęty pracą na byt rodziny, a w weekendy przecież zawsze był w domu. I chciał poświęcać żonie czas, a jakże. Tyle że ona nie chciała z tego korzystać. Dlaczego? Właśnie to miał wyjaśnić wysokiemu sądowi kolejny świadek, tym razem powołany przez Szymona Oskalewicza. Julia Breicht.

Rabacki zaczął się denerwować. Nadszedł czas, by w pomieszczeniu pojawiła się studentka z blizną – jego as w rękawie. Laska, która miała wbić gwóźdź do trumny Anny i rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego, z czyjej winy powinien zostać orzeczony rozwód. I komu należy przyznać opiekę nad dziećmi. Oby się tylko nie spóźniła.

Nie spóźniła się. Gdy tylko blond protokolantka wywołała jej nazwisko, dumnym, pewnym krokiem weszła do sali rozpraw. Julia Breicht włożyła dziś elegancką, białą koszulę i czarną spódnicę do kolan. Do tego smoliste szpilki. Postawiła na prostotę, ale jak zwykle wyglądała oszałamiająco.

Nie patrzyła na niego. Gdy podeszła do barierki, wbiła swoje zielone oczy w sędziego. Ten wylegitymował ją, a potem standardowo pouczył o konieczności składania zeznań zgodnych z prawdą, i ewentualnej odpowiedzialności karnej związanej z niedostosowaniem się do tego przepisu. Następnie zapytał Julię, co wie w prowadzonej sprawie, i zgodnie z artykułem 171 §7 kodeksu karnego poinformował, że przysługuje jej pełna swoboda wypowiedzi.

- Wysoki sądzie… - Julia zaczęła głosem donośnym i pewnym siebie – … myślę, że posiadam dowody, które nie pozostawiają wątpliwości, kto jest winien rozpadu tego małżeństwa – obwieściła z pietyzmem.

Zaraz potem po raz pierwszy spojrzała na Mikołaja. Ich wzrok zatrzymał się na sobie zaledwie na chwilę, ale to wystarczyło, by Rabacki zrozumiał, że tego dnia nic już nie pójdzie zgodnie z planem. Doktor nie wiedział, czy to przez uśmiech studentki z blizną, który był tym razem inny niż zwykle, czy też przez jej źrenice, które przez ten ułamek sekundy wpatrywały się w niego z wyższością, pogardą i triumfem. Ze zdradą.

- Przez lata byłam kochanką doktora Mikołaja Rabackiego. Zresztą nie tylko ja. Sypiał również z moją współlokatorką, Kaliną Skarżyńską. Oczywiście na wszystko posiadam dowody – zeznała Julia.

Każde jej słowo było niczym sztylet, przeszywało żołądek na wskroś. Świat specjalisty od medycyny estetycznej wirował, powoli tracąc swoją ostrość. Gdy Breicht ruszyła w stronę sędziego z pendrive’em w dłoni, mężczyzna z trudem wstrzymał odruch wymiotny.

- Proszę. Na dysku znajdują się dwa nagrania: na jednym pan doktor uprawia ze mną seks na uczelni, a na drugim jest jeszcze z nami moja współlokatorka. Robimy to w wynajmowanym przeze mnie i Kalinę mieszkaniu – Julia podała pendrive’a sędziemu, a ten spojrzał na urządzenie nie zdradzając przy tym żadnych uczuć.

- Sprzeciw! Tego typu wniosek dowodowy powinien zostać zgłoszony przed rozprawą – oznajmił Szymon Oskalewicz, próbując ratować sytuację, która kompletnie zaczynała wymykać się spod kontroli.

Owszem, spodziewali się, że Julia dostarczy sędziemu nagranie, ale miał to być film prezentujący zdradę małżeńską Anny Rabackiej, nie Mikołaja. Kurwa, jego klient zapewniał, że dziewczynie można zaufać, a teraz wszystko sypało się jak domek z kart.

Adwokat zaczął żałować, że nie zgłosił dowodów wcześniej, uprzednio je sprawdzając. Uznali z Mikołajem, że lepiej będzie, gdy Julia przedstawi sędziemu nagranie „spontanicznie”, zaskakując tym ruchem stronę przeciwną, która nie zdoła przygotować sobie odpowiedniej linii obrony. Miało pójść jak z płatka, ale czy cokolwiek kiedyś tak poszło?

- Oddalam. Proszę o odtworzenie nagrania i dołączenie go do akt sprawy – powiedział beznamiętnie sędzia. Wyglądał tak, jakby był znudzony tą rozprawą zanim się jeszcze zaczęła. No ale trudno mu się dziwić – miał chyba ze sto lat, i w swojej karierze rozdzielił już pewnie z tysiąc par, które niegdyś na ślubnym kobiercu tak uroczo łgały „i że cię nie opuszczę aż do śmierci”.

Nagranie zostało włączone. Rabacki podniósł się z miejsca i popędził w stronę drzwi wyjściowych – odruch wymiotny okazał się zbyt silny.

***

Krzysztof Wieszczyk już od kilku godzin oczekiwał na Annę pod gmachem sądu. Dlaczego to musi trwać tak długo?! Nie mógł się doczekać, aż jego kochanka opuści budynek, a potem będzie mógł jej pokazać niespodziankę, którą przygotował.

Chciał, by to był jeden z najpiękniejszych dni w jej życiu. Nie miał wątpliwości, że taki będzie. Nie byłoby to jednak wszystko możliwe bez pomocy Julii Breicht – dziewczyna odegrała w całym przedsięwzięciu niebagatelną rolę. Będzie jej za to wdzięczny do końca życia. Anna na pewno też.

Nie byłoby to wszystko również możliwe, gdyby się wtedy nie zorientował. Gdyby nie przyłapał studentki z blizną na śledzeniu jego i Anny. Była zaskoczona. I wystraszona. Bała się, że zechce pokrzyżować jej plany. Zapewne by to zrobił, gdyby dziewczyna wszystkiego mu nie wyjaśniła.

Wiedzieli, że mają wspólny interes, i że muszą obmyślić plan, dzięki któremu uda im się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Plan, który sprawi, że Anna uzyska wolność, a Julia – zemstę. No i wymyślili, a właściwie on to zrobił. Julia zaakceptowała pomysł z radością, bo wiązał się on dla Mikołaja z jeszcze większymi implikacjami, niż początkowo zakładała. Wieszczyk zaś zdawał sobie sprawę, że jeśli wszystko się powiedzie, prawdopodobnie zniszczy swojemu dawnemu przyjacielowi życie. Ale wiedział też, że to jedyne rozwiązanie. Niektóre decyzje trzeba podejmować.

Pamiętał, jak głupio mu było przed grupą studentów, która wraz z nim, chcąc nie chcąc, musiała przez chwilę wysłuchiwać jęków wydobywających się z sali o numerze 412. Gdy zapukał, ucichły, ale już wszystko było jasne. A stało się jasne jeszcze bardziej, kiedy Julia pożegnała Mikołaja zwrotem „dziękuję”. Innymi słowy hasłem, które ustalili wcześniej. Oznaczało ono tyle, że wszystko poszło jak należy.

Nie byłby do tego wszystkiego zmuszony, gdyby Anna nie była taka uparta. Wielokrotnie tłumaczył jej, że to małżeństwo jest farsą, że powinna zażądać rozwodu, że tak będzie najlepiej dla wszystkich. Ale ona nie chciała. Za nic w świecie nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że niektóre związki trzeba zakończyć. Że niektóre decyzje trzeba podejmować. W jej mniemaniu dzieci mają szansę na prawidłowy rozwój wyłącznie w pełnej rodzinie. Kochała swoich chłopców ponad wszystko i trwała w tej relacji dla nich. Poniekąd to rozumiał. Ale tylko poniekąd.

Pozostała część planu również przebiegła bez przeszkód. Najpierw wyjawił Julii, gdzie i kiedy spotka się z Anną. Tak jak się umówili, skryła się w trudno widocznym miejscu i wszystko nagrała. Powtórzyli tę akcję kilka razy. Tak, by Rabacki miał pewność, że jest puszczany kantem regularnie. I żeby zdecydował się na krok, którego jego żona nigdy nie byłaby w stanie postawić.

Gdyby się wahał, Breicht miała za zadanie rozwiać wszelkie jego wątpliwości. Jak? Rzecz jasna używając do tego swojej najsilniejszej broni: wdzięku. Miała zaspokoić go seksualnie, i zapewnić, że po rozwodzie dostanie jeszcze więcej. Połknął haczyk, no ale kto by tego nie zrobił? Alternatywa przyszłości spędzonej u boku seksownej, wyuzdanej dziewczyny, była nie do odrzucenia.

Nad ranem Anna była załamana. Czuła, że przegra proces. Nie miała wątpliwości, że powołana na świadka przez adwokata Mikołaja dziewczyna posiada dowody na jej zdradę i posłusznie przekaże je sędziemu. Krzysztof, widząc jaka jest zdenerwowana, chciał jej nawet o wszystkim powiedzieć. Poinformować ją, że wszystko załatwił i nie ma się czego obawiać. Ale ostatecznie postanowił zaczekać ze zwierzeniami do końca procesu. Musiał działać racjonalnie od początku do końca, inaczej coś mogłoby pójść nie tak.

Wreszcie wyszła. Czy wszystko w porządku? Tak, jest roześmiana od ucha do ucha. Wszystko poszło zgodnie z planem.

- Nie uwierzysz, co się stało! Ta dziewczyna… Mikołaj mnie z nią zdradzał, ale to nieważne. Ona go pogrążyła. Wygrałam! – powiedziała Anna, rzucając się mu na szyję.

- Gratuluję, musimy to jakoś uczcić. Chodź, przygotowałem coś specjalnego – odparł, chwytając ją za rękę i prowadząc w stronę samochodu.

- Rozwód z orzeczeniem o winie męża. Chłopcy zostają ze mną, rozumiesz to? Mikołaj ma prawo się z nimi widywać raz na dwa tygodnie, i to wyłącznie w obecności kuratora sądowego.

***

Jechali przez blisko godzinę. Anna cały ten czas zagospodarowała relacjonowaniem Krzysztofowi wszystkiego, co wydarzyło się na sali sądowej. Julia Breicht zaprzeczyła, jakoby wiedziała cokolwiek na temat jej romansu, oraz powiedziała sędziemu, że Mikołaj od dawna nosił się z zamiarem zostawienia dla niej żony i dzieci. Skład orzekający nie miał wątpliwości, jaką podjąć decyzję.

- Ej, gdzie ty mnie przywiozłeś? – zapytała Anna, zmieniając temat po raz pierwszy od wejścia do pojazdu. Zauważyła, że samochód zatrzymał się pod jakąś willą.

- Mówiłem, że musimy to jakoś uczcić. Postanowiłem spełnić jedno z twoich najskrytszych marzeń – odparł Wieszczyk, a potem rozpiął pasy i zaczął wysiadać z auta.

- Co ty knujesz, co? – kobieta zmrużyła oczy i uśmiechnęła się zadziornie.

- Spodoba ci się.

***

Weszli do środka. Wnętrze willi było tak samo imponujące, jak jej gmach – roiło się w nim od złota, antyków, i różnych dziwnych, zapewne piekielnie drogich obrazów. Anna rozglądała się dokoła z ogromnym zaciekawieniem i ekscytacją. W końcu dotarli do salonu, który mógłby równie dobrze robić za boisko piłkarskie. Przywitał w nim ich przystojny, około czterdziestoletni brunet z drobnym zarostem.

- Jesteście! Co tak długo? – zapytał nieznajomy.

- Trochę nam ze wszystkim zeszło, ale mamy powody do świętowania – odparł mu Krzysztof. – Gdzie Emilia? – dodał po chwili.

- Nie mogąc się was doczekać poszła po kolejnego drinka. Kochanie, zapraszamy do nas! – krzyknął w stronę znajdującego się obok pomieszczenia przystojny brunet.

Anna nadal nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Przyglądała się tajemniczemu mężczyźnie, który był najwyraźniej dobrym znajomym Krzysztofa, ale ostatecznie skonstatowała, że nigdy wcześniej go dotąd nie widziała. Ani jego, ani też dojrzałej, ale atrakcyjnej blondynki, która właśnie pojawiła się w drzwiach salonu wyposażona w szpicrutę i kurewski strój kobiety kot.

- O, są już! No nareszcie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak trudno jest tak długo utrzymać podniecenie – zakomunikowała blondynka, siadając na kolanach nieznanego bruneta.

Rylewska, bo właśnie takie od ponad godziny nazwisko ponownie nosiła Anna, szturchnęła w bok Krzysztofa, który podszedł do znajdującego się na wyciągnięcie ręki stolika i nalał sobie drinka.

- Przedstawisz mnie w końcu? I powiesz, o co w tym wszystkim chodzi? – zadała mu pytanie, jednocześnie przyjaźnie uśmiechając się do ludzi, którzy najwyraźniej byli gospodarzami tego imponującego domu.

- Nie muszę cię przedstawiać, Aniu. Andrzej i Emilka doskonale znają cię z moich opowieści. I zgodzili się pomóc mi spełnić jedno z twoich marzeń – odparł, a potem posłał jej szelmowski uśmiech.

- Chyba nie myślisz o… - Anna zawiesiła głos, jakby w gardle stanęło jej coś nie do przełknięcia. Teraz już wszystko rozumiała. Pieprzony wariat!

- Obiecałem ci, że kiedyś to zorganizuję. To idealny moment – Wieszczyk wziął łyk brunatnej whisky, a potem odłożył szklankę na stół, i odwrócił w kierunku Rylewskiej głowę. Chwilę potem przysunął ją do siebie za materiał czarnej, ciasno opinającej jej ciało sukni, i skrzyżował ze sobą ich języki.

- Hej, nie bądźcie tacy samolubni! Mieliśmy bawić się we czwórkę, pamiętacie? – przypomniała blondyna, która z tego co mówił Krzysztof, miała na imię Emilia. Domniemany Andrzej całował w tym czasie jej szyję.

- Chodźmy do nich, Aniu. Gwarantuję ci, że seks we czwórkę jest lepszy, niż wydawało ci się w fantazjach – Wieszczyk ujął jej dłoń, a potem poprowadził w stronę fotela, na którym dwójka gospodarzy zabawiała się coraz bardziej ochoczo. Poddała się mu. Widok pary mizdrzącej się kilka kroków przed nimi sprawił, że kompletnie zwilgotniała.

Gangbang. Nigdy dotąd się na to nie zdecydowała, nie wiedziała nawet, jak to zorganizować. Krzysztof wiedział. Była zdenerwowana, ale i gotowa. Tak bardzo chciała oddać swoje ciało kilku osobom na raz. Pragnęła tego. Kolejne doświadczenia seksualne jej nie zaspokajały, ciągle było jej mało. Miała nadzieję, że seks z kilkoma osobami zapewni jej poczucie całkowitego spełnienia, o którym tak marzyła. Chciała patrzeć, jak Wieszczyk pieprzy inną. Chciała, by on patrzył, jak sztywny kutas innego mężczyzny wypełnia jej przemoczoną cipkę.

Oddała się wyuzdaniu. Pozwoliła, by ją prowadziło, by to instynkt sterował jej ruchami. Zaczęła całować przystojnego bruneta, głęboko sięgając językiem w jego gardle. Czuła na swoich udach jego zachłanną dłoń, która przesuwała się po nich wyżej i wyżej. A potem zerwała z jej bioder suknię, tak bardzo spragniona dostępu do jej łona.

Kątem oka patrzyła na Krzysztofa i blondynkę imieniem Emilia. Wyglądało na to, że jest im naprawdę dobrze – Wieszczyk przesuwał językiem po jej łechtaczce, a ta szarpała jego włosy i błędnym wzrokiem zerkała raz na profesora, raz na Annę. Chyba też lubi obserwować, pomyślała Rylewska. Nic w tym dziwnego – obserwacja jest bardzo podniecająca.

Dotknęła krocza tajemniczego bruneta – było twarde. Zaraz potem odsunęła jego spodnie, i zaczęła zaspokajać go oralnie – uwielbiała to robić, uwielbiała czuć, jak nabrzmiały kutas obija się o ściany jej gardła. Wtenczas Emilia po raz pierwszy wypróbowała na Krzysztofie szpicrutę – uderzyła go nią w plecy. Aż zawył. Przejęła nad nim kontrolę, zaczęła wydawać mu polecenia, które spełniał z ogromną ochotą. Pieścił jej palce u stóp, lizał cipkę, pielęgnował językiem odbyt – Anna jeszcze nie widziała Wieszczyka tak zdominowanego.

Sama też poddała się dominacji – tyle że ze strony Andrzeja. Pozwoliła, by mężczyzna posiadł ją wedle swojego uznania – najpierw ku jej uciesze zrobił to analnie, nie siląc się przy tym na powolne, delikatne ruchy. Kochała być od razu pierdolona ostro, brutalnie, zdecydowanie. Brunet szybko to zrozumiał. Było jej z nim dobrze, ale chciała jeszcze więcej Krzysztofa.

Dostała go chwilę później, gdy blondyna znudziła się już czynieniem go swoim niewolnikiem. Wieszczyk, dostając „wolną rękę”, sam się przysunął i zaczął ssać sutki Anny, podczas gdy gospodarz imprezy nie przestawał pierdolić jej tyłka. Liczba stymulantów była tak duża, że była gotowa na orgazm już po kilku minutach intensywnej zabawy. Tym bardziej, że po chwili do kutasa penetrującego jej tylną dziurkę i zwinnych ust Krzysztofa na sutkach, dołączył język Emilii, który zaczął smakować jej cipki.

Cała trójka była skupiona wyłącznie na Annie, na zapewnianiu jej jak największej dozy rozkoszy. Brunet i Wieszczyk posuwali ją teraz na zmianę. I w różnych pozycjach. Gdy Andrzej skończył penetrację tyłka, Krzysztof wziął ją na misjonarza. Zaraz potem zaś zazdrosny gospodarz domu wsadził ją sobie (tak, to najlepsze określenie) na penisa. Była traktowana jak przedmiot. Jak zabawka, na której można się wyżyć. Czuła się fantastycznie.

Emilia przez cały ten czas całowała jej ciało, czasem też ją masturbując. Korzystała też z partnera, który akurat pozostawał „wolny” – i robiła to wedle swojego uznania. Jak wszystko inne. Szpicrutą instruowała, czy w danym momencie ma ochotę zostać wzięta od tyłu, czy też woli, by ktoś raz jeszcze przejechał językiem po jej cipce. Widać było, że laska dyrygowanie innymi wyssała z mlekiem matki.

- Hola, hola. Teraz chcę sama zabawić się z naszą Anią. Wy panowie możecie w tym czasie zająć się sobą – powiedziała, a potem przysunęła się do Rylewskiej. Pocałowała ją namiętnie, znowu szukając dłonią jej gorącej, pulsującej cipki.

Wy panowie możecie zająć się sobą? Anna wzięła to za żart. A jakże. Była przekonana, że Krzysztof Wieszczyk jest w stu procentach heteroseksualny. Kiedy jednak zerknęła w stronę obu mężczyzn, wiedziała już, jak bardzo się pomyliła.

Okazało się, że w ogóle nie znała faceta, z którym romansowała od tak wielu lat. Krzysztof namiętnie całował Andrzeja, obaj panowie mierzwili w dłoniach swoje sterczące członki. Sposób, w jaki to robili, nie pozostawiał złudzeń – czują do siebie coś więcej. Wyglądali jak dzieciaki, którym rodzice w końcu pozwolili pobawić się ulubioną zabawką.

Z zaskoczenia wyrwała ją Emilia – jej język był genialny. A palce jeszcze lepsze. Pierdoliła jej cipkę tak intensywnie, że Anna przestała patrzeć w stronę zabawiających się obok mężczyzn. Ponownie oddała się rozkoszy. Słyszała tylko chlipnięcia swojej kobiecości, i palce blondwłosej Emilki, które przeszywały ją coraz intensywniej. Nic więcej. Pozostała głucha nawet na wyznania Krzysztofa, który podczas namiętnego seksu analnego zapewniał swojego partnera, jak bardzo go kocha.

***

Mikołaj Rabacki tępo wpatrywał się w sufit, leżąc na tylnym siedzeniu swojej wysłużonej Toyoty. Tylko ona mu pozostała. Towarzyszka doli i niedoli. A właściwie tylko niedoli. Kiedy ją kupił? W tym roku minie od tamtego momentu jakieś czternaście lat. Nigdy by się nie spodziewał, że kiedyś zostanie jego domem.

Nie wiedział, które to już piwo. Tak naprawdę wcale go to nie interesowało. Ostatnio praktycznie nie trzeźwiał, bo i nie miał po co. Czasem łapał się na tym, że rzeczywistość miesza mu się z fikcją. Widział rzeczy, których nie powinien. Tak mu się wydawało. Pociągnął jeszcze jeden, ostatni łyk złocistej substancji, a potem wyrzucił butelkę przez okno.

Minęło siedem lat, odkąd Julia Breicht pozbawiła go wszystkiego: rodziny, domu, i godności. Do dziś nie rozumiał, jak mógł jej zaufać. Dlaczego był tak głupi? Tak zaślepiony? Żałował całej tej znajomości, przeklinał dzień, w którym wytatuowana studentka pojawiła się w jego gabinecie, kończąc egzamin z oceną niedostateczną.

Wielokrotnie zastanawiał się, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby jej wtedy nie uległ. Czy dziś nadal byłby szanowanym doktorem medycyny estetycznej? Czy dzieciaki chciałyby utrzymywać z nim kontakt? Czy nadal byłby z Anną? Nigdy już nie miał znaleźć na te pytania odpowiedzi.

Tęsknił za chłopcami. Tak kurewsko. Przestał już liczyć, kiedy po raz ostatni się widzieli. Jednocześnie ich rozumiał – on na ich miejscu również prawdopodobnie wyrzekłby się ojca. Znajomość z nim nikomu nie była na rękę. Kiedyś było dokładnie odwrotnie.

Sąd nie tylko zabrał mu chłopców i sporą część majątku, ale nieco później pozbawił też prawa do wykonywania zawodu. To go ostatecznie pogrążyło. Zresztą, nawet gdyby sędzia okazał się bardziej łaskawy, jego kariera na uczelni była skończona – sprawa z Julią odbiła się szerokim echem, pisały o niej niemal wszystkie gazety. Ludzie wytykali go palcami, ostracyzm był najprzyjemniejszym, z czym się spotykał. Dlatego wkrótce zaprzyjaźnił się z alkoholem – on zawsze był wyrozumiałym towarzyszem.

Gdy był już cholernie pijany, tak jak na przykład teraz, zaczynał wszystko rozumieć. Zaczynał pojmować, że mężczyźni przez całe swoje życie starają się być coraz lepsi dla kobiet – tylko i wyłącznie. To dla nich chcą wspinać się po drabinie społecznej jak najwyżej, to one stanowią ich motywację. Wraz ze swoimi cipkami i cyckami. Wraz z narzędziami, dzięki którym kręcą całym tym pierdolonym światem. To one go zniszczyły. Przegrał, bo wszystko zrozumiał zdecydowanie za późno.

Wyszedł z Toyoty, a potem odnalazł butelkę, którą wcześniej wyrzucił przez okno. Na szczęście się nie zbiła. Grosz do grosza… kurwa, jego życie stało się takie żałosne! Życie. Szumnie powiedziane. Raczej wegetacja. Coraz częściej zastanawiał się, czy ma ona jeszcze jakikolwiek sens. Coraz częściej w to wątpił.

Przyzwyczaił się, że ludzie patrzą na niego z obrzydzeniem. Człowiek może przyzwyczaić się do wszystkiego. Kiedyś budził podziw, dziś obrzydzenie. Inwersja – zmiana układu na odwrotny.

Nagle nogi postanowiły odmówić mu posłuszeństwa: stanął jak wryty. Czy wzrok go nie myli? Nie, na pewno nie. To ona. To, kurwa, ona.

Przyspieszył. Przebiegł na drugą stronę ulicy, pomimo licznych ostrzegawczych klaksonów samochodów.

- Ej, ty! Pamiętasz mnie? Na pewno pamiętasz. Zniszczyłaś mi życie, rozumiesz!? Zniszczyłaś mi życie! - wykrzyczał w kierunku ciemnowłosej dziewczyny, która pod rękę szła ulicą z jakimś mężczyzną.

Obróciła się. Jej towarzysz również. Nie miał żadnych wątpliwości, że to ona.

- Nie wiem, o czym pan mówi. Nie znam pana – odparła, uśmiechając się z politowaniem. Następnie spojrzała na swojego partnera, obróciła się na pięcie i oboje przyspieszyli kroku, stopniowo ginąć gdzieś w gęstym tłumie.

- Znasz mnie, i to doskonale! Masz bliznę przebiegającą od linii żeber, aż do miejsca wkłucia centralnego! – dodał, starając się ich dogonić. - Uważaj na nią, kolego. Zniszczyła mi życie… - ostatnie słowa wypowiedział niemal szeptem. Nie słuchali go, zniknęli gdzieś za rogiem.

Rabacki przez chwilę stał na ulicy kompletnie bez ruchu. Gdy ocknął się z letargu, spojrzał na pustą butelkę po piwie, którą ciągle trzymał w dłoni. Cisnął nią o chodnik, a potem ruszył z powrotem w kierunku wysłużonej Toyoty. Tylko ona mu pozostała. Przez całą drogę rozważał, czy sznur, który trzyma w bagażniku, okaże się wystarczający.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Wrotycz 04.04.2019
    Hm... takie no pouczające:)
    Sprawne pióro.
  • Hockley 04.04.2019
    Dziękuję za komentarz i ocenę. Pozdrowionka!
  • Enchanteuse 08.04.2019
    Bardzo ciekawe zakończenie. Wciąż jednak zastanawia mnie motyw Julii, bo to nie jest dla mnie do końca jasne: z początku wydawało mi się, że miała jakieś zatargi z Rabackim, ale chyba to nie to.
    PS: Myślałeś o tym, żeby to opowiadanie gdzieś wysłać? Nie jestem znawczynią, ale wydaje się być bardzo dobre, takie na wyższą półkę.
  • Hockley 09.04.2019
    Po pierwsze, cieszę się, że Twoim zdaniem to opowiadanie zasługuje na "wyższą półkę". To chyba najlepsza recenzja, jaką mogłem przeczytać. Co do Twojego pytania, nie zastanawiałem się nad tym. Zresztą skoro już zostało tutaj udostępnione, to raczej nie może wziąć udziału w niczym większym.

    Pisząc szczerze, napisałem je tylko po to, by się sprawdzić. Od jakiegoś czasu czułem w sobie pisarski pęd i chciałem się przekonać, czy moja twórczość może mieć jakąkolwiek wartość. Okazało się, że tak. Teraz planuję więc napisać powieść, a potem rozesłać ją do kilku wydawnictw z nadzieją na publikację. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Możesz trzymać kciuki!
  • Enchanteuse 09.04.2019
    Hockley trzymam. Cudownie widziec, jak komuś się chce i jeszcze ma szansę, no i ma jeszcze nadzieję. :)
    Oczywiście, że będę trzymać kciuki.

    PS: Ja żadnym znawca nie jestem, więc proszę się moją opinią nadmiernie nie sugerować ;)
  • Hockley 10.04.2019
    Enchanteuse Na szczęście nie jesteś w tej opinii odosobniona, to najważniejsze. Jeśli chcesz, możesz podać mi swojego maila, a co jakiś czas będę podsyłał Ci do recenzji kolejne rozdziały mojej powieści. Oczywiście gdy w końcu zacznę ją pisać ;)
  • Enchanteuse 11.04.2019
    Hockley proszę:
    paulinak334@gmail.com

    Ślij, jak będziesz coś mial.
  • Hockley 11.04.2019
    Enchanteuse Odezwę się na pewno!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania