Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 99 "Jesteś moją ostatnią nadzieją"

Murad stał naprzeciwko pięknie zdobionego łóżka. Wśród miękkich, czerwonych poduszek leżała owinięta kocem młoda dziewczyna. Do piersi delikatnie przyciskała maleńkie zawiniątko.

Czarnowłosy przełknął nerwowo ślinę. Nawet tak rozkoszny widok nie potrafił go uspokoić.

Pogrążając się w głębokim rozmyślaniu, dawno odgonił upragniony sen. Mimo, że powieki same zamykały mu się ze zmęczenia, nie potrafił zasnąć. Nie mógł znieść myśli, że podczas jego słabości ktoś mógłby się zakraść się do jego komnaty i skrzywdził najważniejsze osoby w jego życiu. Pozornie wydawał się być spokojny; nie stało się tak jak powiedziała mu Nuriye, Huma nie została porwana. Wyjechała, na rzekome wezwanie sułtanki Rany, co oczywiście okazało się być nie prawdą.

Mężczyzna postanowił milczeć, a wszystkie swe lęki i wyrzuty skrył głęboko w swym sercu. Dla dobra Humy i dzieci.

Wiedział, że zdradzenie sułtanki Nuriye mogłoby się skończyć tragicznie.

Miał pewność, że ta przebiegła kobieta od razu pozbyłaby się jego rodziny.

Przyglądał się niskiej brunetce i swej córce.

Jego wzrok zatrzymał się na drobnej twarzy dziecka, a wszystkie wspomnienia powróciły. Odwrócił się zwinnie, podchodząc do okna. Miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie. Czuł, jak ogarnia go istna wariacja, serce tłucze się w piersi, a myśli schodzą na zupełnie inny tor.

Spuścił wzrok, a jego oczy ponownie błysnęły bezradnym światłem. Już miał otrzeć maleńką kroplę z kącika oka, gdy

nagle poczuł czyjeś dłonie na swym ciele.

Ciepły policzek przywarł do jego zimnych pleców, a ręce objęły go w pasie, tak jak dawniej.

Murad jęknął cicho, czując ucisk na swych żebrach, które z pewnością były połamane.

Mimo to ścisnął drobne dłonie.

Brakowało mu tego ciepłego uczucia. Tęsknił za miłością i spokojnym życiem.

Tak dawno tego nie czuł...

Miał wrażenie, że anioł obejmuje go swymi skrzydłami. Maleńki, czysty anioł.

- Murad - usłyszał cichy głosik - Coś się stało? - spytała gładząc go po plecach.

- Nie - szepnął spokojnie, cały czas stojąc tyłem. Huma mierzyła go wzrokiem. Nie wierzyła mu. Widziała, że ostatnio bardzo się zmnienił. Martwiło ją to. Pod wływem jakiegoś podszeptu przybliżyła się, i ani myśląc zdjęła z niego koszulę. Mężczyzna westchnął ciężko, a dziewczyna na widok posiniaczonego, zakrwawionego ciała pisnęła cicho.

- Murad, co ci się stało? - zawołała, patrząc na niego z przerażeniem - Jak...

Nie zdążyła dokończyć, gdyż czarnowłosy odwrócił się, łapiąc ją za ręce. Huma zadrżała, zupełnie nie spodziewając się takiej reakcjii.

- Myślisz, że to takie łatwe ratować dziecko z rąk oprawców! - wrzasnął - Nie wystarczy ci to, co zrobili naszej córce? - zadrżał.

Huma wpatrywała się w niego z przerażeniem. Czuła jak jej nadgarstki pulsują z bólu, pod wpływem silnego ucisku.

- Puść mnie! - wycedziła, strzepując z siebie jego ręce.

Murad odsunął się, oddychając głośno. Czuł, że jego płuca zaczynają odmawiać posłuszeństwa, a każdy oddech staje się walką. Przez jego umysł na chwilę przemknęła myśl, która zaczęła mówić mu, że pomału traci nad sobą kontrolę. Zacisnął pięści. Starał się z całych sił powstrzymać wszystkie emocje, aby nie doprowadzić do prawdziwego wybuchu.

Przez chwilę oboje stali w ciszy, jak zaklęci, wpatrując się przed siebie.

Huma patrzyła na Murada z przerażeniem, nie wiedząc zupełnie co powinna zrobić.

Z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiała sobie, że zachowanie mężczyzny wzbudziło w niej... strach. Bała się go.

W tej sytuacji zdawał się być nieprzwidywalny. Nie przypominał Murada, krórego znała. Wpatrywała się w jego plecy, obserwując nawet najmniejszy ruch napiętego, umięśnionego ciała. Mężczyzna jeszcze mocniej zacisnął swe dłonie. Huma widząc to, przygryzła ze zdenerwowania swe spierzchnięte usta. Zaczęła zastanawiać się co by się stało, gdyby te same ręce, w ten sam sposób zacisnęły się na jej szyi. Mimowolnie zadrżała. W tej chwili mogła spodziewać się naprawdę wszystkiego...

Czarnowłosy mężczyzna przymknął oczy, i lekko drżąc uchylił delikatnie usta. Zmarszczył brwi i rozluźnił zaciśnięte palce.

Huma popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Mężczyzna bez słowa podszedł do małej pufy, zabierając z niej swe rozrzucone rzeczy. Zarzucił na siebie czarną pelerynę z kapturem. Przypiął do pasa miecz, a do małej, lecz solidnej tasiemki przy bucie przywiązał kilka małych sztyletów. Brunetka przyglądała się temu ze zdenerwowaniem. Patrzyła na jego pełną powagi twarz. Nie potrafiła wyczytać z niej żadnych emocji.

Przerażało ją to.

Mężczyzna zerwał się jak burza i skierował się w stronę drzwi.

Otworzył je silnie, przez co okna komnaty otworzyły się z hukiem.

Huma wstrzymała oddech.

Murad wyglądał jak prawdziwy morderca. Miał na sobie bordową koszulę, która pomimo walki z własnymi myślami przypominała Humie kolor świeżej krwi. Czarne, wirujące na wietrze włosy układały na jego bladej twarzy ostre, strzeliste wzory, jeszcze bardziej podkreślając jego mocno zarysowane kości policzkowe i ogromną bliznę.

Bliznę...

Gdy tylko mężczyzna zrobił pierwszy krok, oddalający go w głąb korytarza Huma poczuła, że miękną jej nogi. Przez chwilę patrzyła raz w jedną raz w drugą stronę, zupełnie zdezorientowana.

Chciała za nim biec, lecz obawiała się jego reakcji. Czy aż tak bardzo się zmienił, żeby nie pozostała w nim ani jedna cząstka jej dawnego męża?

- Murad! - wydała z siebie głośny krzyk, walcząc przy tym ze swym zaschniętym gardłem. Czarnowłosy przyspieszył, a dziewczyna nie widząc już innego wyjścia zaczęła za nim biec.

- Murad! - zawołała ponownie, widząc w oddali jego ciemną posturę.

Mężczyzna zatrzymał się, a brunetka podbiegła do niego. Westchnęła cicho, natrafiając dłońmi na jego plecy.

- Murad, gdzie ty idziesz? - wyszeptała ze strachem. Czarnowłosy dotknął delikatnie smukłych rąk, czując jej subtelny dotyk. Tak bardzo kochał to uczucie. Odwrócił się, patrząc jej w oczy, a jego dłonie powędrowały w kierunku pięknych, kręconych włosów. Zatopił w nich swe palce, przez co młoda sułtanka na chwilę się uspokoiła.

- Obiecuję ci Huma - wyszeptał, a wzrok dziewczyny zatrzymał się na jego drżących ustach - Przyrzekam ci, że nie pozwolę na twoje cierpienie.

Ucałował jej rozgrzane czoło, a po chwili opuścił swe drżące dłonie. Huma popatrzyła na niego ze zdziwieniem, a wszystkie męczące ją emocje powróciły. Strach i niepewność znowu stały się jej zmorą, dusząc wszystkie pozytywne uczucia.

Murad zniknął w głębi korytarza. Nie potrafiła już nic na to poradzić.

**********

Murad szedł długim marmurowym korytarzem. Całe jego ciało drżało, a on niemógł uspokoić swoich myśli, które cały czas jak armia wrogów napadały na jego umysł. Z każdą chwilą odczuwał, że sytuacja w której się znajduje jest coraz gorsza. Miał wrażenie, że przy jego skroni znajduje się pistolet, który przy najdrobniejszym, nieodpowiednim ruchu może wystrzelić. Stanął w końcu przy wejściu do miejsca, w którym jego obawy mogą doszczętnie zniknąć.

Modlił się w duchu, aby chwila w której będzie musiał milczeć jak największy zdrajca nigdy nie nastała. Jego brwi zbliżyły się do siebie, tworząc na jego czole głęboką zmarszczkę. Ukrył twarz w dłoniach, masując swą obolałą głowę.

Nakazywał sobie myśleć logicznie, lecz z każdą sekundą uświadamiał sobie, że pod presją którą odczuwa jest to niemożliwe.

Zacisnął pięści i zbierając w sobie resztki spokoju wszedł do komnaty.

Ukłonił się, unikając spojrzenia swej pani.

Faize odłożyła na bok zapieczętowany list i drobne okulary. Wstała z nad drewnianego biurka, po czym zbliżyła się do mężczyzny. Murad zmierzył ją swym kamiennym wzrokiem, a gdy jej ciepłe dłonie dotknęły jego ramienia wzdrygnął się.

- Coś cię trapi, mój drogi zięciu? - zapytała spokojnie kobieta, przyglądając mu się.

Czarnowłosy przymknął na chwilę oczy, chcąc doprowadzić się do porządku.

W jego wnętrzu wybuchła wielka burza.

Nie wiedział już co ma robić. A jeśli sułtanka odkryła jego plany?

- Nic wielkiego, pani - burknął bez zastanowienia - Sprawy państwowe, a dodatkowo martwię się o porwane książęta - wydusił. Anbare pokiwała głową, a jej wyraz twarzy zaczął wskazywać na to, że głęboko nad czymś rozmyśla.

Murad odetchnął z ulgą, widząc, że z pewnością nie powróci już do tego samego pytania. Przeczuwał jednak co mogło zająć jej myśli.

- Właśnie o tym chciałabym z tobą porozmawiać - powiedziała cicho - Czas nas goni, a ja nie mogę spać spokojnie.

Nie pozbędę się obaw, póki sama nie odetnę głowy tej wiedźmie - warknęła.

Spuściła wzrok, a jej oczy pociemniały z wściekłości. Odgarnęła z ramion pasmo ciemnych włosów, wzdychając ciężko. Murad przełknął ślinę. Wiedział, że niebawem nastąpi najgorsza w jego życiu chwila.

- Tylko jedno trzyma mnie przed wbiciem sztyletu w serce tej suki - wbiła w Murada swe pełne bólu spojrzenie - Musisz wiedzieć, że nikomu prócz ciebie nie ufam - wydusiła - Uratowałam ci życie, gdy byłeś dzieckiem. Ty odwdzięczyłeś się mi stokrotnie. Nigdy ci tego nie zapomnę. Jesteś taki sam jak Zafir... Szlachetny i uczciwy. Jesteś dla mnie jak syn - ścisnęła delikatnie jego dłoń, posyłając mu szeroki uśmiech -Dziś pragnę prosić cię o przysługę.

Po to cię tu wezwałam. Tylko tobie mogę powierzyć tak ważną sprawę. Nie ma nikogo takiego jak ty. Firuze Hatun! - zawołała. Do komnaty weszła rudowłosa dziewczyna. Murad patrzył na nią a serce zaciskało mu się z bólu. Pragnął rozpłynąć się w powietrzu i nigdy, przenigdy nie wrócić do tego miejsca. Przeklinał swe nogi i umysł, który przywiódł go do tej komnaty. Przeklinał dzień, w którym poznał Sułtankę Faize.

Przeklinał chwilę, w której wyrwała go z rąk Gizem. Wolałby zginąć. Umrzeć będąc dzieckiem. Wtedy nigdy nie przybyłby do tego pałacu.

Jego oczy na chwilę zaszkliły się łzami, lecz opanował je, spotykając się ze spojrzeniem swej pani.

Uniósł delikatnie swe zdrętwiałe, sine wargi, ukazując delikatny uśmiech.

Rudowłosa prowadziła kilkoro małych dzieci. Şehzade Ahmed, Musa oraz jej maleńki wnuk Cihangir.

Faize objęła dłońmi swe dzieci, prowadząc je w kierunku Murada.

- Do tej pory udało mi się uchronić ich przed szponami Nuriye - westchnęła - Nie wiem jednak jak długo zdołam jeszcze kryć ich - dodała - Bóg tylko jeden wie, co stało się z Mehmedem i Mustafą. Możliwe, że ich los nie jest jeszcze przesądzony, tak jak moich trzech pozostałych synów - powiedziała ze smutkiem, patrząc na swe dzieci.

Czarnowłosy popatrzył na chłopców.

Czuł jak całe jego ciało płonie, jednak w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać. Obserwował każdy ruch sułtanki, wiedząc, że niebawem powie to czego się najbardziej obawiał. Krzyczał w myślach, aby to wszystko się już skończyło.

Błagał, aby już nigdy nie usłyszał z ust tej dobrze znanej mu kobiety tak wielu słów, niszczących jego serce. Zniósłby każdą obelgę, każde słowo przeklinające go, tylko nie słowa pochwały. Każde pochlebne słowo dusiło go, i uświadamiało go jak bardzo jego prawdziwe oblicze odbiega od tego co powiedziała mu sułtanka. Czuł się jak najgorszy zdrajca, wbijający znienacka nóż w plecy swemu przyjacielowi. Osobie, która tak bardzo mu ufa...

Uniósł wzrok, czując jej ciepłe dłonie na swych ramionach.

- Ufam ci - zabrzmiał głos sułtanki, tym razem głośniejszy, pełen wiary i motywacji - Jesteś moją jedyną nadzieją. Powierzam ci moje dzieci. Przy granicy, w prowincji w której bywałeś jako dziecko czeka na was pałacyk. To bezpieczne miejsce - dodała.

Murad zawachał się. Mimowolnie odsunął się na kilka milimetrów od sułtanki.

Uchylił delikatnie usta, a słowa które układały się w jego głowie rządały uwolnienia. Chciał wykrzyczeć prawdę.

Powiedzieć jej o wszystkich planach Nuriye. Coś jednak zabraniało mu mówić. Lęk zakrył mu usta swymi rękami. Czuł jak oplata go chłodnym dotykiem, na siłę wnikając do jego umysłu. Przeczucia powróciły, ukrwając w swym cieniu, wszystko to co przed chwilą usłyszał.

Zagryzł wargi, kłaniając się przed sułtanką. Dotknął ramienia najstarszego z książąt, uśmiechając się do Faize.

- Będą pod moją opieką - dodał z powagą - Zawiozę ich tam osobiście. Jeszcze dziś będą bezpieczni - uśmiechnął się.

Faize przyglądała się na zmianę swoim dzieciom i Muradowi.

Wyglądała na spokojną, ale jej wnętrze wciąż nie mogło się uspokoić. Serce dudniło jej jak nigdy wcześniej.

Wpatrywała się w oczy Murada. Ciemny błękit rozjaśniały tylko delikatne, ciepłe iskierki. Brunetka uspokajała się widząc jego przyjazne spojrzenie. Tylko on był jej nadzieją. Ufała mu i wierzyła w niego.

 

Przyglądali się sobie, jak dobrzy przyjaciele. Każde z nich z pokruszonym sercem. Ich spojrzenia wydawały się być pełne miłości, którą darzyli się nawzajem. Ciepłe iskierki mydliły oczy.

Były piekłem, a może ostatnim rajem?

 

******

Murad wiercił się niespokojnie na skórzanej kanapie. Cały czas wachał się. Dusił w sobie złe przeczucia, które pożerały go kawałek po kawałku. Czuł jak serce i żołądek podchodzą mu do gardła.

Drżał. Ze zdenerwowania zacieśnił sznury, trzymające całe jego wyposażenie. Starał się jeszcze lepiej ukryć swą broń. Nie wiedział co może go czekać. Jeśli coś pójdzie nie tak, nigdy nie będzie już tak samo. Będzie musiał za wszelką cenę naprawić swe błędy. Będzie musiał bronić dzieci.

Westchnął cicho, wyglądając przez okno. Serce dudniło mu jak oszalałe.

Uszy zatykał mu głuchy pisk, a ręce podświadomie zaciskały się na mieczu.

W końcu powóz zatrzymał się, a Murad wyskoczył z niego zwinnie.

Złapał za rękę najstarszego z chłopców, a za nim wysiedli pozostali.

Mężczyzna trzymał dzieci blisko siebie, okrywając je swą peleryną.

Szedł dumnie przed siebie, cały czas nie pozwalając oddalić się żadnemu z nich.

Jego ręce zadrżały na widok kilku osób stojących na tarasie.

- Naprawdę jesteśmy już tutaj? - zapytał pięcioletni Ahmed.

Murad przełknął nerwowo ślinę. Był zbyt blisko umownego miejsca, aby myśleć o czymkolwiek innym, jak o zadaniu powierzonym mu przez Nuriye. O zdradzie sułtanki Faize, i o tym, że być może książęta zostaną umieszczone klatce, z dala od ludzkich spojrzeń. Te myśli szumiały w jego głowie, a widząc cały powód jego zmartwień jeszcze bardziej zaczął się denerwować.

Jego usta drżały, a język kompletnie zdrętwiał. Zatrzymał się naprzeciwko schodów prowadzących na górę.

Przez chwilę myślał o odwrocie, jednak było już za późno. Nuriye widziała go.

Zamknął oczy, chcąc na nowo przywołać nadzieję. Nuriye mówiła o wieży. Jeśli się postara złapie tą wiedźmę prosto w pułapkę. Ludzie dowiedzą się, a Nuriye nie będzie miała nic do mówienia.

Westchnął ciężko, a owe myśli pokrzepiły go. Musi to zrobić. Musi oddać jej dzieci, inaczej poleje się krew. Krew osób, które tak bardzo kocha. Zacisnął usta i ruszył przed siebie. Nie ma już odwrotu.

Wszedł po schodach, a jego długa peleryna zaczęła wirować na wietrze.

Blask słońca odbijał się od jasnego marmuru, oślepiając wszystkich tam zebranych.

Na środku tarasu, przy białym stole siedziała odziana w zieloną suknię kobieta. Czytała jedną z książek, a na widok kroczących w jej stronę postaci zaciekawiona uniosła wzrok.

- Murad Pasza - uśmiechnęła się - Proszę, proszę. Nie sądziłam, że jeszcze się tu pojawisz - dodała.

Uśmiechnęła się cynicznie, odkładając księgę na stół. Kartki książki przekręciły się a z jej wnętrza uwolniła się smuga kurzu. Czarnowłosy cofnął się, zakrywając dzieci swą peleryną.

- A więc nasze książęta. Wieża już czeka... - szepnęła Nuriye - Bądź, że łaskawszy dla moich oczu i ukaż mi ich. Chyba wiesz, że nie rozsądne jest kupowanie kota w worku? - zaśmiała się.

Niebieskooki odsłonił delikatnie swą pelerynę. Szatynka podeszła do dzieci, dotykając delikatnie twarzy małego Ahmeda.

- Intrygujące - zaczęła kobieta - Zaprawdę intrygujące jest to co miłość jest w stanie zrobić z ludźmi. Szczególnie ta pierwsza, młodociana, która jest całkiem obcym uczuciem.

Tracimy zmysły, a czasami coś więcej - mówiła z uśmiechem - Wiedziałeś na co się piszesz, kochany Muradzie poślubiając córkę padyszacha.

Bowiem ciężkie jest życie, będąc członkiem rodziny sułtańskiej. Wiem coś o tym - szepnęła, szczerząc swe śnieżnobiałe zęby.

- Hmm, co ty możesz wiedzieć o miłości - parsknął - Jesteś zimna, a twoja miłość leży w grobie. Zabiłaś ją.

- Masz rację, Muradzie - odparła ze spokojem - Jestem zimna, ale to mnie trzyma przy życiu. W tym pałacu nie ma miejsca na uczucia. Wyzbyłam się ich. Szkoda, że uczucia, które tak pielęgnujesz okazały się być twoją zgubą - dodała z uśmiechem. Murad chwycił za rękę Ahmeda. Nie minęło dużo czasu, a znowu poczuł to samo uderzenie w żebra. Tym razem jednak nie przewrócił się.

- Zdrajcy! Zdrajcy! - wrzeszczał - Zabiję każdego zdrajcę. Przeciął w połowie trzymającego go mężczyznę, a widok krwi jeszcze bardziej podsycił jego gniew. Kopnął jednego ze strażników, a ten upadł do tyłu, spowalniając innych. Murad cały czas walczył. Nie poddawał się. Wierzył, że jeszcze jest nadzieja.

W końcu jednak dostrzegł, że jest otoczony. Strażników było mnóstwo. Już miał unieść miecz, pozbawiając głowy kolejnego z nich, gdy jego oczom ukazało się kilku mężczyzn, odciągających gdzieś dzieci.

Murad zacisnął pięści, mierząc wzrokiem czarnoskórych mężczyzn.

Byli to chyba jedyni, którzu nie krzywili się na dźwięk przeraźliwego zgiełku.

Musieli być głusi, a myśl o tym sprawiała, że Murad tracił oddech.

- Mój Boże - wyjąkał - Kaci...

Nie zważając na nic ruszył przed siebie. Przedzierał się przez grupę ludzi, ścinając każdego z nich jak zwykłe drzewo. Po białym marmurze spływała ciemna krew.

- Nuriye! - wrzeszczał - Miałaś zamknąć ich w wieży! - jego głos zadrżał - Jesteś zdrajcą! Nie ujdzie ci to na sucho! Masz na rękach krew osmanów! To przekleństwo! Sułtanka Faize zrówna cię z ziemią! - krzyczał ostatkiem sił. W końcu poczuł jak ktoś łapie go od tyłu. Zapewne nie był to jeden człowiek, lecz więcej.

- Dość! - rozległ się donośny kobiecy głos - Zabierzcie go stąd. Możecie zrobić z nim co chcecie.

Murad zacisnął powieki. Nie był w stanie dłużej patrzeć na tą rzeź. W końcu poczuł, że odpływa, a wszystko wokół cichnie, przynosząc upragniony sen...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • katharina182 14.03.2017
    "- Nic, wielkiego, pani..." - po "nic" bez przecinka.
    " -

    Dziś pragnę prosić cię o przysługę." - się tak dziwnie przesunięto;)

    Mocny rozdział. Bardzo mi się podobał. Mam nadzieję że następny szybko napiszesz.
    Oczywiście 5.
  • Tina12 07.05.2017
    Rozdział powala
    5
  • Jak dobrze widzieć cię u siebie :)
    Finał już blisko. Jeszcze jeden rozdział a ja piszę go już dwa miesiące xD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania