Świąteczny telefon

Grudzień – czas zawirowania przedświątecznego. Zostały tylko trzy dni do Bożego Narodzenia. Każdy w tym czasie załatwiał już ostatnie sprawy związane ze świętami. Ludzie szukali ostatnich prezentów bądź robili zakupy świąteczne.

Warszawa w tym czasie została otulona śniegiem. Wielkie miasto wyglądało przepięknie. Na każdej wystawie sklepowej było mnóstwo światełek. W każdym supermarkecie kolędy brzmiały z głośników. Ale w tym całym pośpiechu, magicznym miejscem była Starówka. Na środku placu stała choinka, a na ścianie Zamku Królewskiego wyświetlane były ładne świąteczne obrazki. Nastrój wprawiał każdego w radość. Ten widok pozwalał zatrzymać się choć na chwilę, zastanowić się nad najważniejszymi sprawami. Te wszystkie choć małe, ale magiczne drobiazgi zbliżały nas duchowo do nadchodzących wydarzeń.

Gdy w tym świątecznym pośpiechu znalazłam już wszystkie prezenty, postanowiłam, że wpadnę do mojej ulubionej kawiarni. Nie chciałam wracać do pustego mieszkania, a poza tym miałam ochotę na gorącą czekoladę. Po złożeniu zamówienia nagle zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam nieznany numer.

- Tak, słucham - zgłosiłam się.

- Hej! Nie poznajesz?! To ja, Weronika – dopiero wtedy wszystko mi się rozjaśniło.

- Cześć. Przepraszam, ale przecież wiesz, że zawsze nie poznaję ludzi przez telefon.

- Tak wiem - Werka odpowiedziała.

- Zmieniłaś numer? Czy ja o czymś nie wiem? - zapytałam zaskoczona.

- Nie, potem ci wszystko wyjaśnię. Możemy się spotkać? - usłyszałam te słowa w słuchawce.

- Tak, jestem w kawiarni wiesz, tam gdzie zawsze - odpowiedziałam.

- Zaraz będę - po tych słowach rozłączyłam się.

Byłam zdziwiona i trochę zaniepokojona tym telefonem oraz całą tą sytuacją. Z Weroniką byłyśmy przyjaciółkami od trzech lat. Poznałyśmy się na uczelni. Od tamtej pory stałyśmy się nierozłączne. Połączyła nas muzyka. Mamy podobne charaktery i zainteresowania. Obie dążymy do własnych celów. Spotykamy się na wykładach oraz przynajmniej raz w tygodniu na przyjacielskie rozmowy o życiu. Przez ten czas zżyłyśmy się.

Ten telefon zaniepokoił mnie, ponieważ wczoraj się widziałyśmy i uzgodniłyśmy, że spotkamy się dopiero po świętach. A Weronika nie zadzwoniłaby bez ważnego powodu i to jeszcze z innego numeru. Coś mi tu nie pasowało, ale zaraz wszystko się wyjaśni.

Po dwudziestu minutach moja przyjaciółka wręcz wpadła do kawiarni. Od razu zaczęłyśmy rozmowę.

- Wczoraj ukradli mi telefon.

- Co ty mówisz!? Kto to zrobił?

- Już ci wszystko wyjaśniam. Wczoraj, jak wracałam ze sklepu do domu, to na przystanku rozmawiałam z Alkiem przez telefon. Nagle jakiś facet podchodzi do mnie, wyrywa mi telefon i ucieka. Zanim zorientowałam się co się stało było już za późno.

- I co potem zrobiłaś?

- Jak to co? Poszłam na policję i zgłosiłam kradzież telefonu chociaż wiem, że to nic nie da. To jest jakiś pech, czy co? Dlaczego to musiało stać się akurat teraz i to jeszcze przed świętami.

- Spokojnie Werka, uspokój się. Wszystko będzie dobrze, poradzimy coś na to.

- Wiesz, jak mi pomóc? Ja już nie mam siły, nie wiem co mogę jeszcze zrobić.

- Mam pomysł. Zadzwonimy na twój numer i umówimy się z nim.

- On na pewno nie odbierze, przecież twój numer wyświetli się jako zapisany.

- Zadzwonimy z innej karty. Tu za rogiem jest kiosk, pójdź i kup nową kartę.

- Już lecę. Kasiu...

- Tak?

- Dzięki, na ciebie zawsze mogę liczyć.

- Dobra, dobra. Podziękujesz, jak wszystko się uda.

Weronika poleciała jak na skrzydłach do tego kiosku i po pięciu minutach mogłam już przejść do wykonywania mojego planu. Musiałam jakoś pomóc Weronice. Przecież przyjaciół nie zostawia się w potrzebie. A poza tym wiedziałam ile znaczył dla niej ten smartfon. Ktoś może pomyśleć sobie, że to tylko telefon, można kupić nowy, ale w przypadku Werki było to niemożliwe. Po pierwsze mojej przyjaciółki nie stać było na nowy telefon, a po drugie na tym były wszystkie jej nagrania, kompozycje, które były bardzo ważne. Ten telefon był jak organ w ciele człowieka, bez którego nie da się funkcjonować.

Wybrałam numer do Wery i po sześciu sygnałach ktoś odebrał telefon.

- Dzień dobry, nazywam się Katarzyna Glińska. Czy mogę rozmawiać z właścicielem tego numeru?

- Tak, słucham.

- Chciałabym się z panem spotkać. Czy jest to teraz możliwe?

- Dobrze. O której i gdzie ?

- To może za pół godziny w kawiarni ,,U Basi” na ulicy Paryskiej 50.

- Dobrze, będę.

Wszystko poszło zgodnie z planem. Facet łykną haczyk. Rozmowę mamy nagraną, czyli po części mamy trochę dowodów.

- Teraz trzeba będzie wycisnąć z niego wszystko - zaczęłam rozmowę.

- Zgadzam się z tobą - usłyszałam.

- Tylko ty się nie odzywaj. Jak coś to ty jesteś moją asystentką. - powiedziałam.

- Dobra, może być. - powiedziała uśmiechnięta Wera.

W tym momencie wybuchnęłyśmy śmiechem. Nagle drzwi do kawiarni otworzyły się. W środku pojawił się mężczyzna. Z opisu Weroniki wynikało, że to był sprawca kradzieży. Był wysoki i postawny. Wyglądał na około 30 lat. Ubrany był na luzie, ale nie wyglądał na bandziora. Postanowiłam podnieść rękę żeby mnie zobaczył. Moja przyjaciółka kontrolowała całą sytuację. Miała włączyć dyktafon w odpowiednim momencie.

Mężczyzna podszedł do nas. Ja natomiast wstałam, przedstawiłam się i podałam rękę. Chciałam na spokojnie wyjaśnić tę sprawę.

- Miło mi panią poznać. A to za pewne jest Weronika Morro - odezwał się nieznajomy.

- Tak, a skąd pan mnie zna? - zdziwiona Werka zapytała.

- Nie trudno było się domyślić. To może usiądziemy - zaproponował mężczyzna.

- Zgadzamy się z panem. Musimy wyjaśnić jedną sprawę - szybko wtrąciłam się.

- Wiedziałem, że prędzej czy później panie zadzwonią, ale nie spodziewałem się, że tak szybko – usłyszałyśmy słowa mężczyzny.

- Nie rozumiem co ma pan na myśli - odpowiedziałam.

- Już wszystko wyjaśniam. Nazywam się Tomasz Markowski, jestem właścicielem studia nagraniowego "Sings". Pewnie ta informacja jest dla pań szokiem.

Oczywiście ta informacja była dla nas szokiem. Tego mężczyznę znałam tylko z opowiadań koleżanek z roku. Dopiero jego nazwisko coś mi mówiło. Wiedziałam, że jest jakąś szyszką w swoim fachu i poszukuje młodych talentów. Zaraz, zaraz to wszystko układa się w jedną całość. Może ten telefon został ukradziony nie przypadkowo? Powoli zaczynałam wszystko rozumieć, ale dam mu szansę, niech sam wszystko powie.

- A więc. Odpowiem na pierwsze wasze pytanie. Tak, to ja ,,pożyczyłem” twój telefon, ponieważ chciałem się upewnić – odezwał się Markowski.

- Ale, chwila. W czym chciał się pan upewnić? - wyrwała się Weronika.

- Chciałem sprawdzić czy twoje kompozycje są naprawdę tak dobre, jak zachwalają je moi koledzy - odpowiedział pan Tomasz.

- I co dowiedział się pan? - zapytałam.

- Tak, są naprawdę świetne - odpowiedział.

Spojrzałam na reakcję przyjaciółki. Była zadowolona, ale też zaskoczona. Z jej wyrazu twarzy mogłam odczytać również wielką ulgę. Widać było, że ucieszyła się, że odnalazł się jej telefon i wszystko się wyjaśniło. Ja też byłam zadowolona. To szczęście, że udało nam się odnaleźć ten telefon w tak wielkim mieście. Dobrze, że ta sprawa wyjaśniła się. Teraz na pewno w spokoju obie spędzimy święta.

Między nami powstała cisza, którą przerwała kelnerka. A ja już prawie zapomniałam, że jesteśmy w kawiarni. Pani w średnim wieku zapytała czy coś podać. My zamówiłyśmy herbatę, a Markowski kawę. Już teraz wszystko zrozumiałam. Ten telefon był mu potrzebny żeby sprawdzić czy Werka jest dobra. Może chce złożyć jej jakąś propozycję? Przecież bez powodu tak by się nie starał.

- Czy teraz mogę odzyskać swój telefon? - Weronika przerwała mi moje myśli.

- Tak, oczywiście - już znajomy nam mężczyzna z kieszeni swojej kurtki wyjął jej telefon.

- Czy chciał pan jeszcze z nami coś wyjaśnić? - spróbowałam delikatnie wybadać nasz grunt.

- Ach tak, zapomniałbym o najważniejszym. Weronika mam dla ciebie propozycję. Dodam, że nie do odrzucenia - Markowski brzmiał dosyć poważnie.

- Zamieniam się w słuch - powiedziała Wera.

- Chciałabym zaproponować ci współpracę z moim studiem. Komponowałabyś swoje wspaniałe kawałki, mogłabyś rozwijać się muzycznie. Co ty na to? - pan Tomasz skończył swoją wypowiedź.

Cieszyłam się, że moja przyjaciółka dostała taką propozycję. Myślę, że jest to dla niej wielkie wyróżnienie. Wierzę, że zasługuje na to.

Wreszcie mogłaby spełnić swoje marzenia. A ta propozycja była wspaniałym prezentem na święta.

- Nie wiem, co mam powiedzieć. Zaskoczył mnie pan, ale zgadzam się - ucieszyłam się odpowiedzią Wery.

- Mam tylko jedno pytanie.

- Dobrze, słucham.

- Czy Kasia mogłaby śpiewać do moich kawałków?

Byłam zaskoczona tym pytaniem. Nie sądziłam, że Werka zapyta o taką rzecz. Ale muszę przyznać, że fajnie byłoby tworzyć duet z najlepszą przyjaciółką oraz spełniać się muzycznie.

- Jeśli jesteś tak dobra, jak kawałki Weroniki, to zgadzam się – usłyszałyśmy odpowiedź.

- Dziękuję, na pewno nie zawiedzie się pan - odpowiedziałam.

- Dobrze, to ja będę się już zbierać. Zostawiam wam moją wizytówkę i widzę was u siebie po świętach. Na razie - pożegnał się z nami pan Tomasz.

- Do widzenia - powiedziałyśmy razem.

Nasze spotkanie zakończyło się naszym małym sukcesem. I tak podjęłyśmy najważniejszą decyzję w naszym życiu. Dzięki temu spotkaniu rozpoczęłyśmy swoją przygodę z naszą pasją – muzyką.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Margerita 26.09.2016
    pięć przed świąteczne dni są najgorsze w sklepach ludzie się pchają
  • Alicja 26.09.2016
    Ale wtedy czuje się tę magię ;) Dziękuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania