Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 70 "Dziewczyna, która odmieniła wszystko"

Bajezyd siedział w swojej komnacie rozmyślając. Nie mógł po tym wszystkim dojść do siebie. Kolejny raz musiał przeżywać to samo cierpienie. Czym sobie na to zasłużył?. Co takiego zrobił, że został ponownie skazany na ten ból?. Zacisnął powieki. Przypomniał mu się Cihangir, maleńka Nasime, oraz to maleństwo. Stracił trzecie dziecko. Nagle usłyszał pukanie. Do jego komnaty weszła ubrana na pomarańczowo, niska postać. Sułtan podszedł do niej, spoglądając na nią badawczo. Zsunął jej z głowy pomarańczową chustę. Jego oczom ukazała się dobrze mu znana postać. Ta sama szatynka, którą tego pamiętnego wieczoru spotkał w hammamie. Służąca jego ukochanej, ta sama bezczelna dziewczyna. Posłał jej pytające spojrzenie. Marina przybliżyła się do niego. Bajezyd zatrzymał ją.

- Co ty tu robisz? - zapytał.

- Panie, przysłała mnie sułtanka Gizem - wyszeptała.

- Coś nie tak z Anbare? - powiedział z przerażeniem. Dziewczyna popatrzyła na niego uwodzicielsko. Położyła dłoń na jego torsie.

- Przyszłam do ciebie - dodała. Sułtan zaniemówił. Uśmiechnął się zgryżliwie.

- Myślisz, że ci uwierzę? Co ci chodzi po głowie? Oszalałaś? Nigdy więcej tu nie przychodż, trzymaj się ode mnie z daleka! - warknął, przypierając ją do ściany. Szatynka wyszła z komnaty. Słowa sułtana nie zbiły jej jednak z tropu. Nie miała zamiaru odpuścić. Skronie sułtana zaczęły pulsować. Nie mieściło mu się w głowie to, w jaki sposób inne dziewczęta oraz jego matka wykorzystują trudną sytuację, która spotkała jego ukochaną. Przeszył go dreszcz. Miał tego dość. Wydawało mu się to straszne. Dostrzegał, że wszystkie niewolnice w haremie rzuciły się na nią jak szakale. Wiedział jak bardzo musi teraz cierpieć. Postanowił, że nigdy jej nie zawiedzie. Anbare przeżywała ból który ich spotkał jeszcze bardziej. Przy życiu trzymała ją tylko Rana, Huma i Osman. Cóż warte jest jej życie, każde tchnienie, zwykłej, nic nie znaczącej niewolnicy, która straciła wszystko?. Czuła, że to koniec. Nie widziała już żadnej radości, żadnego sensu, ani żadnego powodu, aby żyć. Straciła nadzieję. Straciła wiarę. Nie wierzyła już w żadnen cud. Ile jeszcze będzie musiała cierpieć przez to, że tej piekielnej majowej nocy wyszła do ogrodu, i spotkała tam Bajezyda. Ile jeszcze będzie musiała znosić ból przez niego spowodowany. Nie siedziałaby tu przecież zapłakana, świadoma swego końca. Wraz z innymi dziewczętami zastanawiałaby się kiedy wypłacą im pensję, albo byłaby żoną jakiegoś bogatego paszy. Napewno byłaby szczęśliwsza. A może byłaby żoną Zafira?. Może odnalazłaby u jego boku szczęście, którego tak naprawdę nigdy nie zaznała?. Cóż za piękny scenariusz, ale jakże nieaktualny. Ten wspaniały, czarnowłosy, silny, ukochany mężczyzna o niebieskich oczach zginął dlatego, że była sułtanką. Czy to wszystko było tego warte?. Ile dałaby za to, aby cofnąć czas. Teraz pozostało jej tylko jedno - czekanie na utęsknioną śmierć. Tak bardzo chciała wpaść jej w ramiona, i powiedzieć, aby zabrała ją daleko stąd, do innego świata. Pragnęła tylko tego, bardziej niż czegokolwiek. Od najmłodszych lat ciągle czuła cierpienie. Najpierw straciła ojca, a następnie traciła wszystkich, których pokochała. Śmierć była jej jedyną deską ratunku. Dołączyłaby do Zafira, sułtanki Gulnihal, swego ojca, księcia Ahmeda, swej córeczki Nasime i tego maleństwa. Czyż to nie kusząca propozycja?. Odeszłaby w ich stronę, zapominając o troskach, bólu, cierpieniu nienawiści i miłości. Tylko któż tak ciągnie ją w swoją stronę?. Kto tak przyciąga ją do ziemi, i zabrania odchodzić?.

Czyżby ten, który wyrządził najwięcej szkody?.

Młoda sułtanka popatrzyła przed siebie. Kuszące wydawało się być otwarte okno. Mniejsza z tym wszystkim, czas to zakończyć, wszystko robiła zawsze dla innych, nie myśląc o sobie. Pora to odmienić, zakończyć ziemską udrękę. Podeszła do otwartych szyb. Postawiła delikatnie stopę na zimnym, marmurowym, szarym parapecie. Wiatr rozwiewał jej białą, długą suknię i brązowe włosy. Zamknęła oczy, wdychając powietrze, które pobudzało wszystkie zmysły. Ah, co za piękny koniec. Spojrzała w dół. Ogród, jak okiem sięgnąć bezkresna zieleń.

Oraz plac, fontanny i deszcz.

Zimne krople spadały z nieba, zostawiając smugi. Coraz bardziej dudniły, a pochmurne niebo rozświetlił piorun. Czy to nawet pogoda żegna naszą sułtankę?.

Nagle brunetka poczuła silne pociągnięcie do tyłu. Nie poruszyła się nawet, doskonale wiedząc kto za tym stoi.

- Dlaczego po raz kolejny nie pozwoliłeś mi odejść, nie mam już nic, to koniec - wyszeptała.

- Masz mnie, Anbare, masz mnie, ja kocham cię ponad wszystko, nad życie - odparł zdruzgotany sułtan. Drżącymi rękami przyciągnął ją do siebie.

- Przyrzekam ci, że jeszcze nastanie słońce, radość i dzień, przysięgam, że przeżyjemy razem jeszcze wiele wspaniałych radosnych chwil, tylko zostań, nie opuszczaj mnie - zawył. Do jego oczu zaczęło napływać coraz więcej łez. Westchnął ciężko, gładząc i całując jej piękne włosy.

Co stałoby się, gdyby przyszedł kilka chwil póżniej?. Zastałby tylko jej martwe, połamane ciało. Płakał głośno, wtulając ją w siebie.

- Przyrzekam ci, Anbare - szepnął jej do ucha drżąc.

Minęło kilka godzin, a oni wciąż siedzieli w tym samym miejscu. Wiedzieli, że nie zasną tej nocy. Sułtan oparł się o ścianę, a Anbare o niego. Oboje trochę się uspokoili.

Zaczynało świtać. Bajezyd pocałował ją w czoło. Brunetka patrzyła przed siebie tępym spojrzeniem.

- Codziennie modlę się, aby Bóg oszczędził nam straty dzieci - wyszeptał słabym głosem.

Anbare uśmiechnęła się lekko.

- O czym ty mówisz? Jakich dzieci? - prychnęła. Sułtan obrócił ją delikatnie, patrząc jej w oczy.

- Nie można tracić nadziei, mało cudów wydarzyło się w naszym życiu? - dodał, ocierając jej łzy.

Brunetka popatrzyła na niego pytająco. O jakich cudach on mówi?. Jakie "cuda" zdarzyły się w ich życiu?.

- Sam fakt, że ty się pojawiłaś jest cudem, wyrwałaś mnie choć na chwilę z ciemnej rozpaczy, napełniłaś moje serce radością, tamtej nocy, gdy kolejny raz szedłem tym piekielnym, a zarazem rajskim ogrodem, w podłym nastroju, kolejny raz obwiniając się o śmierć ojca, zupełnie zagubiony, ty stanęłaś na mojej drodze, niczym anioł, dar prosto z nieba. Wiele razy gubiłem się w życiu, ale powróciłem na właściwą drogę, to ty mnie na nią sprowadziłaś, jesteś moim życiem, pokochałem cię, pokochałem najpiękniejszą, najmądrzejszą i najsilniejszą kobietę w moim życiu - szepnął. Brunetka ścisnęła obejmującą ją dłoń. Zamknęła oczy. Bardzo bała się, tego, że pewnego dnia może pojawić się inna. Właśnie Nuriye, ta która przekreśli wszystko, doszczętnie ją rujnując. Kiedyś łudziła się, że ma na to jakiś wpływ. Teraz zdawało jej się to zbyt oczywiste. A może owa kobieta byłaby lepsza od niej?. Może Bajezyd poczułby przy niej jak smakuje prawdziwa miłość i szczęście?. Co by wtedy zrobiła?. Odsunęłaby się w cień?. Oddałaby go?. Do jej oczu napłynęły łzy.

Wiedziała, że prędzej umarłaby niż oddała go innej kobiecie. Załkała głośno.

- Bądż szczęśliwy, Bajezyd, jesteś jeszcze młody, korzystaj z tego, przed niczym cię nie trzymam, pozwól mi odejść - szepnęła, na przekór sobie. Dziewczyna wstała.Chciała wyjść z komnaty. Sułtan zaniemówił. Te kilka zdań było najboleśniejszymi słowami, jakie kiedykolwiek usłyszał. Mimowolnie po jego twarzy spłynęło kilka łez.

Złapał jej dłoń, przyciągając ją do siebie. Oboje drżeli.

- Co ci przyszło do głowy, myślisz, że cię opuszczę, nigdy! - szepnął, patrząc z zapartym tchem w jej oczy. Wszystko co przeżył stało się dla niego nauczką. Wiedział, że niepotrafiłby jej opuścić. To ona była jego życiem...

**************

Wiatr przyjemnie gładził jej zieloną, oliwkową suknię. Ona z kolei wręcz zlewała się z wiosenną trawą, tworząc prawie jednolity kolor.

Brązowe włosy upięte lekko do tyłu również rozsypywały się na różne strony pod wpływem ciepłego podmuchu. Wiosna, znowu maj. Cóż za piękny, wspaniały, kolorowy, spokojny miesiąc. Wszystko odżywało, zabarwiając się ponownie po wyczerpującej, długiej zimie. Zdawałoby się, że ta cudna pogoda sprawiała, że wszyscy delektowali się jej urokiem, czując błogość i spokój. Jej myśli były jednak niespokojne. To co miało się za chwilę stać zupełnie wyprowadzało ją z równowagi.

Siedziała niespokojnie. Nie mogła usiedzieć w miejscu. Poprawiała ze zdenerwowania, dość wysoką, srebrną koronę. Wzdrygnęła się delikatnie na dżwięk usłyszanych, przerażliwych krzyków. Wstała prędko zostawiając swe towarzyszki, Majsun oraz Ranę. Nie usiedziałaby tam ani chwili dłużej. Jak bomba wpadła do pałacu, rozglądając się wokół. Wszyscy biegali, nawet jej niezauważając.

Kolejny głośny krzyk, sprawił, że Anbare zrobiło się duszno. Zamknęła oczy, oddychając szybko.

- Boże, błagam spraw, aby to była dziewczynka! - zawołała, wznosząc ręce do nieba. Doszła wreszcie do komnaty, w której odbywał się poród.

- Pani, jesteś biała jak kreda! - zawołała Firdus stojąca pod drzwiami. Brunetka ścisnęła silnie jej dłoń.

- A kto nie jest! Popatrz naprzykład na Bajezyda sułtankę Gizem i Gevherhan - szepnęła An. Rzeczywiście widok trzęsącego się sułtana sprawił, że szatynka uśmiechnęła się lekko.

- Nie wiem, co zrobię jeśli to będzie chłopiec, nie pozwolę... - przerwała, wytrzeszczając oczy, gdyż usłyszeli płacz dziecka. Drzwi komnaty otworzyły się. Wszyscy zebrani weszli do środka. Oczom brunetki ukazało się dwa małe zawiniątka, które trzymała na rękach szatynka. Dziewczyna, która zmieniła wszystko. Największy wróg sułtanki Anbare, Nuriye Hatun, ta dobrze znana jej Marina.

- Nuriye - wyszeptała sułtanka Gevherhan - jak się czujesz, kochana?. An zmarszczyła brwi.

No jasne od razu popędziłaś sprawdzić co z twoją ulubienicą, wszyscy o mnie zapomnieliście, pomyślała. Gevher i Nuriye bardzo się ze sobą zżyły. Gevherhan upatrzyła sobie w niej świetną przyjaciółkę i towarzyszkę, a to dlatego, że obie

były w ciąży.

- I co? Mamy księcia! - zawołała Majsun, która wbiegła do komnaty.

- Księcia i sułtankę - szepnęła dumnie dziewczyna. Młoda sułtanka zacisnęła usta. Jej koszmar się spełnił. Bajezyd, który po raz kolejny został ojcem, uśmiechnął się blado w stronę młodej matki. Tak naprawdę nie chciał tego. Nie kochał Nuriye, zawsze nią gardził. Gdyby nie bunt niewolnic, oraz to, że dla rozwiązania sprawy Gizem wysłała do jego alkowy Marinę, nigdy by do tego nie dopuścił. Wiedział, że narodziny bliżniaków sprawiły jego ukochanej ogromny ból. Nie potrafił się tym cieszyć.

Podszedł do swoich dzieci. Wziął na ręce malutką dziewczynkę - jego córeczkę. Pogładził ją delikatnie po ledwo widocznych, rudawych kosmykach.

- Na imię ci Almas, na imię ci Almas, na imię ci Almas - powtarzał kilka razy, kołysając śliczną dziewczynkę. Pocałował ją w maleńkie czoło.

Chłopcu natomiast dał na imię Sulejman. Brunetka czuła jak do jej oczu napływają łzy. Wierzyła, że sułtan w końcu jest szczęśliwy, to było dla niej najważniejsze...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Zozole 29.08.2016
    Biedna An...
    Czekam, 5...
  • Dziękuję :)
  • Tina12 29.08.2016
    An naprawdę mocno kocha Sułtana skoro postanowiła się usunąć na troszeczke dalszy plan.
    5
  • Teska 29.08.2016
    Miałam małą przerwę ale już nadrobilam
    Biedna An te rozdziały ogółem były smutne
    Czekam na ciąg dalszy
  • Margerita 08.09.2016
    pięć
  • katharina182 19.11.2016
    Współczuję An. Jak narazie dotarłam tutaj. Jutro będę czytać dalej. Historia smutna i emocjonalna. Bardzo ładnie wszystko opisujesz. Można się wczuć; ) 5 leci ode mnie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania