Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 79 "Nie płacz"

Mężczyzna odwrócił się. Anbare wpatrywała się w niego. Wcale się nie zmienił.

Jego twarz wciąż była taka sama.

W ogóle się nie zestarzał. Było to bardzo dziwne, a zarazem przerażające. Spojrzał na nią swymi niebieskimi oczami, głębokimi niczym morze. Serce waliło jej jak oszalałe. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje.

- Zafir, to ty? - zapytała z nadzieją. W jej głowie kłębiło się wiele myśli i pytań.

Jedno z nich cały czas rozbrzmiewało w jej głowie - jak to możliwe, że on żyje?

Chciała mu tak wiele powiedzieć.

Wyznać jak bardzo za nim tęskniła.

Niebieskooki speszył się nieco, po czym podszedł bliżej.

- Bardzo dawno nie słyszałem tego imienia - odparł ze smutkiem. Faize odsunęła się. Nic z tego nie rozumiała.

- A więc to ty! Dlaczego nie powiedziałeś mi, że żyjesz? - powiedziała, przyglądając mu się ze zdziwieniem.

- Pomyliłaś mnie, pani. Może mnie nie pamiętasz, ale ja pamiętam cię doskonale. Pamiętam o tobie i twoich zasługach. Uratowałaś mi życie. Jestem Murad, Zafir był moim bratem - dodał prędko.

Anbare pokiwała głową. Wszystkie emocje opadły. Cała radość zniknęła. Westchnęła ciężko. To był dla niej wielki szok. Przed chwilą miała jeszcze nadzieję, a teraz czuła się kompletnie pozbawiona sił.

Smutna rzeczywistość ponownie dała o sobie znać. Zafira już nie ma. Odszedł. Umarł, ratując jej życie. Zginął przez Gizem i Majsun. Jej własna siostra zabiła go.

Brunetka zacisnęła silnie dłonie.

Przypomniało jej się dlaczego znalazła się w tym ogrodzie. Przez Humę i Şirin.

Czuła jak wrze w niej krew.

Jej córka jest właśnie ze swą kuzynką - córką zdrajczyni.

Wiedziała, że już się nie powstrzyma.

Ruszyła prosto w stronę pałacowych bram...

******************

Rudowłosa leżała w tym samym miejscu od kilku godzin. Wiedziała, że nie jest w stanie się ruszyć. Jej ciało było prawie sparaliżowane. Czuła strach i ból.

Przycisnęła zakrwawiony policzek do zimnej podłogi. Chciało jej się płakać.

Cały świat się walił. Zginęła jej mama, ojciec i siostra. Chciała umrzeć. Odejść w ich stronę. Tak bardzo ich kochała. Byli jej jedyną nadzieją. Jedynym wsparciem. Jedynym sensem istnienia.

Po co ma cierpieć, skoro może odejść w ich stronę.

- Kalina - usłyszała dość głuchy, lecz przyjazny głos.

Otworzyła oczy, patrząc na klęczącą przy niej postać. Nie znała jej.

- Wstań, musimy iść - dodała kobieta, patrząc na nią ze współczuciem.

- Nie chcę, zostaw mnie! - zawyła rudowłosa.

- Musisz, wszystkie musimy. Mi też nie jest łatwo, przeżywam to samo co ty. Wiem, to koszmar, ale nie poddam się. Ty też się nie poddawaj. Wierzę w ciebie. Razem damy radę - powiedziała, wyciągając do niej rękę.

Rudowłosa otarła łzę, spływającą po jej policzku. Spojrzała na swą dłoń. Była cała we krwi. Z przerażeniem dotknęła swego policzka. Poczuła pod palcami dość głęboką ranę. Była przerażona.

Stojąca przed nią kobieta ścisnęła silnie jej rękę.

- Bądź silna - dodała.

Wyszły z pod pokładu. Rudowłosa rozejrzała się. Widok był naprawdę dość pokrzepiający. Było bardzo ciepło.

Dziewczyna poczuła miły wiatr, który delikatnie muskał jej włosy.

Zamknęła na oczy. Otworzyła je po chwili.

Szła za innymi dziewczętami. Nie było ich wiele. Rudowłosa znała większość z nich.

Pamiętała nawet ich imiona.

Patrzyła na każdą z nich, w myślach literując jej imię. Lina, Anastazja, Anna, Aurelia, Eliza, Aleksandra, Helena, Amelia, Maria, Nora, Adrianna, Nadia,

Ida i...

Kalina wpatrywała się w ostatnią z dziewcząt, stojącą trochę dalej.

Była wysoka. Miała śliczne, jasne włosy i mimo, że była wyczerpana nadal zachwycała swym pięknem. Szła ze spuszczoną głową, cały czas łkając. Rudowłosa oberwowała ją od dawna. Bardzo dziwiło ją to, że barbarzyńcy obchodzą się z nią trochę inaczej.

Nie rozumiała zbyt wiele z ich języka, ale widziała, że coś jest nie tak. Jasnowłosa musi być kimś ważnym, skoro traktują ją bardziej "delikatnie".

Minuty dłużyły się. Kalina czuła coraz większą rozpacz. Wlokła się powoli za innymi, a sznur, którym miała związane ręce coraz bardziej wrzynał się w jej kościste, sine dłonie. Tęskniła za domem, za Grecją i za rodziną. Kilka słonych kropli spłynęło po jej policzku. Nagle zauważyła, że idąca za nią dziewczyna przewróciła się.

Była to Nora. Upadła, ciągnąc za sobą pozostałe niewolnice.

Rudowłosa popatrzyła na nią swymi fioletowymi oczami.

Wiedziała, że porywacze nie będą zadowoleni z tego, że opóźnia przetransportowanie ich.

Obróciła się szybko i uklęknęła przy niej.

- Nora, wstawaj, oni zaraz tu będą! - zawołała. Szatynka podniosła wzrok.

Patrzyła na nią podpuchniętymi oczami.

- Weź to i uciekaj! Przetnij sznur! - szepnęła. W dłoni trzymała kawałek pękniętego noża.

Kalina wzięła narzędzie do ręki. Cała się trzęsła. Nie zawachała się jednak.

- O nie, to ty uciekaj! - powiedziała.

Nagle poczuła, że ktoś ciągnie ją do tyłu.

Ostatkiem sił przecięła linę.

Nora zaczęła biec. Rudowłosa szarpała się z porywaczami, chcąc dać swej przyjaciółce jak najwięcej czasu na ucieczkę. Poczuła ulgę, widząc, że jest daleko. Już miała skręcić gdy...

Kalina usłyszała strzał. Zamarła.

Biegnąca dziewczyna zatrzymała się. Zachwiała się mocno.

Rudowłosa odwróciła głowę.

Obok niej stał jeden z porywaczy.

W ręce trzymał pistolet. Dziewczyna czuła jak wrze w niej krew.

- Ty kundlu! Dlaczego ją zabiłeś? Ona była niewinna! Mogłeś zabić mnie! - wrzasnęła.

- Choćbyś bardzo chciała zginąć, nie pozwolę na to. Jesteś zbyt cenna.

Może i jesteś pyskatą i wredną smarkulą, ale pewien człowiek obiecał mi zapłacić sporą sumę za ciebie i kilka innych... widocznie potrzebuje takich ślicznotek - dodał z uśmiechem.

Dziewczyna patrzyła na niego ze złością.

Z całej siły ugryzła trzymającą ją dłoń.

Ugryziony mężczyzna syknął głośno.

Chwycił silnie jej ogniste włosy.

- Nie przesadzasz trochę, moja droga?

Myślisz, że uda ci się uciec? - zaśmiał się.

- Ja nie myślę! Ja to wiem! - zakrzyknęła głośno. Turek posłał jej pogardliwe spojrzenie.

- Zwiążcie ją silnie, ma być cała - zwrócił

się do innych porywaczy - Jutro przyjdzie po nie pewien kupiec...

************

- Ile razy mam ci mówić, że nie życzę sobie, abyś zadawała się z kimś takim jak Şirin! Co ci przyszło do głowy!

Mało tego... Gdzie jeszcze byłyście?

Ile razy mam ci mówić, że tam jest bardzo niebezpiecznie! Czego u licha szukałyście w porcie! - krzyczała Anbare.

Huma patrzyła na nią ze złością. Wręcz kipiała. Miała swej matce dużo do powiedzenia. Jej buntownicze serce nie znosiło, kiedy ktoś zabraniał mu czegokolwiek.

- Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Şirin! Co ona takiego zrobiła? - odparła z krzykiem młoda brunetka.

- Nie zrobiła jeszcze nic, ale może zrobić.

To córka tej żmiji Majsun! Jest taka sama jak matka! Kiedy się odwrócisz wbije ci nóż w plecy ! - dodała Faize.

- Wiesz co? Przesadzasz. Od lat trzymasz mnie w zamknięciu. Nie pozwalasz żyć. Traktujesz mnie jak małe dziecko!. Nigdy nie liczyły się dla ciebie moje marzenia. Zabierasz mi wolność!

Chcesz, abym stała się taka jak ty! -wrzasnęła Huma.

Anbare zamarła. Dostała kolejny cios od swojego dziecka.

- Jak mam traktować cię poważnie, kiedy ty zachowujesz się jak małe dziecko?. Jesteś nieodpowiedzialna!.

Wszystko robiłam zawsze z myślą o tobie i twoim rodzeństwie. Wiele poświęciłam, walcząc o waszą przyszłość. Przezwyciężyłam mnóstwo przeciwności dla waszej przyszłości. Wiele razy płonęłam, dla was.

Dlaczego nie widzisz tego? - powiedziała An, ze łzami w oczach.

- Może i robiłaś wiele dla moich braci i Rany, ale mi nigdy tego nie okazywałaś.

Zachowywałaś się tak, jakbyś nigdy o mnie nie pamiętała. Zawsze wychwalałaś Osmana, Mehmeta, Ranę a mnie zawsze pomijałaś. Zapomniałaś o mnie wiele lat temu. Właśnie dlatego -

dodała, patrząc swej matce w oczy.

Wyszła bez słowa. Faize usiadła na łóżku. Popatrzyła na swe drżące ręce.

Zamknęła oczy. Czuła jak łzy napływają do jej oczu. Po chwili zaczęły spływać po

jasnej twarzy. Milczała, dusząc w sobie cały ból. Dlaczego nie zareagowała wcześniej?. Była wściekła na samą siebie. Jej córka ma ją za wroga. Nie docenia jej. Nie mogło być gorzej. Co się stało z Humą?.

Może okazywała jej zbyt mało matczynej miłości?. Był to dla niej ogromny ból. Nie mogła sobie tego darować.

Oddałaby wszystko, aby cofnąć czas...

*******************

Huma pędziła przez korytarze. Po jej policzkach również spływały łzy. Cały potok łez. Czuła się odrzucona.

Otarła rękawem sukni ciąg słonych kropli. Załkała cicho.

Ogromny ból targał jej buntowniczym sercem. Ściskał je, nie wypuszczając ani na chwilę ze swych ognistych szponów.

Szła przed siebie, a wszystko rozmazywało jej się przed oczami.

Nagle poczuła zimny powiew wiatru.

To oznaczało tylko jedno - drzwi do ogrodu muszą być otwarte.

Bez namysłu ruszyła w ich stronę.

Po chwili znalazła się w odpowiednim miejscu. Przekroczyła próg. Przyjemny powiew sprawił, że zamknęła swe oczy.

Świerze powietrze przyniosło chwilowe ukojenie. Oddychała spokojnie, chcąc się uspokoić. Na próżno. Nadal czuła rozpacz. Ruszyła w głąb ogrodu. Przyglądała się pięknym roślinom.

Były wszędzie. Zakwitły kolorowe kwiaty, wabiąc przy tym setki owadów.

Brunetka ponownie zamknęła oczy, wdychając cudowną woń.

Otworzyła je po chwili. Nie spodziewała się takiego widoku. Przed nią stała nieznajoma postać.

Huma przestraszyła się. Odskoczyła prędko. Zmierzyła ją dokładnie.

Był to wysoki, młody mężczyzna. Podszedł bliżej, patrząc na nią z uśmiechem.

- Nie płacz - powiedział, przyglądając się jej. Jego głos był ciepły i przyjazny...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tina12 02.11.2016
    Fajny rozdział.
    5
  • katharina182 27.11.2016
    Całkiem fajny rozdział. Jak zwykle przyjemnie i szybko mi się czytało. Zostawiam kolejną zasłużoną 5;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania