Opoowi *** Święto Jedynego Kła - 2
– No dalej dziadku. Pospieszmy się. Musimy już iść. Toast krzepnie w kieliszkach.
Staremu wampirowi wypadł sztuczny ząb. Teraz to już naprawdę pasuje do święta. Lecz nie kwapi się do wyjścia. A przynajmniej nie tak - rach – ciach - już idę. Lubi się napić przed podróżą. Taki ma rytuał. Nigdy nie wiadomo, czy napotka jakieś „naczynia”. Wnuczka to co innego. Jeszcze mała. Wystarczy, że z myszki wyssie i jej starczy na pół nocy. Aczkolwiek nie lubi patrzeć na wyssane skórki, gdzie ino trochę mięska i kostek w dłoniach się czuje. To go napawa obrzydzeniem. Już jego – krwi pamięci – dziadek, zamykał oczy, gdy małe zwierzątka dusił. Oczywiście w czasie kryzysu gospodarczego, gdzie nawet z ludzi trudno było uzyskać pełnowartościowy napój.
– No dziadku. Nie guzdraj się – wnerwia się wnuczka – Co tam grzebiesz przy tej małej trumience. Nie wyciągaj tego dziecka. Ono jest nie świeże. Spływa ci z rąk. Dawno nie żyje. No co ty dziadku. Nie pij z niego!! Fe !! Oczu nie masz...albo węchu…
– O kurdę, wnuczko. Rzeczywiście. Namieszałem.. Otwarłem nie tą co trzeba.
Stary wampir naprawdę się pomylił. Podchodzi do innej trumienki. Tym razem trafia. Otwiera wieko. Dużo różnych – prawie pełnych buteleczek – stojących jak żywe żołnierzyki na warcie. To jego barek. Żelazny zapas. Stara się go uzupełniać, w miarę możliwości przerobowch. Ma już swoje lata. A może nawet więcej. Już nie te siły, co w czasach świetności.
Gul – gul – gul – słyszy wnuczka.
– Dziadku. Goście czekają. Przestań mi tu gulgotać i mlaskać, bo mnie to wkurza. Zachowuj się dziadku. Nie dosyć, że chcą ci wyprawić twoje święto, to jeszcze mają ciebie błagać na czerwonych krwinkach, żebyś raczył przyjść, tak?
– Kochana wnuczko – gul – gul – gul – musisz dziadka zrozumieć. Dziadek ma tylko jeden samotny kieł. Dziadkowi wycieka – gul – gul – gul - po bokach. Dziadek musi sobie miseczkę podstawiać, żeby nie zmarnować…
– Napijesz się na przyjęciu. Mamusia i tatuś mówili, że idą na romantyczny spacer. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, o jaką romantyczność chodzi. Zapytałam tylko: po co wam te baniaczki?” Odpowiedzieli: „Na czerwoną galaretkę”. Ładna mi galaretka – myślę sobie – skoro już wiem, o co biega. No...czyli - krwawy stół - będzie. Jak tra -la – la. Bez obaw dziadku.
– Jak ja cię kocham, moja wnuczko kochana. Widzę, że leży ci na sercu moje dobro. Chcesz wylizać miseczkę?
– Nie, dziękuję. To kwestia higieny.
– Jak chcesz.
– Ale ja nie chcę.
– No właśnie mówię. Nie ważne...Aha... zakryję tamtą trumienkę…
– Zakryj dziadku, zakryj... i napisz kartkę na wieczku: „Nie otwierać” . Na wypadek, gdybyś się znowu pomylił. Niech malec ma spokój. Po co ma być gnieciony przez jakiegoś wampira…
– Oj wnuczko. Ty się miarkuj. Jakiegoś wampira?
– Przepraszam dziadku. To z emocji. A tak a propos – napiłeś się? Możemy już wreszcie iść. Bo w końcu noc się skończy, księżyc schowa...i święto przepadnie.
–No to przepadnie. Może i lepiej. Głupio mi się pokazywać z jednym zębem. Będą się ze mnie śmiać. A jak jeszcze zaprzyjaźnionych wilkołaków zaprosili, to już zupełna porażka. Wstyd...i to przed obcymi. Toż to inny klan. Jak się rozniesie…
– Dziadku. Przestań chrzanić. Mówię tak, bo zgroza mnie do otchłani wciąga, jak to słyszę. Przecież to Święto Jedynego Kła. Rozumiesz? J e d y n e g o !!!
– A kto powiedział, że mojego?
– Ależ dziadku. T w o j e g o!!!
– A po czym poznać, że mojego?
– Ty udajesz głupka...czy już nie musisz. Zważ na to, że w nerwach mówię…
– Szybko dorastasz wnuczko. Gadasz jak dorosła. Albo jak -krwi pamięci – twoja babka. Moja żona ukochana. Ale wampiry tak mają. Nie przejmuj się.
– A ja myślałam, że nas nie można zabić…Nic nie mówisz?...O zgrozo, można?
– Stoisz jak kołek w płocie, wnuczko ty moja.
– A co ma do tego jakiś kołek. Nie mam nastroju do jakiś...kołków…
– A powinnaś mieć. I jeszcze do kilku innych drobiazgów. Ale bez obaw. Tu spokojne okolice. Pożyjemy jeszcze. To tyle na ten temat. No nie płacz ty mój skarbie. Dziadkowi się zastawki w sercu zacinają, gdy patrzy na smutną wnuczkę.
– Zacinanie zacinaniem, ale musimy wreszcie iść. W końcu lektykę po dziadka przyślą. A wie dziadek jacy goście będą ją targać?
-- Zwisa mi to. Jak kropla z kła.
-- Wilkołaki!
– E tam…
–- Nie – e tam – tylko wstyd. Przemawia ?
– ...
– Dziadku! Znowu chrupiesz krew! Ostatni ząb sobie wyłamiesz i święta nie będzie. Gdzie to znalazłeś?
– Ależ…
– Przecież słyszę, jak ciamkolisz!
– To nietoperze.
– Akurat. Wywalaj podszewki. Ale mi już! No tak...fuj...pełno okruszków…
– Widocznie Hemoglobinka mi nakładła.
– Nie zwalaj na żonę, bo bronić się nie może.
– Na stare lata mi zabraniasz. Wnuczko! No nie bądź taka.
– To nie zgodne z rodzinną tradycją…
– A moja córka, a twoja matka czasami chrupie.
– Nie wiedziałam. Widocznie jest – degustatorką...dla potrzeb naukowych.
– Akurat.
– Nie powtarzaj po mnie. Chodźmy wreszcie. Bo mnie jasna krew zaleje!
– To cię wykręcę nad barkiem.
– …
– No co?
– …
– Zaradny jestem.
– Dziadku! Idźmy już.
– Muszę jeszcze zasłać łóżeczko.
– O rany!!!
Komentarze (12)
Ale galaretka pewnie dobrze stężała. Bardzo fajny dialog i ten jeden kieł.
Pozdrawiam:):):)5
"Przecież słyszę, jak ciamkolisz!" - szczególnie rozłożył mnie już na amen ;))
Pozdrowionka :)
Rozłożonam Ci ja po prostu na obie łopatki...
Dialogi wprost obłędne???
Uwielbiam czarny humor... a ciamkolenie wymiata???
N?I?E?U?S?T?A?J?Ą?C?E
Jeno kła nie widzę:)↔Pozdrawiam:)?
DeDo, inkontynencja/mówiąc salonowo/po prostu mnie wykończy???
?ano masz Ci?????
Właśnie wyssałem krew z opuszka. Nie zdążyła skrzepnąć, bo mi nie chrupie w przełyku?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania