Superkoks cz.1 - początek

Jestem Koks, Superkoks. Oto historia tego jak z tłustego nerda zostałem koksowatym superbohaterem, ratującym loszki przed galaretowatymi stworami, a nawet całe miasta przed złymi doktorkami i ich planami przejęcia władzy nad światem.

 

Od dawnych czasów szkolnych zacząłem regularnie chodzić na siłkę, bo byłem gruby i wszyscy się ze mnie nabijali. Zainspirował mnie do tego Burneika, którego pierwszy raz zobaczyłem na jutubie prawie 10 lat temu. Stwierdziłem, że jest tak koksowaty jak skurwysyn, że też bym tak chciał.

 

Początki były trudne. Strasznie chujowo się czułem z tym, że muszę odstawić czipsy, przestać ciągle siedzieć z zaślinioną gębą przy grach, unikać browarów. No ale czego nie robi się, żeby choć trochę zmienić się z grubego paszteta w dobrze zbudowanego i silnego gostka.

 

Pamiętam jak kilka razy prawie doznałem kontuzji na siłce podczas wykonywania martwego ciągu i jeszcze paru innych ćwiczeń. Jako początkujący myślałem, że nie ważne co będę jadł – ważne żeby kalorie się zgadzały. Ta, dokładnie.. taki był stan mojej wiedzy.

W końcu postanowiłem zrobić żmudny risercz. Przeglądałem SFD, KFD i słuchałem porad WK. Pamiętam, że na początku miałem kupiony przez neta plan treningowy i dietę, ale po jakimś czasie przestawały mi być potrzebne.

 

Oglądałem też transformacje gości na jutubie, filmiki w stylu: „From fat to beast” i takie tam. Stały się one dla mnie sporą inspiracją i dawały mi niezłą motywację, która w momentach kryzysowych trochę spadała.

 

Napływ testosteronu sprawił, że stałem się pewny siebie, bardziej agresywny i miałem większe powodzenie u lasek. Bardzo dużo loszek nagle zaczęło się mną interesować, właśnie dzięki zrzuceniu dużej ilości tłuszczu. Makdonald odszedł w zapomnienie. To wszystko dało mi podstawy żeby zostać superbohaterem, jak w komiksach Marvela.

 

Pewnego dnia mój ojciec, którego zawsze szanowałem (i który rzucał bardzo mądrymi cytatami, które sprzedawał wujkowi Petera Parkera), został zabity przez jakiegoś dziwnie wyglądającego gościa. Dosłownie jakiś tajemniczy koleś wyglądający trochę jak psychopatyczny klaun (WTF? Joker z Batmana?) wszedł do monopolowego, w którym mój staruszek kupował mi żarcie na masę. Wtedy właśnie mój stary obrócił się w stronę tego złola i dostał kulkę w łeb. Dowiedziałem się tego jak wróciłem do domu i w TV zobaczyłem z matką wiadomości. Kamery wszystko zarejestrowały. Byłem w szoku. Nie miałem pojęcia o co chodzi. Czyżby ojciec był w coś wplątany? Czyżby klaun był z jakiejś mafii, sekty? Może przeniósł się portalem z uniwersum Batmana do naszego wymiaru?

 

Postanowiłem, że znajdę pajaca i się zemszczę.. Nie wiedziałem wtedy jeszcze jak mam to zrobić, ale wkrótce znalazłem odpowiedź.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania