światłocień
kolejny dzień bez twoich rąk
blaknę jak madonny z przydrożnych kapliczek
gdzie krzyże odchylają się w kierunku
przeciwnym do spojrzeń
pomazańcy coraz niżej opuszczają głowy
obserwując monotonne przemarsze
a tu trzeba zaprzeczać
"myślą mową uczynkiem"
że istnieje inny Bóg może nawet słońce
choć każdy widzi jak pojaśniały nagle kąty
złoto skapuje z chmur na podłogę
mimowolnie miesza odcienie
wbrew sobie gasić coraz większe słońca
nawet gdy parzą najpierw usta
później palce tyle w nich ognia
a każda iskra jak srebrnik
judaszowy
mój
bo jak mam się oprzeć
gdy mogę mieć wszechświat pod swoim dachem
punkt w którym schodzą się drogi
niebo z ziemią
piekło wrze pod stopami
Komentarze (22)
Szczególnie w ostatniej strofoidzie bym trochę ciachnął.
Tobie absolutnie nie można zarzucić, że słabo bełkoczesz..
Robisz to świetnie, a środki poetyckie są z najwyższej półki.
Czyli wychodzi, że zdarza Ci się cudnie artystycznie bełkotać :)))
Dzięki.
Kolejny bardzo dobry wiersz i jak tu się nie cieszyć, że przyszłaś... nie da się.
Pozdrawiam.
Tyle biorę za pochlebne komentarze xDDD
xD
Dzięki.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania