Poprzednie częściŚwiadomosć- rozdział 1

Świadomosć- rozdział 2

Stąpałam cicho wśród cieni. Z każdym oddechem z moich ust wylatywały obłoki pary. Wszystko wokół poruszało się cicho w rytm wiatru. Słyszałam szelesty liści i odległe pohukiwanie sowy. I nagle zauważyłam ruch. Bardzo wolno przywarłam plecami do drzewa. Niecałe sto metrów dalej na łące nieświadoma niczego sarna pożywiała się w ciszy. Choć była noc widziałam ją dokładnie w świetle księżyca. Bezszelestnie opuściłam się na ziemię i usuwając z drogi suche gałązki powoli ruszyłam ku zdobyczy. Z każdą chwilą coraz bardziej podziwiałam zwierzę. Sarna miała w sobie coś majestatycznego, coś co przyciągało mnie do niej. Dotarłam do prześwitu między drzewami. Nadal ukryta w cieniu starych dębów sięgnęłam do kołczanu i nie odrywając wzroku od zwierzęcia wyjęłam z niego długą strzałę. Sarna widocznie usłyszawszy niepokojący odgłos podniosła długą szyję. Byłam na tyle blisko by widzieć jak jej mięsnie napinają się, a uszy obracają wyszukując zagrożenia. Nałożyłam strzałę na cięciwę i napięłam długi łuk. Wstrzymałam oddech i w skupieniu delektowałam się chwilą. Już miałam wypuścić pocisk, gdy nagle z kępki traw wynurzyła się chwiejnie mała sarna i w niezgrabnych podskokach przybiegła do matki. Zamarłam i powoli opuściłam łuk. Było blisko.

Pomyślałam o rodzicach i nagle całe podniecenie związane z polowaniem wyparowało pozostawiając po sobie ciche wyrzuty sumienia. Kiedy zabijanie zaczęło sprawiać mi tyle przyjemności? Pamiętałam, że ojciec zawsze brzydził się wszelką przemocą. Był medykiem i nienawidził ludzi zdolnych krzywdzić innych. Całymi dniami zgłębiał lub pisał lecznicze księgi. Nieraz pomagałam mu przepisywać najcenniejsze okazy. Nie chciałam wiedzieć co pomyślałby o tym, że jego córka doskonale posługuje się bronią, której tak nienawidził.

Niosąc w rękach jedynie łuk i złapanego w sidła zająca wynurzyłam się z lasu. Szybkim krokiem zbliżyłam się do chaty i skrzypiąc przeraźliwie wspięłam się po schodach werandy. Mimo późnej pory w jednej z okiennic nadal paliło się światło. Zamiast skorzystać z drzwi skierowałam się w jej kierunku i zapukałam dwa razy szybko i raz po krótkiej przerwie. Gdy odpowiedziały mi dwa wolne stuknięcia wróciłam i przeszłam przez próg dębowych drzwi. Po incydencie z rzeźnikiem ustaliliśmy między sobą kilka zabezpieczeń. Minął już tydzień, a tajemniczy mężczyzna nadal się nie pojawiał. Szczerze zaczynałam wątpić by miał kiedykolwiek powrócić jednak ostrożności nigdy za wiele. Nim zdążyłam przebyć korytarz powitało mnie ciepłe światło świecy. Aiden oparł się o ścianę i spojrzał na mnie z miną która nie zwiastowała niczego dobrego.

- Co się stało? –Spytałam natychmiast.

-Chodź i sama zobacz.- Powiedział i odwrócił się prowadząc mnie do kuchni. Teraz słyszałam ciche, bolesne jęki wydobywające się zza drzwi. Ruszyłam za nim i o mało nie wypuściłam z rąk zająca widząc leżącego na stole chłopaka. Był bardzo blady, a jego klatkę piersiową i prawe ramię pokrywały zakrwawione bandaże.

-Kto to jest? – Spytałam Aidana nie kryjąc złości.

-Skąd mam wiedzieć. Zemdlał zanim zdołałem czegoś się od niego dowiedzieć- Odpowiedział nieco zirytowanym tonem.

-To ty go tak urządziłeś?- Dodałam patrząc na zranionego z dozą nieufności i zaskoczenia.

-Nie, gdy tu dotarł był już w takim stanie. Być może nawet gorszym. Powiedział, że chce się z tobą widzieć, a chwilę potem stracił przytomność. Zabrałem go tutaj i opatrzyłem, jednak wciąż ubywa mu sporo krwi.- tu zatrzymał się i zobaczyłam jak w jego spojrzeniu pojawia się surowa nuta- Rana jest głęboka. Obawiam się, że nie przeżyje nocy.

Mój wzrok przeniósł się z powrotem na chłopaka. Nie miał więcej niż dwanaście lat. Był dość wysoki jak na swój wiek i ledwo mieścił się na kuchennym stole. Jasne włosy koloru dojrzałego zboża w mokrych stronkach okalały jego białą twarz. Podeszłam i zbadałam mu puls, tak jak mnie tego nauczył tata. Słaby i nierówny- pomyślałam. Przyłożyłam rękę do jego rozpalonego czoła i z rezygnacją wypuściłam z siebie powietrze. Nie musiałam patrzeć na ranę by wiedzieć, że wdała się w nią poważna infekcja.

-Miał ze sobą jakiś plecak, torbę?- spytałam.

-Nie, miał na sobie tylko płaszcz.

Oparłam dłonie o blat i wpatrywałam się w jego twarz. Miałam wrażenie, że wygląda znajomo. Nie pasował do opisu rzeźnika. Co więcej zdawał się być jego dokładnym przeciwieństwem. Nie sądziłam, aby dwunastoletni chłopiec tak zaniepokoił Gregorego.

-Pomóż mi- Powiedziałam cicho, lecz zdecydowanie. Chcę ją zobaczyć.

Aiden po chwili wahania podszedł i podniósł delikatnie ramię chłopaka. Ten jęknął cicho i jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Zaczęłam powoli odwijać nasiąknięte krwią bandaże. Gdy przy ranie pozostała ostatnia warstwa opatrunku Aiden położył jego rękę wzdłuż tułowia. Chcąc zebrać jak najwięcej krwi docisnęłam zgromadzony materiał do rany. Spojrzałam na brata. Był do mnie bardzo podobny, lecz nie identyczny. W przeciwieństwie do mnie miał czarne włosy jak tata. Towarzyszył mi od zawsze i stał on moją nieoderwalną częścią. Zastanawiałam się co bym zrobiła, gdyby to Aiden został tak ciężko ranny, ponieważ jego ból odczuwałam jak swój własny. Odwrócił się i sięgnął do szafki. Wyjął z niej czyste szmatki i ręczniki, a następnie nachylił się i spod blatu wyjął butelkę spirytusu. Namoczył je przeźroczystym płynem i podszedł do mnie szybko. W tym momencie odstawiłam bandaże, a Aiden przyłożył do rany ręczniki. Ciało chłopaka wygięło się w łuk, a z jego gardła wydobył się stłumiony jęk. Przez chwilę widziałam jego obrażenia.

-Rana jest bardzo rozległa i poszarpana. - Aiden pokiwał powoli głową. -Co w książkach pisali o tego typu obrażeniach?

Świadomi mieli doskonałą pamięć. Księgi które przepisywałam dla taty mogły mi się teraz bardzo przydać. Szybko wytarłam ręce i zakładając płaszcz zaczęłam wyrzucać z siebie potok słów.

-Musisz zbić gorączkę najszybciej jak to możliwe. Dociskaj ranę, a gdy opatrunek przesiąknie krwią ponownie przemyj ją spirytusem. Ja pójdę do lasu poszukać ziół, które dałyby mu siły i pomogłyby zwalczyć stan zapalny.

-Dobrze tylko się pospiesz. Jest bardzo słaby.

Wybiegłam z chaty i ruszyłam prosto na polanę na której wcześniej widziałam sarnę. Byłam pewna, że zauważyłam tam krzewy goryczki plamistej. Jej korzeń miał zbawienny wpływ na gorączkę. Biegnąc ile sił w nogach szybko dotarłam do upragnionej rośliny. Uklękłam i rozkopałam trochę zmarzniętej ziemi odsłaniając nagą korę. Wyjęłam zza pasa łowiecki nóż i wycięłam nim spory kawałek korzennego miąższu. Wrzuciłam go do małej sakiewki przytwierdzonej do pasa i chwilę później pędziłam w stronę domu. Wbiegłam po schodach werandy i otworzyłam z hukiem dębowe drzwi. Pospiesznie zdjęłam z siebie wierzchnie ubranie. Weszłam do kuchni i nie tracąc czasu zaczęłam rozdrabniać korzeń w moździerzu. Aiden dociskał ranę dopiero co zmienionym opatrunkiem. Na czole chłopaka ułożył zimny okład. Kilka minut później maść była gotowa. Wspólnie nałożyliśmy ją na świeży okład i zamieniliśmy miejscem ze starym opatrunkiem. Ramię chłopaka owinęliśmy bandażem, a następnie usztywniliśmy i na długiej znalezionej przeze mnie na strychu desce przenieśliśmy go do mojej sypialni.

Pozbawiona sił oparłam się o ścianie i powoli zsunęłam po niej na podłogę. Aiden położył świecę na stoliku przy łóżku i usiadł obok mnie. Na chwilę w pokoju zapadła miła cisza.

-Idź się przespać. Przypilnuję go do rana.- Choć pokusa była silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej pokręciłam stanowczo głową.

- Nie, ja będę dzisiaj czuwać. Jutro musisz się stawić u kowala. Ja mogę odespać dzień i wyruszyć na polowanie późno w nocy.

Poza tym po moim wczorajszym koszmarze, mimo zmęczenia, nie miałam ochoty na spanie.

-Kłóciłbym się z tobą, ale nie mam na to siły.- Odpowiedział rozszerzając usta w ciepłym uśmiechu i całując mnie w czoło. Wstał i przeciągając się leniwie odszedł w kierunku własnej sypialni.

Podeszłam do łóżka i usiadłam na jego skraju. Oddech chłopaka stawał się równiejszy, a puls bardziej wyczuwalny. Gorączka spadała i jego stan powoli stabilizował się. Niesamowite jak szybko wracał do zdrowia. Delikatnie odwinęłam bandaże i o mało nie zachłysnęłam się ze zdziwienia. Mimo iż nie zszyłam rany ta szybko goiła się. Przez dłuższa chwilę wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem. Czy to on kilka dni temu tak zaniepokoił Gregorego? Wyglądał raczej sympatycznie i niepozornie. W dodatku nie miał przy sobie broni, no i ta rana... Nachyliłam się nad nim i chciałam znów zawinąć bandaż, kiedy twarz chłopaka przeszył bolesny skurcz, a usta z wielkim wysiłkiem zaczęły wyrzucać z siebie słowa. Zmarszczyłam brwi. Gorączka znacząco spadła i majaczenia powinny ustąpić. Nagle wśród jęków i szeptów wychwyciłam swoje imię. Cora – zaskoczona przylgnęłam do jego twarzy starając się usłyszeć coś jeszcze. Jednak nagle poczułam jak przez całe moje ciało przechodzi odrętwienie. Czułam na sobie czyjeś intensywne spojrzenie.

Powoli odwróciłam wzrok i spojrzałam na stojącą w korytarzu ciemną sylwetkę. Wysoki mężczyzna opierał się o framugę drzwi obracając w ręku odbijający blask świecy przedmiot. Zamarłam rozpoznając tę czynność. Często wykonywałam ją po skończonym polowaniu. Czyściłam broń i sidła z krwi. Coś jednak mówiło mi, że ta, która znalazła się na jego nożu bynajmniej nie należała do zwierzęcia. Moja ręka zastygła w połowie drogi do pasa. Nóż razem z płaszczem zostawiłam w korytarzu. Nagle wstrząsnęła mną straszna myśl.

Aiden…

Na moje ciało spadł ogromny ciężar, a w głowie rozległo się tysiące dzwonów. W ręku mężczyzny rozpoznałam własny łowiecki oręż.

- To bardzo piękny nóż… doskonale wyważony.- powiedział nieznajomy obracając jednocześnie błyszczący przedmiot.- Może nie jest długi, ale zadaje idealne, proste cięcia. Widocznie dzisiaj go ostrzyłaś.- w tym momencie przeszył mnie jego intensywny wzrok.

-Odsuń się od niego.- Jego głos zabrzmiał ostro jak brzytwa.

Po chwilowym odrętwieniu zaczęły zalewać mnie uczucia jakich do tej pory nie znałam. Ręce po raz pierwszy w życiu zaczęły mi się trząść, nogi powoli wyprostowały się podnosząc mnie z łóżka. Odwzajemniłam jego spojrzenie z najczystszą i największą nienawiścią jaką mogłam w nim zawrzeć. Mężczyzna widząc to zmarszczył nieznacznie brwi. Jego wzrok powędrował szybko od noża i znów ku mnie.

- Lepiej nie wyciągaj pochopnych wniosków.- Dodał tym razem wolniej, jakby ostrożniej.

Jego słowa zastanowiły mnie. Gdzieś z tyłu głowy zakiełkowała we mnie cicha nadzieja. Choć mój rozum jasno mówił mi, że w tym domu znajdują się tylko cztery osoby, a krew na moim nożu mogła należeć tylko do Aidana.

- Po prostu odsuń się od łóżka, dobrze? Wtedy nic nikomu się nie stanie.-Mówił wolno przekraczając próg pokoju i idąc w moim kierunku.- Musimy porozmawiać, ale najpierw muszę załatwić pewne sprawy z tym tu panem- mówiąc to, wskazał na leżącego w pościeli chłopaka.

- Stój.-powiedziałam cicho lecz tak stanowczo, że mężczyzna zamarł w bezruchu. Wyraz jego twarzy zmienił się powoli.

- Lepiej rozejrzyj się wokół.

Spojrzałam w prawo i wyjrzałam przez okno. Na ziemi leżała gruba warstwa wyglądającego jak śnieg popiołu, a spomiędzy czarnych drzew prześwitywał purpurowy księżyc. Ja śnię?- ta myśl odbiła się echem w mojej głowie

Coś kościstego i lepkiego owinęło się wokół mojego lewego nadgarstka. Spojrzałam w dół i zobaczyłam owiniętą w skórę wychudłą postać. Nagle jej oblicze zaczęło się zmieniać, jakby ciemnieć. Z pustych oczodołów wypływała czarna krew. Moją twarz rozjaśniło zrozumienie. Znałam tego chłopaka. Widziałam go już wcześniej dawno, dawno temu… Kiedy rodzice jeszcze żyli bawiliśmy się z nim razem z Aidenem. Tyle, że on zginął w wypadku dziesięć lat temu.

Uścisk wzmocnił się nagle i z ogromną prędkością przeleciałam nad łóżkiem z impetem uderzając w ścianę. Przez pokój przedarł się cień i usłyszałam dźwięk uderzania stali o stal. Upadłam na kolana i poczułam jak po moim czole i karku spływa gorąca krew. Nie zważając na odgłosy walki oraz ból wstałam chwiejnie i popędziłam przez puste teraz drzwi na ciemny korytarz.

-Czekaj! – usłyszałam jak krzyczy za mną.

Zdążyłam zrobić zaledwie kilka kroków gdy potknęłam się i runęłam przed siebie na drewnianą podłogę. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na leżącą na podłodze ciemną postać bogina. Wokół niego powoli rozlewała się czarna maź przypominająca atrament. Więc krew na sztylecie nie była Aidana. Z mojej piersi spadł ogromny ciężar.

Usłyszałam krzyk bogina i trzask łamanego drewna. Mężczyzna dysząc ciężko wypadł na korytarz. Odwróciłam się szybko gotowa do ucieczki. Jego pierś opadała i podnosiła się, lecz oczy nie ruszały się utkwione we mnie.

-Wybacz ten niemiły początek. Powinienem się najpierw przedstawić. Jestem Caden.

Milczałam wpatrzona w jego wysoką sylwetkę. Mężczyzna był wysoki i dobrze zbudowany. Ciemnobrązowe włosy opadały na jego czoło w nieładzie. Spod nich wglądały na mnie oczy koloru burzowych chmur, a brodę pokrywał co najmniej trzydniowy zarost. Zobaczyłam jak uniósł brwi.

-Musimy poważnie porozmawiać.- rzekłam

Następne częściŚwiadomosć- rozdział 3

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • BreezyLove 30.03.2015
    Czytając, czułam jakbym była razem z bohaterami, wszystko jest świetnie przedstawione, ze szczegółami. Szkoda, że już się skończyło, 5 ;)
  • Mrs.Darkness 30.03.2015
    Bardzo ciekawe opowiadanie czekam na więcej 5 :)
  • Una 30.03.2015
    Tylko jedno przychodzi mi na myśl.-Super. 5
  • Shika 30.03.2015
    Wow... Ty to umiesz pisać... WOW
    Czyham na następne rozdziały :)
  • Kasta28 30.03.2015
    Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania