Stwór

,,Jutro jest kolejny dzień”-powtarzał to zdanie w swojej głowie,

starając się znaleźć jakikolwiek powód, aby nie spróbować po raz

kolejny odebrać sobie życia, nienawidził siebie; zastanawiał się,

dlaczego został stworzony, czy stwórca stworzył go tylko dlatego,

aby cierpiał i ranił inne osoby, jakie napotkał. Jego refleksje nie miały

końca. Siedział tak na małej czarnej skrzynce w swoim małym

zacisznym strychu. Właściciele domu już dawno nie żyli, a on nie

rozumiał, czemu zły los mu ich odebrał. Nie rozmawiali z nim wiele,

ale nie musieli; sama obecność była dla niego zbawieniem od

wewnętrznej pustki, jaka zadręczała jego przepełnione bólem serce.

„Dlaczego ludzie nie mogą odczuwać szczęścia…dlaczego na tym

świecie jest tyle cierpienia i bólu”?- zaczął rozmyślać po raz kolejny,

uciekając w najgłębsze zakamarki swojego umysłu. Nie mógł umrzeć,

to była klątwa, jaką obdarzył go Stwórca. Nie wiedział, dlaczego…

może w poprzednim życiu był złym człowiekiem…może zadawał

innym cierpienie i teraz sam musi cierpieć w samotności, a może

takie po prostu było jego przeznaczenie, czekać na armagedon, który

wypali z niego resztki oszpeconego życia…

”Jutro jest kolejny dzień”-wypowiadał to zdanie w swojej

głowie…Nie wiedział, czy może nazwać się człowiekiem. Jego

niezgrabne wiotkie ciało z czarną skórą , brzydka twarz

przypominająca niekształtny owoc , czerwone oczy, ostre zęby

mogące rozszarpać ludzką skórę, długie uszy mogące wychwycić

najdrobniejszy szmer i karłowaty wzrost utrudniały mu nazwanie

siebie istotą ludzką. Nie wierzył, że taka abominacja może chodzić po

tej planecie i nie zostać ukarana. Jego nieudane próby samobójcze

rozczarowywały go coraz bardziej i bardziej: z każdą powieszoną liną,

z każdym skokiem z dachu jego nadzieja i duch coraz bardziej słabły.

Znowu zaczął płakać, nie mógł już tego dłużej znieść, nie mógł

zdzierżyć myśli, że nazajutrz znowu będzie musiał otworzyć oczy, że

znowu będzie musiał wciągnąć powietrze, że w jego żyłach znów

popłynie krew, po prostu nie mógł. Nagle jego samotne bolączki

przerwał błysk reflektora, który oświetlił cały strych. Uczucie

niepokoju przerwało jego biadolenie. Powoli wstał ze skrzynki i

 

spokojnym krokiem podszedł do okna, pragnąc odkryć

niespodziewane źródło światła. Był środek zimy, białe kawałki

zamrożonej wody padały bezsilnie na ziemię, przypominając

Stworowi o tak upragnionej śmierci, jednak to nie śnieg najbardziej

przykuwał jego uwagę. To, co tak intensywnie go zaciekawiło,

znajdowało się właśnie na podjeździe starego domu. Była to

ciężarówka, która przypominała wielką metalową bestie kryjącą się

pod osłoną nocy, i mały samochód, z którego wyszła dwójka ludzi.

Zobaczył dwie kobiety, jedna była już w wieku dorosłym, a druga

zdawała się być o wiele młodsza. Starsza wraz z kilkoma

mężczyznami zaczęła wyciągać z ciężarówki pudła i meble, młodsza z

kolei czekała oparta o ciężarówkę. Stwór obserwując sytuację, zaczął

czuć coś, czego nie czuł od śmierci poprzednich właścicieli,

zaciekawienie. Bez namysłu rzucił się do szybu wentylacyjnego i

doczołgał się do miejsca, z którego spokojnie mógł obserwować hol. I

leżał tam cierpliwie, wyczekując momentu, kiedy przez otwarte drzwi

wejdzie dwójka nowych właścicieli. Wtem drzwi otworzyły się i do

środka zaczęli wchodzić nieznajomi, targając meble i wielkie pudła.

Zaraz za nimi weszła młoda dziewczyna, której wiek Stwór określił na

około 15 lat, miała podłużną twarz, proste włosy, małe ciemne oczy.

Była niskiego wzrostu i lekko się garbiła. Kolejną postacią, która

stanęła w drzwiach, była starsza kobieta. Jej prosta postawa, a także

zmarszczki i fałdy wokół oczu świadczyły o silnym i pewnym siebie

charakterze. Starsza kobieta podeszła do młodszej, położyła jej rękę

na ramieniu i starała się pocieszyć, jednakże dziewczyna odtrąciła jej

rękę i pobiegła na górne piętro. Stwór widząc tę sytuację, czmychnął

w głąb wentylacji, starając się podążyć za biegnącą dziewczyną. W

końcu znalazł dogodny punkt, który pozwolił mu przyglądać się

młodej osobie. Widział, jak płacze, jak pogrąża się w rozpaczy.

Zaintrygowała go… czuł jakby patrzył w lustro w bardziej ludzką

wersję samego siebie. Zapukał kilkukrotnie w metalową pokrywę

wentylatora, aby przyciągnąć uwagę dziewczyny. Podniosła głowę i

pokazała Stworowi swoje zapłakane oblicze. Wpatrywali się tak w

siebie, nic nie mówiąc. Przez kilkanaście minut dziewczyna siedziała

pod oknem z przerażeniem w oczach, nie wiedziała, co zrobić, bała

 

się, że Stwór wyskoczy z wentylacji i spróbuje zaatakować. Stwór

cierpliwie czekał, wpatrując się z ze spokojem w małą bezbronną

istotę, starając się znaleźć sposób, aby dać jej do zrozumienia, że nie

stanowi dla niej zagrożenia. Po chwili dziewczyna wstała i powoli

podeszła do wentylatora. Z lekkim niepokojem popatrzyła Stworowi

w jego czerwone oczy. Po chwili Lęk opuścił dziewczynę i pozostał

spokój, który napełnił ich oboje. Błogi moment harmonii przerwało

głośne pukanie do drzwi, które rozległo się w pokoju. Stwór zniknął z

oczu dziewczyny, pozostawiając za sobą ledwo słyszalny szelest.

Stwór przemierzał wentylację, starając się uspokoić bijące serce.

Myślał że to nigdy się już nie wydarzy, że po śmierci właścicieli nie

zazna już tego przenikającego uczucia. Po kilku chwilach powrócił do

swojej jamy i szybko wylądował w swoim ulubionym kącie. Jednak

nie mógł zmrużyć oka; moment, który spędził z młodą dziewczyną,

skutecznie blokował wejście do krainy snów. Coraz więcej myśli

zaczynało narastać w jego kosmatej głowie. Nadzieja mieszała się

miażdżącymi wątpliwościami. I tak kolidujące ze sobą głosy skradły

mu noc, dając w zamian nowy poranek. Wtem rozległ się odgłos

zamykanych drzwi. Stwór podniósł swoje anemiczne ciało i podszedł

do okna, starając się wypatrzeć źródło dźwięku. Jego oczom ukazała

się młoda dziewczyna, która szła powolnym krokiem. Stwór otworzył

okno i nie zastanawiając się dwa razy, wyskoczył, wiedząc, że po raz

kolejny będzie mu dane przeżyć śmiertelny upadek. Po powstaniu z

martwych truchcikiem podążył za dziewczyną, starając się utrzymać

dystans. Nie wiedział, dlaczego to robił; czy chciał się upewnić, że po

drodze nie stanie jej się krzywda, a może miał nadzieję na ponowne

odczucie tego wspaniałego doznania. Powód nie miał znaczenia, teraz

liczyło się tylko niezgubienie dziewczyny. W końcu zatrzymała się

na przystanku autobusowym, który stał w samotności, wyczekując, aż

jakaś bezbronna dusza schroni się pod jego dachem. Stwór ukrył się

za przystankiem, czekając na następny ruch, którym uraczy go jego

nowa znajoma. Nagle znikąd pojawiło się wielkie stalowe monstrum

w postaci autokaru. Dziewczyna po chwili niepewności wolnym

krokiem weszła do wnętrzności bestii. Stwór obawiając się o los

nastolatki, podbiegł do bagażnika i z trudem otworzył tylne drzwi

 

Behemota, po czym wdrapał się do jego tylnej paszczy. Rozsiadł się w

wygodnej pozycji i zaczął oczekiwać na moment, kiedy będzie mógł

wyjść z wielkiej paszczy molocha. Na chwilę wychylił się, aby

upewnić się, że dziewczyna nadal jest obecna w autobusie i zaiste

była. Siedziała sama na jednym z pojedynczych siedzeń odcięta od

świata przez słuchawki, z których wypływała cicha melodia. Nie

obawiał się wykrycia; ludzie z trudem dostrzegali jego obecność, a

jeszcze mniej osób na nią reagowało. Po kilkudziesięciu minutach

wielkie bydle zatrzymało się przed ogromnym budynkiem szkoły.

Stwór prędko wyskoczył z gęby potwora i wdrapał się na pobliskie

drzewo, aby mieć lepszy widok na całe otoczenie. Z tłumu ludzi

wychodzących z wnętrzności maszkary, wypatrzył swój cel i patrzył,

jak znika on w głębi budowli. Stwór zeskoczył z drzewa i doczłapał

do okna, w którym ukazała się szkolna szatnia pełna dzieci

podobnych wiekowo do jego obiektu zainteresowania. Po krótkiej

chwili cała szatnia opustoszała, nie zostawiając Stworowi powodu do

dalszego przebywania w jej zasięgu. Kilkoma drobnymi skokami

przedostał się na górne części budynku i natychmiastowo zaczął

bezskuteczne poszukiwania dziewczyny Na korytarzu rozbrzmiał

dźwięk dzwonka, wielki tłum w jednej chwili rozbiegł się po salach,

pozostawiając pusty korytarz. Stwór zeskoczył z parapetu i ponownie

wspiął się na sąsiadujące z budynkiem drzewo, po czym zaczął

przyglądać się zabudowaniom, wyczekując powrotu dziewczyny. Po

godzinie nieprzespana noc zaczęła dawać mu się we znaki. Zaczął

powoli pogrążać się w marzeniach o ponownym odczuciu tego

błogiego odczucia, które przeżył wczorajszej nocy. A marzenie

przeistoczyło się w głęboki sen, który objął go jak matka syna. Po

kilku godzinach ze snu wyrwał go dźwięk syren mieszający się z

odgłosami tłumu. Stwór przetarł senne oczy i ujrzał ambulans, wokół

którego zaczęli zbierać się zaciekawieni gapie. Stwór z przerażeniem

rzucił się z drzewa i prędko zaczął biegnąć do stacjonującego przed

nim zbiegowiska. Z poprzednich doświadczeń wiedział, że piekielny

pojazd przynosi tylko nieszczęście i smutek. Jak kot skoczył na

stojącą obok ambulansu latarnię i starał się wypatrzeć ofiarę tego

nieszczęśliwego wypadku. Fala rozpaczy przepłynęła przez jego ciało,

 

gdy ujrzał nieprzytomną dziewczynę wkładaną do demonicznego

pojazdu. Bez chwili wahania przeskoczył z latarni na dach pojazdu

sanitarnego. Karetka ruszyła prosto przed siebie, zostawiając głośny

pisk opon. Uczucie nienawiści do samego siebie zaczęło trawić

Stwora od środka. Przecież miał ją ochraniać, Przecież obrał sobie taki

cel, więc dlaczego zawiódł, dlaczego choć raz nie mógł zrobić czegoś

dobrze. Po krótkim czasie karetka pogotowia zatrzymała się na

szpitalnym parkingu. Stwór zeskoczył z pojazdu i czekał aż dwójka

sanitariuszy wyciągnie dziewczynę z wozu rozpaczy. Jeden z

mężczyzn wysiadł z wehikułu i przeszedł obojętnie obok czarnej

sylwetki opierającej się o furgonetkę. Otworzył rozsuwane drzwi i

razem ze swoim kolegą wyciągnął nosze z poszkodowaną. Stwór z

niepokojem w duszy wskoczył na dolną część noszy i razem z

dziewczyną wjechał do przepełnionej ludźmi budowli. Po krótkim

momencie Stwór znalazł się w jednej z sal szpitalnych. Powoli czekał,

aż wszystkie osoby odejdą, aby mógł ujawnić swoją obecność. Więc

czekał…i czekał… i patrzył, jak różne osoby odwiedzają dziewczynę.

Lekarze, pielęgniarki, a także dorosła kobieta, która została przez

nastolatkę odtrącona. Stwór widział, jak siedzi przy łóżku i płacze;

mógł wyczuć jej cierpienie i szczerze jej współczuł. W końcu w

środku nocy, kiedy wizyty od lekarzy i członków rodziny ustały,

Stwór postanowił się ujawnić. Siadł na krześle znajdującym się tuż

przy łóżku i złapał dziewczynę za rękę. Dziewczyna lekko otworzyła

oczy i uśmiechnęła się. Stwór starał się odwzajemnić uśmiech i

wyszczerzył swoje ostre kły. Gdyby zobaczył to przypadkowy

przechodzień na ulicy, wywołałoby to u niego atak paniki, a nie

radość, ale dziewczynie to nie przeszkadzało, czuła się przy nim

bezpiecznie. I tak minęła noc. Stwór i dziewczyna nie wypowiedzieli

do siebie ani jednego słowa, ale nie musieli. Obecność Stwora dawała

dziewczynie niezrozumiałe poczucie bezpieczeństwa, a Stworowi

uczucie spokoju, którego tak pragnął. I tak mijał im dzień za dniem.

Za dnia Stwór chował się pod łóżkiem, aby nie przeszkadzać

dziewczynie w badaniach, zaś nocą ujawniał się i dotrzymywał jej

towarzystwa. Wkrótce utworzyła się między nimi więź. Przebywanie

w swoim towarzystwie stało się dla nich rzeczą tak naturalną, że nie

 

wyobrażali sobie dnia bez spędzenia ze sobą chociaż chwili. Po

miesiącu dziewczyna razem ze Stworem wróciła do miejsca, w

którym spotkała swojego nowego przyjaciela. Stwór nie rozumiał

jednak, dlaczego Ona przyjechała ze szpitala na wózku… na początku

myślał, że jest wyczerpana przez ostatnie wydarzenia, ale kiedy wózek

stał się nieodłączną częścią jej osoby, Stwór zrozumiał, że coś jest nie

tak… Dotrzymywał jej towarzystwa i starał się dodawać otuchy. Nie-

ważne, gdzie dziewczyna była, Stwór stał dwa kroki za nią. Opuszczał

ją tylko wieczorem, kiedy wracał na swój zaciszny strych, aby śnić o

kolejnym spotkaniu. Dziewczyna lubiła obecność Stwora, czuła się

przy nim szczęśliwa, nie obchodziło ją, że nie mogła się z nim

porozumieć. Widziała, że stara się ją ochronić i to wystarczało. I tak

mijały dni tygodnie, a potem miesiące. Relacja Stwora i dziewczyny

stawała się coraz silniejsza. Stwór przestał być dla niej tylko

przyjacielem, stał się rodziną, bratem, którego nigdy nie miała.

Podczas spotkań Stwór przestał odczuwać spokój, uczucie to zostało

pogrzebane, a na jego miejscu wyrosło nowe. Szczęście, którego

pragnął od tak dawna, w końcu osiedliło się w jego ciele. Jednak coś

jeszcze zaczęło się dziać ze Stworem. Zaczął czuć się słaby, z każdym

dniem jego ciało stawało się coraz cięższe. Senność coraz bardziej

dawała mu się we znaki. Potwór nie mógł w to uwierzyć, ale śmierć

której od tak dawna wyczekiwał, w końcu go odnalazła. Gdy wyczuł,

że nadchodzi jego ostatni wieczór, postanowił pożegnać się z

dziewczyną i podziękować za niezwykły prezent, który mu

podarowała. Ostatkiem sił wstał więc ze swojej skrzyneczki i powoli

wszedł do wentylacji. Przeczołgał się przez czarny tunel i po chwili

wylądował z hukiem w pokoju dziewczyny. Ona ze strachem

patrzyła, jak jej przyjaciel z trudem podnosi się z ziemi. Stwór

podszedł do niej, złapał ją za rękę i popatrzył jej w oczy. Jego

czerwone oczy wskazywały, że ten wieczór będzie ostatnim.

Dziewczyna odtrąciła jego rękę i pogrążyła się w płaczu. Stwór

wgramolił się do starego szybu wentylacyjnego i udał się na strych,

aby tam dokonać swojego żywota. Usiadł w ulubionym kąciku i ze

szkaradnym uśmiechem na ustach powiedział sobie w myślach: ,, To

już mój czas”- po czym zamknął oczy z wiedzą, że już nigdy więcej

 

nie będzie dane mu ich otworzyć. Wtem z pokoju dziewczyny

nadszedł słyszalny tylko dla wrażliwych uszu potwora odgłos małego

upadającego przedmiotu. Jednak ciało było zbyt słabe, aby podnieść

wyczerpane powieki i przed oczyma została tylko ciemność. Wtem

cała czerń zniknęła, a jej miejsce zajął biały korytarz, na końcu

którego stały wybijające się z tła zielone drzwi. Stwór zaczął powoli

kroczyć w stronę zielonych drzwi. Nagle na swoim ramieniu poczuł

czyjąś rękę. Spojrzał za siebie i nie mógł uwierzyć własnym oczom.

Dziewczyna tak bliska jego sercu stała tuż za nim ze swoim

uśmiechem, który tak rozgrzewał jego serce. Stwór chwycił ją za rękę

i ujrzał bliznę na jej nadgarstku. Wymieszały się w nim dwa uczucia,

z jednej strony był zły, że z jego powodu dziewczyna próbowała

odebrać sobie życie, a z drugiej był szczęśliwy…Był z osobą, którą

kochał. Po krótkiej chwili oboje podeszli do drzwi i otwarli je,

wiedząc, że nieważne, co będzie po drugiej stronie. Oni na zawsze

pozostaną razem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • jolka_ka 17.07.2019
    Chciałam przeczytać, ale zupełnie nie rozumiem układu. To telefon tak przestawia, czy co?
  • Canulas 17.07.2019
    Fakt, dziwnie rozstrzelane. Może na kompie lżej
  • Ritha 17.07.2019
    Nie, na kompie też jest, hm, dziwnie...
  • Karawan 17.07.2019
    Może D. ma ustawioną wielką czcionkę ?
  • Canulas 17.07.2019
    Prędzej pisane nie od lewej, a środkowo.
  • Bogumił 17.07.2019
    Bardzo ładne opowiadanie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania