Poprzednie częściŚwiat jest mały, część 1

Świat jest mały, część 5

Część piąta : Sekretarka

Ewa szła ulicą zupełnie zrezygnowana. Jej trzyletni syn Filip już od miesiąca chodzi do przedszkola, a ona każdy z tych dni, poświęciła na poszukiwanie pracy i znów wraca z niczym. Gdzieś zostawiła CV, ktoś jej coś obiecał, ktoś poprosił o zostawienie numeru telefonu, ale czuła, że nikt nie zadzwoni. Miesiąc temu miała większy zapał i energię i dużo lepiej szło jej reklamowanie swoich umiejętności, a jej numer telefonu zna już chyba całe miasto – i nikt nie zadzwonił.

Skończyła zaocznie studia matematyczne. Zaocznie, bo Filip był już w drodze. Filip jednak od chwili, kiedy tylko dowiedziała się, że jest w ciąży, był cudownym dzieckiem. Ciąża do pozazdroszczenia. Tylko chodzić w ciąży. Dobry humor, mnóstwo energii i pomysłów, mogła góry przenosić. Poród? Po pięciu minutach był już wspomnieniem i właśnie dlatego już położna nazwała malca Filipem. Malec tylko jadł, spał i bawił się, a Ewa cały ten czas wykorzystywała na ćwiczenia, by wrócić do swojej szczupłej sylwetki sprzed ciąży. Przez te trzy lata ćwiczenia pilates i stretching miała opanowane do perfekcji, a sylwetkę szczupłą i wysportowaną.

Zaczęła się właśnie zastanawiać czy nie powinna skupić się na tym i zacząć szukać pracy w klubach fitness, kiedy jej oczom ukazał się wielki napis – Biuro rachunkowe.

- Jeszcze tu spróbuje – pomyślała – byłoby świetnie. Blisko domu i przedszkola. Bez dojazdów.

Weszła do środka. Wewnątrz popiel, biel i szkło. Dużo szkła i relaksacyjna muzyka, której słucha do ćwiczeń.

- Elegancko, ale zimno – przebiegło jej przez myśl – ale ta muzyka jest mi przyjazna.

W głębi pomieszczenia duże biurko. Za nim regały z dokumentami, przy których stała tyłem młoda kobieta. Ewa podeszła do biurka. Leżał na nim szary identyfikator z białym napisem Barbara.

- Dzień dobry, pani Basiu – powiedziała niepewnie.

Dziewczyna wzdrygnęła się ze strachu i w sekundzie odwróciła.

- Witam panią, czym mogę służyć?

Powiedziała to tak miło i serdecznie, uśmiechając się przy tym przyjaźnie, że Ewa zapomniała o niepowodzeniach i niepewności. Nawet to, że na ten moment była jej zupełnym przeciwieństwem nie zniechęciło jej do działania.

Basia szczupła, wysoka brunetka, w szpilkach, które miała na nogach jeszcze dziesięć centymetrów wyższa. Ubrana w popielate spodnie na kant i białą elegancką bluzkę, spod której zagiętego mankietu, na zadbaną dłoń, opadały srebrne łańcuszki, idealnie komponowała się z otoczeniem.

Ewa drobna, niewysoka blondynka z włosami upiętymi w koński ogon, w tenisówkach, dżinsach i podkoszulku z wieżą Eiffla, bez makijażu i manicure wyglądała jak z innej bajki.

- Szukam pracy – powiedziała – chciałam zostawić swoje CV.

- Bardzo proszę.

Basia ujęła CV w dłoń i przebiegła wzrokiem po kartce.

- Pani Ewo – zaczęła spokojnie, nie podnosząc wzroku. Po czym spojrzała na Ewę i ciepłym tonem głosu kontynuowała – skończyła panin studia matematyczne, ale z tego co widzę, byłaby to pani pierwsza praca. Czy miała pani kiedyś kontakt z rachunkowością?

- Z rachunkowością? – powtórzyła Ewa i roześmiała się. – Mam być szczera?

- Jak najbardziej. Proszę mówić – zachęcała ją Basia.

- Co do rachunków to jedyny kontakt, jaki z nimi mam to wtedy, kiedy je muszę zapłacić. Przepraszam, zajęłam pani tylko czas. Widzę, że zupełnie tu nie pasuje – dodała, odchodząc.

- Proszę zaczekać. Proszę się nie zniechęcać. Może chciałaby pani zacząć od czegoś innego ?

- Od czego mianowicie?

- Proszę usiąść, ja porozmawiam z właścicielem.

Ewa usiadła na zimnym szarym fotelu i rozglądnęła się wokół. Z drzwi nieopodal wyszedł starszy siwy pan w rozchełstanej koszuli. Trzymał w ręku druciane srebrne okulary.

- Właśnie miałam do pana iść – odezwała się Basia. – To jest pani Ewa.

Ewa poderwała się z fotela.

- Proszę nie wstawać – powiedział przyjaźnie mężczyzna, wyciągając rękę w jej stronę w powitalnym geście.

- Pani Ewa skończyła matematykę i szuka pracy. Nigdy wcześniej nie pracowała. Może zajęłaby moje miejsce. Ja jestem tylko dwa ostatnie tygodnie. Mogłabym przez ten czas we wszystko ją wprowadzić.

Ewa siedziała zupełnie zaskoczona. Nie spodziewała się takie obrotu sprawy.

- I myślisz Basiu, że Ewa może cię zastąpić? A co na to Ewa?

Mężczyzna spojrzał na zdezorientowaną Ewę.

- Jestem zupełnie zaskoczona, ale tak, chciałabym spróbować – odpowiedziała, uśmiechając się.

- Zapraszam więc w poniedziałek o ósmej trzydzieści, Basia wszystko ci pokaże. Przygotuje umowę o pracę. Dwa tygodnie będziecie pracowały razem. Basia zawsze podejmuje dobre decyzje, więc ufam, że i teraz się nie myli, ale... - mężczyzna urwał, łapiąc się za czoło.

Nastała chwila niepewności. Ewa spoważniała. Basia stała w milczeniu.

- Ja po coś tu przyszedłem? Nie pamiętam – roześmiał się.

***

Od poniedziałku przez kolejne dziewięć dni sekretarki miały pełne ręce pracy. Przeanalizowały kilkakrotnie cały zakres obowiązków, przy czym dobrze się bawiły. Rozmawiały też o wszystkim innym, co pracy nie dotyczy. Może świadomość, że mają siebie, tylko ten, określony, krótki czas sprawiła, że opowiedziały sobie prawie całe swoje życie.

Basia mówiła o swojej samotności i niedowartościowaniu, którą czuła od czasu przedszkola. Wtedy to regularnie co tydzień opiekunka zmuszała ją do zjadania porcji kaszy, która rosła jej w ustach jak ciasto drożdżowe, ale nigdy się nie sprzeciwiała i nigdy nie skarżyła rodzicom, bo nigdy nie pytali „Jak było w przedszkolu?‘’ .

W szkole podstawowej z braku serdecznej koleżanki cały wolny czas poświęcała na naukę. Była najlepsza ze wszystkich przedmiotów, przez co okrzyknięto ją kujonem i wykorzystywano do odpisywania zadań.

W liceum, kiedy tata odszedł, a mama bez reszty poświęciła się pracy, by utrzymać dom, Basia poszukiwała „rodziny zastępczej‘’. Znajdowała co rusz to nowego tatusia i przekonała się, że w ustach jak ciasto drożdżowe rośnie jej nie tylko kasza. Przez to też stała się zupełnym odludkiem, bo komu miała wtedy o tym opowiadać.

Czas studiów wspominała jako czas nauki, dobrej zabawy i upojenia alkoholowego, a co za tym idzie wielu kochanków i brak przyjaciółki.

Dopiero okres pracy jako sekretarka u poczciwego starego pracodawcy był dla niej, jak opowiadała, czasem wyciszenia, równowagi i porozumienia z mamą. Niestety przed pół rokiem mama po krótkiej chorobie zmarła, a Basia przeanalizowała całe swoje życie i doszła do wniosku, że nic tu jej nie trzyma, a miasto, w którym mieszka stało się dla niej za ciasne. Szukała dla siebie kogoś na stałe lub choćby na dłużej, ale widziała na ulicach tylko swoich byłych ich dziewczyny lub żony.

Ewa opowiadała same przeciwieństwa. Do przedszkola nie chodziła. Miała nianię, która traktowała ją jak własną córkę i tak o niej mówiła, i z którą do dziś utrzymuje kontakt.

W podstawówce chodziła do klasy sportowej i całe popołudnia spędzała, grając w siatkówkę w gronie samych koleżanek.

Liceum jedno z lepszych w mieście. Klasa matematyczno-fizyczna i sukcesy na olimpiadach międzyszkolnych. Potem matematyczne studia.

Okres wielkiej wzajemnej miłości. Odejmowania godzin snu, by jak najdłużej siedzieć na gadu-gadu lub Skype ze swoim wybrankiem. Dodawania co rusz to nowych wspólnych znajomych, z którymi chętnie się spotykali. Mnożenia wyznań, jakimi się wciąż obdarowywali i dzielenia jednego łóżka. Czego owocem jest jej ukochany syn Filip.

Wspominała też o akceptacji ze strony teściów, szwagra i swoich rodziców. Niedzielne obiady, wspólne święta.

***

Nadszedł ostatni dzień wspólnej pracy sekretarek. Dzień pożegnania Basi. Pożegnalny tort i kawa. Ewa w seledynowej żorżetowej bluzce, grafitowych spodniach, szpilkach i cienkim flauszowym, szarym płaszczyku, wyglądała nad wyraz szykownie. Po raz pierwszy na ten dzień upięła włosy w kok, zrobiła makijaż i grafitowy manicure na dwa tygodnie zapuszczanych paznokciach. Miała jednak sztuczny uśmiech i niewyraźną minę. Wchodząc do pracy, gdzie jak co dzień słychać było relaksacyjną muzykę, minęła wspólne, puste biurko i weszło do przyległego pomieszczenia gospodarczego. Na podłodze stały dwie czerwone walizki. Przy blacie Basia szykowała filiżanki, talerzyki i łyżeczki. Wyglądała zupełnie inaczej niż zawsze. Włosy splecione w warkocz, czarny sportowy sweter z dżinsowymi łatami na łokciach, dżinsy i czarne glany.

- A co ty, już z walizkami ? – zapytała zdziwiona Ewa.

- Tak, już rano oddałam lokatorom klucze. Samolot mam o dziewiątej wieczorem, to zdążę tu posprzątać, dojechać na lotnisko i tyle mnie widzieli – roześmiała się – ale ty coś markotna dzisiaj. Coś się stało? Boisz się tu zostać sama? – Po chwili dodała. - Pięknie dziś wyglądasz.

- Właśnie o to chodzi - odparła Ewa, ściągając płaszcz.

- Boisz się zostać tu sama? Nie ma czego. Wszystko umiesz zrobić, a czego nie będziesz wiedzieć, to szef ci pokaże. Mnie wszystkiego nauczył.

- No właśnie. Wspaniały szef – wtrąciła Ewa.

- Nie lubisz staruszka? – zdziwiła się Basia.

Ewa wybuchła płaczem i z trzęsącymi wargami, z żalem w glosie zaczęła opowiadać.

- Pokłóciłam się rano z Łukaszem. Najpierw bacznie obserwował, jak się maluje i robię manicure. Kiedy już się ubrałam i zaczął sugerować, że wyglądam seksownie, to zrobiło mi się miło, już tak dawno nie prawił mi komplementów. Kiedy jednak zaczął mnie obłapiać i ciągnąć do łazienki powiedziałam, żeby dał mi spokój, bo pogniecie mi bluzkę - strasznie się wściekł. Krzyczał, że pewnie sypiam z szefem, dlatego tak się wystroiłam, że on dobrze wie, co robią sekretarki, że szef jest stary i miły to tylko moja wymówka. I tak od słowa do słowa stwierdził, że odbiera dzisiaj Filipa i jedzie do rodziców.

- Nie martw się. Do wieczora mu wszystko przejdzie, a w nocy go udobruchasz – uśmiechnęła się Basia.

- Może tak, może nie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spaliśmy ze sobą. Kładzie się do łóżka, tylko mnie przytuli i zasypia jak kamień – skomentowała Ewa zawiedzionym głosem.

Cały dzień Basia biegała, od pokoju do pokoju, donosząc to świeżą kawę lub herbatę, to kolejną porcję tortu. Jak co dzień uśmiech nie schodził jej z twarzy, a dzisiaj był jeszcze bardziej szczery i promienny. Ewa siedziała za biurkiem z długopisem w dłoni i przekładała jakieś papiery, zerkając ukradkiem na telefon. Telefon jednak milczał.

- Moje Panie – zabrzmiał głos staruszka, otulającego swą rozchełstaną koszulę płaszczem sprzed kilku sezonów – wszyscy już wyszli to i ja uciekam. Z Ewunią widzimy się w poniedziałek, a tobie Basiu życzę powodzenia.

Wydobył z kieszeni płaszcza pluszowe pudełko i wręczył go Basi.

- Dziękuję za wszystko.

Basia z uśmiechem wzięła pudełko i zaraz zaglądnęła do środka.

- O! Zegarek, śliczny. Dziękuję.

Objęła i przytuliła staruszka.

- Będzie mi mierzył lepszy czas, szczęśliwy.

- Tego ci życzę. A kto dziś zamyka? Ty czy Ewa?

- Ja zostanę, dokąd Basia nie pojedzie – poinformowała Ewa.

Drzwi trzasnęły. Dziewczyny rześko zabrały się do mycia naczyń.

- Ile masz czasu? – spytała Ewa.

- Tyle że zdążymy wypić po herbacie. Jaką zrobić? Może tę pachnącą owocową?

- Może być – odparła Ewa obojętnie.

Basia wstawiła czajnik z wodą.

- Nie zadzwonił?

- Nie. Nawet nie przysłał wiaadomości.

- To przykre. Zadzwonię po taksówkę.

Ewa w tym czasie kolejny raz spojrzała na telefon.

- Taksówka będzie za pół godziny.

- I za pół godziny już cię nie będzie. Kiedy się znowu zobaczymy? Chociaż mam twój numeru telefonu – mówiła Ewa z żalem.

- Wolałabym nie wracać do przeszłości, więc pewnie nigdy, a numer telefonu i tak zmienię.

Ewie łzy stanęły w oczach.

- Już nigdy tu nie wrócisz?

- Myślę, że nie.

- To komu się będę żalić?

Łzy spłynęły jej po policzkach.

- Nie płacz głupia – odparła Basia, przytulając Ewę – będzie dobrze.

Dłonią wytarła jej łzy. Patrzyła na nią, lekko się uśmiechając.

- Masz piękne oczy. W ogóle pięknie dziś wyglądasz.

- Dziękuję.

Basia nachyliła się i pocałowała ją w policzek. Włosy, które wysunęły się z fryzury i opadały luźno na twarz zagarnęła jej za ucho. Znów ją pocałowała. Tym razem w kącik ust. I jeszcze raz w usta. Ewa odeszła.

- Zaleję tę herbatę – powiedziała rozedrganym głosem – taksówka przyjedzie, a herbata niezrobiona.

Zalała przygotowaną wcześniej herbatę i stanęła w bezruchu oparta dłońmi o blat. Koleżanka podeszła do niej i objęła ją od tyłu.

- Dobrze ci to zrobi – wyszeptała jej w ucho.

Lewą ręką odpięła guzik seledynowej bluzki i wsunęła pod nią dłoń. Srebrne łańcuszki na jej nadgarstku, z którymi się nie rozstawała, dotknęły ciała Ewy.

- Zimne – Wzdrygnęła się Ewa.

Zapach owocowej herbaty rozniósł się po pomieszczeniu.

- Ale pachnie – odezwała się ponownie, odchylając głowę do tyłu i wtulając w ramię Basi.

- Słodko – wyszeptała Basia, całując ją w krawędź ucha.

Wsunęła dłoń w biustonosz. Delikatnie dotykała jędrnej piersi, zataczając kółka wokół sutka. Drugą ręką przytuliła ją mocniej, odciągając od blatu. Ewa nie protestowała, dłońmi jednak wciąż trzymała jego krawędź. Baśka zdecydowanym ruchem odpięła guzik jej spodni i rozsunęła kilka ząbków suwaka. Ominęła koronkowy brzeg majtek i wsunęła dłoń głębiej. Ewa stała w bezruchu. Dłoń Basi powędrowała jeszcze głębiej, po czym wyjechała w górę i znów wsunęła się w dół. Powtarzając ten ruch całowała jej szyję i ucho, wkładając czasem język w małżowinę. Dłuższą chwilę słychać było tylko cichą muzykę, po czym dołączył do niej rytmiczny oddech Ewy. Jej kolana powoli ugięły się i oparły o szafkę pod blatem. Oddech stawał się głośniejszy, aż zamienił się w pojękiwanie. Basia mocniej pieściła jędrną pierś, nagniatając ją palcami i szybciej wykonywała ruchy drugą ręką, aż partnerka wydała z siebie donośny jęk, tłumiąc go własną dłonią.

W tym momencie dobiegł je klakson samochodu.

- Moja taksówka.

Rozległ się dźwięk kółek ciągniętej po podłodze walizki.

- Pamiętaj mnie lub zapomnij! – rzuciła Basia, odchodząc.

- Szczęśliwego nowego życia! – zawołała Ewa, łapiąc oddech.

Wciąż stała przy blacie. Po chwili dodała ciszej.

– Nie wypiłyśmy herbaty.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • patyy 13.01.2016
    Matko boska, ewa to zona lukasza, tego co byl kolegą wiktora i jednocześnie bratem... yym, Grześka, który spotykał się z Izą,, które zaś nie lubiła Magdy, która uganiała się za Tomkiem, który był uważany za Wiktora za dziewczynę, aa magda była koleżanką natali, która była z pietruszką, tzn, z Pitrkiem. Pominęłam kogoś? Jak tak, to sorka, ale nie pamiętam, i tak się dziwię, że to wszystko zapamiętałam, a w szczególności ich imiona. Jeszcze dwa rozdziały i lektura mi się skończy :(
  • KarolaKorman 13.01.2016
    patyy, jesteś wielka, że czytasz to jednym ciągiem i pamiętasz wszystkie postacie :) Podziwiam Cię :)
  • patyy 13.01.2016
    Jak już w coś się naprawdę wciągnę to nie odpuszczam. Pamiętam jak byłam fanką zmierchu to ostatnią część :Przed Świtem:, która ma 700 stron przeczytałam jednym tchem. Zaczęłam o 18 wieczorem, a skończyłam o 11 następnego dnia, wolno jeszcze wtedy czytałam i była noc, ale musiałam. Nawet do łazienki szłam z książką w ręce.
  • KarolaKorman 13.01.2016
    Ty na prawdę jesteś wielka :)
  • Robert. M 14.05.2017
    Zajmowanie się własnymi pociechami to radość, zwłaszcza, jeśli są takimi stworzeniami, przy których można się zrelaksować, zrobić coś dla siebie. Ale chyba każda kobieta, po 3 latach odfajkowywania rutynowych czynności, zaczyna budzić się z myślą, by zająć się pracą zawodową, by realizować się, a na pewno by wejść między ludzi. To poczucie przynależności, wspólnego celu, pracy w grupie, rozmowa o codzienności, sprawia, że czujemy się potrzebni, tacy sami jak wszyscy. Rozumiem, więc Ewę, jej determinację, rozżalenie i niecierpliwość, by już, teraz, dopaść tej sfery życia.
    Druga sprawa to klimat, atmosfera, podejście do nas, jeśli mamy świadomość akceptacji w czasie pracy, przyjaźni, to można mówić o szczęściu. Ukazałaś relację obu kobiet w taki sposób, że chyba można powiedzieć o przyjemności wykonywania poleceń. Zapewne wpływ na to miała decyzja Basi, która mając w świadomości odejście, a nawet opuszczenie danej miejscowości, postanowiła postawić na otwartość, taką bez tabu, wewnętrznej blokady. Wiadomo, że większość ludzi ma swoje problemy i czasem jest nam łatwiej przed obcym się otworzyć, zwłaszcza, jeśli wiemy, że kilka dni nie dana osoba nie będzie stanowić o naszej rzeczywistości.
    I tak wprowadzałaś nas w kolejne lata burzliwego rozkwitu Basi, a my czytelnicy, co rusz nabieraliśmy pewności, że jest to osoba pokrzywdzona przez los, chłodną mamę i jakby było mało, to jeszcze „ tatusiowie” pokazywali hm…pewien zakres szkolenia. Basia potrzebowała takiego wyrzucenia z siebie tych przeżyć, taka terapia, a my dla kontrastu dostaliśmy niemal idylliczną codzienność Ewy, by być pewnym jak nie powinno wyglądać dojrzewanie dziecka.
    I gdy ja zapominałem o Ewie, bo przecież, to dziewczyna w czepku urodzona, te obiadki, familia, super dzieciak, a teraz taka fucha jej się trafiła, to Ty skierowałaś na nią reflektor i to, po, co? By oczywiście doprowadzić do finału, by złączyć to, co tak do tej pory się różniło w całość. Ewa, ta szczęściara, okazuje się ukrywać przed Basią i nami to, że nie wystarcza jej przelana miłość na Filipa, potrzebuje też jej od Łukasza, ale tego z początku znajomości, gdy czuła się pożądana.
    Od tego momentu zaświeciła mi się czerwona lampka nad Ewą, inaczej spojrzałem na jej jutro, a jak na ironię w Basi zobaczyłem tą, która zamyka drzwi z napisem – wegetacja, by rozpocząć (wreszcie) marsz w górę. Bo jeśli autorka sama wkłada w usta Ewy stwierdzenie -: „ komu będę się żalić”, to ja widzę tą pustkę w jej życiu, ten wymalowany na twarzy strach, bo traci kogoś, kto przez te kilka dni, dawał jej takie poczucie wartości, jakiej nie otrzymuje od męża. Czy to samo widziała Basia, czy spragniona emocjonalnego zaangażowania, łaknąca miłości, poszukująca jej od wielu lat, zobaczyła w Ewie siebie? Z tą jednak różnicą, że ona trzyma lejce, postawiła na zmiany a jej nowa koleżanka ugrzęzła, zapada się, a na pewno przeżywa chwilowy regres.
    I w tym momencie podchodzi i właśnie, czy ten akt zaspokajania ciała, miał pokazać, co ją czeka, jaką drogą idzie, jak bardzo ją rozumie i zna to z autopsji, ten stan oczekiwania, łudzenia się, że to przejściowe, a tak naprawdę niech się… przyzwyczaja?
    Ale Ty oczywiście niczego nie ułatwiasz, a dorzucasz do tego zdanie - „ pamiętaj mnie lub zapomnij” bym sadził, że wyczuła w tym szansę, zrządzenie losu, że w tym samym dniu obie są na rozdrożu, a ona i taką miłość przyjmie jak dar. Poczekam zobaczę.
    O osobach nie będę pisał, bo te powiązania wypisała Patyy, powiem tylko, że Filip jest dla mnie gościem na poziomie, bo nie marudzi i powinnaś mu w następnej części poszukać fajną dzidzię. Pozdrawiam.
  • KarolaKorman 16.05.2017
    Zmierzałam gdzieś w innym kierunku i nie znalazłam koleżanki dla Filipa, ale tego dowiesz się już z kolejnej części. Może już ją przewidziałem, a może uda mi się zaskoczyć Cię po raz kolejny - zobaczymy :)
    Idealnie wczuwasz się w tekst i jak zawsze odczytujesz wszystko, co chciałam przekazać i bardzo się cieszę, że o tym piszesz. Nie będę się rozdrabniać, dlaczego tak jest :)
    Dziękuję i pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania