Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 77 "Matczyne serce"

Kto by pomyślał, że tak szybko nadejdzie wiosna. Wiosna jedna z najpiękniejszych.

Kolejna w tym pałacu. Niby zwykła, niepozorna ale jakże wspaniała.

Cieplejsza niż kiedykolwiek. Weselsza niż dawniej. Szczęśliwsza. Kolejna z tych najwspanialszych, przepełniona cudownym zapachem. A co najważniejsze przepełniona radością.

W pałacu znów było gwarno i wesoło.

Czerń dawnych dni ukryła się gdzieś w najdalszych i zapomnianych zakątkach seraju. Nikt już o nich nie pamiętał.

Przykryła je biel i radość.

Przykryło je szczęście. Nikt już się nie smucił. Pałac, który niegdyś był zalany łzami, przemienił się w raj na ziemi.

Wszyscy cieszyli się. Przyszedł ten najszczęśliwszy dzień.

Przyszły dni, które zadziwiły wszystkich.

W powietrzu unosiła się woń zwycięstwa.

Każdy wiedział, że to zwycięstwo najbardziej umiłowanej sułtanki sułtana Bajezyda. Przezwyciężyła nawet to, na co pozornie nie miała wpływu. Nie poddała się.

Walczyła do końca, a jej walka przyniosła korzyści. Nadeszły dni, w których to ona jest tą najważniejszą i najsilniejszą.

Przyszła wiosna, która odmieniła wszystko.

********************

Nuriye siedziała w swojej komnacie.

Bezmyślnie wpatrywała się w zieloną suknię, którą szykowały jej służące.

Za kilka godzin miała wyjeżdżać.

Ponownie wejść do tego samego pałacu, który tak uprzykrzył jej życie.

Z jednej strony cieszyła się, że zobaczy swoje dzieci, z drugiej zaś miała tego dosyć. Czuła się tak, jakby jej serce palił żywy ogień. Niedawno czuła że wygrała, teraz zaś wiedziała, że upada.

Wszystkie jej plany legły w gruzach.

Jej rywalka z każdym rokiem stawała się coraz potężniejsza. Nuriye wiedziała, że niebawem będzie musiała zainterweniować. Swój kolejny plan będzie musiała wcielić w życie, co wcale nie jest takie łatwe. Czy zdoła całą swoją siłą uderzyć w samo serce sułtanki Faize i zabić padyszacha, którego kiedyś również darzyła miłością?. Czy potrafiłaby to zrobić?. Czy jest na to gotowa?. Czy potrafi rozpocząć wojnę, której nie będzie końca?. Czy da radę przyjąć tego zyski i straty?. Jak wielki będzie tego ciężar?. Czy zdoła go unieść?.

Co zrobi, jeśli w momencie spadnie na jej barki tak wielka odpowiedzialność, którą jest władza?.

- Pani, wszystko w porządku? - usłyszała nagle.

Popatrzyła w stronę tej osoby. Przed nią stała Ahsen.

- Już pora, pani. Bądź silna, to nie koniec świata, Sułtanka Faize... - urwała, gdyż Nuriye zatrzymała ją ręką. Zacisnęła silnie zęby.

- Nie wypowiadaj nawet jej imienia.

Co chcesz mi powiedzieć o Faize? Nie widzisz co się dzieje! Ta żmija jest matką czterech... ba pięciu osmańskich książąt! Mam patrzeć na to jak ona cały czas mnie rujnuje! - wrzeszczała szatynka.

- Pani, nie denerwuj się - powiedziała spokojnie blondynka.

- Nie denerwuj się - przedrzeźniła ją zielonooka - Masz rację, nie będę się denerwować, wszystko idzie bardzo dobrą drogą, niedługo jej triumf się skończy a zastąpi to płacz i zgrzytanie zębów.

Faize może i ma swoich pięciu synów, ale zwycięży ten, który będzie najsilniejszy i najstarszy, czyli Sulejman, wtedy straci ich wszystkich - dodała Nuriye.

Blondynka wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.

- Pani, przecież najstarszy jest książe Osman! - powiedziała.

- I jego koniec nadejdzie, już ja o to zadbam - syknęła zielonooka, podchodząc do leżącej na fotelu sukni.

- Szykuj się Ahsen, tym razem cały pałac wiwatuje na cześć Anbare, następny triumf będzie mój, powrócę do pałacu jako najważniejsza, jako sułtanka matka, przyszedł już może list od Timura? - zapytała.

- Oczywiście, pani - dodała, podając jej zapieczętowaną kopertę.

- Idealnie, twój koniec jest bliski, Faize Anbare...

***********************

Ciepły powiew wiatru wpadł do komnaty, budząc brunetkę.

Czuła się bardzo wyczerpana. Oddychała ciężko. Zamknęła oczy, a za chwilę je otworzyła. Dotarło do niej co tak naprawdę się stało. Cały ten amok, ból, zaraz zaraz, urodziła... ale gdzie się podziało maleństwo?. Jej wzrok padł na otwierające się drzwi. Skrzypiały głośno, sprawiając, że poczuła dreszcz. Do komnaty weszła kobieta ubrana na zielono. Podchodziła coraz bliżej, a za nią ciągnęła się zielona poświata.

Brunetka przyjrzała się bardziej jej dłoniom. Na rękach trzymała małe zawiniątko. Anbare wstrzymała oddech.

Ta maleńka pieluszka... ociekała krwią.

An popatrzyła na twarz tej kobiety.

Gościł na niej szyderczy uśmiech.

- No co, Faize, przestraszyłaś się?

Zobacz to twój syneczek - szepnęła jej do ucha szatynka - no zobacz, jaki jest śliczny.

Brunetka odkryła kawałek materiału, którym było owinięte dziecko.

Spojrzała na twarz maleństwa.

Zamarła. Poczuła ukłucie w sercu.

Brakło jej tchu. Cała twarz jej dziecka była sina i pocięta. Wszędzie spływała krew.

- Cudowny, prawda? - zaśmiała się zielonooka.

- Co zrobiłaś mojemu dziecku! Zabiję cię! Zginiesz! Ty diable! - wrzeszczała - zniszczę cię! Zniszczę wszystko co posiadasz! Zginiesz! Zginiesz!.

- Faize! Faize, obudź się! - usłyszała pełen przerażenia ton. Otworzyła oczy, wręcz dusząc się powietrzem.

Spojrzała przed siebie. Popatrzyła na swoją dłoń. Z całej siły zaciskała ją na przedramieniu siedzącej obok osoby. Był to Bajezyd. Patrzył na nią ze strachem.

Na rękach trzymał małe zawiniątko.

Dziecko rozpłakało się.

- Daj mi go! Daj mi go, prędko! - zawołała. Popatrzyła na twarz maleństwa. Była cała czerwona od płaczu. Przytuliła je. Po jej twarzy spłynęło kilka łez. Zaczęła drżeć.

Ucałowała w czoło maleńką istotkę.

- Dzięki ci Boże! - zawyła.

Sułtan pogładził ją po głowie.

- Nie płacz już, wszystko dobrze, zobacz, mamy kolejnego wspaniałego syna, to nasz największy skarb, spójrz jesteśmy przy tobie - powiedział, całując ją w czoło. Nagle usłyszała skrzypienie. Drzwi uchyliły się, a widniało w nich ciekawskie oczko.

- Chodź tu mój mały bohaterze - zaśmiał się Bajezyd - niech twoi bracia też tu przyjdą.

Do komnaty weszło czworo chłopców i dwie dziewczynki. Bajezyd wstał i podszedł do dzieci.

- Mehmet, Mustafa, Musa, Sulejman, Nilay, Almas - powtórzył, ściskając każde z nich.

- Tatusiu, co mamusia tam trzyma? - zapytał mały chłopiec o lekko kręconych włosach, zerkając w stronę siedzącej na łóżku An.

Brunetka uśmiechnęła się do swego synka.

- To wasz braciszek, książe Ahmet - powiedział sułtan, uśmiechając się do malca, ściskającego jego nogę - chcecie go zobaczyć? - zapytał. Dzieci odpowiedziały mu chórem, że chcą.

Posłał pytające spojrzenie swej ukochanej sułtance.

- Chodźcie, tylko po malutku, i nie krzyczcie, mamusia jest bardzo zmęczona - powiedział.

Każde z rodzeństwa po kolei obserwowało maleńką istotkę, którą trzymała na rękach Faize.

Nie chciała jej oddać nikomu. Była dla niej bardzo ważna. Ten maluch był taki bezbronny.

Bajezyd spojrzał na swą dziesięcioletnią córkę - Almas. Dziewczynka stała najdalej z rodzeństwa, patrząc przed siebie i marszcząc brwi.

- Almas, moja kochana, nie chcesz zobaczyć swego braciszka? - powiedział.

- A po co? To nawet nie jest mój brat, nie jest on dzieckiem mojej mamy - burknęła mała szatynka. Bajezyd zamarł. Almas bardzo często dawała mu do zrozumienia jak bardzo ją skrzywdził wyganiając jej matkę. Teraz bardzo go to zabolało.

Zapanowała cisza. Nilay popatrzyła na nią srogo.

Drzwi otworzyły się, a do komnaty weszła Rana i Osman.

Anbare patrzyła na dwójkę swych najstarszych dzieci.

- Panie, Valide - powiedział Osman, kłaniając się. Faize zmierzyła go wzrokiem, co było bardzo trudne.

Bajezyd pogładził go po ramieniu.

Wyglądało to dość komicznie, gdyż musiał wyciągnąć rękę, aby dosięgnąć jego ramienia. Był bardzo wysoki.

Silny. Idealny kandydat na władcę. Przyszłość dynastii.

Anbare była dumna z niego i jego postępów. Był bardzo dobrze wykształcony. Chłonął wiedzę z wielkim zapałem. Świetnie zbudowany. A do tego bardzo przystojny.

Wpatrywała się w niego oczarowana, a duma rozpierała jej serce. Wyrósł na silnego mężczyznę, dokładnie tak jak tego chciała.

Popatrzyła na swą przybraną córkę.

Była taka śliczna. Z jej pomocą została żoną Tamira.

- Jak się czujesz, mamo? - zapytała jasnowłosa.

- Mając was przy sobie jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek, moje dzieci, jesteście dla mnie wszystkim - mówiła z uśmiechem.

- Jak się mają Gulnihal i Hatice? - zapytał Bajezyd.

- Są tutaj i Tamir też - poinformowała Rana.

Faize uśmiechnęła się. Wszyscy są razem. Nareszcie ma rodzinę o której tak bardzo marzyła. Rozejrzała się wokół.

Kogoś jej brakowało. Gdzie też się podziała Huma?.

- Gdzie jest Huma? - zapytała nerwowo.

Rodzeństwo popatrzyło na siebie. Nikt nigdzie jej nie widział.

Anbare czuła niepokój. Bardzo się o nią martwiła. Zawsze były z nią problemy, a w ostatnich latach było jeszcze gorzej.

Huma miała już szesnaście lat.

Stała się bardzo buntownicza i niepokorna. Wiele razy kłóciła się ze swą matką. Nie miały ze sobą dobrego kontaktu. Wręcz żadnego. Jej córka mocno się oddaliła. Faize bardzo to martwiło...

***************

- Pani, jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - zapytała czarnowłosa dziewczyna o zielonych oczach.

- Nie panikuj Şirin! - skarciła ją jej towarzyszka - Nie bądź tchórzem, boisz się? - zaśmiała się.

- Ach pani, proszę przemyśl to - zawołała za nią.

- Nie mam zamiaru marnować życia i całe dnie przesiadywać w pałacu tak jak moja matka! - syknęła - jak nie chcesz idę sama...

- Sułtanka Faize nie byłaby zadowolona z tego co masz zamiar zrobić i z tego co o niej mówisz - stwierdziła czarnowłosa

- Nie mów mi już o niej, chociaż ty daj mi żyć - powiedziała brunetka, patrząc na nią swymi niebieskimi oczami - Za tem, jaka jest twoja decyzja, sułtanko Şirin?.

- Idę z tobą - dodała dość niepewnym głosem niewysoka dziewczyna.

- Świetnie Şirin, wiedziałam, że zrobisz to dla mnie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką - dodała brunetka, ściskając ją.

Po chwili obie zniknęły w gęstwinie roślin...

*******************

Cała sułtańska rodzina zebrała się w komnacie Faize.

Był tam Bajezyd, sułtanka Gizem, sułtanka Ismihan, Rana, Nilay, Majsun i Gevherhan.

Brakowało tylko Şirin i Humy.

Anbare czuła ból przepełniający serce.

Jej własna córka zostawiła ją w tak ważnej chwili.

Popatrzyła na otwierające się drzwi.

Do komnaty weszła ubrana na zielono kobieta. Od razu przypomniał jej się koszmar, który śnił jej się rano.

Nuriye szła powoli, dumnie patrząc przed siebie. Bardzo się zmieniła.

Nie przypominała tej Mariny Hatun, którą niegdyś była. Wyglądała teraz dostojnie i wyniośle. Ręce opierała na ramionach, idących przed nią dzieci.

One również szły z gracją i dumą.

Faize skwasiła się widząc ją znowu.

Mimo to obdarzyła wszystkich uśmiechem.

Nuriye popatrzyła w stronę trzymanego na rękach Anbare zawiniątka.

- Czyżbyś próbowała upewnić czy to chłopiec? - przemówiła brunetka, posyłając swej rywalce kwaśmy uśmiech.

Szatynka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz Bajezyd posłał jej dość miłe spojrzenie. Nuriye wpatrywała się w niego przez chwilę. Tak dawno go nie widziała. Przez chwilę poczuła jakieś ciepło w sercu. Spokój. Wtedy on skinął ręką w stronę Anbare.

- A gdzie ukłon, Nuriye? Może okazałabyś troszeczkę szacunku? Pamiętaj, że to dzięki jej łasce jesteś tutaj i mogłaś zobaczyć się z dziećmi - powiedział.

Zielonooka popatrzyła piorunująco w stronę swej rywalki. Zacisnęła usta, z trudem uginając kolana.

Zamknęła oczy, tłumiąc w sobie gniew.

Faize zmierzyła ją triumfalnym spojrzeniem. Było to wspaniałe uczucie, widząc jak wróg kłania się. Kolejny triumf.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Tina12 29.10.2016
    Widzę, że pozornie wszystko zaczyna się układać.
    5
  • Zozole 29.10.2016
    Jak zawsze leci piąteczka ;)
  • katharina182 24.11.2016
    Takich koszmarów to nikomu bym nie życzyła.
    Opis wiosny na początku bardzo mi się podobał; )
    Rozdział udany jak każdy poprzedni.
    Zostawiam 5;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania