Światłości bądź mi orężem - część 5

Marcus otworzył okno, a troll Piszczek bez przywitania wycedził:

- Czy on się z nami wita, czy boi?

- Raczej to drugie. – odpowiedział spokojnie.

- Co to jest?! Co to robi w moim pokoju. Marcus zabierz ten swój sen, bo jest przerażający.

- Jeśli potrafisz spać z otwartymi oczami, przyjacielu Łowcy, to zazdrościmy. My musimy znaleźć głaz, kupkę siana, a z tego zrobić tapczan. Inaczej nie jesteśmy wstanie zmrużyć oka, bądź, jak w moim przypadku, sześciu oczu. – zarechotał, a po chwili kontynuował – Coś tutaj strasznie cuchnie tłuszczem. - zmarszczył nos i przeniósł wzrok z pomieszczenia na Pączusia. Powąchał go – To nie on.

-Oh wypraszam to sobie, ty sterto głazów!

- Tak jak mówiłem Pączuś. Poznaj Piszczka, a ten tam, za oknem, to Garr.

- Cześć. – powiedział powolnie, lekko machając swoją ogromną ręką.

- Czyli to nie był sen?

- Nie.

-Ale czad! Pokaż zbroję! Czyli jesteś Łowcą Trolli, a oni to trolle. Czyli musisz ich złapać? – pytał z przejęciem w ogóle nie zwracając uwagi na intruza w jego pokoju.

- Tak jakby, są dobre i złe trolle. A ja mam „zabić” te złe. – powiedział Marcus.

- Łowco, nie rozumiem, czemu słowo „zabić” zawarłeś w tym śmiesznym cudzysłowie pokazanym rękoma. Przecież to prawda. Trzeba ich zgładzić! W innym wypadku most ściętych głów zostanie odbudowany, a na świat przybędzie najgorsze zło z możliwych.

- Tak, tylko że ja wam nie wierzę. Ty mnie widzisz? Nie jestem nawet wstanie samodzielnie przesunąć szafy w pokoju, a co dopiero walczyć z dwumetrowym trollem, takim jak Garr. – powiedział zrezygnowany i usiadł ze zwieszoną głową na podłodze.

Piszczek podszedł do niego, złapał go opiekuńczo za ramię i wskazał by poszedł za nim. Marcus, Pączek i Piszczek, przy pomocy Garra wydostali się z pokoju i poszli za największym z trolli. Szli cichutko, bocznymi uliczkami, by nikt ich nie zauważył. Na dworze było już ciemno, słońce zaszło i wszystkie kwiaty w ludzkich ogródkach były przygotowane do snu.

Byli w miejscu, gdzie Marcus odnalazł pierścień. Przeszli pod most, a tam Piszczek wyjął dziwne ostrze, przypominające bryłę soli. Garr przejął je. Na ścianie wyrysował wielki pół okręg, a następnie uderzył pięścią w jego środek. Ściana pękła, ukazując wszystkim tajemnicze przejście. Trolle nie były zdziwione owym widokiem, zaś chłopcy nie mogli wyjść z podziwu. Przeszli na drugą stronę, a przejście zniknęło i wszystko wróciło do swojego pierwotnego stanu.

Piszczek klasnął dwa razy w swoje kamienne dłonie. Kryształowe schody. Wszyscy zaczęli po nich schodzić, a chłopcy podziwiali intensywnie każdy ze schodków.

W końcu trafili na miejsce do którego zmierzali. Ogromne miasto. Liczne stragany, domki i uliczki. Wszędzie trolle – mniejsze i większe. Jedne sprzedające przedziwne rzeczy, drugie przepłaszające małe krasnale. Piszczek ukradkiem powiedział chłopcom by nie rzucali się w oczy i trzymali za nimi.

Wszystko szło dobrze, dopóki Pączuś - zafascynowany ogromnymi, świetlistymi kulami ściennymi, nie zwrócił na siebie uwagi. Trolle w mgnieniu oka dostrzegły intruzów i w miasteczku zapanował chaos, by po chwili nastała cisza na cześć władcy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi 08.01.2020
    J*G→Jest coraz ciekawiej. Można to wszystko ''widzieć''→Przeczytam jeszcze te dwie części.
    P.S→Nie zauważyłem:)
  • Joanna Gebler 08.01.2020
    DD cieszy mnie to ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania