Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 97 (cz 2)

Sułtanka Nuriye wracała do swojej komnaty po długiej kąpieli w hammamie.

Było bardzo wcześnie, zaczynało świtać a ona mimo to nie potrafiła zasnąć.

Przeciągnęła się i spojrzała na stojącą obok Ahsen. Dziewczyna wręcz spała na stojąco, opierając się o marmurową ścianę.

Nuriye złapała ją za rękę.

- Idź już spać, Ahsen. Jesteś zmęczona - powiedziała ujmując jej ręce w swoje.

- Mam przysłać Selen... - urwała, gdyż Nuriye przerwała jej ręką.

- Nie trzeba. Chcę zostać sama. Poczytam coś, może uda mi się zasnąć - mówiła.

Jasnowłosa dziewczyna pokłoniła się, ziewając, a następnie zniknęła za drzwiami.

Szatynka przeszła parę kroków. Stanęła na przeciwko świecy. Wokół unosiła się woń zgaszonych świeczek.

- Dlaczego ktoś pogasił świece? Jest ciemno jak... - przerwała, i jęknęła z zaskoczenia.

W jednym momencie wylądowała pod ścianą. A właściwie na ścianie.

Ale od kiedy ściany mają ręce?

Czuła jak ktoś przyciska ją do siebie, nie pozwalając nawet na najdrobniejszy ruch.

Następnie ciepła, silna dłoń pogładziła ją po szyi. Nuriye spojrzała przez ramię na osobę, która ją zaatakowała. Ujrzała silne, umięśnione, jednak nadal szczupłe ramię.

Dłoń mężczyzny wędrowała coraz wyżej, a następnie chwyciła szyję kobiety, boleśnie wbijając palce.

Szatynka pomimo uścisku zaśmiała się cicho.

- Witaj, kochany Muradzie - szepnęła, uśmiechając się - Jestem ciekawa co takiego skłoniło cię do wizyty w środku nocy. Coś się stało? - spytała.

Mężczyzna przybliżył się, prawie dotykając ustami jej ucha.

- Dobrze wiesz, Nuriye - syknął, obracając ją zwinnie. Przyparł ją do ściany, a jego ręce zaczęły dusić smukłą szyję. Nuriye zacisnęła palce na dłoni oprawcy, czując, że braknie jej tchu. Mężczyzna mierzył ją srogim spojrzeniem.

- Nierozsądnie... - szepnęła cicho - Chcesz udusić matkę padyszacha?

Murad rozluźniał uścisk, aż w końcu zupełnie opuścił dłoń. Nuriye widząc to nabrała pewności. Uśmiechnęła się lekko, masując swą szyję.

- To smutne, że spotykamy się dopiero w takich okolicznościach. W innym wypadku z pewnością nie zraniłabym tak wspaniałego, przystojnego mężczyzny...

Czarnowłosy zacisnął pięści. Najchętniej udusiłby ją. Tu i teraz. I choćby miał zginąć zrobiłby to, lecz nie chodziło tu tylko o jego życie. Liczyła się Nuricihan.

- Czego chcesz, Nuriye? - zapytał - Czego chcesz ode mnie i mojej rodziny?

- Czekałam na to pytanie - zaśmiała się - Nie zniósłbyś przecież myśli, że przez wierność do sułtanki Faize, zginęłaby twoja córka, prawda?

Murad zmarszczył brwi, czując jak wrze w nim krew. Czuł, że pomału traci kontrolę nad swoim ciałem. Wziął kilka głębokich wdechów i wydechów, aby choć trochę się uspokoić.

- Jestem wierny sułtance Faize. Nie zmienisz tego. Ale uważaj. Wszystko co zrobisz może się obrócić przeciwko tobie, a wtedy bez wachania zniszczę ciebie i twoje dzieci - warknął. Nuriye uniosła wysoko brwi, i uśmiechnęła się szeroko.

- Mocne słowa, jak na zwykłego Paszę, którego los zależy ode mnie i sułtana - syknęła, przybliżając się - Nie zapominaj, że swój awans jak i upadek możesz zawdzięczać mnie. Ode mnie zależy twoje stanowisko, twoje życie, oraz życie Humy i waszych dzieci. Nuricihan niebawem dołączy do grona aniołków, jak myślisz, kto będzie następny? Domyślasz się, prawda? - mówiła, śmiejąc mu się w twarz.

Murad uniósł wysoko dłoń. Zamachnął się, lecz w w ostatniej chwili zatrzymał swą rękę, tylko muskając policzek sułtanki.

Szatynka przygryzła delikatnie wargę.

- Bardzo, bardzo dobrze - dodała - Wierz mi, postępujesz rozsądnie. Oddam ci córkę, a ty zrobisz to o co proszę. Świetny układ, prawda? - uśmiechnęła się.

Młody mężczyzna patrzył na jej rozpromienioną twarz. Jak cierpienie dziecka może sprawiać jej taką radość?

Przybliżył się do niej.

- Sam odnajdę moją córkę. Przeszukam cały pałac i choćbym miał zajrzeć w każdą część tego kraju znajdę tych twoich kundli i osobiście poślę ich do diabła! - wrzasnął - Ale nigdy nie będę pracował dla ciebie!

Szatynka podeszła do niego.

- Jeszcze wiele razy zmienisz swoje zdanie, Muradzie. Zmienisz je gdy popłynie krew...

Krew tak niewinnych osób. Przemyśl moją propozycję. Masz czas do jutra.

Staw się jutro w marmurowym pałacu. Najlepiej do osiemnastej, jeśli chcesz widzieć Nuricihan żywą - dodała, gdy mężczyzna był już przy drzwiach.

Murad wyszedł, nie zaszczycając kobiety nawet jednym spojrzeniem.

Nuriye podeszła do okna, wpatrując się w pusty plac.

- Już czas. Już czas - szeptała cicho.

*****************

Faize wysiadła z powozu, rozglądając się wokół. Postawiła nogę na trawie, szukając wzrokiem osoby, z którą postanowiła się spotkać.

W końcu dostrzegła obraz wysokiego mężczyzny. Podeszła do niego, witając go z uśmiechem.

- Mehmed Pasza - dodała z radością.

Młody, blądwłosy mężczyzna pokłonił się przed nią. Faize widziała go po raz drugi. Wiele lat wcześniej spotkała go po obradach, w towarzystwie sułtana Bajezyda.

Wiedziała, że Mehmed był wierny zmarłemu władzcy i prawie jako jedyny nie przeszedł na stronę Nuriye.

Blondyn pokłonił się przed kobietą, z uśmiechem.

- Witaj, Pani. Miło mi znowu cię widzieć - zawiesił głos, mierząc wzrokiem brunetkę.

Podszedł do niej bliżej.

- Jak się czujesz, Pani? - zapytał, patrząc na nią ze smutkiem. Anbare westchnęła, odwracając wzrok.

- Dziękuję, jak zwykle czuję się nie najlepiej - wycedziła - Straciłam Osmana, a dwóch moich synów zaginęło, zapewne za sprawą Timura. Na tronie zasiadł Sulejman i Nuriye zaczęła rządzić haremem. Wszyscy moi ludzie zginęli... - przymrużyła oczy, spoglądając na mężczyznę - Z dawnych Paszów pozostałeś tylko ty i Murad. Mam nadzieję, że nie przyłączysz się do zdrajców?

- Nie zamierzam, Pani. Wśród ludzi krąży pewna pogłoska, jakoby to najstarszy z żyjących synów sułtana Bajezyda wzniecił przeciwko niemu powstanie i przeciągnął ludzi na stronę wroga...

Janczarzy, którzy nie zbuntowali się w czasie wojny nadal kochają swojego nowego pana. Sulejman zaskarbił sobie ich przychylność - mówił blondyn.

Faize przewróciła oczami, a następnie posłała Mehmedowi spojrzenie.

- Wszystko ma swoje granice, Mehmedzie Paszo. Trzeba jakoś udowodnić im, że Sulejman i Nuriye nie są święci. Jeśli janczarzy dowiedzą się o wszystkim, zrównają pałac z ziemią. Zabiją i Nuriye i Sulejmana. Wtedy tron będzie się należał jednemu z moich najstarszych synów.

Po za tym musisz pomóc mi, odszukać Mustafę i Mehmeda. Są najstarsi i to im należy się tron! - dodała.

- Książę Mustafa zaginął jeszcze przed tym jak ogłoszono Sulejmana nowym władcą.

Sułtanka Nuriye chce pozbyć się konkurentów Sułtana. Wiedziała, że nie będziemy grzecznie czekać na jej zlitowanie. Porwała ich obu, pozorując, że to sprawka Timura. Jeśli jeszcze żyją - wydusił z trudem, a stojącej przed nim kobiecie zrobiło się duszno - Musimy ich jak najszybciej znaleźć. Nuriye nie chce robić skandalu. Zapewne wywiozła ich gdzieś, a może i do naszego wroga? - szepnął, odwracając wzrok.

- Masz rację. Nuriye to przebiegła bestia. Musimy działać po cichu. Jeśli zdobędziemy jakieś informacje o tym gdzie są moi synowie, zaczniemy podburzać lud.

Zasiejemy w ich sercach podejrzenie, a prawda sama wyjdzie na jaw.

Wezwij wszystkich swoich ludzi. Niech rozpuszczą plotkę o Nuriye. Im więcej osób to usłyszy, tym lepiej. Niech Nuriye wie, że jej dni są policzone. Ludzie w końcu przejrzą na oczy, i dostrzegą, że to ona rozpętała całe to piekło. Musimy zdobyć ich przychylność, wtedy nic nie stanie nam na drodze - mówiła, a gniew narastał w niej coraz bardziej. Oddychała głośno.

- Co z pozostałymi książętami? Nie są bezpieczni. Nuriye może porwać i ich - odparł.

Faize popatrzyła na niego ze spokojem.

- Zostaw to mnie. To bardzo delikatna sprawa. Zajmnij się tym co ci każę.

Masz zająć się śledzctwem w sprawie zaginięcia książąt, oraz zadbać o to, aby plotka rozniosła się po kraju. Bezpieczeństwem moich dzieci zajmnę się osobiście. Prawie osobiście...

*********************

Murad Pasza wpadł do pałacu. Cały się trząsł. Ręce drżały mu, a oczy szkliły się łzami. Stało się tak jak przypuszczał.

Nuriye porwała jego córkę i chce czegoś w zamian za jej życie.

- Mehşah Aga! - zawołał głośno, stojąc w korytarzu. Po chwili z drugiej części pałacu przybiegł ciemnoooki brunet.

Pokłonił się przed nim.

- Wezwij wszystkich moich ludzi. Osobiście dopadnę tych kundli! - zawołał wściekle, marszcząc brwi, przez co na jego czole utworzyła się głęboka zmarszczka. Zacisnął z wściekłości zęby, które chrupnęły głośno, po czym chwycił za przypięty do pasa miecz.

Jego oczy aż pociemniały z wściekłości.

Już chciał wyjść, lecz poczuł jak ktoś łapie go za rękę. Znał ten dotyk zbyt dobrze. Chciał wyrwać się, lecz dziewczyna cały czas ściskała jego ubranie. Po chwili poczuł ciepłe ręce, obejmujące jego twarz.

- Murad - szepnęła cicho, patrząc mu w oczy. Przestraszyła się tego spojrzenia.

Miała wrażenie, że spojrzenie mężczyzny mrozi jej krew w żyłach.

Czuła jak ten zimny, pełen bólu i wściekłości wzrok przenika jej kości.

Obejrzała dokładnie twarz mężczyzny.

Wodziła wzrokiem po zaciśniętej szczęce i przymrużonych, wręcz granatowych oczach.

Mimo, że ta nagła zmiana przerażała ją, wtuliła się w niego.

Przywarła policzkiem do jego torsu, wsłuchując się w nierówny oddech.

- Nie martw się o mnie, Huma - szeptał, obejmując ją ramieniem - Wyciągnę tych diabłów choćby z podziemi. Powrócę tu wraz z naszą córką - dodał, i pogładził ją po włosach.

Odsunął się, a dziewczyna puściła jego pelerynę. Patrzyła jak idzie ogrodową ścieżką, a za nim kroczy ponad dwudziestu innych mężczyzn.

Murad zarzucił na głowę czarny kaptur swej peleryny, a nakrycie zaczęło tańczyć na wietrze.

Huma oparła się o ścianę, z trudem oddychając. Kawałkiem rękawa ocierała słone krople ze swych policzków.

Murad zniknął w oddali, wraz z całym oddziałem. Dziewczyna westchnęła ciężko, osuwając się na ziemię. Ta chwila zapadła w jej pamięć na zawsze.

Jeszcze nigdy nie bała się tak bardzo.

Zaistniała sytuacja przerastała ją.

Jak wiele będzie musiała jeszcze znieść?

*****************

Murad już od kilku godzin przemierzał Stambuł w poszukiwaniu swego dziecka. Z każdą chwilą był coraz bardziej zdesperowany. Zajrzał prawie pod każdy kamień, a i tak nie natrafił na żaden ślad. Był załamany.

Patrzył na słońce, które oślepiało go swym blaskiem. Było wysoko, co oznaczało, że zbliża się południe.

Murad zmarszczył brwi, oddychając głośno.

Tak naprawdę nie wiedział już co ma robić. Nagle zerwał się z miejsca, i chwycił za miecz, widząc, przybliżających się ludzi.

Pozostali również za jego przykładem chwycili za miecze. Murad wyszedł na przeciw, zbliżającym się mężczyznom.

Od razu poznał wysokiego szatyna, który zmierzał w jego stronę z kilkoma ludźmi.

Był to jego dawny przyjaciel. Postanowili rozdzielić się, aby preszukać większą część terenu.

- Yavuz, bracie, i co... - mówił ze zdenerwowaniem - Trafiliście na jakieś ślady?

- Jakieś pół godziny temu przyszła wiadomość od jednego z naszych ludzi. Znaleźli pewnego człowieka, a raczej kilku ludzi, którzy przybyli do portu wraz z maleńkim dzieckiem. Chcieli odpłynąć, lecz na widok jednego z gubernatorów uciekli.

Myślę, że nie zdołali jeszcze uciec, z resztą nie daliby rady. Po całym państwie, rozesłałem moich ludzi. Beyowie pilnują granic. Nie prześlizgnie się tam nawet mysz - dodał.

- Idealnie. Pora zawitać do naszego portu. Ciężko jest uciekać z małym dzieckiem. Dorwiemy ich - syknął - Za mną! - krzyknął donośnie, a pozostali wskoczyli na konie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Tina12 29.01.2017
    Już pisałam jak nie lubie obecnej Valide. Poza tym opowiadanie jest super. 5

    Ps dodałam 23 cz mojego opowiadania
  • Alesta 29.01.2017
    5 jak zawsze
  • katharina182 30.01.2017
    Trzymam kciuki za Murada. Mam nadzieję że wkrótce odnajdzie dziecko. Widzę że wena sprzyja... i dobrze. Byle tak dalej. Pozdrawiam i oczywiście zostawiam 5
  • Tina12 14.02.2017
    Dodałam moje opowiadanie w wolnej chwili zapraszam.
  • Zajrzę niebawem ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania