Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 90 "Niepewność"

Sułtanka Nuriye wpadła do swojej komnaty.

Cały czas nie mogła się uspokoić. Wszystko działo się tak szybko. Osunęła się na fotel, oddychając ciężko. Wiedziała, że gdyby nie to całe zamieszanie Sułtanka Gizem już dawno pozbyłaby się jej.

Zamknęła oczy, starając się choć trochę uspokoić. Otworzyła je po chwili, słysząc skrzypienie drzwi. Chwyciła prędko nóż leżący na stoliku. Szła, powoli zbliżając się do uchylonych drzwi. Serce biło jej jak szalone. W pewnym momencie ujrzała kilka kosmyków, jasnych włosów.

Otworzyła silnie drzwi, łapiąc za ręce stojącą za nimi osobę. Obróciła ją, przykładając jej sztylet do gardła.

- Pani, to tylko ja - zawołała z przerażeniem dziewczyna. Nuriye popatrzyła na nią ze złością. Odepchnęła ją od siebie z taką siłą, że blondynka prawie się przewróciła.

- Ile razy mam ci mówić, żebyś nie skradała się jak jakiś kot. Chcesz, abym pewnego dnia poderżnęła ci gardło? - wrzasnęła szatynka. Ahsen popatrzyła na nią niepewnie.

- Nie gap się tak mnie! Mów o co chodzi! - mówiła Nuriye ze złością. Westchnęła głośno, starając się zmienić ton głosu na bardziej łagodny.

- Musisz mieć chyba ważny powód, skoro zakradasz się do mojej komnaty, wtedy kiedy chcę odpocząć.

- Wybacz, pani. Nie chciałam ci przeszkadzać, nie wiedziałam co robisz. Muszę ci przekazać bardzo ważną wiadomość - dodała blondynka.

Zielonooka posłała jej pytające spojrzenie.

- Sułtanka Gizem nie żyje - powiedziała Ahsen.

- Jak to? Kto ją zabił? - spytała szatynka.

- Podobno na miejscu zbrodni widziano kilku strażników. Tamir pasza przyjechał ci na ratunek, ale to nie on zabił oprawców. Ktoś wyprzedził go, uprowadzając Sułtankę Gizem. Nie minęło wiele czasu, a znaleziono jej ciało. Podobno w tych okolicach widziano Aliego paszę - tłumaczyła służąca. Nuriye wpatrywała się z niedowierzaniem w swą służącą. Otworzyła ze zdziwienia usta i zmarszczyła brwi. Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała.

Zaśmiała się głośno, dotykając ramienia Ahsen.

- Nie wiedziałam, że pójdzie tak łatwo - przemówiła, wciąż dusząc się śmiechem - Kochana Anbare zabiła swojego najważniejszego sprzymierzeńca.

Sułtanka Gizem mogła uratować jej życie, a ona tak poprostu pozbyła się jej.

Jestem bardzo ciekawa co skłoniło ją do tak wielkiej zbrodni. Tyle lat siedziała cicho, mimo, że Gizem niszczyła jej życie, a tu proszę! Wybuchnęła w najbardziej korzystnej dla nas chwili.

Popełniła największy błąd, tym samym skazując Bajezyda na śmierć. Nie wiem jak można być aż tak głupim.

Blondynka przyglądała się swej pani z uśmiechem.

- Najbardziej martwi mnie to, że Sułtanka Faize może objąć władzę nad haremem.

Co zrobimy wtedy? - zapytała Ahsen.

- Martwisz się takimi rzeczami? Wierz mi, nie zdąży nawet dobrze rozpakować swoich rzeczy a już będzie musiała opuścić stolicę.

Harem już jest nasz, tak samo jak całe państwo. Niebawem to ja będę nim rządzić...

*****************

W komnacie księcia Osmana cały czas panowała cisza. Wszyscy zebrani wpatrywali się w Selima agę z niedowierzaniem.

Jedna chwila zdawała się trwać wieki.

Bajezyd osunął się na łóżko.

Patrzył tępo w podłogę, nie dając żadnych znaków życia.

Tak naprawdę nie wiedział co powiedzieć.

Podniósł wzrok, spoglądając na pozostałych.

Wodził wzrokiem po całej komnacie, zatrzymując go na swej żonie.

Westchnął ciężko, po czym wyszedł.

Anbare posłała mu jeszcze jedno spojrzenie, lecz on go nieodwzajemnił.

Brunetka zacisnęła usta, patrząc jak władca znika za rogiem. Oddychała ciężko.

Mina Bajezyda i to, że patrzył na nią w ten sposób, sprawiało, że czuła dreszcz.

Najbardziej bała się, że ktoś dowie się o tym co zrobiła. Czuła jak jej ręce zaczynają drżeć.

- Pani, wszystko w porządku? - usłyszała zakłopotany głos Humeyry.

- Tak, wszystko dobrze - wypaliła prędko, wychodząc z komnaty.

Szła prędko korytarzem, czując mięknące nogi. Miała wrażenie, że za chwilę się przewróci. W pewnym momencie oparła się o ścianę, wiedząc, że nie ma już siły na zrobienie choćby jednego kroku.

Ta niepewność dobijała ją.

Wzięła jeszcze kilka głębokich wdechów i wydechów, zamykając oczy. Otworzyła je po chwili. Odskoczyła prędko, widząc rozmazany obraz jakiejś postaci.

Obok niej stała Firuze.

Anbare westchnęła ciężko, patrząc na swą służącą.

- Pani, dobrze się czujesz? - zapytała dziewczyna. Faize zatrzymała ją ręką.

- Nic już nie mów, Firuze - szepnęła cicho.

Wyprostowała się dumnie, czując przypływ siły.

- Zrobiłam to i teraz muszę sobie z tym poradzić. Muszę - powiedziała, przyspieszając.

Rudowłosa popatrzyła na nią niepewnie.

- Pani, co się dzieje? - spytała ponownie Firuze.

- Udało nam się, Firuze. Udało.

Ale to nie koniec. Musisz być czujna. Jeśli choć raz usłyszysz jakąś plotkę na temat śmierci Gizem masz natychmiast mnie o tym poinformować i powiedzieć mi które z dziewcząt o tym mówiły.

A jeśli któraś z nich powie, że mam z tym coś wspólnego nie będę znała litości! - powiedziała An, marszcząc brwi.

- Wiele razy igrałam ze śmiercią.

Teraz jestem pomiędzy śmiercią a osiągnięciem mojego największego celu. Stoję nad przepaścią, a jednocześnie jestem blisko szczytu.

Jeśli teraz zawacham się i okażę słabość, spadnę. Muszę użyć całej swojej siły, aby wykorzystać to co zdobyłam. Wykorzystać i stanąć na najwyższej pozycji...

******************

Sułtanka Huma spacerowała ogrodowymi ścieżkami wraz z Melis Hatun. Od dawna nie wychodziła ze swojej komnaty i gdyby nie jej służąca z pewnością nigdy nie zgodziłaby się na tą przechadzkę.

- Widzisz, pani, mówiłam ci, że pogoda jest zbyt piękna, aby tak poprostu siedzieć w pałacu. Zobacz na te kwiaty.

Jeszcze pare dni a na stałe zagości tu lato - mówiła Melis z uśmiechem.

Młoda sułtanka również odwzajemniła jej serdeczne spojrzenie.

- Masz rację - odparła, patrząc na gałąź na której siedziała para ptaków.

W jednej chwili posmutniała.

- Zobacz, Melis. Nawet one są szczęśliwe. Nawet zwierzęta cieszą się wiosną, ale ponad wszystko miłością - powiedziała.

Spuściła wzrok i westchnęła ciężko.

Dlaczego wszystko przypomina jej Murada?

Dlaczego ciągle widzi tą chwilę w której mówi mu, że nic dla niej nie znaczy?

Dlaczego czuje ogień w sercu, widząc jak jej unika?

A przecież wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby poprostu zachowała się bardziej dojrzale.

Gdyby nie bawiła się jego uczuciami nigdy by się od niej nie odwrócił.

Westchnęła głośno i zamknęła oczy.

Zaczęła nerwowo bawić się swoimi palcami. Zacisnęła drżące usta.

- Huma Sultan - usłyszała słodki głosik.

Doskonale znała ten piskliwy, pozornie delikatny ton. Poczuła gniew.

Ogromny piorun, który dłużej nie mógł kryć się w jej sercu. Żądał, aby go uwolnić.

Huma otworzyła oczy, wbijając w stojącą obok dziewczynę swe buntownicze spojrzenie.

- Sułtanko Şirin - przemówiła z kwaśnym uśmiechem.

- Pani, może jednak powinnyśmy wracać - pisnęła cicho Melis, starając się zapobiec konfrontacji.

W odpowiedzi brunetka posłała jej wściekłe spojrzenie.

- Nie teraz, Melis - syknęła - Nie przepuszczę tak wspaniałej okazji, aby porozmawiać z moją najserdeczniejszą przyjaciółką.

Zwróciła wzrok w stronę czarnowłosej dziewczyny.

Şirin uśmiechnęła się perfidnie.

- Szkoda, że tak mało czasu poświęcasz swojemu przyjacielowi. W końcu znajdzie kogoś, kto go doceni - powiedziała.

Brunetka przybliżyła się do niej.

Czuła jak wrze w niej krew.

- Widzę, że twoim ulubionym zajęciem jest uprzykrzanie ludziom życia i odbieranie im tego co mają.

Uważaj, bo pewnego dnia ktoś również może zrobić ci to samo - warknęła Huma.

Zielonooka zaśmiała się głośno.

- Co ty możesz mi odebrać?

Możesz odebrać mi życie, władzę, ale nigdy nie odbierzesz mi tego, co najbardziej pragniesz.

Nie odbierzesz mi Murada, ani jego miłości. Uschniesz tak jak on dawniej, ale w przeciwieństwie do ciebie, on nawet nie spojrzy i nie współczuje ci - syknęła.

Huma zamarła. Wpatrywała się w Şirin ze zdezorientowaniem. Chyba jeszcze nikt nie powiedział jej takich słów.

Poczuła wielkie ukłucie w sercu.

Ból, który mówił jej jak wiele straciła.

Poczucie winy.

Wiedziała, że cierpi przez swoje słowa.

Miała ochotę krzyczeć, wyrzucić to z siebie, ale brakło jej tchu.

Chciała pobić, udusić Şirin i powiedzieć jej co tak naprawdę czuje.

Tylko, że to wszystko nie zmieniłoby nic.

Nie zmieniłoby tego, że Murad zapomniał o niej.

Şirin pokłoniła się, po czym ruszyła w stronę pałacu. Gdy tylko odeszła, brunetka poczuła, że coś spływa po jej policzkach. Były to łzy. Nie potrafiła ich zatrzymać. Spływało ich coraz więcej i więcej. Było jej wstyd. Było jej żal. Żałowała bardziej niż kiedykolwiek.

Wszystko to zaciskało pętle wokół jej gardła dusząc morzem łez.

Zacisnęła powieki, łkając głośno.

Tak bardzo chciała wykrzyczeć pozornie proste słowo, które pierwszy raz przyszło jej na myśl - przepraszam.

- Huma - usłyszała ciepły, kojący głos.

Chwilę później poczuła równie przyjemny dotyk, oplatający jej drobne ramiona. Odwróciła głowę, patrząc na tą osobę. Czuła jak jej gardło zaciska się coraz bardziej, a duszące łzy przestają płynąć pod wpływem nagłych emocji.

W jednej chwili zrobiło jej się zimno i gorąco. Nie spodziewała się takiego widoku.

***********

Faize siedziała w swojej komnacie.

Starała się choć na chwilę zagłuszyć wyrzuty sumienia i dręczącą niepewność.

Firdus masowała jej plecy, co sprawiło, że brunetka odprężyła się.

- Pani, przyniesiono twoją ulubioną herbatę - powiedziała Firuze.

An uśmiechnęła się, czując piękny zapach.

- Przynieś mi ją - odparła.

Rudowłosa podała jej filiżankę.

Faize zamknęła oczy, delektując się cudownym zapachem owoców.

Już chciała wziąć łyk gorącego naparu, gdy w drzwiach stanęła jedna z dziewcząt.

Anbare podniosła wzrok. Wszystkie obawy wróciły.

Wstała, prawie rozlewając, trzymany płyn.

- Co się dzieje Meryem? - zapytała ze zdenerwowaniem.

- Sułtan chce cię widzieć - odparła ciemnoskóra niewolnica.

An popatrzyła w stronę Firuze.

Zacisnęła usta, posłusznie kierując się w stronę dziewczyny.

Starała się nieokazywać swego zdenerwowania. Uśmiechnęła się w stronę swej towarzyszki, po czym wyszła z komnaty.

Szła dumnie korytarzem, patrząc z uśmiechem na wszystkie napotkane niewolnice.

Tak naprawdę bała się tego co może ją czekać gdy przekroczy próg komnaty.

Co jeśli Bajezyd ją o coś podejrzewa?

W końcu stanęła przed drzwiami sułtańskiej komnaty. Zawachała się, gdy otworzono drzwi, lecz zauważyła siedzącego przy biurku Bajezyda. Wiedziała, że nie ma już odwrotu.

Z ukłonem weszła do komnaty.

Sułtan wstał, podchodząc do niej.

- Bajezyd - powiedziała, posyłając mu uśmiech.

- Moja kochana Faize - odparł, również się uśmiechając.

Przez chwilę patrzył na nią.

Anbare czuła jak przytłacza ją ta cisza. Bardzo podejrzana cisza.

- Moja najmilsza, ukochana sułtanko Faize Anbare, dobrze wiesz, że od tej ty będziesz rządzić haremem...

An popatrzyła na niego z radością.

Jej serce zaczęło bić szybciej.

Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz Bajezyd przyłożył do nich palec.

- Ciii - szepnął cicho, gładząc ją po ramionach. Brunetka zadrżała.

Czuła na sobie jego wzrok.

Spuściła głowę jak małe dziecko, lecz władca uniósł ją. Patrzył jej w oczy.

- Zanim jednak otrzymasz komnatę sułtanki matki i będziesz na najwyższym stanowisku, chcę być pewny, że znajdziesz się tam uczciwie - mówił, gładząc ją po policzku, co sprawiło, że poczuła dreszcz.

- Zatem mam do ciebie jedno ważne pytanie. Kiedy mi na nie odpowiesz dostaniesz wszystko co zechcesz, a stanowisko będzie twoje, musisz jednak przekonać mnie, że jesteś uczciwa.

Masz coś wspólnego ze śmiercią mojej matki? - zapytał.

An czuła jak braknie jej tchu.

Otworzyła ze zdziwienia usta.

Czuła przeszywający dreszcz. W jej głowie kłębiła się paraliżująca myśl, która sprawiała, że traciła oddech - On wie o wszystkim.

Zamknęła oczy, chcąc się uspokoić. Zebrała w sobie całą odwagę.

Otworzyła je, posyłając mu wściekłe spojrzenie.

- Jak możesz mnie o to podejrzewać?

Może i nienawidziłam twojej matki, ale nigdy bym jej nie zabiła. Była przecież najbliższą ci osobą, kochałeś ją, a ja nigdy nie zadałabym ci tak wielkiego cierpienia! - wybuchnęła.

Zacisnęła usta. Skłamała. Po raz pierwszy czuła się tak głupio.

Bajezyd popatrzył na nią z uśmiechem.

Podszedł do niej, obejmując ją mocno.

- Wiedziałem, że nie zrobiłabyś tego.

Nie potrafiłabyś. Masz zbyt dobre serce.

Od zawsze wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Choćby się waliło i paliło, nigdy nie skrzywdzisz drugiego człowieka. Przepraszam, że posądzałem cię o tak okropną zbrodnię - powiedział ze smutkiem. Brunetka również objęła go drżącymi rękami.

Zamknęła oczy, wtulając się w jego szatę. Zawiodła go. Czuła jak pod jej powiekami zbierają się łzy, których w żaden sposób nie może uwolnić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Tina12 18.12.2016
    Łał, nie spodziewała bym się tego po An. Ale cicha woda brzegi rwie :)
    5
  • Zozole 18.12.2016
    Oj An coś Ty zrobiła. Może i dobrze że nie żyje ale... Zobaczymy. Zapraszam do siebie. Czekam i leci 5
  • katharina182 19.12.2016
    No no... udało co się mnie zaskoczyć. Bardzo fajny rozdział. Zostawiam 5 i czekam na kolejny: )

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania