Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 92 "Dlaczego łamiesz mi serce?"

Anbare chodziła niespokojnie po swej komnacie.

Oddychała głośno. Była coraz bardziej zdenerwowana. Podejrzewała najgorsze.

- Co z nią, Hatun! - wrzasnęła, podchodząc do Arefy.

Medyczka wstała, przekładając różne maści i lekarstwa. Leżąca na łóżku rudowłosa dziewczyna usiadła. Spuściła wzrok, okrywając się kołdrą. Bała się. Jakiś wewnętrzny głos mówił jej, że to koniec. Czuła jak do oczu napływają jej łzy. Nikt przecież nie przybędzie jej na ratunek.

Nikt nie uwolni jej, ani nie wytłumaczy wszystkiego sułtance. Nikt nie uratuje jej przed gniewem kobiety, która ma tak wielką władzę. Rudowłosa wpatrywała się w drzwi, czekając aż pojawią się w nich czarne postacie, a następnie zacisną sznur na jej szyi. Była pewna, że to niebawem nastąpi, a ona odpłynie w dal, czując duszący rzemień.

Odejdzie w stronę swej matki, rodziny, Grecjii...

Zamknęła oczy, nabierając powietrza przez otwarte usta. Chciała nasycić się ostatnimi chwilami życia.

Arefa podeszła do stojącej obok sułtanki.

Popatrzyła na nią ze zrezygnowaniem.

- Humeyra Hatun spodziewa się dziecka - szepnęła.

Zszokowana dziewczyna otworzyła ze zdziwienia usta. Popatrzyła w stronę Faize.

Brunetka zaśmiała się cicho.

- Pięknie, naprawdę pięknie - wycedziła, zaciskając zęby.

Humeyra wstała, posyłając jej triumfalne spojrzenie.

Z każdym krokiem coraz bardziej zbliżała się do brunetki, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.

- Chciałaś zgasić ogień. Zabić ukochaną twojego syna. Wtedy miałaś zamiar zgasić maleńki płomień. Teraz spróbuj ugasić pożar! Od teraz nie jestem już zwykłą Humeyrą, *Ben Humeyra Sultan! - zawołała donośnie.

Anbare chwyciła jej dłoń. Z wściekłości zacisnęła zęby.

- Czyżby Firial i Firuze nie wpoiły ci zasad?

Skąd przyszło ci do głowy, że zostaniesz Sułtanką? W każdej chwili mogę wydać na ciebie wyrok. Za nic miałaś zdrowie mojego syna. Za nic miałaś moją dobroć.

Pomyśl, co według zasad powinno się stać?

Osman nie objął jeszcze władzy nad prowincją, myślę, że wiesz co cię czeka - powiedziała obdarzając ją kwaśnym uśmiechem.

Ognistowłosa zrobiła krok w tył, prawie się przewracając. Jej oddech stawał się coraz bardziej nie równy. Czuła jak w jej oczach zbierają się piekące łzy.

Podniosła wzrok, posyłając Anbare złowrogie spojrzenie.

- Chcesz to zrobić? - przełknęła ślinę, czując ściśnięte gardło - Chcesz zabić własnego wnuka? Wiem, że ja nie mam dla ciebie żadnego znaczenia, ale na litość Boską pomyśl o Osmanie i o nim! - krzyczała.

Faize uniosła brew, opierając się o ścianę.

Humeyra zacisnęła usta, widząc, że nie robi to na niej żadnego wrażenia.

- Wiem, że mnie nienawidzisz. Wiem, że chcesz mojej śmierci. Ale pomyśl o tym, którego obie kochamy...

Pomyśl o tym, jak bardzo odbije się to na jego psychice - mówiła coraz bardziej zrozpaczona. Jej głos zaczął drżeć. Czuła jak traci wszystkie siły. Osunęła się na ziemię. W całej komnacie rozbrzmiewał jej głośny płacz.

Anbare uklęknęła obok niej.

- Wiem, że starasz się grać na moich uczuciach, ale to nie takie łatwe.

Moje serce bywa kruche, ale mój umysł jest silniejszy. Nigdy nie kochałaś Osmana.

Wiedziałaś, że możesz się po nim wspiąć jak po drabinie. Gdybyś go kochała nigdy nie narażałabyś go.

Nie rób scen, Humeyra. To twój koniec - warknęła.

Złapała ją za rękę, zmuszając, aby wstała.

Zapłakana dziewczyna wlokła się posłusznie za swą panią.

- Straże! Zabrać ją! Zamknijcie ją gdzieś! - zawołała.

Do komnaty wpadło czterech mężczyzn.

Dziewczyna ku zdziwieniu wszystkich nie protestowała. Posłusznie opuściła komnatę.

Faize osunęła się na łóżko. Westchnęła ciężko.

- Co chcesz z nią zrobić, pani? - zapytała Firuze.

Anbare czuła jak robi jej się duszno.

- Muszę to przemyśleć. Nie mogę działać zbyt pochopnie. Humeyra z jednej strony nie pozostawia mi wyboru. Jej życie wisi na włosku, a jednak cały czas walczy i wykazuje się pychą. Zasady też nie pozostają przychylne. Z drugiej strony Humeyra ma rację. Jeśli Osman się dowie... - zawiesiła głos i zacisnęła usta.

Czy zrobiłaby to własnemu synowi?

- Nie dowie się, pani - zapewniła rudowłosa - Wszystko zakończy się jeszcze dzisiaj, a Humeyra opuści pałac.

Brunetka zmarszczyła brwi.

Wiedziała co to tak naprawdę oznacza.

- Nie wiem czy powinnam...

To w końcu mój wnuk. A jeśli... - jęknęła.

- Humeyra jest zdrajcą, a zasady również to nakazują. Nie martw się, pani. Nie można zrobić inaczej - mówiła.

An spojrzała na nią. Kiwnęła głową, oznajmując, że się zgadza.

Nagle drzwi do komnaty otworzyły się.

Stała w nich przerażona Melis.

Anbare wstała, posyłając jej zdziwione spojrzenie.

- Błagam cię powiedz, że to nic poważnego. Już dość mamy kłopotów! - powiedziała z nadzieją.

Blondynka popatrzyła na nią niepewnie.

- Sułtanka Huma opuściła dziś pałac. Podobno nie jest sama... - oznajmiła.

Faize podeszła do niej.

- Jak to nie jest sama? KTO jej towarzyszy? - zapytała - Czyżby Şirin?

Melis pokręciła głową.

- Murad bey - rzekła.

An popatrzyła na nią zdezorientowana.

- Co takiego? Ten Murad? Co się dzieje! Dlaczego nic nie wiem! - wrzasnęła.

- Pani, tylko ty zdołasz ją powstrzymać! Może to dziwnie zabrzmi, ale Sułtanka Huma... - zawiesiła głos, wiedząc, że za chwilę wyda sekret swej pani.

- Co znowu wyprawia Huma! - spytała, potrząsając nią.

- Pani! Sułtanka Huma chce wziąść ślub z Muradem! - powiedziała.

Anbare odskoczyła jak oparzona od Melis.

- Żarty sobie robisz? Co im odbiło do jasnej cholery! Czy wy wszyscy chcecie mnie wykończyć! - mówiła z wściekłością, zakładając płaszcz.

Wyszła z komnaty, cały czas kipiąc ze złości. Oddychała ciężko.

Czuła jak złość obezwładnia każdą część jej ciała. Jeszcze nigdy nie czuła tak wielkiej desperacjii.

**************

Melis od razu wskazała drogę i w mgnieniu oka znaleźli się w odpowiednim miejscu.

Faize cały czas nie mogła się uspokoić.

W ciągu tych dni działo się zbyt wiele.

Nie potrafiła już logicznie myśleć. Wiedziała tylko jedno - musi wszystko naprawić zanim nastąpi tragedia. Jej serce biło nienaturalnie szybko, sprawiając, że brakło jej tchu.

Myśl, że za chwilę zobaczy swoją córkę z tym, który tak bardzo przypominał jej Zafira, przyprawiała ją o dreszcze.

Bez namysłu otworzyła drzwi, trzaskając nimi z całej siły.

- Huma! - wrzasnęła głośno.

Wszyscy tam zebrani popatrzyli na nią ze zdziwieniem. Niebieskooka odskoczyła gwałtownie od Murada.

Brunetka podbiegła do swej córki, chwytając ją za ręce.

- Wyjdźcie stąd wszyscy! - krzyknęła - A ty zostań - warknęła w stronę Humy.

Gdy opuścili komnatę, Anbare posłała swej córce wściekłe spojrzenie.

- Co ci przyszło do głowy? Postradałaś rozum? Chcesz swoją jedną słabością zniszczyć całe swoje życie? - krzyczała bliska płaczu.

- Dlaczego zawsze musisz stanąć mi na drodze? Wiesz dlaczego to robię?

Kocham Murada! Nikt nie stanie mi na drodze do szczęścia! - odparła z krzykiem.

- Nie zgadzam się! To wykluczone! - zawołała An, ciągnąc ją za sobą.

Huma wyrwała jej się. Przymrużyła oczy, uśmiechając się złowieszczo.

- Od zawsze zastanawiałam się, dlaczego tak uparcie chronisz mnie przed światem. Walczysz o to, abym nigdy nie była z Muradem. Obie dobrze wiemy, że jest on bratem Zafira - wzięła głęboki oddech, przysuwając się do swojej matki - A może zdradziłaś Sułtana i nie masz pewności, który z nich jest moim ojcem? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Faize zamarła. Zacisnęła pięści. Miała wrażenie, że za chwilę wymierzy silny cios w twarz Humy. Starała się rozluźnić każdy mięsień swojego ciała i złagocić złość.

Oddychała głośno.

- Co ty sobie wyobrażasz? Jak możesz posądzać mnie o zdradę! Jestem twoją matką! - zawyła - Nie wiedziałam, że wychowałam tak bezwzględną, zadufaną w sobie dziewczynę - wzięła głęboki oddech, drżąc - Dlaczego łamiesz mi serce?

Młoda brunetka przełknęła ślinę.

W pewnym momencie zaczęła żałować swoich słów.

Posłała jej jeszcze jedno spojrzenie, po czym wyszła z komnaty.

Faize przygryzła silnie wargę, czując łzy napływające do jej oczu.

Otarła je ze złością.

- Nie pora na słabość. Muszę walczyć! - zawołała - Muszę walczyć o ich przyszłość!

************

Tymczasem Nuriye spacerowała wraz z Tayfurem ogrodowymi ścieżkami.

Szatynka wiedziała, że jest bardzo bliska realizacji swego planu.

Była pewna, że Tayfur przekaże jej kluczowe informacje.

- Mam nadzieję, że przekazałeś Timurowi to o co prosiłam? - powiedziała.

- Oczywiście, pani. Wszyscy czekają na twoje rozkazy - dodał.

Nuriye uśmiechnęła się.

- Niech Timur zbiera wojsko. Przyszłej wiosny Bajezyd dostanie od niego cudowną niespodziankę. Mam nadzieję, że poinformowałeś go o szczegółach planu? Dobrze wiesz, że Timur nie zdoła zebrać tak wiele wojska - mówiła.

- Wszystko jest obmyślone. Timur zaatakuje od wschodniej strony.

Gdy jego żołnierze będą osłabieni, wtedy wznieci się bunt, a janczarzy ulegną nam. Pod dowództwem Timura oblegną wrogów ze wszystkich stron, i zmiotą sułtana z powierzchni ziemi - powiedział triumfalnie.

Szatynka popatrzyła na niego z uznaniem. Wiedziała, że niebawem nastąpi jej era...

*************

*Ben Humeyra Sultan! - Jestem Sułtanka Humeyra!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Azyl19 28.12.2016
    Wydaj to!
  • Tina12 28.12.2016
    Tu się dopiero dużo dzieje. Mam nadzieję, że An poradzi sobie i z córką, i z Humeyrą.
    5
  • katharina182 28.12.2016
    No... akcja jest; ) fajnie że dużo się dzieje. Z przyjemnością przeczytałam. Czekam na dalszy ciąg.
    Chyba się już domyślasz że zostawiam 5.
  • Zozole 28.12.2016
    5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania