Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 74 "Zwycięska"

Nuriye szła spokojnie korytarzem. Była taka szczęśliwa. Z uśmiechem przekroczyła próg sułtańskiej komnaty. Pokłoniła się przed sułtanem. Rytm jej serca przyspieszył. Tak długo na to czekała. Ale nareszcie, jej cierpliwość została wynagrodzona. Jej sny się spełniły. Bajezyd również odwzajemnił uśmiech, zachęcając ją aby podeszła.

Gdy dziewczyna to zrobiła mężczyzna pogładził ją delikatnie po policzku.

- Moja Nuriye jesteś tak niezwykła, z każdym dniem zaskakujesz mnie coraz bardziej - uśmiechnął się. Twarz Nuriye oblał gorący rumieniec. Rzadko słyszała z jego ust takie komplementy.

- Ach panie... - szepnęła słodko, wspinając się na palce, aby spojrzeć mu w oczy.

- Ja wracam z pałacu sułtanki Gevherhan, wchodzę do seraju. A tu co? Nagle słyszę jakieś krzyki, z tobą w roli głównej. Wytłumaczysz mi to? - powiedział naśladując jej słodki głosik. Nuriye spóściła wzrok. Czar prysł. Czyżby czekało ją najgorsze. Ale przecież z każdej sytuacji musi być jakieś wyjście...

- Panie, to sułtanka Anbare rozpoczęła tą kłótnię... ja tylko broniłam tej niewolnicy - odparła. Bajezyd uśmiechnął się. Dziewczyna popatrzyła na niego, a on nagle chwycił jej szyję boleśnie wbijając palce.

- Jeszcze twierdzisz, że to Anbare rozpoczęła tą kłótnię? Jak możesz być tak bezczelna? Myślisz, że o niczym nie wiedziałem? Wszystko widziałem i słyszałem - szeptał jej do ucha. Przybliżył się do niej na tyle ile było to możliwe. Wziął głęboki oddech.

- Jakim prawem powiedziałaś coś takiego sułtance, matce następcy tronu! Jakim prawem powiedziałaś jej coś takiego w obecności całego haremu!

Kim jesteś, aby odzywać się do niej w ten sposób! - wrzeszczał, cały czas sciskając jej szczupłą szyję.

Dziewczyna zaczęła się bać.

- Jak mogłaś? Matka matce, kobieta kobiecie, nie masz za grosz godności? Za takie coś powinnaś stracić głowę! - ryknął. Zdjął rękę z jej szyi. Odwrócił się do niej plecami.

- Zawsze wolałeś ją bardziej ode mnie, zawsze była dla ciebie ważniejsza, co takiego w niej widzisz, że zupełnie się dla ciebie nieliczę? - zawołała rozpaczliwie szatynka. Bajezyd poczuł dreszcz. Miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie. Nie dość, że poniżyła jego ukochaną na tle całego haremu to jeszcze ma odwagę robić mu wyrzuty.

- To co cenię w Anbare to przede wszystkim godność, której tobie brakuje, ona nigdy nie zniżyła się w ten sposób - syknął.

- Nie możesz dłużej tu zostać, nie pozwolę aby ktoś taki wychowywał moje dzieci. Zostaniesz odesłana do Amasyi

- powiedział. Zielonooka padła mu do stóp. Zaczęła głośno płakać.

- Bajezyd! Błagam, nie rozdzielaj mnie z dziećmi! - zawołała.

- Mogłaś o tym wcześniej pomyśleć. Nie daruję ci tego - warknął, kierując się w stronę drzwi.

Wyszedł zostawiając ją samą. Dziewczyna zacisnęła palce na miękkim dywanie. Wiedziała, że to koniec.

 

****************

Tymczasem Anbare siedziała w hammamie. Wylewała na siebie bezmyślnie coraz większe ilości wody.

Jeszcze nigdy nie czuła się tak podle. Nuriye poniżyła ją na tle całego haremu.

Powiedziała najszczerszą prawdę. Nigdy nie czuła się tak źle. Po co to wszystko?. Dlaczego tego okropnego dnia musiała spotkać Bajezyda?.

Zaczęła coraz głośniej łkać. Była pewna, że jej rywalka ma rację. Bajezyd zapomniał o niej. Ale czego miała się spodziewać? To było do przewidzenia.

Przecież ona nie jest nic warta. Nawet sama by o sobie zapomniała, widząc się w tym stanie. Nagle przeszył ją dreszcz. Poczuła dotyk na swym ramieniu.

- Anbare - usłyszała. Doskonale znała ten głos. Zamknęła oczy.

- Zostaw mnie, proszę odejdź, nie jestem godna nazywać się twoją kobietą - załkała - błagam, nie patrz na mnie, nie okazuj mi współczucia i litości, nie pokazuj mi jak bardzo mnie kochasz, dobrze wiem, że to nieprawda, ale nie mam ci tego za złe, sama bym siebie zostawiła, a więc odejdź. Nie wiem po co sułtanka ci o tym opowie...

- Nic mi nie mówiła, wszystko widziałem i słyszałem, zrozum Anbare nigdy o tobie nie zapomniałem. To ty na siłę próbowałaś mnie uszczęśliwić. Myliłaś się. Odsunęłaś się ode mnie, a to tylko dlatego aby dać mi szczęście. Tam gdzie myślałaś, że to będzie pozostał tylko ból i niechęć do życia. Z każdym dniem usychałem z tęsknoty do ciebie. Ty jesteś moim szczęściem. Nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś niezwykła, a co najważniejsze czysta. Nigdy nie splamiłaś swego serca żadną intrygą. Zachowałaś się lepiej niż ktokolwiek inny. Wykazałaś się odwagą i godnością. Każda inna na twoim miejscu po takich słowach uderzyłaby Nuriye prosto w twarz - powiedział. Brunetka popatrzyła na niego ukazując swe zapłakane oczy. Zaniemówiła. Sułtan usiadł obok niej, ocierając jej łzy. Anbare zaczęła drżeć. Nie potrafiła się uspokoić. Słowa Bajezyda sprawiły, że jeszcze bardziej się rozpłakała. Władca uniósł jej brodę. Patrzył jej w oczy.

- Jesteś inna niż wszyscy, masz swoją godność, zachowałaś się jak prawdziwa sułtanka. Potrzeba ogromnej siły, aby mimo wszystko opanować się w tej sytuacji. Masz ogromną siłę, zdobywałaś ją przez te wszystkie lata. Masz wielkie doświadczenie. Nikt w tym pałacu nie zmagał się tak dzielnie z przeciwnościami losu.

Z każdej beznadziejnej sytuacji wychodziłaś zwycięsko, za każdym razem ukazując coraz większą siłę. Teraz też tak będzie, Faize Anbare - powiedział z dumą, gładząc ją po ramionach.

Brunetka popatrzyła na niego ze zdziwnieniem. Zmarszczyła lekko brwi.

Czy on powiedział do niej przed chwilą

"Faize''?. Jak mogła w niego zwątpić?.

- Bajezyd... ja tak bardzo cię przepraszam... chciałam dobrze...ale tak być nie może... są zasady - wyszeptała, drżąc. Bajezyd przyłożył palec do jej ust.

- Dla ciebie jestem gotów złamać je wszystkie - dodał.

- Od teraz nikt nie ma prawa cię zasmucić, każdego kto to zrobi bez wachania skażę na śmierć, albo wygnanie, nigdy nie daruję temu, kto poniżył mą ukochaną Faize - powiedział, całując jej dłoń.

Brunetka popatrzyła na niego niepewnie.

Zaczęła drżeć. Po jej twarzy spływały łzy zmieszane z wodą. Powietrze wręcz dusiło.

Faize popatrzyła mu w oczy. Oddychała szybko. Oboje to czuli. Bez namysłu wpadli sobie w objęcia i utonęli w pocałunku. Takim, który miał im wynagrodzić wszystkie stracone dni. Takim, który wyrażał jak wielka jest łącząca ich miłość. Takim, który mówił, że są dla siebie całym światem. Nic w tej chwili się nie liczyło. Nikt nie był w stanie ich rozdzielić. Ani żadne zasady, ani to, że wokół nich było pełno wody. Nic nie było ważne. To był tylko ich czas.

********************

Nuriye tymczasem odwróciła się nerwowo, tak, jakby miała za chwilę uciec.

Wszystko słyszała. Była pewna, że Bajezyd zupełnie z niej zrezygnował. Ku jej własnemu zdziwieniu z jej oczu nie popłynęła ani jedna łza. Dość już było płaczu i upokorzenia.

Czuła się jak głaz, kompletnie pozbawiona uczuć. Który to już raz przeżywała to samo?. Od kąd poznała Bajezyda zawsze tak było. Ile musiała wycierpieć, za nim dostrzegła bolesną prawdę. Gdy ktoś mówił jej, że Bajezyd jej nie kocha zawsze z wielkim krzykiem upierała się przy swoim. Wszyscy widzieli to w jaki sposób ją traktuje, a ona cały czas broniła swego przekonania. Teraz było inaczej. Na własne oczy przekonała się jaka jest prawda. Bajezyd, porzucił ją, zdrową i piękną kobietę, dla tej, która nie znaczyła nic. Nikt nigdy jej tak nie upokorzył.

Westchnęła ciężko, zamykając oczy. Czuła narastający gniew. Zastanawiała się nad tym, dlaczego go pokochała i mówiła, że jest w stanie zrobić wszystko. Nic bardziej mylnego.

Jak mogła pokochać takiego idiotę?.

Przymróżyła delikatnie oczy. Czuła, że Bajezyd nic już dla niej nie znaczy. Tą, która go kochała zmienił w potwora.

Przypomniała jej się rozmowa z Melek. Dotarło do niej, że już wtedy blondynka miała rację. Najważniejszy jest Sulejman. W tej chwili panujący sułtan nie był jej do niczego potrzebny. Czuła rządzę zemsty. Była rządna krwi.

Odwróciła się zwinnie, szybkim ruchem ciągnąc za sobą, swą długą, ognistą suknię. Nie była już tą samą, kochającą nad życie Mariną. Teraz była Nuriye. Ogniem, żywiołem, burzą, koszmarem najgorszych snów.

Bez namysłu ruszyła w stronę komnaty Melek. Była gotowa na wszystko. Była gotowa na wojnę. Wiedziała, że nie zawacha się przed niczym, pochłonie każdego, kto stanie jej na drodze. Otworzyła silnie drewniane drzwi, prowadzące do komnaty sułtanki Melek.

Niebieskooka posłała szatynce pytające spojrzenie.

- Nuriye, co sprowadza cię o tej porze? - zapytała.

- Przyjmuję każdą twoją propozycję! Jestem gotowa na wszystko! - zawołała pewnie zielonooka. Melek uśmiechnęła się lekko.

- Przejrzałaś na oczy, sułtanko Nuriye, idealnie, wiedziałam, że jesteś mądra, nie jesteś godna takiego traktowania - dodała blondynka.

- Masz rację nie jestem tego godna, dlatego będę walczyć o to co mi się należy, będę walczyć o tron i władzę! - odparła dumnie Nuriye.

Niebieskooka popatrzyła na nią z zadowoleniem. Pogładziła ją po ramieniu.

- To nie takie łatwe...będziesz musiała wyrzec się wielu rzeczy, możesz być pewna, że poleje się krew - odpowiedziała z wielką powagą Melek. Szatynka wyprostowała się.

- Jeśli będzie to krew Anbare, Bajezyda, sułtanki Gizem, sułtanki Gevherhan, Majsun, Osmana, Humy i Rany zrobię to z wielką przyjemnością - dodała z szyderczym uśmiechem Nuriye.

- Widzę, że masz wielkie plany... jesteś w stanie zdetronizować władcę? - odparła blondynka.

- Bez wachania, jeśli masz na to jakiś pomysł - odpowiedziała szatynka.

Słowa Nuriye wywołały na twarzy Melek szeroki, bezczelny uśmiech. Czekała tylko na te słowa. Od lat to planowała. Nareszcie spełniło się największe z jej marzeń - zemsta.

- Sułtan od lat planuje zająć większe tereny, jedni mówią, że lada chwila wyruszy inni że nigdy to nie nastąpi, wiesz co? Ja myślę co innego, myślę, że nigdy z tamtąd nie wróci... chyba, że w trumnie - powiedziała blondynka.

- Jaki masz plan? - zapytała Nuriye.

- Słyszałaś może o Timurze? - powiedziała Melek, gładząc się po włosach.

- Wielki wojownik, bardzo ambitny...

Bajezyd również próbuje zająć tamte tereny... bardzo się na tym zawiedzie.

**************

Następnego dnia rano Nuriye szykowała się do wyjazdu. Sułtanka Gizem z uśmiechem obserwowała jak przygotowują powóz sułtance o kasztanowych włosach.

O jedną żmiję mniej. Cóż za piękne uczucie, aż chce się świętować.

Tymczasem Nuriye stała na pałacowym korytarzu. Czuła wielki ból i żal wiedząc, że niebawem wyjedzie. Jak wiele miesięcy będzie musiała żyć bez nich. Byli jeszcze tacy maleńcy. Ucałowała w czoło swą córeczkę Almas. Uściskała Sulejmana. Popatrzyła z dumą na swego syna. Pocieszała się tylko jedną myślą - że być może nie długo wróci tu jako sułtanka matka, i cały świat będzie należał do niej, to ona będzie nim rządzić. Wtedy skaże na śmierć wszystkich swoich wrogów.

- Destur! Haseki Faize Anbare Sultan! - rozległ się głos.

Nuriye zamknęła oczy i zacisnęła pięści.

Oddychała szybko. Była wściekła słysząc to imię. Nie było to już zwykłe i proste "Anbare". Teraz to Faize. Zwycięska.

Miała wrażenie że będzie miała do czynienia z zupełnie inną osobą, że tej Anbare już nie ma. Odwróciła się.

Popatrzyła na swą rywalkę. Zmierzyła ją srogim wzrokiem, wykrzywiając przy tym wargi. Nie spodziewała się takiego widoku. Gdzie zniknęła ta zatrwożona, słaba, bezradna kobieta?. Prawie jej nie poznała.

Brunetka miała na sobie piękną, turkusowo - błękitną suknię, o niespotykanym kroju. Idealnie podkreślała jej smukłą sylwetkę. Była delikatnie rozkloszowana, a materiał spływał falami, tworząc śliczną, pofałdowaną strukturę. Szatynka popatrzyła na kołnierz i piękne falbany, które jej rywalka miała na ramionach. Za nią natomiast ciągnęła się długa, turkusowa chusta. Szyja brunetki była ozdobiona ogromną, diamentową kolią, na jej głowie natomiast spoczywała pokaźnych rozmiarów, złota korona, która błyszczała jak milion gwiazd.

Wszystko to budziło respekt i zachwyt. Każdy kto widział Faize był pewien, że ma przed sobą kobietę inną niż wszystkie. Zwyciężczynię.

- Sułtanko Anbare - skłoniła się zgryźliwie zielonooka.

- Nie jestem Anbare, jestem Faize, czyżbyś straciła słuch moja droga? - zapytała brunetka.

- Dla mnie zawsze pozostaniesz tą bezsilną Anbare, nigdy się nie zmienisz - syknęła szatynka.

- Źle mnie oceniasz, Nuriye, Anbare zniknęła wraz z tym piekielnym wieczorem, którego tak o niej powiedziałaś, narodziła się Faize, i nie masz prawa nigdy jej znieważyć, chyba, że chcesz być narażona na gniew jej i sułtana Bajezyda - zawołała donośnie kobieta o brązowych oczach.

Nuriye patrzyła na nią niepewnie.

- Niebawem powrócę, a ty nie będziesz miała nic do mówienia, będziesz cierpieć dzień za dniem, będziesz błagać o śmierć, po kolei będziesz tracić swoje dzieci, jedno za drugim...dla swojego sułtana... zobaczysz, że nigdy nie był tego wart - syknęła szatynka odwracając się.

Faize zacisnęła usta. Patrzyła jak szatynka odchodzi. Czuła, że Nuriye coś knuje. Jeszcze nigdy nie była tak zaniepokojona. Straszna wizja widniała w jej oczach. Śmierć. Nie mogła tego zlekceważyć...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tina12 28.09.2016
    Haha. Nareszcie An spotkało coś dobrego.
    5
  • Zozole 29.09.2016
    5 i czekaaam ♡♡♡♡♡

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania