Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 85 "To się dzieje naprawdę?"

Anbare wpatrywała się z niedowierzaniem w Bajezyda. Odwróciła wzrok, patrząc na piękny widok, rozpościerający się przed nią. Nawet w snach nieprzypuszczałaby, że może stać się coś tak wspaniałego. Nigdy wcześniej nie widziała tak ślicznego miejsca.

Był to ogród, pachnący milionami przepięknych kwiatów. Czyżby rzeczywiście trafiła do raju?. Piękny zapach działał na nią kojąco. Pod ich stopami ciągnął się długi dywan, usłany czerwonymi różami. Słońce świeciło mocno, rażąc ją w oczy.

- Bajezyd, dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi o tym pięknym miejscu? - zapytała.

- To miejsce zostało przygotowane specjalnie na tą okazję, chodź za mną - powiedział, chwytając ją za rękę. Brunetka rozglądała się, podziwiając piękno tego miejsca. Dostrzegła jeszcze więcej przeróżnych ozdób. Wszystko wyglądało tak, jakby same anioły przystroiły ten niespotykany inny świat, według własnych pomysłów. W pewnym momencie ujrzała maleńkie wrota, nad którymi rozciągały się pęki kwiatów, oraz długa, świecąca, czerwona chusta. Władca wszedł na mały murowany taras, z którego rozciągał się widok na morze.

Faize odchyliła się nieco, po czym ujrzała coś co jeszcze bardziej ją zdziwiło. Zakryła usta ręką. Popatrzyła na Bajezyda, a oczy zaszły jej łzami.

- To się dzieje naprawdę? - spytała, patrząc mu w oczy. Sułtan pocałował jej dłoń.

Nasunął na jej palec czerwony pierścień.

- Tak moja Faize, to prawda. Od dawna to planowałem. Teraz jesteś wolna. Masz taką samą władzę jak ja. Teraz nic, ani nikt nas nie rozdzieli - dodał, zsuwając z ogromnej korony, którą miała na głowie, piękny, haftowany welon. Brunetka popatrzyła przed siebie.

Pod ogromnym krzakiem dzikich róż siedziało trzech mężczyzn.

Ali Pasza, Ahmed Pasza oraz jeszcze jeden, którego nie znała.

- Czy bierzesz za żonę, Faize Anbare, córkę Franciszka? - powiedział starszy, siwowłosy mężczyzna.

- Biorę.

Faize scisnęła silnie dłoń Bajezyda. Dawno nie czuła się tak dobrze. To było uczucie nie do opisania. Nareszcie poczuła się kochana. Zamknęła oczy, słuchając tych słów, które działały niczym anielska muzyka na jej serce. Czuła jak bije ono szybko, ale jakoś tak inaczej. Bije z jeszcze większą miłością niż kiedyś.

Po chwili mężczyzna powtórzył to samo, lecz w kwestii Bajezyda. Ceremonia zakończyła się. Wszyscy zebrani popatrzyli na małżeństwo.

Anbare stała spokojnie, cały czas zszokowana zaistniałą sytuacją.

Posyłała co chwilę pełne miłości spojrzenie swemu mężowi, zaciskając palce na jego dłoniach. Jej twarz oblał gorący rumieniec, a następnie wstąpił na nią szczery uśmiech.

Zamknęła oczy, cały czas uśmiechając się.

- Nie wiem co powiedzieć - zawołała, śmiejąc się.

- Twój uśmiech mi wystarczy, Faize.

Jest cenniejszy niż wszystkie dobra tego świata. Jest najcenniejszym diamentem, niegdyś bardzo rzadkim. Teraz już nigdy nie zejdzie z twojej twarzy. Osobiście o niego zadbam - dodał, również się uśmiechając.

An przytuliła go mocno. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Teraz czuła się jak prawdziwa sułtanka. Tak bardzo go kochała.

Miłość smakuje lepiej, gdy bywała trudna.

Trud staje się mniejszy, gdy przezwycięża się go z miłością.

Po każdej zimie musi przyjść wiosna.

Tak też się stało.

Nie zapominajmy, że po każdej gorącej wiośnie lubi przychodzić zima mrożąca krew w żyłach...

********************

Zbliżał się wieczór. Humeyra siedziała w sali głównej.

Przez kilka tygodni zaprzyjaźniła się z księciem. Bardzo go polubiła.

Przy nim potrafiła choć na chwilę zapomnieć o problemach.

Wszystkie troski odpływały w dal na jego widok. Osman zawsze z uwagą słuchał jej opowieści. Rudowłosa była z nim szczera.

Mówili sobie o wszystkim, a ona mimo, że była zwykłą niewolnicą wiedziała, że zyskała przyjaciela.

Rozciągnęła się na miękkich poduszkach, posyłając spojrzenia wszystkim patrzącym na nią dziewczynom.

Uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak z zapałem komentują trzymany przez nią przedmiot. Pięknie ozdabianą książkę, którą pożyczył jej sam książe.

Ognistowłosą śmieszyły ich spojrzenia, które wyrażały zazdrość. Czuła się teraz jak sułtanka. Przecież to ona została wywyższona, to ona jest przyjaciółką księcia. Nie one.

Nagle do pomieszczenia weszła wysoka, zgrabna dziewczyna o czarnych włosach.

Nawet ona nie była w stanie zakłócić szczęścia jakie odczuwała Humeyra.

Niebieskooka odważyła się nawet posłać jej triumfalne spojrzenie, jednak Neşlihan szła przed siebie z uśmiechem na twarzy, tak jakby nic ją nie interesowało.

Rudowłosa wstała prędko, zdziwiona jej zachowaniem.

Kilka dziewcząt otoczyło piękną niewolnicę ze wszystkich stron, wesoło z nią rozmawiając.

Humeyra przyjrzała się jej ubraniu z zazdrością.

Jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie.

Miała na sobie koronkową suknię, wyszywaną pozłacanymi nićmi.

Jej czarne włosy były spięte do tyłu perłową ozdobą, która ciągnęła się przez całe pasma włosów.

Kilka pereł opadało na czoło, dodając jej wdzięku. Zatrzepotała zmysłowo rzęsami, po czym posłała uśmiech obserwującej ją dziewczynie.

O co jej chodzi, pomyślała Humeyra marszcząc brwi. Po chwili do sali wszedł Selim aga i odciągnął gdzieś długowłosą piękność.

Rudowłosa stała, wpatrując się w miejsce, w którym zniknęła czarnowłosa postać.

Zacisnęła pięści. Ciekawiło ją to, dlaczego ta przeklęta Neşlihan wygląda dziś inaczej i dlaczego zachowuje się jak jakaś... sułtanka!.

Podeszła do dziewcząt.

- Gdzie zabrał ją Selim? - zapytała, posyłając im badawcze spojrzenie.

- Jak to gdzie? Ty nic nie wiesz?

Neşlihan idzie dzisiaj do alkowy księcia - powiedziała jedna z nich, Feliz Hatun.

Humeyra zamarła.

- Którego... księcia? - spytała, licząc na to że odpowiedź będzie satysfakcjonująca.

- Księcia Osmana - dodała Selimiye Hatun.

Ognistowłosa odwróciła wzrok.

- Ty żmijo... chcesz mi odebrać nawet Osmana - wycedziła przez zęby.

- A czego ty się spodziewałaś?.

Nie jesteś nawet faworytą - parsknęła Feliz.

- Nic już nie mów, Feliz, albo osobiście urwę ci język! - syknęła dziewczyna, posyłając jej wściekłe spojrzenie.

Kilka dziewcząt zaśmiało się jeszcze, lecz Humeyra już ich nie słuchała.

Ruszyła w stronę ciemnych korytarzy.

Miała teraz nowy pomysł, który zniszczy Neşlihan...

********************

Murad siedział w swojej komnacie, rozmyślając. W dłoniach zaciskał płatek róży. Starał się poukładać wszystkie swe myśli. Było ich dużo, a cały ten natłok sprawiał, że nie mógł funkcjonować normalnie. Dlaczego to zawsze on musi się starać? Inni zupełnie ignorują jego pracę i wysiłek.

Rzucił na ziemię zasuszony kwiat.

Jeszcze tego mu brakowało. Zrozumiał dlaczego tak się czuje. Zrozumiał czemu jego serce pali ogień.

Musiał po raz kolejny znowu poczuć to samo. Kolejna nieodwzajemniona miłość. Ale czego miał się spodziewać?

Nie miał już żadnych wątpliwości, zakochał się w sułtance.

To oczywiste, że tak ważna kobieta liczy na kogoś lepszego.

Spuścił wzrok. Jeszcze nigdy nie zależało mu tak bardzo.

Ona jest niezwykła. Jedyna. Jedyna w swoim rodzaju. Nie ma drugiej takiej.

Co jeśli będzie to jedyna aż tak wyjątkowa. To co, że jest tak trudna do zdobycia. Tymbardziej warto.

Wyszedł z komnaty.

Spokojnie robił krok za krokiem.

A co jeśli mu się uda?

Jeśli ta cudowna sułtanka w końcu go zauważy.

Ta myśl działała na niego motywująco.

Ciemnowłosy zatrzymał się.

Przed nim stała dobrze znana mu postać.

Była to sułtanka Şirin.

- Murad bey - przemówiła słodkim głosem.

- Sułtanko Şirin - pokłonił się.

Szatynka przyglądała mu się.

Mężczyzna czuł się skrępowany.

- Jeśli przyszłaś do sułtana... - wypalił prędko.

- Nie... może odwiedzę go później - dodała nieśmiało. Straciła pewność siebie. Nie przyszła tutaj przecież dla sułtana. Co ją obchodzi jakiś tam sułtan.

Zapanowała cisza. Şirin zebrała się w końcu na odwagę i podeszła do Murada.

Młody mężczyzna spuścił wzrok, starając się nie patrzeć na nią. Było to prawie niemożliwe, gdyż Şirin bezbłędnie oceniła różnicę ich wzrostu i stanęła na przeciw jego spojrzenia.

Patrzyła przez chwilę na jego błękitne oczy, po czym wyjęła coś ze swego rękawa. Położyła to w jego dłoniach.

Murad spojrzał ze zdziwieniem na trzymany przedmiot.

Şirin przybliżyła się jeszcze bardziej. Wspięła się na palce prawie dotykając policzkiem jego włosów.

- Będę czekać - szepnęła mu do ucha.

Po chwili odskoczyła i posłała zaskoczonemu Muradowi uśmiech.

Niebieskooki patrzył z zdezorientowaniem jak odchodzi.

Chwycił prędko małe zawiniątko, które wręczyła mu ciemnowłosa.

Był to maleńki liścik związany czerwoną kokardką. Mężczyzna rozwinął go, czując przy tym odurzający zapach perfum. Bardzo pięknych perfum.

Przeczytał kilka zdań, które napisała Şirin. Ślicznych, idealnych zdań, które tworzyły wiersz.

Mężczyzna cisnął ze złością małą karteczką w podłogę.

- Jeszcze tego mi brakowało! - wrzasnął z wściekłością - Czego ona ode mnie chce? Oszalała czy co?

Oddychał szybko. Uderzył z całej siły pięścią w okiennicę.

Odwrócił wzrok, oddychając głośno.

- Jeśli nie przyjdę zabije mnie - dodał półprzytomnym głosem. Westchnął ciężko.

*****************

Huma siedziała w swojej komnacie.

Czytała książkę, jednak w żaden sposób nie mogła się na niej skupić.

Ciągle rozmyślała o matce i porwaniu.

Było jej wstyd.

Może matka ma rację?

Może powinna trochę się uspokoić i spróbować nawiązać z nią kontakt?

Przekręciła kolejną stronę. Nagle z książki wypadła pięknie zapakowana kartka.

Brunetka podniosła ją prędko.

Hmm, ciekawe od kogo? - pomyślała z uśmiechem, chociaż dobrze znała odpowiedź - Zobaczymy jak wysilił się nasz Murad.

Zaśmiała się cicho, a na jej twarz wstąpił rumieniec.

Przeczytała jednym tchem kilka kojących duszę zdań.

Były niespotykanie piękne.

Śliczne słowa zdawały się płynąć kaskadami i tworząc wodospad miłości.

Każdy kto by to przeczytał, od razu zalałby się tym morzem miłości i zakochałby się w cudnych wierszach. Czytająca osoba wiedziałaby, że są to słowa człowieka zakochanego

po uszy. Każda czułaby się wyjątkowa, czytając to. Czułaby jak zalewa ją cały ocean czułości. Jednak nie tyczyło się to córki sułtana.

Huma odłożyła list, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.

- Pięknie - powiedziała bez większego entuzjazmu. Obejrzała kartkę ze wszystkich stron.

Nie traktowała Murada poważnie.

Uwielbiała gdy ją adorował i pisał wiersze, ale nie dawała mu nic w zamian. Uwielbiała upór, z jakim starał się ją zdobyć. Podsycała ogień jego uczuć, tym samym krusząc mu serce. Bawiła się nim. Dawało jej to wiele radości.

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, zaciskając palce na karteczce.

Słowa te wzbudziły jeszcze bardziej jej apetyt. Pragnęła więcej takich słów.

Pragnęła znowu się nim zabawić.

- Zobaczymy co powiesz na to - zaśmiała się cicho.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Tina12 27.11.2016
    Haha. U mnie jest jeden podobny nieco wontek. Ale mniejsza z tym. Opowiadanie jak zawsze cudne.
    5
  • Zozole 27.11.2016
    Oo jest nareszcie! Cudownie że Faize i sułtan znów z tacy szczęśliwi. Czekam i leci 5
  • Tak, nareszcie odnaleźli szczęście.
    Dziękuję :*
  • katharina182 04.12.2016
    Przyjemny rozdział. Bardzo lubię stworzony przez Ciebie klimat w tych opowiadaniach. Cieszę się że Faize udało się w końcu zaznać szczęścia. Zostawiam 5. Jutro wrócę na kolejny rozdział

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania