Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 96 (cz 1)

Sułtanka Faize siedziała w swojej komnacie, wraz z córkami.

Czekała, tak jak każdego ranka, na swego syna - księcia Mehmeta.

Anbare była z niego dumna. Świetnie radził sobie z obowiązkami, które powierzył mu ojciec. Brunetka czuła się coraz szczęśliwsza, widząc jego postępy.

Martwiła ją tylko jedna rzecz. Od wielu tygodni Bajezyd nie dawał żadnego znaku życia. Wyjechał, i nie napisał ani jednego listu. Nie przyszła też żadna wiadomość, ani żaden poseł, który oznajmiłby, że wszystko idzie tak jak należy. Brunetka posmutniała.

Westchnęła ciężko.

- Dobrze się czujesz, Valide? - zapytała Huma.

Faize kiwnęła głową, łapiąc rękę młodej dziewczyny, aby ją uspokoić.

- Martwisz się o ojca, prawda? - stwierdziła Rana.

Brunetka przytaknęła.

- Nie martw się, matko - uspokajała ją Huma - Sułtan Bajezyd wyjechał w bardzo ważnej sprawie. Walczy o honor dynastii i nic nie stanie mu na drodze. Jednym ruchem zmiecie z powierzchni ziemi zdrajców i powróci zwycięsko do pałacu, tak jak nam przyrzekł. Zobaczysz, nie minie dużo czasu a cały pałac będzie wiwatował na jego cześć.

Anbare wykrzywiła swe wargi, formując je w kształt przypominający uśmiech. Tak naprawdę ta niepewność dobijała ją. Nie potrafiła uśmiechać się w tej chwili.

- Oby tak było, moja droga córko - westchnęła - Gdzie też podziała się Melis? - wydusiła, zmieniając temat na bardziej przyjemny - Miała przecież przynieść Sultanzade Orchana i moją kochaną Nuricihan.

Huma otworzyła usta, aby coś powiedzieć, lecz usłyszała jak ktoś z całej siły dobija się do drzwi. Faize wstała, chcąc otworzyć drzwi, lecz w jednej chwili ktoś mocno w nie kopnął, prawie wyrywając je z zawiasów.

Odsunęła się zszokowana.

- A więc tu jesteś, Sułtanko Faize - usłyszała kpiący głos - Myślałaś, że tak poprostu się mnie pozbędziesz? - dyszała piskliwie dziewczyna.

Dopiero po chwili wszyscy poznali tą obdartą postać. Była to Humeyra.

Zaciskała ze złości zęby, przypominając przy tym wściekłego psa.

Jej ubranie było poszarpane, mokre włosy rozsypywały się bezwładnie we wszystkie strony, czyniąc jej widok jeszcze straszniejszym.

- Humeyra - szeptała Rana - Co ty...

Krzyknęła głośno, widząc zakrwawione ręce sułtanki.

- Dobry Boże, dziewczyno, coś ty zrobiła! - wrzasnęła Huma, chwytając ręce ognistowłosej. Kobieta bezceremonialnie wytarła je w swoją suknię.

Uniosła swą drżącą głowę do góry, wpatrując się w stojącą najdalej kobietę.

- Chciałaś mnie zabić - mówiła drżącym głosem - Zabić mnie jak psa. Anbare przełknęła ślinę.

Ognistowłosa przybliżyła się do Faize. Ścisnęła silniej sztylet. Wszyscy wokół zamarli.

- Ciesz się, że nie zdążyli mnie zabić. Inaczej mogłabyś się pożegnać z synem - wycedziła przez ściśnięte zęby.

Huma podeszła do niej, chwytając ją za przedramię. Rudowłosa odwróciła się, wbijając wzrok w dużo niższą od siebie postać.

- Humeyra, o czym ty mówisz?

O jakim synu? - pytała brunetka.

Humeyra zrobiła krok w tył, rozejrzała się ze zdziwieniem, po czym spojrzała na córkę władcy.

- Jak to jakim? - mówiła, cofając się - Na litość boską! Wy nic nie wiecie?

W hammamie zaatakowała mnie jedna z dziewcząt. Silna, czarnoskóra kobieta. Chciała mnie utopić, jednak poradziłam sobie z nią. Gdy tylko wybiegłam pod drzwiami leżała martwa Firial Kalfa.

Uciekałam korytarzem, aż w końcu natrafiłam na zakapturzonych mężczyzn.

Ciągnęli gdzieś księcia Mustafę - opowiadała.

Faize podeszła do niej.

- Co ty wygadujesz? Zabili Firial i zabrali Mustafę? Co oni z nim zrobili?

- pytała ze zdenerwowaniem.

Rudowłosa podniosła głowę. Jej usta zadrżały. Wszyscy wpatrywali się w nią z przerażeniem.

- Porwali go - wydusiła z trudem, ledwo tłumiąc płacz.

Anbare cofnęła się przerażona. Oddychała głośno.

- Mustafa - szepnęła cicho. Otrząsnęła się, podchodząc do drzwi.

- Mehşah Aga! - zawołała.

W drzwiach stanął wysoki brunet.

- Wzywałaś pani - powiedział.

- Wezwij do mnie Ahmeda Paszę - powiedziała - Natychmiast.

Mężczyzna pokłonił się, po czym zniknął w gęstwinie korytarzy.

- Boże, błagam oszczędź mi krzywd moich dzieci! - zawołała.

*****************

Sułtanka Nuriye siedziała w swojej komnacie, wraz z Almas.

Młoda sułtanka spoglądała niepewnie na swą matkę.

Nuriye chodziła po komnacie raz w jedną stronę, raz w drugą.

- Nie denerwuj się, matko - uspokajała ją Almas - Usiądź.

Kobieta o kasztanowych włosach przybliżyła się do pięknej dziewczyny.

Ujęła jej drobne dłonie, przyciskając je do serca. Ucałowała je z miłością.

- Nadchodzą ciężkie czasy, moja droga córko. Musimy wspierać siebie nawzajem, ale przede wszystkim ufać.

Niebawem nasze kłopoty znikną.

To ja będę rządzić imperium - dodała.

- Co masz zamiar zrobić z sułtanką Faize? To ciężki przeciwnik.

Nie pokonasz jej tak łatwo. Ma ogromną siłę i władzę - odparła młoda szatynka.

Nuriye zmarszczyła ze złości brwi.

Odwróciła głowę, przymrużając oczy.

Czuła narastającą wściekłość.

- Anbare straci wszystko, tak szybko jak to zyskała. Rozpętam prawdziwe piekło, a nasza zwycięska sułtanka spłonie w żywym ogniu. To jej ostatnie dni w tym pałacu - powiedziała, a na jej twarz wstąpił szeroki, złowieszczy uśmiech.

Zaśmiała się jeszcze głośniej, podchodząc do okna.

- Słyszysz te krzyki moja kochana sułtanko? To znak. Znak, że nadchodzi nasz triumf. Ludzie krzyczą. Krzyczą, bo zaczęła się burza. Burza, która zmiecie wszystko co stanie jej na drodze.

Ahsen Hatun! - wrzasnęła.

Do komnaty wpadła złotowłosa dziewczyna.

- Szykuj moje najlepsze suknie. Już czas...

***************

Sułtanka Faize pędziła haremowymi korytarzami. Jej serce biło szybko, a krew wręcz gotowała się z wściekłości.

Wybiegła z pałacu jak bomba, podbiegając do stojących na dziedzińcu dwóch paszów.

- Ahmed Pasza - powiedziała, zawieszając wzrok na mężu sułtanki Gevherhan.

Mężczyzna pokłonił się.

- Może raczysz wyjaśnić mi jakim cudem w pałacu znaleźli się zdrajcy? - spytała.

- Pani, ja niewiem... - wydusił.

Faize przerwała mu ręką, po czym spojrzała na stojącego obok, czarnowłosego mężczyznę.

- Tayfur Pasza - przemówiła, akcentując z ironią jego tytuł - Podobno ostatni raz widziano księcia z tobą, prawda?

Czarnowłosy spoglądał na nią niepewnie.

- Słyszałem o tej tragedii, pani. Rozmawiałem z księciem zaraz po obradach. Rozstaliśmy się, i wróciłem do swojej komnaty. Później przybył Selim Aga i opowiedział mi o wszystkim. Bardzo mi przykro - mówił ze smutkiem.

Brunetka zmierzyła go wzrokiem, a jej mimika natychmiast się zmieniła.

Po chwili spojrzała surowo na jasnowłosego mężczyznę, chcąc ukryć ból malujący się na jej twarzy.

Westchnęła ciężko, chcąc zebrać myśli.

Spojrzała błagalnym wzrokiem na Ahmeda.

- Ahmed Pasza - zwróciła się do niego, ujmując jego zimne dłonie - Pomóż mi.

Weź Tayfura i wszystkich naszych ludzi.

Przeszukajcie całą stolicę. Zajrzyjcie do każdego domu, pałacyku. Przeszukajcie wszystkie statki. Nie mają prawa wypłynąć bez mojej wiedzy. Przesłuchajcie ludzi. Błagam, odnajdźcie mojego syna! - mówiła łamiącym się głosem.

- Zrobimy co w naszej mocy, pani - odparli zgodnie, kłaniając się.

- Nie traćmy czasu. Ruszajcie już teraz.

Wszystkie wieści przekazujcie Mehşahowi Adze.

Mężczyźni ruszyli w stronę pałacowej bramy. Za pałacowymi murami czekały na nich kilka koni, oraz kilku służących Ahmeda. Blondyn podszedł do nich, informując ich, aby wezwali wsparcie.

Mężczyźni pokłonili się, wsiadając na konie. Nie zdążyli ujechać nawet kilku metrów, a już otoczyli ich zamaskowani mężczyźni. Wyskoczyli z zarośli, otaczając ich.

Było ich zdecydowanie więcej. Ruszyli całą gromadą na zebranych tam mężczyzn, przecinając w połowie każdego z nich. Chociaż żołnierze walczyli z całych sił, wszędzie tryskała krew. Krew poddanych Sułtanki Faize. W momencie pokonali wszystkich, którzy stanęli na ich drodze.

Otoczyli ze wszystkich stron Ahmeda Paszę.

Złapali silnie przystojnego blondyna, przyciskając go do ziemi.

- Tayfur, ty zdrajco! - wrzeszczał głośno - Zginiesz za to co zrobiłeś! Zginiesz!

Czarnowłosy przykucnął, a jeden kącik jego ust powędrował do góry, malując na twarzy mężczyzny złowieszczy uśmiech.

- To dopiero początek, mój drogi Ahmedzie. Następną moją zdobyczą będzie sułtanka Faize. Wybacz mi mój drogi, ale nie mogę tracić czasu. Sułtanka Nuriye czeka na mnie - śmiał się.

- Ty kundlu! Jak śmiesz grozić sułtance! Przekaż tej wywłoce Nuriye, że spłonie w piekle. Poślę ją tam osobiście! - krzyczał.

Szarpnął silnie trzymających go mężczyzn, przewracając ich. Zdążył podbiec do Tayfura.

Czarnowłosy uśmiechnął się cynicznie, przeszywając mieczem biednego Ahmeda.

Blondyn otworzył usta, osuwając się na ziemię. Runął prosto na skrawek peleryny Tayfura, brudząc ją kroplami krwi. Czarnowłosy otarł miecz w trawę, dając znak swoim sługom.

Po chwili wraz ze swym panem zniknęli w gęstwinie drzew.

*************

Faize szła haremowymi korytarzami.

Wpadła jak burza do swojej komnaty.

Podeszła do łóżka, osuwając się na nie z ulgą. Westchnęła ciężko, kryjąc swą zmartwioną twarz w dłoniach.

Otworzyła oczy, spoglądając na kartkę leżącą obok. Był to spłowiały stary list.

Anbare rozwinęła go ze zdziwieniem.

Poczuła piękny zapach. Zapach róż.

Z kartki wypadła sucha, żółta róża.

Brunetka przeczytała z zapałem kilka wierszy. Dobrze znała ten list.

Skąd wziął się on jednak w jej komnacie?

- Proszę, Bajezyd odezwij się. Napisz coś. Inaczej umrę z tęsknoty. Chociaż ty bądź ukojeniem dla mych nerwów - szepnęła.

Nagle drzwi otworzyły się. Do komnaty wpadł zdyszany, wysoki mężczyzna.

Faize podeszła do niego. Rozpoznała go po ubraniu, inaczej nigdy w życiu nie pomyślałaby, że to jej zięć.

Jeszcze nigdy nie wyglądał tak źle. Jego ubranie było istną mieszaniną strzępków, połączonych z krwią.

Twarz mężczyzny wręcz płonęła z gorąca, a włosy lepiły się do jego mokrego czoła. Chwiał się, zasłaniając jedną ręką pół twarzy.

Anbare stanęła naprzeciwko niego, chwytając dłoń, którą trzymał na swoim prawym policzku. Chwilę po tem wrzasnęła głośno, widząc długą ranę, która przecinała cały płat skóry.

Krew lała mu się przez palce, kapiąc na ubranie. Na ręce sułtanki również widniały plamy.

- Murad! Co ci się stało! - krzyknęła.

Mężczyzna wodził wzrokiem po komnacie. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Jego usta drżały, a oczy szkliły się łzami. Wziął oddech, drżąc.

- Zaatakowali... Zaaatakowali - jąkał się - Zaatakowali z dwóch stron. Zmienili naszą armię w pył - mówił coraz szybciej - Janczarzy zbuntowali się i przeszli na stronę wroga.

Ledwo uszedłem z życiem.

Zostało tylko kilku żołnierzy po naszej stronie. Walczyliśmy, ale... - zawiesił głos, przygryzając wargę.

- Ale co? Murad, mów o co chodzi! Co zrobił Timur? - pytała.

- Timur miał jakiś układ z Sulejmanem - dodał - Przeciągnął go na swoją stronę, tak samo jak pół wojska. Miało dojść do bitwy, wojska wymieszały się. Wtedy nasi zdradzili. Zaczęli zabijać janczarów. W końcu zostaliśmy sami.

Ja, Sułtan Bajezyd, Książe Osman, i Ali...

Faize cofnęła się zszokowana.

- Co z Bajezydem i Osmanem! - wrzasnęła.

Murad popatrzył na nią ze zrezygnowaniem. Jego oczy przybrały jeszcze smutniejszy wyraz. Przełknął z trudem ślinę, po czym otworzył dygoczące usta.

- Polegli - szepnął ledwosłyszalnie, lecz wystarczająco głośno, aby po komnacie rozniosło się metaliczne, tnące duszę echo.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • katharina182 21.01.2017
    Krótka uwaga z mojej strony:
    "Humeyra, o czym ty mówisz?
    O jakim synu? - pytała brunetka.
    Humeyra zrobiła krok w tył, rozejrzała się ze zdziwieniem, po czym spojrzała na córkę władcy.
    - Jak to jakiego? " - według mnie powinno być "Jak to jakim? " bo wcześniej padło pytanie: "Jakim synu? "

    Co do treści jest jak zawsze bardzo ciekawa i przyjemnie napisana. Trzymasz w napięciu; ) praktycznie przeczytałam jednym tchem.
    Oczywiście leci kolejna 5 ode mnie.
  • Dziękuję za odwiedziny :)
    Błąd już poprawiam
  • Tina12 21.01.2017
    Czytając ooowiadanie myślałam, że to nie debiutancjie opwiadanie a powieść wydana w milionowym nakładzie.
    5
    Ps. Zaprqszam na moje opowiadanie
  • Zozole 21.01.2017
    O.O
    Nie! To tylko pomyłka prawda? On żartuje wiem xD 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania